Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Atim
Gość
|
Wysłany: Śro 13:53, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Spróbuj tylko, a każdy, kto ośmieli się wykonać rozkaz, poczuje ostrze mojego miecza! - odpowiedział Rilian. Skierował się w stronę Oro i patrzył na nią tak wściekłym i napastliwym wzrokiem, że ta odruchowo cofnęła konia o krok.
- Rilian! Co ty sobie wyobrażasz? - odezwał się dziecięcy głos. - Odsuń się natychmiast stamtąd! - słowa Ahosa brzmiały jak rozkaz, ale mag stał w miejscu.
- Nie, Ahosie, nie pozwolę zabić tego jelenia, ani nikogo z moich przyjaciół! Po moim trupie! - zakończył.
- Dobrze - odezwał się wezyr i wypuścił w kierunku Riliana strzałę, którą wciąż miał nałożoną na kuszę. Brzdęk, strzała odpadła na bok, a miecz prawie niewidocznym ruchem wrócił na miejsce...
Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Śro 13:53, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla

Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 14:29, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Kiedy wezyr wypuścił strzałę, Maria poczuła, że robi jej się słabo, ale na szczęście Rilian miał przytomny umysł i błyskawicznym, prawie niezauważalnym ruchem miecza odepchnął atak.
Kiedy księżniczka schodziła z konia, oczywiście zabrała ze sobą łuk, ale ukryła go tak starannie, że na razie nikt go nie dostrzegł. Teraz jednak wyciągnęła strzałę i zręcznym ruchem nałożyła ją na cięciwę.
"To tak na wszelki wypadek"pomyślała sobie, ale w rzeczywistości chciała od razu posłać śmiertelną strzałę dla Oro. Wszystkimi siłami powstrzymała się przed tym zamiarem. Nagle odezwała się Lia:
- Co ty robisz?! Jak śmiesz?! - wrzasnęła.
Maria spojrzała na nią spokojnym wzrokiem, ale nic nie odpowiedziała.
- Co robisz, pytam się? Jeśli nie przestaniesz, to cię wychłostam! Wychłostam i zabiję! - piszczała.
Księżniczka stwierdziła, że dłużej tego nie wytrzyma.
- Nie boję się chłosty - powiedziała i dodała cicho - a śmierć też nie jest straszna.
Zapadło milczenie. Tarkaanowie nie mogli uwierzyć, że niewolnicy, nad którymi oni mają całkowitą władzę, sprzeciwiają się im tak jawnie i zarazem tak ostro.
- A czego się boisz? - zapytał ktoś.
- Niewoli - brzmiała odpowiedź. Maria wciąż trzymała palce na cięciwie łuku. Przemówiła raz jeszcze, tym razem głośniej:
- Tak, to jest to, czego boję się najbardziej. Niewola. Wyobraźcie sobie, że idziecie na spacer. Popołudniowy. Nagle łapią was handlarze niewolników, nie znoszący sprzeciwu, ci, którzy nie będą chcieli wyjaśnień, nie będą pytali, kim jesteście. Trafiacie w ręce rzezimieszków, którzy wiozą was na targ... Aby potem was sprzedać! Sprzedać wasze życie, wasz los... Wasze wspomnienia. Co wtedy czujecie? Jakie pytanie zadajecie sobie podczas każdej chłosty? Jak czujecie się, codziennie usługując bezwzględnym ludziom bez serca? - przerwała i spojrzała na Oro, potem Lię. - Codziennie zdajecie sobie sprawę, że nie jesteście wolni. Jakie są wasze uczucia, kiedy wiecie, że gdzieś daleko jest ktoś, kto na was czeka, a wy nie możecie dać mu nawet znać, że żyjecie? - głos jej się załamał, ale ciągnęła dalej. - Nie chodzi o osobę, czy dwie... - urwała. Nie mogła dalej mówić. Jedyne, na co się zdobyła, to przemknąć poważnym i... królewskim spojrzeniem po zebranych, którzy mimo wielkiego gniewu zamilkli na chwilę. Maria nie sądziła, aby jej mowa poruszyła te kamienne serca, ale musiała coś powiedzieć.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Atim
Gość
|
Wysłany: Śro 15:20, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Po chwili odezwał się wezyr:
- Brawo, brawo - powiedział klaszcząc w ręce. - Naprawdę, wzruszające. A teraz... - skinął głową do innych wielmożów, a ci nałożyli strzały na kusze i łuki. Rilian posunął się o krok do tyłu:
- Jeśli zaczną strzelać, to już po nas - powiedział do towarzyszy szeptem. Wszyscy patrzyli teraz na groty strzał, skierowane na nich i połyskujące w promieniach światła.
Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Śro 15:22, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Nat
Gość
|
Wysłany: Śro 15:45, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Nie! - krzyknęła niespodziewanie Lasenne. Wszyscy Tarkaanowie odwrócili głowy w jej stronę.
- Nie! - powiedziała jeszcze raz i dodała: - Nie zabijajcie ich... Przecież... - zawahała się na moment. - Przecież nie zrobili nic aż tak złego. Nie trzeba...
Wezyr (i wszyscy inni) zawahał się. W końcu rzekł:
- Zabrać ich do pałacu! - kilku osiłków podeszło do przyjaciół. Chcieli się bronić, ale szybko ich rozbrojono i związano. Ruszyli do zamku.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ellenai
Moderator

Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 16:18, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
No to ich los się dopełnił. Justyna z przyjaciółmi szła (właśnie, teraz szli, nie oddano im koni) do pałacu, eskortowani przez osiłków i każdy zastanawiał się nad tym samym. Co ich teraz czeka? Śmierć? A może śmierć w męczarniach? Za takie przewinienie... Przez chwilę broniąc jelenia czuli się jak dawniej, gdy jeszcze byli wolni i stawali po słusznej stronie. Na chwilę zapomnieli, że są dalej niewolnikami... I teraz przyjdzie im za to zapłacić...
Słyszeli, jak jadący za nimi Tarkaanowie szepczą między sobą. Obmyślają tortury? Czarodziejka nie śmiała się obejrzeć za siebie. Czuła się nieswojo na myśl, że miałaby napotkać zranione spojrzenie Lasenne. Nie zdradziła jej, to prawda, ale ją zawiodła. Utraciła jej zaufanie, a to nie jest łatwe do odzyskania. Być może nigdy się to nie uda... Może nie będzie miała też czasu...
Gdy wrócili do pałacu, stanęli przed obliczem wezyra, który zasiadł na swoim tronie, a obok niego usiadł Ahos. Musiał się nauczyć ferować wyroki... Wezyr rozpczął przemowę:
- Wszyscy, szanowni państwo, byliście świadkami tego, co się tu stało. Kilkoro niewolników, najnędzniejszych z nędznych, którzy są mniej niż pyłem pod sandałami Tasza, ośmieliło się nam sprzeciwić! Nam, którzy jesteśmy umiłowanym dziećmi nieubłaganego Tasza! Niewolnikom za powiedzenie "nie" swojemu panu grozi śmierć. Ale ja nie będę wydawał takiego wyroku! Niech wydadzą na nich wyroki ich właściciele, bo to im zawinili! Panienko Lasenne - wezyr skinął na bladą Lasenne - ty pierwsza.
Lasenne spojrzała na Justynę.
- Nie chcę jej zabijać... - rzekła po chwili cichym głosem. - Dobrze mi służyła... Nigdy taka nie była...
- Więc nie chcesz jej ukarać? - zapytał zdumiony wezyr.
Lasenne zrozumiała, że musi. Musi ukarać Justynę i to tak surowo, żeby wieść o tej nauczce rozeszła się szeroko wsród niewolników, bo inaczej może im zagrozić bunt niewolników! Więc westchnęła i rzekła:
- Muszę. Wybacz, Justyno, ale muszę cię ukarać, choćbym nawet nie chciała.
Zaczerpnęła ooddechu i obwieściła:
- Skazuję cię na dwieście pięćdziesiąt uderzeń biczem o kolczastych zakończeniach!
Cisza, jaka zapadła po jej słowach, była tak całkowita, że słychać było brzęczenie muchy, a Justyna poczuła, że robi jej się słabo. Raz już była bita takim biczem. 250 uderzeń? Ona tego nie przeżyje!
- Niech tak się stanie - rzekł wezyr. - Sprawiedliwy i słuszny wyrok!
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Pon 20:41, 12 Lip 2010, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Atim
Gość
|
Wysłany: Śro 17:52, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Ahosie, widzisz jakie to łatwe - kontynuował wezyr. - Teraz spróbuj ty - zakończył.
Chłopiec popatrzył chwilę na maga, potem szepnął coś na ucho wezyrowi.
- Rilianie, byłeś dobrym sługą i nauczycielem - rozpoczął - ale zawiniłeś przeciwko mnie. Sprzeciw jest rzeczą, jaka nie powinna niewolnikowi przejść przez myśl, szczególnie tak jawny sprzeciw jak dzisiaj - znów spojrzał na maga, potem na ojca.
Było to jego pierwsze wydanie kary i nie znał miary, jaką przeżyje człowiek.
- Skazuję cię na... dwieście batów, sprawowanych biczami o rozdwojonych końcach, potem na trzysta batów kulistych, na koniec otrzymasz sto kolców bekowych. A, i jeszcze jedno, po karze wrzucić go do dołu pokutnego - zakończył i spojrzał na ojca pytającym wzrokiem.
Wezyr odpowiedział:
- Skoro taki dajesz wyrok, niech tak się stanie!
Po sali przeszedł pomruk zdziwienia. Żaden Tarkaan nie zdecydowałby się na taką karę, wolałby od razu wymierzyć śmierć, bo po co czekać, aż niewolnik się powoli wykończy? Jeden z nadzorców podszedł do Riliana, wziął do ręki sznur, którym mag był skrępowany i pociągnął go w kierunku drzwi, którymi przed chwilą wyprowadzono Justynę.
Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Śro 17:57, 26 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Risate
Pasowany na Rycerza

Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Czw 0:11, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Estera nałożyła strzałę na cięciwę i wymierzyła ją odruchowo w Oro. Chciała strzelić jej prosto w serce. Ale wiedziała, że potem także ją czeka śmierć. Więc tego nie zrobiła.
- Nie ważcie się strzelać! Zabiję każdego, kto odważy się skrzywdzić kogokolwiek! Nawet jeśli potem i mnie czeka śmierć! - przemówiła donośnym głosem Esti.
- Co ty, na Wielkiego Tasza, wyprawiasz ?! Poczekaj, aż to się skończy! Srogo pożałujesz! - rzekła Oro.
- Co ty nie powiesz? - odpowiedziała bezczelnie elfka. Jej pani zawrzała ze złości. Zrobiła się czerwona niczym burak.
Sprzeciw nic nie wskórał. Tarkaanowie zostawili jednak jelenia w spokoju, ale przyjaciół czekała sroga kara. Na zamek wrócili pieszo. Wszyscy stanęli przed wezyrem i innymi Tarkaanami i Tarkiinami. Jako pierwsza została ukarana Justyna, potem Rilian. Kary im wymierzone były straszne. Być może śmiertelne.
- Pozwól, wezyrze, że teraz ja wydam wyrok na swoją niewolnicę - wtrąciła Oro.
- Dobrze. Tak więc teraz ty - odrzekł. Elfka wiedziała, że będzie to sroga kara.
- Na początek sto batów zwykłych. Potem sto batów biczem zakończonym kulą z kolcami. A potem... potem obciąć jej kawałek uszu, żeby wyglądały jak ludzkie. Z chęcią bym cię naznaczyła, ale nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział, że taki pomiot jak ty należy do mnie - powiedziała stanowczym głosem i uśmiechnęła się szyderczo. Och, jaka to była dla niej radość. Wreszcie mogła się na niej porządnie wyżyć. Ester nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Nie chłosta, lecz strata połowy uszu była dla niej najgorszym, co mogła sobie wyobrazić. Elfka złapała się za nie. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Nie możesz tego zrobić! To jest niedorzeczne! Ja się jeszcze zemszczę! Kiedyś się zdziwisz! Ktoregoś dnia doświadczysz bólu tak dotkliwego, jakiego jeszcze nie poczuł żaden niewolnik. Umrzesz! Umrzesz w męczarniach! - Esti znów poniosło. Ale teraz było jej wszystko jedno. Teraz ta żmija mogła wydać na nią wyrok śmierci. Dla niej było to obojętne. Nieważne. Ester nie mogła powstrzymać płaczu. Łzy niczym wodospad zaczęły spływać jej po policzkach. W ustach poczuła smak słonych, gorzkich łez. Głęboko w oczach złotowłosej kryło się przerażenie. Nie zdobyła się nawet na choćby najmniejszy pomruk.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla

Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 11:19, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Maria z przerażeniem patrzyła, jak po kolei zapadają okrutne wyroki na jej przyjaciół. A co ją czeka?
Lasenne nie żywiła wielkiego żalu do Justyny, a skazała ją na dwieście pięćdziesiąt batów i to pejczem o kolczastych zakończeniach! Ahos był jeszcze dzieckiem, a wymierzył Rilianowi tak srogą karę!... A co do Estery... Oro była taką żmiją, że kazała zniekształcić jej elfie uszy!
Księżniczka ledwo trzymała się na nogach, kiedy wezyr wyznaczył Lię, aby "zaprezentowała" swój wyrok. Istniała jeszcze nadzieja, że Tarkiina skaże ją na śmierć, ale...
- Skazuję cię na dwieście batów ciężkim korbaczem, nasączonym kurcyną - jej słowa rozległy się po sali, a echo odpowiedziało, powtarzając ostatni, tajemniczy wyraz: "kurcyną, kurcyną"...
Maria nic nie rozumiała, natomiast wezyr rozumiał aż za dobrze.
- Jesteś pewna? - zapytał, patrząc uważnie na Lię.
Tarkiina skinęła głową.
- I tydzień bez jedzenia - dodała. - Będą jej przynosić tylko wodę.
- Dobrze, niech tak będzie - powiedział Tarkaan. - Mocny wyrok...
Do oszołomionej Marii podeszło dwóch pachołków i wyprowadziło ją z sali. Księżniczka nie rozumiała wielu rzeczy.
"Tylko dwieście?!" -astanawiała się w duchu."Jak na Lię, to słabo! Tylko co to jest ta kurcyna...?".
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Nat
Gość
|
Wysłany: Czw 14:02, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
"Przynajmniej nas nie zabiją..." myślała na początku Ireth, ale gdy zaczął się "sąd" nad niewolnikami, zmieniła zdanie.
"Przecież tego nie da się wytrzymać! Ale jeśli nie chcą nas zabić... Może jakoś nam się uda...?" pomyślała z nadzieją.
Po kolei ustalano karę dla Justyny, Riliana, Estery i Marii. Teraz kolej na Ireth.
Bała się, bała się śmiertelnie. Co teraz ją czeka?
Zabrał głos jej pan:
- To, co uczynili dzisiaj ci niewolnicy, zasługuje na najwyższą karę. Ci, którzy nic nie znaczą, ośmielili się nam sprzeciwić. Podziwiam ich odwagę, ale jest to czyn, którego nie można wybaczyć. Ku przestrodze wszystkich innych niewolników skazuję ją - spojrzał na Ireth - na dwieście uderzeń batem o kolczastych końcówkach. Ewentualne...poprawki wykona się później.
Ireth zamknęła oczy. Przecież ona na pewno tego nie przeżyje!
- Panie, błagam, nie! - krzyknęła, padając na kolana, ale nikt jej nie posłuchał. Usłyszała tylko "Zabrać ją!" wypowiedziane w pogardą. Wywleczono ją z sali, tak, jak wcześniej resztę przyjaciół.
Ostatnio zmieniony przez Nat dnia Czw 14:04, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ellenai
Moderator

Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Czw 14:53, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dwóch osiłków niewolników natychmiast chwyciło ją pod ręce i poprowadziło ku wyjściu z sali. Nie opierała się. Była jak ogłuszona. Była tak przyzwyczajona do dobroci Lasenne, że nie spodziewała się usłyszeć takiego wyroku... Nastawiła się na chłostę, ale nie taką! 250 batów? I to tych o kolczastych końcówkach? Aslanie, litości!
Eskorta wyprowadziła czarodziejkę na dziedziniec, gdzie na podwyższeniu, na środku stał drewniany słup, z przymocowanymi do niego ciężkimi łańcuchami. Na dziedzińcu zebrało się mnóstwo Tarkaanów i niewolników. Najwyraźniej miała to być kara publiczna. Eskorta pilnowała Justynę, dopóki nie zjawił się oprawca. Nie był to jednak Ahoszita ani Verdolino, służący pana Estery. Był to zupełnie nieznany Justynie mężczyzna, zapewne nadworny oprawca wezyra. Łypał złośliwie na Justynę swoimi świńskimi oczkami w nalanej, tłustej twarzy (w ogóle cały był tłusty) i od niechcenia uderzał lekko rzemieniami pejcza w swoją dłoń.
- Obnażcie ją! - rozkazał osiłkom.
Mimo protestu i wysiłków Justyny, osiłki obnażyli ją całkowicie. Kat przesunął pożądliwie wzrokiem po jej nagim ciele, a potem znów skinął na pachołków.
- Przywiążcie ją! - polecił. Polecenie zostało równie szybko spełnione, jak poprzednie. Osiłki przykuli ręce Justyny do ciężkich żelastw, unieśli je w górę i to tak wysoko, że Justyna musiała stać na palcach stóp. Została unieruchmiona zupełnie, tak, że nie mogła ruszyć się ani na milimetr, z twarzą przyciśniętą do drewnianego pala.
Gdy kat ujrzał jej plecy, zagwizdał:
- Oj, oj, coś mi się widzi, panienko, że byłaś krnąbrną niewolnicą, co? - zadrwił. Rzeczywiście, plecy Justyny pokrywała cała sieć starszych i nowszych blizn. Ostatnie zaledwie ze wczoraj...
Kat odstąpił krok i Justyna usłyszała świst pejcza, gdy brał zamach. Spodziewała się, że będzie bolało, ale nie aż tak! Gdy wyszarpywał końcówki z jej ciała, razem z jego kawałeczkami, Justyna zawyła z bólu. Nigdy wcześniej nie krzyczała tak głośno. Nie pomyślała nawet o tym, że wszyscy ją słyszą, a już na pewno jej przyjaciele. I to nie był jedyny krzyk. Tylko, że każdy następny był słabszy, bo Justynie nie przybywało sił, wręcz przeciwnie. Najpierw krzyczała, potem jęczała, później już tylko płakała, aż w końcu i na to zabrakło jej sił. Z początku próbowała liczyć uderzenia, żeby wiedzieć, ile jeszcze do końca, ale wkrótce nie w głowie jej były liczby. Modilła się tylko o to, aby to się wreszcie skończyło. Gdy chłosta dobiegła końca i kat odwiązał ją od pala, po prostu upadła tam, gdzie stała, twarzą na ziemię. Ostatkiem świadomości pomyślała: "Aslanie, przyjmij duszę moją..." i zapadła w ciemność...
Kat otarł pot z czoła i popatrzył na leżącą nieprzytomną dziewczynę. Wzruszył ramionami, podniósł jak wiązkę siana i zrzucił z podwyższenia. Ktoś się tam nią zajmie...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 11:14, 13 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla

Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 14:58, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Co to jest kurcyna? Te słowa wciąż dudniły w głowie Marii, kiedy dwóch pachołków wlokło ją do sali tortur. Już za minutę księżniczka miała być wychłostana – na myśl o tym cierpła skóra. Przerażenie, chęć ucieczki. I to tajemnicze słowo…
Już drzwi się otwarły. Już weszli do środka. Już przywiązali ją do grubego pręgierza…
Maria kątem oka dostrzegła, że jeden z nich wyciąga gruby korbacz i nasącza go jakąś mazistą i kleistą, lepką substancją. Zamknęła oczy. Nie mogła na to patrzeć. Podejrzewała, że kurcyna to jakaś trucizna, albo coś równie okropnego. Wiedziała, że będzie boleć. Zastanawiała się jeszcze, dlaczego Lia nie skazała jej na śmierć, ale po chwili zrozumiała – to przez to, że powiedziała, czego się boi. Niewoli. A więc przyjdzie jej umrzeć jako niewolnicy? Będzie musiała spędzić resztę życia w Archenlandii, nawet nie widząc Narnii na oczy? To ma być jej kara? Najwyraźniej tak.
I nagle ten znajomy dźwięk, tylko głębszy, a tuż po nim rozdzierający ból. Nie taki, jak po jednym uderzeniu biczem, ale jak po dwudziestu! Maria krzyknęła głośno.
I to jest kurcyna. Czuła, że nie wytrzyma długo. Posypały się następne uderzenia. Księżniczka krzyczała tak, że podejrzewała, iż słyszy ją cały pałac. Bolało rozrywająco. Dziewczyna szybko straciła orientację, nie liczyła uderzeń. W duchu modliła się do Aslana, żeby szybko się to skończyło. Z jej oczu płynęły łzy. Dwieście uderzeń! Podła Lia, podła!
Księżniczkę chłostano już od dłuższego czasu. Z każdym uderzeniem Maria myślała, że nie wytrzyma, że zemdleje, że umrze, ale nic takiego się nie działo. Nic nie widziała, nic nie słyszała, jej umysł paliła gorączka, a wszystko ogarniał nieznośny ból.
I nareszcie – wszystko ustało. Przyjemny wiatr owiewał Marii twarz, widziała kogoś… Aslana. Wielki Lew patrzył na nią swoimi ogromnymi oczami.
- Już wkrótce, moje dziecko – powiedział łagodnie, tak jak wtedy, po przyjęciu. Jego głos był głęboki i przyjemny.
Księżniczka czuła, że nie może tego tak zostawić. Musiała się dowiedzieć, o co chodzi.
- Ale co, Aslanie? – zapytała słabo. – Co? Śmierć? Och, Aslanie! Błagam, zabierz mnie ze sobą!
Lew pokręcił głową.
- Jeszcze nie – odezwał się. – Jeszcze nie umrzesz. Nie teraz. Masz wiele rzeczy do zrobienia, moje dziecko.
- Ale co w takim razie? – drążyła dalej. – Co wkrótce?
- Wkrótce się dowiesz – rzekł Aslan. – A teraz śpij.
I Maria zapadła w sen. I spała długo.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Atim
Gość
|
Wysłany: Czw 14:58, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Nadzorca ciągnął Riliana do podziemi zamku. Z cel dookoła dochodziły jęki. W końcu dotarli do ostatnich drzwi. Gdy weszli, Rilian ujrzał, że na środku pomieszczenia znajduje się potężny, drewniany słup, w rogu stoi skrzynia, a na boku sali, zawieszona na sznurze została beczka.
"Prawdziwa sala tortur"pomyślał mag.
Gdy tylko przywiązał go do słupa, nadzorca zdarł z niego koszulę. Ze skrzyni wyjął zwykły bat z rozdwojonymi końcówkami. Pierwsze uderzenia były lekkie. Ale kolejne zadawane były z coraz większą siłą. Stare rany pootwierały się, z całych pleców maga ciekła krew. Po dwustu batach, nadzorca wyjął bicz kulisty. Miał on powrozy zakończone siedmioma kulkami, a z każdej wystawały małe haczyki. Przy pierwszym uderzeniu mag zmarszczył brwi, ale po pięćdziesiątym cicho jęknął.
Teraz chciał się oddać w ramiona kojącej ciemności, plecy bolały na tyle, że nie odczuwał kolejnych uderzeń. Gdy uderzył trzysta razy, nadzorca opuścił na chwilę salę i wrócił z dwoma osiłkami. Złapali oni krawędzie beczki i zaczęli nią bujać. Przy pierwszym uderzeniu Rilian poczuł, jak głęboko w skórę wbijają mu się malutkie haki stworzone na kształt grotów. A uderzeń było aż sto. Po skończonej chłoście nieprzytomnego maga nadzorcy przeciągnęli do klapy w podłodze, obok kufra. Jeden z nich wyciągnął klucz, otworzył klapę i potężnym kopniakiem zepchnął to, co zostało z Riliana, do wnętrza dołu pokutnego. Od uderzenia w dno mag odzyskał na chwilę świadomość i zobaczył, że na drugim końcu dołu...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ellenai
Moderator

Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Czw 17:09, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy Justyna się ocknęła, ku swojemu zdumieniu, przekonała się, że nie leży na klepisku w jakiejś celi, ani na swoim sienniku w izbie czeladnej, lecz na pięknej, zielonej, ukwieconej łące. Słoneczko przyjemnie świeciło, chmurki leniwie płynęły po niebie, wiał lekki wiaterek... Sielanka!
A co najdziwniejsze, czuła się wyśmienicie. Plecy w ogóle jej nie bolały, tak jakby w życiu nie była nigdy wychłostana! Czy to możliwe, żeby po 250 uderzeniach biczem o kolczastych zakończeniach, czuła się tak wspaniale?
I wtedy właśnie wszystkie wspomnienia powróciły. Justyna zrozumiała, że umarła. Zapewne teraz znajdowała się w Krainie Aslana. On spełnił jej ostatnią prośbę i zabrał ją do siebie... To oczywiste, że nie mogła przeżyć tej ostatniej chłosty...
Wstała i rozejrzała się dookoła siebie. Niedaleko zobaczyła ścieżkę i nagle poczuła, że musi koniecznie nią pójść. Coś jej to nakazywało. Weszła więc na dróżkę i nawet się nie zastanawiając, w którym kierunku iść, podążyła nią w prawo. Niewiele kroków przeszła, gdy nagle zobaczyła przed sobą tego, kogo najbardziej chciała ujrzeć. Rzuciła się ku niemu z rozwartymi ramionami, krzycząc:
- Aslan! Aslan!
Przypadła ku niemu, zanurzając twarz w jego wspaniałej grzywie, tak, jak gdyby była małym dzieckiem. Aslan liznął ją w czoło.
- Witaj, najdroższa córko - rzekł swoim niezwykłym głosem.
- Och, Aslanie, tak tęskniłam za tobą! Nie widziałam cię od czasu, gdy posłałeś mnie do Narnii... - mówiła Justyna, tuląc się do niego. Potem odsunęła się lekko i spojrzała prosto w jego mądrą i dobrą, okoloną złotymi kędziorami, twarz:
- Ja... umarłam, prawda? Zasieczono mnie na śmierć? - zapytała ze spokojem, pewna, że Aslan potwierdzi.
Ku jej zdumieniu potrząsnął głową:
- Nie, moje ukochane dziecię - powiedział. - Jeszcze żyjesz i bedziesz żyć.
- Ale życie w ostatnim okresie jest tak trudne! Jeśli teraz powrócę do życia, będę straszliwie cierpieć po ostatniej karze! - skarżyła się czarodziejka. - Och, zabierz mnie ze sobą, Aslanie!
Aslan potrząsnął ponownie głową:
- Nie, najmilsze dziecko - powiedział. - Nie nadszedł jeszcze twój czas. Masz jeszcze mnóstwo do zrobienia...
- Masz na myśli ocalenie Narnii? Ale jak mam cokolwiek zrobić, skoro siedzę w niewoli i mnie chłoszczą? Nie mam też mocy - zdziwiła się czarodziejka.
- Już niedługo - uśmiechnął się Aslan. - Jeszcze tylko troszeczkę wysiłku...
Nadzieja zaczęła się rozpalać w sercu Justyny:
- Czy to znaczy, że...
Aslan skinął głową.
- Och, Aslanie! - krzyknęła czarodziejka i ponownie przytuliła się do niego. Po jakimś czasie zapytała;
- Aslanie, wytłumacz mi, proszę, jedno: czemu pozwoliłeś, abyśmy trafili do niewoli?
- To było konieczne - odparł Aslan. - Nie byliście wystarczająco silni, aby pokonać Jadis i jej sojuszników. Wiedziała o was i was ścigała. Pozwoliłem, abyście wpadli w ręce handlarzy niewolników, byście stali się silniejsi. Tak się stało. W ogniu cierpienia i niewoli wasze ciała i dusze zahartowały się...
- Szczególnie ciała... - mruknęła Justyna pod nosem, a Aslan ponownie liznął ją w czoło, tym razem jednak nieco karcąco.
- Jesteście teraz o wiele silniejsi, a Jadis prawie zupełnie o was zapomniała. Rozesłała swych szpiegów po całym świecie, aby was odnaleźć, ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby szukać was wśród niewolników. Uznałem, że to będzie ostatnie miejsce, gdzie mogłaby was szukać i małem rację. Bo czy mogłaby przypuszczać, że tacy jak wy, osoby, które chcą wyzwolić Narnię spod jej władzy, mogłyby się ukryć wśrod rzesz pokornych, chłostanych niewolników?
Justynie nagle rozjaśniło się w głowie:
- Ach, to dlatego! - powiedziała. - Dlatego trafiliśmy dio niewoli! Żeby Jadis się od nas odczepiła!
- Przede wszystkim, abyście się zahartowali! - sprostował Aslan. - Dziecino - rzekł po chwili - musisz wracać. Będzie ciężko, ale dasz sobie radę - i dmuchnął na nią, a czarodziejka poczuła w sobie siłę i nadzieję.
- A inni? Co z moimi przyjaciółmi, Aslanie? - odważyła się spytać Justyna.
Aslan uśmiechnął się:
- Każdemu opowiadam tylko jego własną historię. Nikomu nie opowiadam cudzych historii - oświadczył i zniknął. Justyna została sama. Potem poczuła, jakby gdzieś spadała i obudziła się z palącym bólem w plecach.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 11:23, 13 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Atim
Gość
|
Wysłany: Czw 17:26, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
...stał Aslan. Ruszył powoli ku Rilianowi. Gdy podszedł do maga, w dole zaczął wiać miły wiaterek. Rilian poczuł, że ból ustępuje i może się podnieść. Aslan przeszedł kilka kroków i minął maga. Ten szybkim ruchem wstał i obrócił się. Zobaczył, że stoją na krawędzi jakiejś jaskini, a pod jej podnóżem słychać chlupotanie fal morskich.
- Aslanie, czy ja... umarłem? - zapytał Rilian.
- Jeszcze nie. Masz dużo do zrobienia. Wszyscy. Najpierw poznacie wielkie tajemnice, potem stoczycie walkę z Czarownicą. Ostrzegam, nie będzie łatwo - zakończył i spojrzał w błękitne niebo. Potem cofnął się o krok a mag razem z nim.
- Ale, Aslanie, ty nam pomożesz? Sami nie damy rady - powiedział Rilian.
- Nie mogę ci tego przysiąc, ale już niedługo wyzwolicie się - zakończył Aslan.
Widząc, że Lew przygotowuje się do odejścia, mag ukląkł przed nim w geście pożegnania. Aslan dotknął językiem jego czoła i zniknął. Rilian poczuł, że skały pod nim obsuwają się a on sam spada do morza. Zamknął oczy i zauważył, że plecy okropnie bolą a na głowę kapie mu woda. Znów był w dole...
Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Czw 17:29, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Risate
Pasowany na Rycerza

Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Czw 17:57, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Verdolino i jeszcze jeden osiłek, którego Estera nigdy nie widziała, złapali ją za ramiona. Ona zaczęła się wyrywać i szarpać. Jednak oni byli silniejsi. Zaciągnęli ją do jakiegoś pomieszczenia. Przywiązali do pala.
- Najpierw obetniemy ci te śliczne uszka - powiedział Verdolino. Wziął do ręki nóż i zaczął go ostrzyć. Elfka zobaczyła to kątem oka. Zaczęła się szamotać.
- Nie! Nie rób tego! Błagam, tylko nie to! Niee! - zaczęła krzyczeć. Jednak na marne. Ver podszedł do niej. Ostrze noża błysnęło w świetle. Esti była przerażona. Ver zbliżył się do jej ucha i szepnął.
- Słuchaj, kwiatuszku. Przykro mi bardzo, ale muszę to zrobić. Teraz będziesz wyglądała jak normalna dziewczyna. Powinnaś się cieszyć - skończył i pocałował ją w ucho. Potem się roześmiał. Elfka otarła je o ramię i splunęła z obrzydzeniem. Ver złapał ją za ucho, przyłożył do niego nóż i jednym cięciem je obciął. Powietrze rozdarł krzyk bólu. Potem podszedł z drugiej strony i zrobił to samo. Tym razem Ester tylko syknęła.
- Purip. Zanieś to panience Oro. Mówiła coś, że ma zamiar zrobić z tego amulet czy talizman - powiedział i podał mu to, co przed chwilą utraciła elfka. "Niech to będzie jej wiecznym przekleństwem!" przeklęła ją w duchu. Z uszu sączyła się krew. Verdolino wziął zwykły bat i zaczął smagać ją po plecach. Bolało. Wczorajsze rany syczały i wrzeszczały cierpieniem. Niektóre się otworzyły. Ból wzmagał się z każdym uderzeniem. Krew lała się strumieniami. Nagle Estera poczuła, że bicz zaprzestał ją dręczyć. Obróciła głowę. Ver poszedł wymienić bat. Pierwsze sto ciosów zostało zadane. Teraz kolejne sto. Elfka poczuła, jak kolce wbiły się w jej ciało i rozszarpały skórę. Każde kolejne uderzenie bolało coraz bardziej. Tego cierpienia nie dało się opisać. To, że jej plecy płonęły, było mało powiedziane. Strumyki krwi zamieniły się w wodospad. Dziewczyna stała w kałuży szkarłatnego płynu. Kolce wydzierały kawałki mięśni. Miejscami widać było kości. Elfka zemdlała. Zapadła w słodki sen.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|