Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Śro 16:18, 26 Wrz 2007 Temat postu: "A on był Nieszczęściem" |
|
|
Traq ma tworów napisanych już wiele, więc w końcu postanowiła się czymś podzielić.
Przepraszam za przydługą część pierwszą, ale naprawdę nie widzę sposobu, jak to sensownie podzielić. Imionami radzę się nie sugerować specjalnie Bawiłam się po prostu.
"A on był Nieszczęściem" cz. I
Spóźniał się. Jak zwykle. Czekała na niego, mieszając wywar wielką drewnianą łyżką. Zawartość kotła, niczym się nie przejmując, bulgotała cichutko. Zielone bąble pojawiały się na powierzchni, by po chwili zniknąć z ledwo dosłyszalnym pyknięciem. Na stojącym nieopodal stole czekały już w równiutkich rządkach wąziutkie fiolki, tak kruche, że można je było bez wysiłku zmiażdżyć w palcach.
- Zaraz będziemy rozlewać.
Pręgowany kocur uniósł leniwie głowę i błysnął bursztynowym okiem.
- A jego wciąż nie ma - zauważył, przeciągając się i wskakując na parapet. Kuchenne okno wychodziło na przydomowy ogródek, który ze względu na obfitość pleniących się tam roślin można było śmiało nazwać miniaturową dżunglą. Między sporymi krzewami dzikiego bzu dało się jednak dostrzec małą furtkę, przez którą, przy akompaniamencie nieprzyjemnego zgrzytu zawiasów, można było dostać się do tego zielonego zakątka. Potem należało się już tylko przedrzeć przez zarastające ścieżkę rozmaite okazy flory i stawało się przed drzwiami chaty.
- Na pewno coś ważnego go zatrzymało - powiedziała, wlewając ostrożnie do pierwszego naczynia gęstą, przypominając rzęsę na jeziorze, ciecz.
- Ależ oczywiście - mruknął, nie odrywając wzroku od furtki.
- Mają teraz pewne problemy na dworze - ciągnęła, korkując fiolkę.
- Problemy - powtórzył kocur kpiąco, rzucając jej przelotne spojrzenie. - Cóż za eufemizm.
- Co masz na myśli, Rajivie*? - zapytała ze zdziwieniem, odrywając na moment wzrok od powoli wypełniającego się naczynia.
- Droga Najwo** - odparł kot, nadal wyglądając na pogrążający się w ciemnościach ogród. - Na pewno słyszałaś o niejakim księciu Njordzie***. I na pewno słyszałaś o jego ostatnich wybrykach. Dla króla to nie problem, tylko katastrofa. Stara się bezskutecznie poprawić swój wizerunek, a tymczasem niepokorny synek harcuje dalej…
Dziewczyna odłożyła chochlę i spojrzała na niego, jakby nie do końca rozumiejąc, o czym mówi.
- Rajivie, przecież on krzywdzi tylu ludzi! Jak możesz nazywać to harcami?
Kot machnął obojętnie końcówką ogona.
- A jak ty możesz nazywać tę sytuację problemem?
- Miałam tylko na myśli… - broniła się niepewnie, nie zważając na kipiący w kotle wywar.
- Idzie - przerwał jej bezceremonialnie i zeskoczył z godnością na stół. Przedefilował dumnie między rzędami fiolek, po czym usiadł na skraju blatu i wbił wzrok w drzwi. Najwa również zastygła w bezruchu, nasłuchując kroków na ścieżce. Po chwili klamka poruszyła się i dziewczynie przebiegł po plecach nieprzyjemny dreszcz, kiedy wyobraziła sobie, co może właśnie próbować dostać się do środka. Zawsze tak reagowała, gdy po nocy ktoś zjawiał się na progu. Przez króciuteńką chwilę miała przed oczami macki wciskające się przez szpary do wnętrza, a potem drzwi otworzyły się i przerażające uczucie zniknęło. Odetchnęła z ulgą, bo widziadło miało się nijak do rzeczywistości, a przybysz był jej dobrze znany. Lecz choć nie miał macek, komuś, kto by go zobaczył po raz pierwszy, mógłby naprawdę wydać się groźną zjawą. Długi, postrzępiony płaszcz łopotał na wietrze, a spod kaptura wymykały się pasma czarnych i czerwonych włosów. Pociągła twarz o wydatnym nosie wyrażała znudzenie, lecz ciemne oczy błyskały złowrogo, lustrując bacznie otoczenie.
Najwa spuściła wzrok i dygnęła głęboko, chowając pokrytą zielonym szlamem chochlę za plecami. Nie mogła nie okazać swego szacunku synowi króla.
- Przestaniesz wreszcie głupio podrygiwać? - warknął przybysz, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Paniczowi Lorccanowi**** nie podoba się twoje dyganie - wyjaśnił uprzejmie Rajiv między jednym a drugim liźnięciem łapy.
- Ten głupi futrzak wciąż tu jest? - Mężczyzna rzucił płaszcz na podłogę i opadł na jedno z kuchennych krzeseł. Odgarnął z twarzy włosy i skrzywił się na widok bulgocącego w kotle wywaru. - Znowu to gotujesz?
- Tak jest - odparła grzecznie. - Specjalnie dla…
- Wiem, wiem, nie musisz mi przypominać, że to ja mam to paskudztwo wypić. Na zwiększenie mocy… - Lorccan podparł brodę na ręce i ze znudzeniem obserwował poczynania dziewczyny.
- Paskudny dzień, nieprawdaż? - zagadnął go kocur słodkim głosem.
- Ucisz się albo przerobię cię na dywanik - burknął mężczyzna w odpowiedzi.
- Cóż, z takim bratem całe życie jest do wyrzucenia - orzekł Rajiv, przeciągając się leniwie. - Na pewno nie przysparza dobrej sławy rodzinie…
Lorccan zerwał się z krzesła, a Najwa z wrażenia upuściła fiolkę, która rozbiła się o podłogę, jednak na tyle cicho, że nie zdołała odwrócić uwagi mężczyzny od pręgowanego kota. Dziewczyna z trwogą patrzyła na purpurową z gniewu twarz gościa. Wiedziała, że był gwałtowny i łatwo dawał się sprowokować. Rajiva to bawiło, ale ona obawiała się, że prędzej czy później komuś stanie się krzywda.
- Jak śmiesz, głupi kocie? - syknął Lorccan.
- Jak na członka rodziny królewskiej, masz dosyć ubogie słownictwo - zauważył uprzejmie Rajiv, unosząc przednią łapę i spoglądając z zainteresowaniem na swoje pazury. - Ciągle tylko głupi i głupi. Może by tak raz dla odmiany…
Mężczyzna walnął pięścią w stół, który zatrząsł się gwałtownie, wywracając fiolki i sprawiając, że kocur stracił równowagę i ześliznął się z blatu w niezbyt godny sposób.
- Ty zapchlony sierściuchu! - ryknął Lorccan, rozcierając dłoń i sypiąc iskrami z oczu. - Nie będziesz mnie pouczał!
- O, robisz postępy, jak widzę. - Rajiv wskoczył na szafkę i patrzył teraz na swojego przeciwnika z góry. - Może jeszcze coś z ciebie będzie. Pamiętaj, cierpliwością i pracą ludzie się bo…
Kocur w ostatniej chwili uchylił się przed lecącą w jego stronę glinianą miską i umilkł. Lorccan, dysząc ciężko i sztyletując go wzrokiem, usiadł ponownie za stołem.
- Paniczu Lorccanie - wtrąciła cicho Najwa, skończywszy wycieranie blatu. - Stłukliście z Rajivem prawie wszystkie fiolki, więc…
Mężczyzna westchnął ciężko i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej garść monet i rzucił wszystkie na stół.
- Bierz, ile potrzebujesz, i kup sobie nowe - mruknął obojętnie. Najwa wydawała się zdenerwowana propozycją.
- Ależ nie, nie… Ja mam pieniądze… Chciałam tylko powiedzieć, że dzisiaj nie zdążę już przygotować zapasu wywaru.
- Rób jak chcesz - odparł, nie spuszczając wzroku z kota, który obserwował wszystko z wyżyn szafki.
- Bo ja bym nie chciała, żeby ktoś pomyślał, że się nie wywiązuję ze swoich obowiązków… - drążyła temat Najwa, pragnąć usprawiedliwić się do końca, co jednak nie spotkało się ze zrozumieniem.
- Dziewczyno, a kogo to niby obchodzi? - zawołał niecierpliwie mężczyzna, w końcu na nią spoglądając. - Jestem tu tylko dlatego, że nie mają dla mnie zajęcia na dworze! Ojciec uznał, że równie dobrze mogę gnić na zamku, jak przychodzić tutaj uczyć się tego całego hokus-pokus. No to jestem, bo nie mam wyboru, ale nie wymagaj, żeby ktokolwiek, łącznie ze mną, się specjalnie tą nauką czarów przejmował!
Najwie zadrżały lekko wargi, ale dzielnie powstrzymała łzy cisnące się do oczu. Wiedziała, że na początku lekcje były mu narzucone, ale myślała, że z biegiem czasu Lorccan je polubi. Zresztą wydawało jej się, że rzucanie zaklęć sprawiało mu przyjemność. Choć oczywiście mógł go zniechęcać fakt, że żadne mu nie wychodziło…
- Ale przecież robisz postępy! - zawołała żarliwie, nieświadomie przechodząc na „ty”. - A sztukę przemiany opanowałeś do perfekcji!
- Wielka mi rzecz! Co mi z tego przyjdzie, że potrafię przybrać wilczą postać? I jakie postępy? Przecież ja nie potrafię rzucić żadnego zaklęcia!
- Frustracja z niego wychodzi - stwierdził leniwie kocur, za co omal nie dostał patelnią. Naczynie jednak nie doleciało do niego i rąbnęło w drzwiczki szafki aż zadudniło, po czym opadło na ziemię z jeszcze głośniejszym trzaskiem.
- Demolowanie czyjejś kuchni to zapewne jeden z lepszych sposobów na wyładowanie negatywnych emocji, wolałbym jednak, byś nie znęcał się akurat nad tą chatą - stwierdził Rajiv, układając się wygodnie.
- A co? Twoja chata? - warknął Lorccan zaczepnie.
- Przebywam tu za pozwoleniem właścicielki - odparł z godnością kocur, wskazując na Najwę.
- W każdej chwili mogę cię stąd wyrzucić! Nie zapominaj, kim jestem!
Rajiv zainteresował się nieznacznie.
- Mam nadzieję, że twoje zdrowie psychiczne nie zostanie poddane w wątpliwość, gdy nakażesz eksmisję kota - zauważył niewinnie, co doprowadziło do kolejnego wybuchu złości Lorccana.
- Przecież ty nie jesteś prawdziwym kotem!
- Ach, ale któż oprócz tu obecnych o tym wie? - zapytał chytrze Rajiv.
- Na dworze uwierzą mi na słowo… - bąknął zbity z tropu mężczyzna.
- Należałoby jeszcze wydać oficjalne oświadczenie, w którym wyjaśnisz, że kot, którego wyrzucasz z domu, nie jest prawdziwym kotem, choć wygląda zupełnie jak kot, ale w końcu ludzi, to znaczy kotów, nie ocenia się po pozorach - zaproponował Rajiv, mrugając jednocześnie do Najwy, która już od dłuższego czasu przysłuchiwała się ich kłótni z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Czemu chcesz go stąd wyrzucać? - zapytała, gdy Lorccan szukał w głowie jakiejś ciętej riposty. - Bardzo lubię jego towarzystwo.
- Ale ja nie! - ryknął zapytany. - A to ja tu rządzę!
- Nie ulega wątpliwości, żeś ty tu panem i władcą, książę. - Rajiv powstrzymywał się ostatkiem sił od parsknięcia śmiechem. - Wnoszę zatem o zmianę twego imienia na Conri*****.
- Zaduszę!
Lorccan zerwał się z krzesła, przyciągnął stół do ściany i wskoczył na niego z zamiarem złapania w ten sposób kota i wykonania swojej groźby. Niestety, gdy tłukł na oślep pięściami po szafkach, próbując utrzymać się na chybotliwym meblu, Rajiv siedział już zadowolony z siebie w ramionach zdezorientowanej Najwy, mrucząc cichutko. Wtem nogi sprzętu zbuntowały się ostatecznie przeciwko tak okropnemu traktowaniu i Lorccan z trzaskiem wylądował na podłodze. Dziewczyna spuściła kota na ziemię i z niejakim trudem pomogła mężczyźnie wstać. Potem spojrzała z żalem na strzaskany stół. Służył jej od tylu lat, że nie mogła już zliczyć, ile cudownych wieczorów przy nim spędziła. Pamiętała długą rysę, którą zostawił po sobie sztylet Lorccana, oraz maleńką dziurkę po słabiutkim zaklęciu zapalającym mężczyzny. Jedna jego noga odczuła kiedyś na sobie ostrość pazurów Rajiva, o drugą kocur wielokrotnie wycierał się po deszczu. A naprawiając go magią, utraci te wszystkie ślady przeszłości na zawsze… Najwa westchnęła, zdając sobie sprawę, jak głupio jest przywiązywać się tak do zupełnie zwyczajnego stołu. Lecz naprawdę nie mogła nic poradzić na to, że była sentymentalna i każdy przedmiot w jej chacie przypominał o jakimś ważnym wydarzeniu. Chociażby wazonik od mamy, zasuszona stokrotka od przyjaciela z dzieciństwa czy wreszcie znaleziona na ulicy gliniana figurka wiernego psiaka, która pocieszyła ją po otrzymaniu listu z wiadomością o śmierci dziadka.
- Najwo? - Rajiv z niecierpliwością trącał ją łapą w nogę. - Nie martw się tak. Nasz drogi książę odkupi ci ten stół.
- Będzie większy. I solidniejszy! - zapewniał ją Lorccan, próbując ukryć swoje zmieszanie.
- I będzie miał napisane na blacie: nie skacz po mnie - dodał kocur, umykając do sąsiedniej izby przed zemstą mężczyzny.
---
* Rajiv (hind.) - pręgowany.
** Najwa (arab.) - szept, tajemnica.
*** Njord (skand.) - silny, czerstwy.
**** Lorccan (irl.) - „little fierce one” czyli w wolnym tłumaczeniu mały i gwałtowny, niepohamowany. Nie odnosi się to bynajmniej do wzrostu bohatera. Jest po prostu najmłodszym synem pary królewskiej.
***** Conri (irl.) - wilczy król.
Ostatnio zmieniony przez Traquair dnia Śro 18:05, 26 Wrz 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 17:32, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Jak ja uwielbiam czytać poprawnie napisane dialogi!
Historia zapowiada się ciekawie. Wiekszych błędów nie ma (chyba tylko brak dwóch przecinków), styl także w porządku; niektóre zdania może zbyt długie, ale nie trzeba się w nich doszukiwać ukrytego sensu, więc jest ok.
Imiona mi się podobają.
Czekam na kolejną część. (a ta część wcale nie jest przydługa)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Śro 18:07, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Viv, dopiero teraz widać, o co mi chodziło z niesugerowaniem się imionami (patrz gwiazdki) Wybacz.
Cieszę się, że pod względem technicznym daję jakoś radę
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 18:11, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
I ładnie to tak? Osła z admina robić?
Tytuł też mi się podoba. Taki intrygujący.
Ale nie przyzwyczajaj się do pochwał.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Śro 18:12, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Nie mam zamiaru. Czekam zresztą na te wszystkie pomidory, bo mi do sałatki na kolację składników brakuje
A nad tytułem męczyłam się najdłużej
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 18:14, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
To sobie podejdź do zieleniaka, kobieto
Gratuluję pomysłowości
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Śro 18:17, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Nie no, aż tak zdesperowana nie jestem, by po nocy włóczyć się za warzywami
No dobrze, to teraz pozostaje mi czekanie na inne opinie, o ile takowe się pojawią, a potem wrzucę drugą część, o.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 18:21, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Poofftopuję dalej. Według mnie możesz liczyć jeszcze na dwa komentarze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Śro 18:23, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
To ja to potraktuję jako przyzwolenie do offtopowania z mojej strony Nie no, wyliczyłaś mi dokładnie... Viv Nostradamus?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 18:24, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Kurcze, wydało się...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atra
Władca Archenlandii
Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Szafa pełna wampyrów
|
Wysłany: Śro 18:42, 26 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Gdzieś to już widziałam... xP
Zgrabnie napisane, zabawne, przyjemnie sie czyta. Żywe dialogi.
Urocze i wciągające. Kocham tego kota. Czekam na więcej. xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Czw 11:32, 27 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Kim/czym właściwie jest ten kot??
Mam nadzieję, że to się wyjaśni w dalszych częściach...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Czw 14:52, 27 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Amosie drogi, musiałam wprowadzić jakąś nutkę tajemnicy, prawda?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Czw 18:51, 27 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Prawda, prawda, dzięki temu opowieść bardziej wciąga.
Z niecierpliwością czekamy na następne części...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Pon 18:12, 01 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Żyję nadzieją, iż nie zagmatwałam tego za bardzo
"A on był Nieszczęściem" cz. II
- Paniczu Lorccanie, musi się pan skupić. Inaczej nic z tego nie będzie - oświadczyła Najwa z niezwykłą jak na siebie stanowczością.
- Musisz naprawdę tego chcieć. Musisz pragnąć przesunięcia tego krzesła całym sobą, książę. - Rajiv spacerował w tę i z powrotem po nowiutkim stole. - Nie myśl! Czuj!
- Czy ten głupi… to znaczy, czy ten koci półgłówek mógłby przestać? Doprowadza mnie do szału swoją paplaniną! - wycedził mężczyzna przez zaciśnięte zęby, obrzucając go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie mógłby. Od tego ma głos, żeby mówić - odpowiedział Rajiv, przechadzając się po krawędzi stołu ze skupionym wyrazem pyska.
- Ale nie kiedy próbuję się skoncentrować! - ryknął Lorccan w desperacji.
- Ach, rozumiem. - Kocur zatrzymał się w pół kroku. - Jestem tu zbędny… Niepotrzebny… Mam sobie pójść?
- Tak!
Rajiv bez słowa zeskoczył ze stołu i pomaszerował do drzwi. W progu odwrócił się jeszcze z błyskiem w oku.
- Palant - prychnął i już go nie było. Lorccan podskoczył na krześle i trzasnął w stół z wściekłości.
- Paniczu Lorccanie. - Najwa spojrzała błagalnie na ucznia. - Proszę nie zwracać na niego uwagi…
- Niby czemu? Bo nie jest zwykłym kotem? - zakpił mężczyzna, dudniąc buciorami po drewnianej podłodze.
- Nie o to mi chodzi - tłumaczyła cierpliwie dziewczyna. - On jest po prostu …
- Właśnie, czym on tak właściwie jest? - podchwycił Lorccan.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, po czym odparła z wahaniem:
- Myślę, że to człowiek, który umiał… umiał przemieniać się w kota i pewnego dnia… nie udało mu się wrócić do ludzkiej postaci.
- Aha! I teraz wychodzi z niego frustracja! - Mężczyzna uśmiechnął się tryumfalnie, zadowolony ze swego odkrycia.
- Paniczu Lorccanie, przybyło paniczowi kilka czerwonych włosów - zauważyła nagle Najwa. Nieoczekiwana zmiana tematu zdumiała mężczyznę i zatrzymała go w pół obrotu na pięcie.
- Słucham?
- Ile razy w ciągu ostatnich siedmiu dni zmieniał się panicz w wilka? - zapytała dziewczyna, wpatrując się w niego uważnie.
Lorccan spuścił głowę i usiadł na krześle. Czarno-czerwone kosmyki zasłoniły mu twarz, ale Najwa wiedziała, że czerwieni się lekko ze wstydu.
- Siedem - mruknął w końcu, wzruszając ramionami, jakby chcąc podkreślić ważkość problemu.
- Paniczu Lorccanie! - Najwa była przerażona. Przecież tyle razy mu tłumaczyła, że umiejętność przemiany nie służy do zabawy!
- O co ci chodzi? - Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nią gniewnie, chcąc zatrzeć poprzednie wrażenie. - Po co niby posiadłem tę umiejętność, jeśli nie po to, by z niej korzystać?
Dziewczyna przełknęła ślinę. Nie mogła się kłócić z synem króla. Ale nie mogła też pozwolić, by stała mu się krzywda…
- Paniczu Lorccanie, należy jej używać tylko w naprawdę ważnych sytuacjach. Zbyt częste korzystanie z tej zdolności jest bardzo niebezpieczne!
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Będę miał czerwone włosy, rzeczywiście straszne.
- Nie tylko o to chodzi - ciągnęła uparcie Najwa, chcąc zmusić go do zrozumienia zawiłych praw magii.
- Za bardzo się przejmujesz, dziewczyno. Może to i niebezpieczne, ale dla takich chucherek jak wy, kobiety, a silnemu mężczyźnie nic się od tego nie stanie - orzekł pewnie Lorccan, klepiąc ją po plecach.
- To nie tak! - zaprotestowała gorąco. - Przemiana czerpie z ludzkiej energii życiowej. Jeśli korzysta się z tego źródła zbyt często, nie dając mu szansy na regenerację, to w końcu zapas się wyczerpuje i… Albo może się z paniczem stać to, co z Rajivem!
Lorccan spojrzał na Najwę podejrzliwie, ale wyglądało na to, że nie udawała. Skrzywił się, bo jej słowa były mu wybitnie nie na rękę, a ostatnie zdanie już zupełnie nie przypadło mu do gustu.
- Dobrze - warknął w końcu podirytowany. - Skoro jesteś taka mądra, to wymyśl mi inny sposób, żebym mógł wymykać się z zamku.
- Ach, więc książę wymyka się z zamku? - Rajiv siedział na parapecie, machając wolno, niemal hipnotycznie, końcówką ogona.
- Skąd tu się wziąłeś? - ryknął Lorccan, zrywając się na równe nogi.
- Zdajesz się zapominać, książę, że nie jestem zwykłym kotem - odparł Rajiv, przymykając leniwie oczy.
- Cały czas tu byłeś?!
- A nawet jeśli? - spytał chłodno kocur, nie spuszczając z niego wzroku.
- Ty podły zwierzaku! Podsłuchiwałeś! - Lorccan rzucił się do okna, wyciągając ręce, by zacisnąć je na szyi kota. Rajiv momentalnie zeskoczył na ziemię, unikając tym sposobem tragicznego końca.
- Najwo, jakaś herbatka na uspokojenie dla tego pana!
***
Dziewczyna rozłożyła świeżo wyprany koc na łóżku, po raz kolejny podziwiając jego niezwykły kolor. Gruby materiał mienił się bowiem przeróżnymi odcieniami fioletu, niezależnie od kąta padania światła. Zupełnie jakby falował, choć przecież Najwa z całą pewnością mogła stwierdzić, że najspokojniej w świecie leży i się nie rusza. Ale w końcu zrobiła go dla niej świętej pamięci babcia Calfuray*, która była czarownicą niezwykle utalentowaną, jeśli chodzi o robótki ręczne.
Pogładziła materiał i zabrała się do dalszego sprzątania. W mgnieniu oka zamiotła podłogę i wytrzepała dywan. Pozostało jej już tylko wytarcie kurzu z półek. A stały na nich najrozmaitsze przedmioty, od książek poczynając, na bibelotach kończąc. Większość pozycji w jej skromnej biblioteczce dotyczyła magii, a pozostałe dzieła miały przede wszystkim wartość sentymentalną, gdyż na stronach tytułowych widniały odręczne dedykacje od rodziców lub przyjaciół. Wszystkie figurki i inne cacka wiązały ze sobą mniej lub bardziej radosne wspomnienia, a kolekcja miniatur na ścianie nad łóżkiem przedstawiała drogie jej osoby.
Najwa lubiła swój pokój, bo zgromadzone tu pamiątki przypominały jej o dalekim domu. Lecz sprzątania było tu co niemiara i zazwyczaj musiała poświęcać mu sporą część dnia. Ale była to przynajmniej okazja do odpoczynku od ciągłych utarczek Rajiva i Lorccana. Naprawdę nie mogła zrozumieć, czemu kocura tak bawią nieustanne sprzeczki i docinki. I czemu książę nie zacznie go w końcu ignorować? Przez to nie może skupić się na lekcjach, nic mu nie wychodzi i to sprawia, że staje się jeszcze bardziej agresywny. Czyż to nie strata…
- Najwo! - dobiegł ją zza drzwi okrzyk pełen niepokoju. Szybko przebiegła do sąsiedniej izby, odrzucając w biegu szmatę.
- Co się stało, paniczu Lorccanie? - zapytała ze zdumieniem, widząc zdyszanego mężczyznę na środku swojej kuchni.
- Njord… Njord nie żyje - wymamrotał tamten, patrząc na nią nieco błędnym wzrokiem.
- Co? Jak to… Paniczu Lor…
- Otruty… przez pokojówkę…
Najwa upuściła kubek, który schwyciła chwilę wcześniej, chcąc nalać przybyszowi wody.
- Otruty?
- To rzeczywiście przygnębiające - odezwał się Rajiv ze swojego miejsca na szafce. - Ale czyż wszyscy na dworze nie powinni być uradowani takim obrotem sprawy?
Odpowiedziała mu głucha cisza. Lorccan opadł na krzesło, a Najwa stała niczym kamienny słup, wpatrując się w okno.
- Ktoś wreszcie zrobił z nim porządek, czyż nie? - drążył temat kocur, zeskakując na stół.
- Nic nie rozumiesz - odparł mężczyzna ochrypłym głosem, podnosząc na niego wzrok. - To był zamach na członka rodziny królewskiej…
- Ach, boimy się o swoją skórę?
Lorccan zerwał się z krzesła, ale nie miało to nic wspólnego z kąśliwą uwagą Rajiva.
- Najwo - rozległ się jego zduszony szept. - Ta pokojówka powiedziała, że kupiła truciznę od ciebie!
Dziewczyna drgnęła i popatrzyła tępym wzrokiem na mężczyznę.
- Truciznę? - powtórzyła. - Nie umiem przyrządzać trucizn.
- Musisz uciekać!
- Przyszedłeś ją ostrzec, książę? - Rajiv parsknął śmiechem. - Należało krzyknąć od progu, że grozi jej niebezpieczeństwo.
- Ucisz się! Najwo, ubieraj się, szybko! - Lorccan zaczął gorączkowo biegać po całej kuchni, od czasu do czasu poszturchując dziewczynę, która jak w transie wiązała trzewiki.
- Strata czasu - orzekł kocur, wyciągając się leniwie. - Żołnierze są już pod drzwiami.
Mężczyzna zaklął szpetnie i rzucił się do okna, by sprawdzić tę wiadomość. Zanim jednak zdążył przekląć po raz drugi, spory oddział zbrojnych dostał się już do środka.
- Stójcie! - zakrzyknął dowódca, prezentując swój długi miecz w całej okazałości. - W imieniu króla Gerbena** oskarżam cię, wiedźmo, o przygotowanie mikstury, która pozbawiła życia królewskiego syna Njorda.
- Ale ja… - Najwa zamrugała niepewnie, próbując zrozumieć, o co chodzi.
- Nie słuchajcie jej, chce nas zaczarować! - orzekł dowódca i kontynuował groźnie, przenosząc wzrok na Lorccana. - A ciebie, książę Lorccanie, w imieniu króla Gerbena oskarżam o spiskowanie na życie królewskiego syna Njorda!
- Słucham?! - Lorccan zachłysnął się ze zdumienia. - Spiskowania? O co tu chodzi?
- Wszyscy wiedzą, że masz konszachty z tą wiedźmą. Król potrafi dodać dwa do dwóch!
- Egbercie***?! - Mężczyzna wpatrywał się z niedowierzaniem w dowódcę. Co za bzdury
wygadywał ten człowiek?
- Zamilcz, panie! Pójdziecie z nami, król was osądzi i przypłacicie głową za ten niecny czyn, jakiego się dopuściliście!
Lorccan usiłował protestować, ale schwyciły go mocne ręce żołnierzy i mógł tylko, szarpiąc się, obrzucać ich wyzwiskami. Najwa dała się wyprowadzić o wiele spokojniej, wciąż nie będąc pewna, czy aby nie śni.
Rajiv został sam w izbie. Patrzył chwilę za znikającym za drzwiami oddziałem, po czym przeciągnął się raz jeszcze i miauknął z zadowoleniem.
- Przecież mówiłem, że nie jestem zwykłym kotem… - I z diabelskim chichotem zniknął.
KONIEC
* Calfuray - fiołek w narzeczu Indian Mapuche.
** Gerben (duń.) - połączenie słów dzida i niedźwiedź.
*** Egbert (ang.) - jasne ostrze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|