Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 11:20, 06 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Gdy wszyscy się już sobie przedstawili i nawzajem przywitali, zaczęto rozmawiać o wyprawie. Głos zabrał Zefir:
- Nie ma żadnych map tych mórz, są one jak dotąd niezbadane. Dlatego mam zamiar płynąć naprzód, cały czas na wschód, aż napotkamy wyspy, na których żyją ludzie. Porozmawiamy z nimi i przekonamy się, czy wiedzą coś o nas, o Narnii i o wyspach leżących jeszcze dalej na Wschód...
W tym momencie do grupki podróżników podszedł kapitan statku:
- Panie - rzekł do królewicza - nie podobają mi się te chmury... - wskazał na ciemne obołki nadciągające z północy.
Zefir spojrzał we wskazanym kierunku:
- Zaprawdę, groźnie wyglądają - stwierdził.
- Gdybyśmy wiedzieli, że gdzieś tu jest jakaś wyspa - ciagnął kapitan - zalecałbym schronić się w zatoce i przeczekać nawałnicę... bo takie chmury sprowadzają nawałnicę... ale w promieniu wielu mil morskich może nie być żadnych ziem. Co w takim razie Wasza Książęca Mość rozkaże?
- Zarządź wszelkie środki ostrożności, jakie uważasz za potrzebne, kapitanie - odparł Zefir. - Czy mamy zejść pod pokład?
- Tak, panie - odparł kapitan. - Pasażerowie nie ułatwiają pracy załodze w czasie burzy. A to będzie potężna burza. Ta poprzednia była tylko dzieckiem w porównaniu z tą.
Wszyscy usłuchali kapitana i zeszli pod pokład.
Zefir powiedział Ellenai, że jej kajutą będzie ta, w której zamknął ją bosman i kazał się jej w niej "rozgościć". Ledwie zdażyłą urządzić ją tak, żeby było jej wygodnie, nadciągnęła nawałnica zapowiadana przez kapitana. Zmrok jeszcze nie zapadł, ale zrobiło sie ciemno jak w bezksiężycową noc. Fale momentalnie zrobiły się wielkie jak tysiącletnie drzewa i całą siłą uderzały w okręt. Dziewczyna słyszała z pokładu rozkazy kapitana:"Zrefować żagle!" i coś tam jeszcze, nie potrafiłaby powtórzyć, bo nie miała pojęcia o statkach... Statek był rzucany po wodzie, jak gdyby był łupinką orzecha. W pewnej chwili wszyscy przebywający w kajutach usłyszeli straszliwy trzask, a potem rozległo się głuche: łup! o pokład. Ellenai usłyszła głosy marynarzy: "Maszt!" i zrozumiała, że burza złamała maszt. Przeraziła się. Nawet ona, tak mało wiedząca, rozumiała, że bez masztu... są skazani na łaskę i niełaskę morskiego żywiołu. Muszą, po prostu muszą dopłynąć do jakiegoś lądu, gdzie będą rosły drzewa, aby zrobić nowy maszt i naprawić statek, który z pewnością ucierpi w tej burzy...
Te rozmyślania w końcu uśpiły Ellenai. Obudziły ja radosne okrzyki.
- Ląd! Ziemia! Drzewa! Chwała niech będzie Aslanowi!
Wybiegła na pokład. Niebo było czyste, słońce radośnie świeciło, morze było spokojniutkie, jakby burzy nigdy nie było. I gdyby nie opłakany wygląd statku, możnaby tak pomyśleć. A przed nimi, zaldewie kilkaset metrów od nich, zieleniały brzegi jakiegoś lądu...
Zefir zwrócił się do kapitana:
- Czy wiesz, gdzie jesteśmy?
- Nie, panie - odparł mężczyzna. - Burza zepchnęła nas z kursu. Ale stawiałbym na to, że jesteśmy na szerokości geograficznej Kalormenu...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 11:20, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 14:40, 06 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Burza. Sztorm.
Te dwa słowa ciągle brzmiały w uszach Nienny, gdy schodziła pod pokład, z niepokojem spoglądając w niebo. Ogromne, ciemne chmury kłębiły się nad okrętem, co chwila rozlegały się złowrogie pomruki uśpionych jeszcze grzmotów, głęboko skrytych pod grubą warstwą groźnych obłoków...
"Morze jest fascynujące do czasu" - pomyślała dziewczyna, wchodząc do swojej kajuty i zamykając starannie drzwi.- "Z drugiej strony jednak, sztorm jest nie lada przygodą!"
Nienna przysiadła przy małym, okrągłym okienku, by móc spoglądać na fale. Jakże zmienił się krajobraz - niebo zewsząd pociemniało, zasnute dokładnie siatką kłębiastych chmur burzowych. Kolor fal zmienił się z błękitu na mocny granat. Głucho i mocno uderzały o burty Łabędziego Puchu, który wydawał się teraz niewielką, papierową zabawką, upuszczoną do rwącego potoku przez nierozważne dziecko, które nie zważa na delikatność swojego małego okręciku...
Jasnowłosa dziewczyna z niepokojem spoglądała, jak na wodzie rysują się koła kropel, spadających szybko w morskie odmęty. Nagle wszystko ucichło i tylko deszcz padał coraz mocniej, a fale stawały się bardziej wzburzone. Nagle ciemne niebo przeciął jaskrawy zygzak błyskawicy i w chwilę potem rozległ się ogłuszający grzmot.
Nienna poczuła, jak drewno, z którego wykonany był statek drży, trzeszcząc cichutko. W momencie ozwał się wiatr, wyjący złowrogo za małym okienkiem i okręt przechylił się niebezpiecznie, by potem znów powrócić do poprzedniej pozycji.
Jasnowłosa dziewczyna wzdrygnęła się lekko, po czym odeszła od okna i usiadła na brzegu koi. Zrobiło jej się niedobrze, gdyż statek nieprzerwanie bujał się w górę i w dół, na falach. Słyszała jak na pokładzie marynarze wykrzykują coś od czasu do czasu, w końcu statkiem zatrzęsło, na górze coś okropnie zatrzeszczało i z głośnym hukiem upadło na deski.
"No pięknie, straciliśmy maszt!" - zorientowała się dziewczyna, jednocześnie czując, jak wzbiera w niej coraz większy niepokój.
Sztorm targał Łabędzim Puchem przez całą noc i całą noc Nienna nie mogła zmrużyć oka. Dopiero nad ranem, kiedy deszcz przestał padać, a wiatr zelżał, zaczęła przysypiać. Nie dane jej jednak było odpocząć chwili dłużej, ponieważ dopłynęli do jakiejś wyspy, a na pokładzie zapanował taki rozgardiasz, jakby co najmniej samego Aslana zobaczyli. Więc - zaspana i nieco rozeźlona wyszła na górę, by zobaczyć cóż tak ucieszyło jej towarzyszy podróży.
Wyspa. Drzewa... No tak, będą mogli naprawić złamany maszt. Słońce świeciło na pogodnym niebie, woda znów mieniła się głębokim błękitem. Nic, tylko zejść na ląd i "opatrzyć" statek.
Tak też i uczyniono. Zefir rozkazał sternikowi, by skierował Łabędzi Puch w kierunku nieznanego lądu, a wszyscy marynarze zasiedli ochoczo do wioseł i ostatkiem sił, okręt dobił do brzegu.
- Uff... Udało się! - odetchnęła z ulgą Nienna, gdy w końcu postawiła stopę na piaszczystej plaży.
Ogarnęła wyspę wzrokiem - kilka metrów przed nią rozciągał się długi pas zieleni. Trzeba będzie zabrać się do pracy!
Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Wto 14:47, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 15:37, 07 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Wszyscy z radością wysiedli na brzeg. Wśród radosnych okrzyków, zabrano się do pracy. Kilka osób poszło zaraz do lasu, aby wybrać odpowiednie drzewo na nowy maszt, inni zaczęli cerować żagle, jeszcze inni szykować posiłek. Ellenai kręciła się między grupkami, ale nie zatrzymała się na dłużej przy żadnej, bo nie umiała ani cerować, ani gotować, ani sprzątać. Czuła się niepewnie, gdy okazywało się, że nie nadaje się do żadnego zajęcia. Pomyślała jednak, że mogą się zdarzyć jakieś wypadki, więc może pójdzie poszukać leczniczych ziół. Znała się trochę na ziołolecznictwie. Niektóre z ziół mogą się też nadać do zupy. Oznajmiła więc w przestrzeń: "Idę poszukać ziół" i nie upewniając się, czy ktoś ją usłyszał, wyruszyła na widoczną w oddali wielką łąkę. Łąka ta okazała się wspaniałą "apteką". Ziół było więcej, niż Ellenai miała nadzieję. Z zachwytem zaczęła rwać zioła...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Czw 13:18, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Burza minęła, wylądowali na jakimś wybrzeżu...
'Ni to wyspa, ni to ląd...' - pomyślał Atim, schodząc z pokładu.
Patrząc na lewo widziało się ziemię - plażę i linię drzew aż po horyzont, a na prawo, pięć metrów dalej znajdował się wysoki klif...
Praca została zorganizowana, każdy dostał jakieś zadanie. Członkowie wyprawy, którzy nie znali się na statkach zajmowali się czymś innym - gotowaniem, nicnierobieniem oraz cerowaniem zapasowego żagla. Łucznik podszedł po paru minutach do księcia i powiedział:
-Zefirze, mam zamiar zbadać ten las. Coś mi tu się nie podoba.
Książę skinął głową i powrócił do rozmowy z kapitanem.
Atim, z przygotowanym łukiem, zagłębił się w zarośla. Niektóre rośliny wyglądały znajomo, inne zaś były całkiem dziwaczne. Jak na razie chłopak nie zauważył niczego niezwykłego. Swoim zwyczajem wskoczył na jedno z wyższych drzew i usiadł na wygodniejszej (jeśli można ją tak nazwać) gałęzi. Nagle do jego uszu dobiegł jakiś szelest. Odruchowo sięgnął do pasa, gdzie zawsze trzymał noże.
Pośród zarośli ujrzał przemykającą drobną postać niedawno odkrytego pasażera na gapę - przybranej siostry Zefira, Ellenai. Dziewczyna właśnie weszła na polankę, którą Atim opuścił zaledwie minutę temu...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 16:44, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Kiedy już wszyscy opuścili statek, rozłożyli wszystko, co było potrzebne do jego naprawy, na plaży i kilkanaście metrów od niej. Tu i ówdzie walały się sterty potarganego żagla, kilku rosłych marynarzy wzięło siekiery i już ruszyło w kierunku lasu wysokich drzew liściastych, by dobrać takie, które nadałoby się na nowy maszt, jeszcze inni zabrali ze sobą wielkie kosze i udali się na poszukiwanie jakiejkolwiek żywności i świeżej wody, aby uzupełnić dotychczasowe zapasy.
Nienna parę chwil włóczyła się tu i tam, chcąc dobrać dla siebie najodpowiedniejsze zajęcie. Wahała się pomiędzy zostaniem przy drużynie a ruszeniem w głąb wyspy i upolowaniem jakiejś zwierzyny, jednak nie długo. Szybko machnęła ręką na szukanie pożywienia, widząc, że już wielu osobom wpadł ten sam pomysł do głowy. Rozejrzała się natomiast za zajęciem, do którego praktycznie nikt się nie palił. I szybko je odnalazła - zszywanie żagla. Uklękła na piasku, przy potarganych kawałkach mocnego płótna.
- Ma ktoś nici i igły? - rzuciła w przestrzeń. - A najlepiej mocną dratwę...
Wkrótce i potrzebne przybory do szycia się znalazły. Dziewczyna nie miała zbyt dużego wyboru - duża ilość dratwy oraz dwie kościane igły, a licząc z jej własnym zapasem, jeszcze kilka czarnych i brązowych, mocnych nici i jedna igła.
"Nie jest tak źle" - pomyślała. - "Może uda mi się coś wykombinować, żeby ten żagiel wyglądał jako-tako..."
Nienna rozprostowała ręce, ujęła w dłonie igłę i dratwę, po czym zabrała się do pracy. Z początku szło łatwo, jej palce szybko i zwinnie cerowały postrzępione płótno żaglowe, jednak po jakiejś godzinie żmudna i ciągnąca się praca zaczęła stawać się bardzo męcząca.
Jasnowłosa dziewczyna odcięła kolejny kawałek grubej nici i zawiązała węzeł. Odetchnęła ciężko, po czym rozprostowała na piasku spory kawał zreperowanego żagla, by przyjrzeć się dotychczasowej "harówce".
- No, no, muszę przyznać, że całkiem sprawnie ci to poszło, dziewczyno - pochwalił przechodzący obok bosman, śmiejąc się tubalnie.
- To dopiero początek - odparła, po czym szybko dodała: - Niestety!
Zszyła dopiero jedną czwartą postrzępionego żagla, a już drętwiały jej dłonie.
- Gdybym była budowniczym statków - sapnęła sama do siebie, oddzierając całkowicie podziurawiony strzęp materiału. - Dołączałabym do nich nieco mniejsze żagle!
Wszyscy pracowali zawzięcie do zachodu słońca. Gdy zaczęło zmierzchać, zebrali się razem wokół wielkiego ogniska, aby się pożywić i odpocząć.
- Uff, nikt mi nie powie, że cerowanie żagli to błahostka! - westchnęła Nienna, przysiadając się do grupy.
Jej dłonie i nadgarstki były lekko opuchnięte, gdzieniegdzie można było zauważyć ślady ukłuć kościanych igieł.
- A trzeba było się wybrać na polowanie...! - jęknęła cicho, tęskniąc za obrazem siebie w dzikiej głuszy, tylko z łukiem i kołczanem pełnym strzał.
Tak naprawdę, ona jedna zajmowała się zszywaniem płótna żaglowego przez cały czas. Owszem, parę razy ktoś się przyłączył, ale w chwilę potem znikał, zaciągany do jakiejś innej pracy. I tak dziewczyna była wdzięczna każdemu, kto choć trochę jej pomógł, choćby nie wiadomo przez jak krótki czas. A teraz, kiedy już cały - no, prawie cały - żagiel był starannie pozszywany i załatany, odczuwała niesamowitą satysfakcję. Z wielką wesołością popijała wino korzenne i jadła wyborne mięsiwo.
Dzisiaj chyba nikt nie próżnował. I dobrze, bo ich trud nie pójdzie na marne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Czw 19:19, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Ellenai była przeszczęśliwa. Upadła na kolana i rwała zioła całymi garściami:
- Krwawnik, rozchodnik, dziewanna - mruczała pod nosem.- Arcydzięgiel, smocza krew... Skarby! Powinnam wziąć ze sobą jakiś koszyk - dodała nieco głośniej, patrzac na naręcze ziół, które trzymała na ręku. I wtedy usłyszała jakieś głosy. Na skraj łąki, z lasu, wynurzyli się jacyś konni. Było ich dziewięciu. Odziani byli dostatnio po kalormeńsku tzn. w długie powłóczyste szaty i kolorowe turbany.Przy bokach mieli krzywe, kalormeńskie szable. Gdy ją zobaczyli, stanęli jak wryci, ale już po chwili jeden z nich zakrzyknął:
- Hej, bracia, Tasz nam sprzyja! Ta dzierlatka w zupełności odpowiadać będzie żądaniom naszego pana!
- Tak! - poparł go drugi. - Wielmożny Agbar będzie zadowolony. Oby jeszcze była uległa i posłuszna..
- Jeśli nie będzie, pan Agbar ją do tego zmusi - odparł pierwszy. - Już on ma swoje sposoby... Brać ją, chłopcy!
Ellenai wszystko słyszała i rozumiała. Rozumiała, że ci ludzie nie mają dobrych zamiarów. Służą jakiemuś "panu Abgarowi" i oni chcą ją dla niego porwać! Powinna uciekać! Rzucić zioła na ziemię, chwycić w rękę fałdy sukni, aby nie przeszkadzały w biegu i wiać co sił w nogach! Wiedziała o tym, ale wciąż stała w miejscu. Była jak zaczarowana, nie mogła się ruszyć nawet na krok. Uwiązł też jej głos w gardle. Och, dlaczego?
Jeźdźcy też poruszali się jak zaczarowani. Od miejsca, w którym stała do skraju lasu było ok 15 metrów. Ale od słów "Brać ją!" nie minęło kilka sekund, gdy konie jeżdźców już ją otaczały. W następnej sekundzie już jeden z nich (ten, który odezwał się pierwszy) wciągał ją na swego konia. Gdy tylko usadził ją przed sobą na siodle, Ellenai odzyskała głos i już miała krzyknąć, wołać o pomoc, kiedy jeżdziec, widząc jej otwarte usta, szybko zakrył je ręką.
- Siedź cicho, dziewko - warknął jej do ucha - bo cię zaknebluję albo i co więcej... Pan Agbar kazał nam przywieżć cię żywą, ale nie wspominał nic o tym, że nie możymy cię trochę naruszyć... Jak nie będziesz cicho, pozwolę swoim ludziom cię napocząć, zrozumiałaś?Oczy dziewczyny rozrzeszyło przerażenie. Dopiero teraz przeraziła sie naprawdę. Nie była dzieckiem, zrozumiała doskonale. "Aslanie, ratuj! Nie pozwól mu!" błagała w duchu.
Jeździec ściągnął wodze konia, rumak zatańczył w miejscu.
- Jadę do naszgo pana! - zawołał do towarzyszy. - Wy zostańcie tutaj i zorientujcie się, czy nikt jej nie szuka. Po jej odzieniu widać, że to jakaś arystokratka, więc to możliwe... Jeśli ktoś by za nią chciał iść, wiecie, co macie zrobić!
Pozostali skinęli głowami, rozstawili się na skraju lasu wokół polany, a jej porywacz zawrócił konia w miejscu i pomknął szybkim galopem w stronę ściany lasu. Cała ta scena trwała zaledwie kilka chwil, ci ludzie byli dosknoale wyszkoleni. Po nastepnej chwili jeździec już skrył się między drzewami. Był tak szybki, ża żaden, nawet najlepszy, łucznik, nie zdążyłby posłać za nim strzały i nikt by go nie dogonił, nawet na najlepszym koniu. Zresztą on miał chyba najlepszego... Gnał jak wiatr. Ellenai nie siedziała nieruchomo. Nie miał zamiaru dać się porwać! Bała się krzyczeć, żeby nie spełnił swojej groźby, ale nie mówił nic o wyrywaniu się. Zaczęła się więc z nim szarpać, a on niewiele myśląc, uderzył ją w potylicę. " Księżniczka" zapadła w ciemność....
W tym czasie na plaży wszyscy zebrali się na zasłużony posiłek. Zefir rozglądał się dłuzszą chwilę, wreszcie zapytał:
- Gdzie, u licha, jest Ell?
Rozejrzał się po zebranych:
- Wie ktoś?
Odopwiedziała mu cisza...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Czw 20:10, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Burza szalała całą noc nie robiąc na Risate większego wrażenia. Była przyzwyczajona do kołysania się statku pośród wielkich fal. Do kajuty zeszła z lekkim zażenowaniem, ale nie chciała kłócić się z kapitanem. Usiadła więc na koi i pół nocy zajmowała się swoimi sześcioma sztyletami, wsłuchując się w krople deszczu walące o pokład, fale uderzające w burty i rozkazy wydawane przez kapitana an pokładzie. Nie wątpiła w to, że statek nie wyjdzie z tego cało. Zapewne na pierwszy ogień pójdą żagle oraz maszt, mimo, że okręt zbudowany jest solidnie. I nie myliła się. Wielka drewniana bala wkrótce pękła i zwaliła się na pokład.
Riso obudziła się gdy tylko sztorm ustał, czyli wczesnym rankiem. Wyszła na pokład nie specjalnie zdziwiona stanem Łabędziego Puchu.
Gdy dobili do brzegu lądu praca zaczęła wrzeć, a ludzie sunęli w tę i z powrotem pracując nad naprawą okrętu. Wpierw półelfka pomogła przy naprawie masztu ignorując spojrzenia mężczyzn, którzy dziwili się jej, nie wiedzieć czemu. Później, mając dość wzroku marynarzy naprawiających maszt i cichych szeptów wymienianych między nimi udała się w stronę Nienny, dziewczyny, która jako jedyna zajęła się żaglami. Pożyczyła od niej igły i dratwę i zaczęła łatać materiał. W myślach powtarzała sobie, że długo na tym nie pociągną i że na pewno będą z tym problemy, ale teraz nie mogli nic zrobić. Jednak nie długo dzieliła pracę z Nienną, ponieważ jej cierpliwość była już na wykończeniu. Przeprosiła więc dziewczynę i poszła w stronę lasu, chcąc wdrapać się na jakieś drzewo by mieć lepszy widok. Jednak poszła trochę głębiej między drzewa. W końcu ujrzała jakieś wysokie, którego gatunku nie znała. Zaczęła wspinać się po nim niczym kot. I nagle usłyszała tętent kopyt. Kilka wierzchowców z jeźdźcami. Weszła więc na jak najwyższą gałąź, jednak tak, by pozostać niezauważoną. Jej oczy zobaczyły polanę, a na niej Ellenai, oraz dziewięciu Kalormeńczyków. Nie słyszała co mówią, ale dobrze znała te szuje, i wiedziała, że bynajmniej nie mieli dobrych zamiarów. I oczywiście tak było. Porwali dziewczynę w trybie natychmiastowym. Na polanie zostało ośmiu mężczyzn, a ona była sama. Chociaż może... rozejrzała się dookoła szukając kogoś ze statku. W pierwszej chwili nie zauważyła nic, ale potem, niewielkie poruszenie się liści na drzewie. W bezwietrzny dzień. Miała nadzieję, że jeśli ona zaatakuje, to ta druga osoba postąpi tak samo. I miała nadzieję, że pozostawi jednego przy życiu. Bo trzeba będzie drania przesłuchać, i to jak najszybciej. Riso oparła się plecami o konar drzewa, sięgając po swoje sztylety. Nie obawiała się, że Kalormeńczycy ją ujrzą. Zadziwiająco rzadko ludzie patrzyli w górę. Dobyła trzech sztyletów i z lekkim uśmiechem posłała je w stronę najbliżej stojących mężczyzn. I w jednym momencie trójka Kalormeńczyków przestała się uśmiechać, ich źrenice rozszerzyły się , a z ust zaczęła ciec strużka bordowej krwi. Konie zaczęły wierzgać i parskać i tym samym trzy trupy znalazły się na ziemi. Półelfka nie czekając już na reakcję osoby trzeciej siedzącej na drzewie wybiła się z gałęzi i przemieściła na kolejne drzewo, potem na kolejne, po czym zeskoczyła na ziemię. Znalazła się teraz na skraju polanki, wyjęła czwarty sztylet z ust i posłała w głowę kolejnego Kalormeńczyka. Głowica rękojeści trafiła go w skroń, on wywrócił oczami i bezwładnie osunął się na ziemię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 17:06, 09 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Z porządnego zamyślenia, Niennę wydarło pytanie księcia:
- Gdzie u licha, jest Ell? Wie ktoś?
Jasnowłosa dziewczyna milczała, tak jak pozostali. Owszem, brakowało kilku osób z drużyny, między innymi przybranej siostry Zefira, ale wcześniej nie zwróciła na to uwagi. W pamięci odgrzebała jakiekolwiek wspomnienia z dzisiejszego dnia, które mogłyby dotyczyć "księżniczki". Nagle ją olśniło.
- Ach, tak, pamiętam! - zawołała, pochylając się do przodu. - Mówiła coś o tym, że idzie po zioła. Gdzie tu zioła rosną, licho wie, pewno na jakiejś łące, tylko na którą poszła - tu rozłożyła ręce w geście bezradności. - Nie wiem.
- Poszukajmy ją - odezwał się czyjś głos.
- Pewnie niedługo wróci - odrzekł kto inny.
Nienna zamyśliła się głęboko. Tak, widziała przybraną siostrę księcia, gdy zabierała się za cerowanie żagli. Wyraźnie powiedziała, że idzie po zioła. Tylko jakie? Leśne, polne...? Nie. Powiedziała tylko: zioła. Więc gdzie poszła?
- Możesz powiedzieć coś więcej? - usłyszała pytanie Zefira. - Na przykład, w którą stronę poszła?
- Eee... Raczej nie - rzekła dziewczyna. - Kierowała się chyba w stronę lasu. Ale dalej - nie mam pojęcia.
Książę zafrasował się. Martwił się o nią, to było widać. Ale równie dobrze, "księżniczka" mogła zapuścić się na drugi koniec wyspy, jak i buszować po okolicznych chaszczach. Mogło też spotkać ją coś nieprzyjemnego...
- Jeśli mogę coś dodać... - zaczęła niepewnie. - Dobrze by było ją odnaleźć przed zapadnięciem całkowitego zmroku. Jeśli oczywiście mamy w planie wszcząć poszukiwania...?
- Byłbym za - zarządził Zefir. - Nigdy nie wiadomo co jej strzeli do głowy! Ona to ma talent do wplątywania się w tarapaty... Kto idzie ze mną?
- Ja! - Nienna od razu, ochoczo przystąpiła do grupy poszukiwawczej.
Zgłosiło się jeszcze kilka osób, prawie wszyscy z obecnych towarzyszy podróży księcia. Wkrótce wyruszyli w ciemny gąszcz lasu.
Nienna przygotowała łuk.
"Na wszelki wypadek" - powiedziała sobie w duchu.
Bądź co bądź, ostrożności nigdy nie zawadzi...
Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Pią 17:08, 09 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 18:12, 10 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Gdy Ellenai się ocknęła, pierwsze, z czego zdała sobie sprawę, to ból głowy. "Czemu tak mnie boli?" to była jej pierwsza myśl. W chwilę późniejcoś tam sobie przypomniała i zorientowała się, że leży przewieszona wpół na grzbiecie konia, pędzącego w pełnym galopie, a przed twarzą ma silne męskie uda. I wszystko już wiedziała. Ogarnęło ją przerażenie. Porwano ją! Kto? Kim byli ci jeźdźcy? Czemu ją porwali? Co z nią chcą zrobić?
A Zefir? Pozostali towarzysze? Załoga? Czy ktoś słyszał, jak mówiła, że idzie po zioła? Czy ktoś z nich wie, co się z nią stało?
Koń się zatrzymał. "Aslanie, miej mnie w opiece!" pomyślała Ellenai. Jeździec zeskoczył i ściągnął ją z siodła. Nie zrobił tego delikatnie, ale dziewczyna nawet nie pisnęła, choć była porządnie obolała. Blask słońca oślepił jej oczy i musiała na chwilę przysłonić je ręką. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie jest związana. Zdziwiła się. Wszystko wskazywało na to, że trafiła do niewoli ( ci jeźdźcy byli przecież ubrani na sposób kalormeński, a każdy wie, że Kalormeńczycy mają niewolników), a mimo to nie była spętana. Czyżby nie bali się (czy też raczej bał się, bo teraz widziała, że przywiózł ją tylko jeden mężczyzna, pozostali musieli gdzieś pozostać), że ucieknie? Ale jak mogłaby uciec? I kiedy? Jak leżała nieprzytomna na końskim grzbiecie?
Dopiero, gdy jej oczy przyzwyczaiły się trochę do światła, rozejrzała się uważniej. Stała przed bogato zdobionym namiotem, wielkim, w którym, mogłoby się chyba pomiescić z 10 ludzi. Obok były inne, nieco mniej zdobne, a wszystkie były rozbite... na suchym pasku, na środku pustyni! Jak daleko byli od morza?
- Panie! - zawołał mężczyna, który ją przywiózł.
Na jego głos przed namiot wyszedł Tarkaan z długą, ufarbowaną na czerwono brodą namaszczoną czymś tłustym (pewnie olejem lub oliwą). bo jej sploty błyszczały niczym loki eleganckiej damy. Tarkaan ubrany był w złotem wyszywane szaty i taki sam turban, a na nogach miał ciżmy ze złotogłowiu. Mógł mieć ok 50 lat.
- A, witaj, Ahimie! -rzekł do porywacza Ellenai. - Cóż mi dzisiaj przywiozłeś?
- Zgodnie z twym rozkazem, panie - skłonił się Ahim - przywiozłem ci dziewicę; taką, o jakiej mówiłeś.
- O! - ucieszył się Tarkaan i obrzucił dziewczynę uważnym spojrzeniem. - A gdzieś ją znałazł tak szybko?
- Nieopodal morza, panie - odparł Ahim. - Zbierała kwiatki.
"Kwiatki? Dobre sobie! Zioła, a nie kwiatki!"oburzyła się w duchu Ellenai, ale na głos nie powiedziała nic.
- Dobra robota! - skinął głową Tarkaan. - Wprowadź ją do namiotu i idź odpcząć, a ja zaraz z nią porozmawiam...
Ahim spełnił rozkaz Tarkaana i Ellenai została wprowadozna do wnętrza namiotu...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 11:42, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
W lesie było tak ciemno, że z początku, Nienna nic nie widziała. Gdy w końcu jej wzrok trochę przyzwyczaił się do otaczającego zewsząd mroku, ruszyła dalej. Na samym początku grupy szedł książę, rozgarniając opadające nisko gałęzie, torując sobie w ten sposób drogę.
Jasnowłosa dziewczyna szła na końcu, rozglądając się bacznie wkoło. Nie podobał jej się ten dziki gąszcz. Stanowczo powinni wcześniej nakazać, by nikt nie zapuszczał się za daleko samemu. Nienna poczuła, jak z każdą chwilą narasta w niej niepokój. Oby szybko znaleźli "księżniczkę" i powrócili do obozowiska!
I ta nienaturalna cisza... Nawet na wyspie, nocą powinny grasować jakieś zwierzęta, czy choćby sowy, ale tutaj - nic. Nagle Zefir się zatrzymał i przywołał wszystkich do siebie.
- Przyjaciele - rzekł. - Myślę, iż powinniśmy się rozdzielić, istnieje bowiem większe prawdopodobieństwo, że odnajdziemy Ellenai szybciej, niżbyśmy mieli cały czas podążać zwartą grupą. W razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, alarmujcie pozostałych.
"Oj, nie jestem pewna, czy to dobry pomysł..." - pomyślała w duchu jasnowłosa dziewczyna, jednak na głos nie powiedziała nic.
I takim sposobem wszyscy rozdzielili się, zagłębiając się samotnie w poszczególne partie gęsto rosnących drzew. Nienna udała się na zachód, uważnie patrolując teren i wypatrując jakichkolwiek śladów. Gdyby natrafiła na trop, w niedługim czasie odnalazłaby zaginioną - nie raz już musiała szukać kogoś po śladach - jednak teraz było tak ciemno, że prawie nic nie dało się dojrzeć...
- To nie ma sensu... - rzuciła bezradnie i zatrzymała się w miejscu.
W tym momencie, silne ręce pochwyciły ją mocno i odciągnęły gwałtownie do tyłu, aż się zatoczyła i prawie by się przewróciła, gdyby nie to, że wciąż pozostawała w uścisku atakującego. Krzyknęła krótko i próbowała się szamotać, co utrudniało utrzymywanie jej w bezruchu.
- Uciek... - spróbowała ostrzec pozostałych, ale krzyk uwiązł jej w gardle, bo napastnik zatkał jej usta ręką.
Nie na długo. W chwilę potem usłyszała zduszony okrzyk bólu, gdy ugryzła go w dłoń. To spowodowało, że prawie by ją puścił. Nienna szarpnęła się mocno, uwalniając się na chwilę z uścisku. Zdążyła wyciągnąć swój krótki sztylet i teraz jego ostrze połyskiwało lekko w ciemnościach.
Atakujący był bez wątpienia Kalormeńczykiem - poznała to po jego szatach. Stał chwilę oszołomiony i zdumiony tym, że zdołała mu się wymknąć, jednak w chwilę potem dobył długiego, zakrzywionego noża.
"O nie..." - jęknęła w myślach dziewczyna, czując jak krew odbiega jej od twarzy. - "Tylko nie to!"
Na strzał z łuku było za późno - gdyby teraz próbowała zdjąć broń z ramienia i nałożyć strzałę na cięciwę, przeciwnik zdołałby ją pozbawić życia, zanim wykonałaby jakikolwiek ruch. Z przerażeniem zobaczyła, że Kalormeńczyk coraz bardziej się zbliża i już przymierza się do pierwszego ciosu. Zamachnął się i... ostrze spadało wprost na jej głowę. W ostatniej chwili, Nienna zdołała uskoczyć na bok. Usłyszała przeraźliwy świst w miejscu, w którym przed chwilą stała. Wzdrygnęła się, lecz po chwili stała już, gotowa sparować cios. Przeciwnik był nie lada zaskoczony jej zwinnością, kiedy nie tylko broniła się, lecz także atakowała.
"Jest nieźle" - przeszło jej przez myśl. - "Jak dalej będzie się tak smoliście ruszał, to mam spore szanse"
Jednak w tejże chwili, napastnik postąpił zupełnie niespodziewanie - schował miecz do pochwy, po czym energicznym ruchem podciął nogi zaskoczonej dziewczyny, a zrobił to przeraźliwie szybko. Wykorzystał element zaskoczenia, jakim było nieoczekiwane schowanie z miecza, a Nienna była zbyt oszołomiona i zajęta zastanawianiem się, o co mu chodzi i nie udało jej się szybko zareagować na wprowadzony atak. Upadła na ziemię, sztylet wypadł jej z ręki. Była bezbronna. Przez chwilę nie mogła nic dostrzec. Wkrótce silne uderzenie w głowę pozbawiło ją przytomności. Zapadła w ciemność. Nieprzeniknioną ciemność.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Nie 12:48, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Nagle na polanę wjechało dziewięciu jeźdźców. Jeden z nich zwinnym ruchem pochwycił Ellenai. W tym samym momencie trzech Kalormeńczyków, sądząc po przekleństwach innych, padło na ziemię. Atim dostrzegł, że jakieś znajome kontury spadają z drzewa i wykańczają kolejnego wojownika. Chłopak nie był gorszy - momentalnie nałożył strzałę na cięciwę, potem kolejną i jeszcze kolejną. Reszta żołnierzy leżała martwa na ziemi, jednak wojownik, który porwał El zniknął.
Atim paroma susami znalazł się, jak teraz stwierdził, obok Risate - półelfki uczestniczącej w wyprawie.
- Nie widziałaś, gdzie odjechał? - zapytał.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Hm, trzeba więc: albo zawiadomić Zefira, albo ruszyć w pościg. Osobiście wolałbym to drugie wyjście... Cóż, twój wybór należy do ciebie - rzucił i natychmiast zaczął szukać śladów kopyt, które wyjeżdżały z polany.
Odnalazł je po paru minutach - prowadziły między zarośla, a dalej na nieutartą, ale zawsze, ścieżkę. Atim ruszył za porywaczem...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delimorn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 07 Paź 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 13:28, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Tyle się działo przez ten czas... - pomyślała Delimorn, wracając do ostatnich wydarzeń.
Odkąd wypłynęli, zdążyła poznać wszystkich, przeżyć morską burzę, podczas którego uszkodził się żagiel i maszt oraz uczestniczyć w dalszych wydarzeniach, bo, dzięki Bogu, udało im się ostatkiem sił wyjść ze sztormu. Niedawno przybyli na nieznaną wyspę, całkowicie zepchnięci z kursu. Tutaj zabrali się na naprawę statku i wydawałoby się, że teraz pójdzie już dobrze. W pewnej chwili jednak spostrzeżono, że nie ma Ellenai. Wyruszono na jej poszukiwanie. W pewnej chwili Delimorn usłyszała urwany krzyk Nienny, gdyż przypadkiem znajdowała się niedaleko.
- Nienna? - zawołała z niepokojem w głosie.
Pobiegła co sił w nogach, by ratować przyjaciółkę. Była w lekkim amoku, jednak na tyle dużym, by nie usłyszeć kogoś za sobą. Nagle poczuła silny uścisk. Napastnik przyłożył jej nóż do gardła i powiedział:
- Nie krzycz, bo cię zabiję. Pójdziesz teraz ze mną spokojnie...
Zaczęła się szarpać, mimo podstawionego noża.
- Aha, czyli będziemy walczyć? - usłyszała ironiczny głos - Proszę bardzo!
Poczuła już tylko mocne uderzenie w głowę, po czym padła na ziemię bez tchu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 14:08, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Namiot był ogromny, ale przeładowany ozdobami, (czyli typowo kalormeński) i było w nim trochę duszno. Dopiero po chwili Ellenai zobaczyła, dlaczego. Tu i tam tliły się kadzidełka. „Księżniczka” pociągnęła nosem i rozpoznała zapach. ”Drzewo sandałowe” pomyślała. Ładny zapach w końcu, ale czy musi go być tyle? Myślała o takich mało ważnych w gruncie rzeczach, by odsunąć od siebie tę straszną myśl, że jest niewolnicą… Jest własnością, rzeczą, inwentarzem innego człowieka - najprawdopodobniej tego Tarkaana, wszystko na to wskazuje i od teraz będzie musiała wypełniać wszystkie jego polecenia, robić wszystko, czego zażąda… Strach chwycił dziewczynę za gardło. Dopiero teraz… dopiero teraz zdała sobie sprawę ze strasznego położenia, w jakim się znalazła! Dopiero teraz do niej dotarło, jak okropny los jest jej przeznaczony! „O Aslanie, dlaczego?” jęknęła w duchu dziewczyna. „Dlaczego na to pozwoliłeś? Co ja takiego złego zrobiłam, by zasłużyć na tak straszliwą karę?”
W tej samej chwili do namiotu wszedł Tarkaan. Gdy Ellenai go zobaczyła, pobladła, bo wydał jej się straszny i okrutny niczym uosobienie Tasza. Tarkaan utkwił w niej wzrok, stał przez chwilę, a potem, nie spuszczając z niej oka ani na moment, usiadł na jednej z multum poduszek, rozrzuconych na dywanach, wyścielających podłoże namiotu.
- Jak cię zwą, niewolnico? - usłyszała w końcu jego głos. Dziewczyna drgnęła. „Niewolnico!” Jak strasznie, okrutnie i bezwzględnie to zabrzmiało! Przełknęła z trudem ślinę i oblizała suche wargi.
- E… Ellenai - odparła i po chwili dodała:
- Panie.
Chyba tak niewolnicy się zwracają do swych właścicieli? ”Panie” albo „Pani”.
- Skąd pochodzisz? - indagował dalej Tarkaan. - Widzę po twojej urodzie, że z Północy, ale z jakiego kraju konkretnie?
- Z Narnii… panie - dodała to „panie” po krótkiej przerwie. Omal nie zapomniała o nim.
- Co tam robiłaś? Czym się zajmowałaś?- pytał dalej Tarkaan. „Po co mu te wiadomości?” zdziwiła się Ellenai.
- Niczym konkretnym - wyjąkała. - Głównie się uczyłam. Trochę zielarstwa, etykiety, podstaw polityki, odrobiny dyplomacji, podstaw ekonomii narnijskiej…
Tarkaan uniósł brwi:
- A po cóż ci były takie nauki? - spytał.
- Wszystkie osoby królewskiego rodu uczą się takich rzeczy… panie – wyjaśniła bez namysłu, o mało znów nie zapominając dodać tego ostatniego słowa.
Tarkaan otworzył szeroko oczy:
- Czyżbyś była księżniczką Narnii? – wykrzyknął.
Po krótkim wahaniu potwierdziła. Nie była następczynią tronu, ale zawsze czuła się jak księżniczka i Narnijczycy tak ją nazywali... Więc można powiedzieć, że była.
- Następczyni tronu Narnii! - znów wykrzyknął Tarkaan. (Ellenai nie widziała powodu, dla którego miałaby go wyprowadzać z błędu.) Po jego twarzy widać było, że jest zachwycony. -Ale Ahim miał szczęście, Tasz mu darzy! I mnie też - dodał po chwili, przyglądając się jej uważnie. I nagle coś chyba wpadło mu do głowy, bo zaczął zadawać dalsze pytania:
- Ile masz wiosen?
- 17… panie – odparła Ellenai.
- Jesteś silna i zdrowa? - pytał dalej.
- Wydaje mi się, że tak… panie.
- Jesteś mężatką? Rodziłaś dzieci?
Ellenai oblała się rumieńcem. Wiedziała, że w Kalormenie nawet 11 – letnie dziewczynki wychodziły za mąż, Tarkaan miał prawo przypuszczać więc, że jest już mężatką, ale mimo wszystko….
- N... nie, panie – odparła.
Tarkaan odetchnął głęboko i oparł się plecami o ścianę namiotu. Skądś wyciągnął nargile i zaciągnął się głęboko. Ellenai pomyślała, że te kadzidełka to może nie dlatego, że Tarkaan szczególnie lubił ten zapach, ale żeby zagłuszać zapach nargile?
- A więc dobrze - powiedział po chwili. - Jesteś szczególną niewolnicą, więc potraktuję cię szczególnie.
Zamknął oczy i po chwili znów je otworzył. Utkwił w niej spojrzenie swych ciemnoszarych, nieustępliwych oczu.
- Zaślubię cię – dodał po chwili milczenia…
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Nie 15:03, 11 Lip 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 14:42, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Nienna ocknęła się, kiedy ktoś zrzucił ją na ziemię i zaczął ciągnąć po wyboistym podłożu, trzymając za nadgarstki. Przez chwilę nic nie widziała, a pulsujący ból odbijał się ponurym echem w jej głowie. W końcu dźwięki otaczającego świata zaczęły do niej powracać. Zobaczyła słabą łunę, jaką zostawiło zachodzące słońce - jedyne, co pozostało z dzisiejszego dnia. Głowa nadal bardzo ją bolała, jednak rozsądek podpowiadał jej, że im szybciej się wyrwie z rąk porywaczy, tym lepiej. I może jeszcze zdoła ostrzec drużynę...
Spięła się w sobie i mocno szarpnęła. Mężczyzna zachwiał się, ale nie wypuścił jej rąk z uścisku.
- Puść mnie! Puszczaj! - krzyczała dziewczyna i wiła się na wszystkie strony, próbując mu się wyrwać.
- He, he, he, spokojnie panieneczko - zaśmiał się tamten, po czym zatrzymał się i odwrócił, by związać jej ręce.
Na to właśnie Nienna czekała. Zebrała w sobie wszystkie siły i wymierzyła zaskoczonemu Kalormeńczykowi potężnego kopniaka w kostkę.
Porywacz zachwiał się. Dziewczyna usłyszała siarczyste przekleństwo, jakie rzucił z wściekłością.
- A niech cię Tasz pochłonie! - warknął i już wyciągał zza pasa sztylet, gdy powstrzymała go czyjaś silna ręka.
- Nasz pan kazał przyprowadzić wszystkich żywych, nie martwych, nie słyszałeś? - ozwał się głos i dopiero potem, Nienna dostrzegła drugiego Kalormeńczyka, który okazał się jej "wybawicielem".
Ten który chciał ją zabić, zamrugał wściekle.
- Jeszcze się policzymy! - mruknął i po chwili jęknął z bólu, gdyż tamten wykręcił mu rękę, którą dotychczas mocno trzymał.
- Zrozumiałeś? - powtórzył.
- Tyyaaak... - wykrztusił tamten.
Dopiero wtedy go puścił, a teraz zwrócił się do jasnowłosej dziewczyny.
- Wstawaj! - rzucił oschle.
Z ociąganiem, ale spełniła jego polecenie, patrząc na niego spode łba. Praktycznie niczym nie różnił się od Kalormeńczyków, jakich udało jej się kiedykolwiek spotkać, a było ich niewielu. Ta sama, nieprzyjazna twarz, ta sama postura... Nie wiedzieć czemu, ale kiedy ich widziała, robiło jej się niedobrze.
- Następnym razem nikt nie przyjdzie ci z pomocą, niewolnico! - rzekł. - Pilnuj się, bo w przeciwnym razie szybko stracisz życie, albo spotka cię wiele nieprzyjemności. Jasne?
Milczenie.
- Czy to jest jasne?! - wrzasnął.
Skinęła głową.
- Tak - rzekła wyzywająco. - Jest jasne.
- Świetnie. A teraz chodź do mojego pana.
Chwycił za sznur, którym Nienna miała związane ręce i pociągnął ją w kierunku obszernego namiotu. Dziewczyna skrzywiła się za jego plecami. Gdyby się nie wtrącił, na pewno udałoby jej się jakoś wymknąć z łap tego drugiego opryszka, a tak - znowu żadnych szans na uwolnienie! Bądź co bądź, jeszcze żyje... Ale mogła czmychnąć!
"Oj, już ja im pokażę!" - powtarzała w myślach. - "Popamiętają mnie na długo. Nie mam najmniejszego zamiaru gnić w lochach jakiegoś Tarkaana!"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delimorn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 07 Paź 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 15:05, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Kiedy Delimorn padła na ziemię, straciła przytomność. Po dwudziestu minutach jednak oprzytomniała na tyle, by móc orientować się w tym, co się dzieje. Wiedziała już, że po ataku na nią, zza drzewa wyszedł drugi mężczyzna. Oboje byli Kalormeńczykami.
Po chwili usłyszała ich rozmowę.
- Coś ty zrobił?! - krzyczał obserwator ataku. - Nie znasz rozkazów?! Mamy ich przyprowadzić żywych!
Tamten zawstydził się lekko.
- Zdenerwowała mnie. - tłumaczył. - Poza tym, nawet nie bała się gróźb, zaraz by uciekła, albo narobiła rabanu...
- Głupi jesteś! No, to teraz bierz ją i idziemy do naszego Pana!
W momencie, gdy zaczęli się do niej zbliżać, Delimorn otworzyła oczy i odskoczyła.
- Co, myślicie, że tak łatwo się dam?! Mowy nie ma! - krzyknęła.
Za chwilę dostała ogromnego bólu głowy, który przypominał o tym, co stało się wcześniej. Zacisnęła jednak zęby i postanowiła wytrwać.
Napastnicy przez chwilę stali jak sparaliżowani. Nie na długo jednak, gdyż w momencie oszołamiającego bólu głowy dziewczyny, zdążyli ją złapać - jeden trzymał w mocnym uścisku, a drugi wiązał.
- Idziesz, idziesz, niewolnico! - krzyknął pierwszy napastnik, ciesząc się z jej nieszczęścia.
Tym razem jednak nie mogła nic zrobić.
Bo cóż można mając związane ręce i nogi, a usta zakneblowane?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|