Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 16:21, 18 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Maria była wstrząśnięta. Odkąd weszła do Kopca Aslana, tyle się zdarzyło, że nie wiedziała już co ma z sobą robić. Najpierw śmierć Darkii, potem ich przyjaciół. Evral poświęcił życie, żeby ją ratować, stanął przed nią, kiedy Slythia chciała wszystkich unicestwić... Królowa patrzyła spłoszonym wzrokiem na pozostałych. W jej głowie odezwał się głos: "Czy już po wszystkim? Czy to już koniec?". Bała się odezwać, jakby jej słowa mogły przywrócił dwóm wiedźmom życie. Teraz skupiła wzrok na swojej córce, która patrzyła na wszystkich ze... strachem? Niepokojem? Maria pomyślała, że jeszcze chwila, a rzuci się na ziemię i wybuchnie płaczem. Jej ból wzmógł się, gdy usłyszała słowa Aurory:
- Zabiłaś mi mamę!
"O, Aslanie, zniosę wszystko, tylko nie to!" - pomyślała z rozpaczą, do jej oczu napłynęły łzy.
- Aurora! - krzyknęła do niej przerywanym głosem, a ta odwróciła się w jej stronę. - Ta wiedźma nie była twoją matką! To ja nią jestem! Chodź do mnie, wracajmy do Ker - Paravelu, ojciec na nas czeka. Nie poznajesz mnie? Nie poznajesz cioci El? Aurora...! - ostatnie słowo zamarło jej na ustach, gdyż dziewczynka przypatrywała jej się obojętnym wzrokiem.
- Nie jesteś moją mamą - powiedziała piskliwym głosem. - To była moja mama! - wskazała na miejsce, gdzie stała Slythia, po czym odwróciła się w stronę Justyny. - A ty mi ją zabiłaś!
Królowa poczuła, że robi jej się słabo, mimo wszystko postanowiła spróbować jeszcze raz.
- Aurora... - zaczęła. - Co ty mówisz? To ja, nie poznajesz mnie?
Dziewczynka znów zwróciła się w jej stronę, lecz tym razem zaczęła się jej bacznie przyglądać. Maria zaczęła mieć cichą nadzieję, że córka ją poznaje, ale po chwili jej wzrok pociemniał, gdy księżniczka spokojnie odpowiedziała:
- Nie znam cię. Żyłam spokojnie z moją mamą i ciocią, dopóki ty się nie zjawiłaś. Nienawidzę cię!
Królowa przyjmowała ciężko każde ciskane w nią słowo i czuła, że coś powoli zaczyna się w niej załamywać i umierać... Co może innego zrobić? Jak ma uratować córeczkę? To niewinne dziecko, nie zasłużyło na taki los! Slythia i Darkia zatruły jej umysł i mogły nią kierować nawet po swojej śmierci...
"Aslanie, Aslanie, pomóż mi!" - krzyczała w myślach Maria. - "Cóż mam jeszcze zrobić?"
I nagle coś się stało. Skórzana torba, która wypadła królowej z rąk, gdy Evral zasłaniał ją przed ciosem wiedźmy, zaczęła lśnić. W pierwszej chwili Maria pomyślała, że chodzi o Róg, jednak w chwilę potem zrozumiała - Nóż. Spojrzała na Aurorę, która nadal stała na Kamiennym Stole, po czym na wszelki wypadek rzekła do Doriana:
- Utwórz wokół mnie tarczę ochronną.
Mag nie oponował i po chwili królową otoczyło pole siłowe. Teraz miała pewność, że nic jej się nie stanie. Szybko przyskoczyła do torby i wyjęła z niej święty Nóż, który teraz lśnił silnym blaskiem.
Trzymając go w ręce, Maria podeszła do brzegu Stołu, na którym stała Aurora. Modląc się w duchu do Aslana, prosiła o rady. Coś podpowiadało jej, żeby to Nóż posłużył jej za narzędzie uwolnienia córki. Wykonywała zręczne, płynne ruchy wokół Aurory, które przypominały przecinanie więzów, krępujących człowieka. Raz za razem przedostawała się przez grubą pajęczynę zaklęć Czarnej Magii, otaczających jej córeczkę. Nóż zdawał się pochłaniać je wszystkie. Z czasem przestał lśnić, a pole siłowe, utworzone przez Doriana opadło. Aurora stała tak i patrzyła zdziwionym wzrokiem na Marię, by po chwili wyciągnąć do niej ręce i krzyknąć:
- Mamo!!
Królowa poczuła, jak po jej policzkach spływają obficie łzy. Wzięła córkę na ręce i mocno przytuliła. Aurora nareszcie była wolna. Wolna! Znów była jej córką, zły czar prysł i opuścił Narnię na zawsze. Teraz, gdy złe wiedźmy nie żyją, nic im nie grozi.
"O, Aslanie, dziękuję Ci!" - pomyślała z wdzięcznością.
Na głos zdołała wypowiedzieć tylko:
- Wracajmy już do Ker - Paravelu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Czw 18:22, 18 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Ellenai patrzyła, jak Maria tuli w ramionach córkę. Poczuła, że ze wzruszenia łzy stają jej w oczach. Usłyszała pytanie księżniczki:
- Gdzie tatuś, mamusiu?
- Czeka na nas w Ker - Paravelu - odparła królowa. Tymczasem patrząc sponad ramienia matki, Aurora zobaczyła czarodziejkę. Krzyknęła radośnie i wyzwoliszy się z objęć matki, rzuciła się ku niej. I tak, jak czarodziejka sobie kiedyś wymarzyła, usłyszała głos księżniczki wołający:
- Ciocia El! Przyszłaś! Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz i przyprowadzisz mamę!
Objęła ją w pasie ramionami i mocno się przytuliła. Za chwilę jednak odsunęła się, marszcząc ze zdziwieniem nosek.
- Ciociu - zapytała. - Dalczego tak utyłaś? Wcześniej mogłam cię objąć całą, a teraz nie...
Pytanie dziewczynki było tak po dziecięcemu szczere i naiwne, że wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie utyłam, skarbie - wyjaśniła, również się śmiejąc, Ellenai. - Jestem przy nadziei. Niedługo urodzę dwoje dzieci.
- Aha - powiedziała Aurora. - Rozumiem.
Nie wiadomo, czy rozumiała, ale powiedziała to z tak poważną, prawie dorosłą miną, że wszyscy znów się uśmiechnęli.
W tej chwili do Aurory zbliżył się Dorian.
- Może lepiej to zabiorę - powiedział i zdjął z włosów dziewczynki czarny diadem. W tej samej chwili, jej czarna sukienka zmieniła się w błękitną, o barwie narnijskiego nieba. Dziewczynka cofnęła się o krok, obrzucając Doriana bacznym spojrzeniem. Trochę się go przestraszyła, bo kurczowo chwyciła Ellenai za rękę i miała taką minę, jakby miała ochotę włożyć sobie palec do ust.
- Nie bój się, kochanie - rzekła czarodziejka. - To wujek Dorian, mag, jak i ja. Pomagał nam cię szukać. Nie zrobi ci krzywdy, to dobry człowiek.
Na moment zapadła cisza, którą przerwał nagle głośny jęk Ellenai. Zgięła się wpół.
- Och! - stęknęła i upadła na kolana. - Jak boli!
Wszyscy stali jak zamurowani, nie wiedząc co się znowu stało. Tylko Maria rozpoznała symptomy. Zobaczyła, jak u stóp czarodziejki rozlewa się wielka kałuża wody.
- Szybko! - krzyknęła. - Wynieśmy ją na powietrze! Ona rodzi!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Czw 18:59, 18 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Eee, dobra, teleportuję cię - zawołał Dorian i złapał Ellenai za rękę.
Zmrużył oczy. Powinni pojawić się przed Kopcem. Ale nic się nie stało. Nic.
Dorian jęknął:
No nie. W takiej chwili nie ma magii?!
Sonea spróbowała swojej. Również nic.
Justyna znów zgięła się w pół.
Oddychaj powoli - powiedziała Maria. - Pomóżcie mi!
Przyjaciele wyprowadzili El na zewnątrz. Tam Dorian jeszcze raz spróbował użyć magii. Nic się nie działo.
Spójrzcie na niebo! - powiedział.
W górze, pośród błękitu nieba, jak wielka tarcza strzelnicza, błyszczały w jednej linii planety widoczne z Narnii gołym okiem. Zasłaniały słońce, ale w jakiś dziwny sposób, w miejsce gdzie się zatrzymywali, docierały promienie słoneczne.
... planety staną w jednej linii, a matkę otoczy słońce.
I magia zniknie na dzień cały, aby powitać najpotężniejszych jej władców... - wyszeptał słowa pradawnej przepowiedni. Spojrzał z niedowierzaniem na Ellenai...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cleopatera
Obywatel Narnii
Dołączył: 09 Wrz 2008
Posty: 371
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/4 Skąd: z narnii
|
Wysłany: Pią 15:49, 19 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Widząc, jak czarodzieje chcą sie przeteleportować, Ashley szybowała górą ,robiąc szaleńcze skręty. Lubiła, jak maleństwa się rodziły, bo sama też była w ciąży. Nie zdradziła przyjaciołom tego, ponieważ bała się ich reakcji. Już wiedziała, co urodzi i dzięki komu urodzi. Jej partnerem był Darshan, przywódca Srebrnej Watahy, pochodzący w prostej linii od wodza Srebrnej Watahy, który władał nią za czasów Wielkiego krola Piotra. Jeszcze trzy miesiące i czarodzieje ucieszą się, widząc piszczące maleństwa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 18:25, 19 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Ellenai dała się wyprowadzić przed Kopiec i usadzić pod drzewem. Wydawało jej sie, że jest jakoś ciemno, choć czuła ciepło słonecznych promieni. "Może wieczór już zapadł?" zdążyła pomyśleć, nim chwyciły ją kolejne skurcze. Tym razem były tak silne, że krzyknęła.
- Spokojnie - powiedziała Maria. - Oddychaj głęboko.
- Co się dzieje? - jęknęła półprzytomnie czarodziejka. - Dlaczego mnie tak boli?
- Rodzisz - odparła spokojnie królowa. Klęczała obok i trzymała przyjaciółkę za ręce.
Ellenai znów jęknęła, tym razem z przestrachem:
- Rodzę? Ale to niemożliwe!To za wcześnie! Za wcześnie o trzy tygodnie!
- Zdarza się - odparła Maria tonem doswiadczonej matki. - Wszystko będzie dobrze, nie martw się!
- Łatwo powiedzieć - odparła ponuro Ellenai i znów krzyknęła, czując następne skurcze.
- Nie możecie mi dać czegoś przeciwbólowego? - zapytała w przerwie. - Tylko żadnej magii - dorzuciła, widząc, że Dorian już otwiera usta.
- Pewnie i tak by nie zadziałała - mruknął.
Sonea szybko przejrzała swoje zioła, ale nic nie znalazła.
- Przykro mi - powiedziała w końcu. - Skończyły się. Ale weź to - dała czarodziekce małą zieloną pigułkę. - Pomoże ci. Poluzuje twoje kości.
Ellenai tak bolało, że zażyłaby nawet truciznę. Szybko połknęła pigułkę, ból jednak się nie zmniejszył. Wręcz przeciwnie, był coraz większy. Czarodziejka desperacko ścisnęła rękę Marii.
- Pomóżcie mi! - poprosiła ze łzami w oczach. - Tak się boję. Powiedzcie, co mam robić?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 17:33, 20 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Maria poczuła, jak Justyna kolejny już raz mocno ściska jej rękę. Czarodziejka była przestraszona, jej czoło lśniło od potu.
- Pomóżcie mi! - usłyszała jej głos. - Tak się boję! Co mam robić?
- Przeć - powiedziała królowa spokojnym głosem i uśmiechnęła się, żeby dodać Justynie otuchy. - I nic się nie przejmuj! Wszystko będzie dobrze...
Czarodziejka zacisnęła zęby i dostosowała się do rady królowej. Jednak, po kilku minutach jęknęła cicho i wyszeptała:
- Nie mogę...
Maria przygryzła wargę. Kiedy ona rodziła, wszystko przebiegało bez najmniejszego oporu, a teraz... Nie, nie wiedziała jak ma się zachować.
- Przydałby się jakiś ręcznik, albo przynajmniej czysta pieluszka... - powiedziała do towarzyszy. - Czy ktoś z was...? Och, nie wiem co zrobimy. Woda też by się przydała. Ciepła woda.
Niestety niczego nie mieli. Ani ona, ani jej przyjaciele. Królowa zaczęła przetrząsać w myślach wszystkie rzeczy, które miała w swojej torbie. Bała się puścić rękę Justyny, zupełnie jakby to mogło zagrozić jej życiu, albo życiu jej dzieci.
"Trudno" - pomyślała. - "Mój płaszcz też może być dobry..."
Zdjęła granatowy płaszcz z ramion i zwróciła się do Czarodziejki:
- A teraz posłuchaj. Bez względu na to, czy będzie cię bolało, czy nie, musisz przeć. Nie wiem dlaczego poród jest taki trudny, ale wiem, że musimy się pośpieszyć, bo twoim dzieciom może się coś stać...
Justyna była już i tak blada, ale teraz zbladła jeszcze bardziej. Kiwnęła tylko głową na znak, że rozumie. Maria pozwalała jej ściskać swoją dłoń, a sama powiedziała Sonei, żeby spróbowała odbierać poród. Elfka zrobiła wielkie oczy, ale była tak zdenerwowana, że tylko przytaknęła i zabrała się do roboty. Kindze natomiast poleciła, żeby odeszła z Aurorą na kilka kroków, bo dziewczynka mogła się wystraszyć tego wszystkiego.
Za pierwszym razem, nic się nie stało, a dzieci nadal nie chciały wyjść na świat. Za drugim podobnie, aż w końcu Maria zaczęła się modlić do Aslana, żeby im pomógł. Dopiero przy trzeciej próbie na świat przyszedł synek Justyny - jak go nazwała, Piotr. Później było już tylko łatwiej, córeczka - Miranda, urodziła się niedługo po Piotrze.
Sonea owinęła dzieci w płaszcz królowej i ułożyła je ostrożnie obok Czarodziejki. Justyna - choć blada, była szczęśliwa.
A Maria nie mogła powstrzymać uśmiechu i głębokiego westchnięcia ulgi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 12:56, 21 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
To było okropne. Niby Ellenai wiedziała, czego się spodziewać, nie myślała jednak, że będzie bolało aż tak. Kurcze następowały jeden po drugim, każdy silniejszy od poprzedniego... w końcu ból trwał cały czas. Ellenai z trudnością powtrzymywała się od krzyku. Nie chciała, by Aurora ją słyszała, nie potrafiła jednak powstrzymać jęków. "Tak boli! Dlaczego tak boli? Nawet chłosta mniej bolała..."- myślała półptrzytomnie.
Maria klęczała przy niej, prosząc, aby parła. Ellenai starała się spełnić jej polecenie, ale mimo, że parła z całych sił, ból nie ustępował i nic się nie działo. Wkrótce wystraszyła się, gdy Maria powiedziała, że jej dzieciom może coś grozić i Ellenai zaczęła prosić Aslana o pomoc. "Błagam, Aslanie!" mówiła w myślach. "Niech się już narodzą! Ty mnie nimi obdarzyłeś, nie odbieraj im teraz twej opieki! Niech będą zdrowe, niechaj nic im nie grozi! Zabierz mnie, jeśli chcesz, ale im powól żyć!" Jak przez mgłę słyszała, że Maria prosi Soneę, aby odebrała poród.
Potem chwila straszliwego wysiłku... na nic. Druga próba - podobnie.
- Nie mogę... - szepnęła bez tchu.
- Spróbuj jeszcze raz! Jeden, jedyny razik! - błagała Maria.
"Do trzech razy sztuka!" pomyślała Ellenai, napięła wszystkie mięśnie i... tym razem udało się! Bolało strasznie, ale Ellenai usłyszała cichutki płacz. Wiedziała, że to jej synek - sama nie miała pojęcia, skąd o tym wiedziała. Kilka minut później wszyscy usłyszeli kwilenie dziewczynki. Tym razem poszło łatwiej, widać chłopczyk "przetarł drogę" siostrzyczce.
- Jeszcze jeden malutki wysiłek - poprosiła Maria. - Musisz urodzić łożysko.
Ellenai kompletnie nie miała sił, ale napięła resztkę woli i w końcu i to się udało. Potem poczuła, jak w jej ramionach układane są jej dzieci. Ostanim wysiłkiem otworzyła oczy szerzej i przyjrzała się im po raz pierwszy. Wydały jej się najpiękniejszymi i najdroższymi istotami na świecie.
- Są zdrowe... i nic im nie grozi - szepnęła. - Oboje mają jasną cerę i jasne włosy. No, to teraz już wiem, kim był ich ojciec - uśmiechnęła się uszczęśliwiona. Mocniej przytulając dzieci, pomyślała o bólu sprzed kilku minut. "Było warto!" stwierdziła zaskoczona i przymknęła oczy. Była szczęśliwa ponad miarę, ale zmeczona. Tak straszliwie zmęczona....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Actia
Zagubiona Dusza
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 14:18, 21 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Actia przestąpiła z nogi na nogę. Była trochę zdezorientowana. Nadal trzymała w ręku miecz, tak na wszelki wypadek. Żałowała, że prawie nic nie wie o tej misji. Poza tym i tak pewnie się na nic nie przyda. Westchnęła cicho, ale po chwili uśmiechnęła się do siebie. Podeszła do Doriana.
- Może mogę w czymś pomóc? - zapytała, uśmiechając się delikatnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Nie 23:46, 21 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Sonea odebrała poród.
Ellenai była szczęśliwa ze swoich małych skarbów. A Aurora uratowana.
- Kolejna misja zakończona powodzeniem. - Stwierdziła. Niektórzy pokiwali głowami. - Czy będę jeszcze potrzebna ?[/b]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elladan
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 12:11, 22 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Evral czuł się dziwnie. Spadł nagle do ciemnego lasu. Szedł zupełnie nagi, aż zobaczył rzekę. Tam, na łodzi siedział elficki mędrzec i ćmił fajkę. Odezwał się dopiero po kilku minutach.
A więc przyszedłeś, Evralu. Cóż nie powiem, że mnie to cieszy - starzec się zaciągnął- To nie jest Twój czas - pokręcił głową- Młody jesteś. Jak na elfa oczywiście. Twoja żona, Sonea jeszcze tu nie dotarła. Właśnie jest poddawane okrutnym torturom.
Starzec wyciągnął zza pazuchy zegarek na łańcuszku i spojrzał nań.
- Zostało jej... Około siedmiu minut.
Evral słuchał, po czym odezwał się.
- I... Nic nie da się zrobić? Ja umarłem, a ona umrze za chwilę?
-Mniej więcej tak to wygląda - odpowiedział starzec. Evral zacisnął pięści.
-Myślisz, że tak łatwo się poddam? Pokonam wszystko, byle dla niej. Mówisz, że już umarłem, tak?
-Hmm... Ściśle mówiąc jeszcze nie. Dopiero kiedy cię odwiozę do krainy, a ty będziesz szczęśliwy.
- NIE! To nie jest mój czas. Dla niej zrobię wszystko. Wszystko. - podkreślił Evral.
Zaimponowałeś mi. Masz tak silną wolę życia i miłośc do ukochanej... No dobrze. Przeteleportuję cię do krainy efów. Razem z Soneą. Chociaż... Jeszcze jedna sprawa.
Evral poczuł, że się unosi. Poczuł ból, jakiego jeszcze nigdy nie czuł. Jakby coś rozrywało go od środka. Oślepł, czuł się jakby włosy mu się paliły, a do żył wlano gorący ołów. Wreszcie opadł na ziemię. Był teraz bardziej umięśniony, miał zupełnie białe włosy i złote, miodowe oczy. Jego skóra była gładka. Żadnych blizn. Dla sprawdzenia swojego podejrzenia skaleczył się lekko o kamień . Jego krew była złota. Nie żółta jak ropa, ale złota, jak naszyjnik, albo bransoletka.
-Stałem się Złotokrwistym... Należę do starszyzny... Ale to niemożliwe! Najmłodszy członek starszyzny ma ponad osiemset lat!
-Już nie. - odpowiedział z uśmiechem starzec.
-Ale zaraz... Członkami starszyzny, mogą być tylko samotne kobiety i samotni mężczyźni...
-Dla ciebie zrobią wyjątek.
Evral chciał mu najserdeczniej podziękować, jednak tam, gdzie wcześniej był starzec, już go nie było. W chwilę później Evral leciał z ogromną prędkością i upadł na ziemię na jakimś dziedzińcu. Odwrócił głowę w lewo i zobaczył Soneę. Swoją upragnioną żonę. Ona też już należała do starszyzny, jednak w przeciwieństwie do Evrala, wyglądała dużo młodziej. W tej same chwili elfka się obudziła. Evral ją podniósł, przytulił, zanurzył głowę w jej czarnych włosach i złożył pocałunek na jej ustach.
OTO KONIEC HISTORII EVRALA W TYM RPG. PROSZĘ O NIEUSUWANIE TEGO POSTA. Z GÓRY DZIĘKUJĘ.
Ostatnio zmieniony przez Elladan dnia Pon 12:13, 22 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Pon 16:42, 22 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
- W zasadzie Actio, to i ja nie mam już tu nic do roboty... Wracasz do Archenlandii?
Dziewczyna przytaknęła głową.
- Ale, chyba nie zostawicie nas tutaj...? - powiedziała Maria.
- Oczywiście, że nie. Hmm - mag wykonał mały ruch dłonią - na niebo napłynęły chmury, po kolejnym geście chmury zniknęły. - magia wróciła. To znaczy, że możemy się nią odrobinkę wspomóc. Elona! Manchon! - krzyknął mag.
Po chwili z lasu wyjechał wóz zaprzężony w dwa białe, nieme konie. Dorian wskoczył na niego i wziął do ręki wodze.
- Wsiadajcie - oznajmił.
Najpierw na wóz wskoczyła Actia. Następnie Sonea i Amos. Dziewczyna i elfka wzięły na ręce dzieci Ellenai oraz Aurorę, a czarodziejka wsiadła na wóz z pomocą Marii i Kingi. Mag trzasnął w powietrzu biczem, który pojawił się w jego ręku. Konie ruszyły.
Niedługo dojedziemy do Ker, myślę, że ze trzy-cztery godziny.
Parę chwil potem, kopiec zniknął z ich oczu. Wjechali w narnijski las, a ich oczy cieszyły drzewa zmieniające kolory liści i przygotowywujące się do zimy...
Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Pon 17:13, 22 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Wto 19:19, 23 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Amos wciąż jeszcze był oszołomiony tym wszystkim. To stało się tak szybko. Śmierć Darkii, potem Slythii. Uwolnienie Aurory z mocy zaklęć. I w końcu poród Ellenai. A teraz już jadą na wozie w kierunku Ker-Paravel, Ellenai tuli do piersi swoje bliźniaki, a Aurora śmieje się z Marią, jakby nic się nie stało.
Wóz powoli przemierzał las mieniący się złotymi liśćmi, wszyscy byli w dobrym nastroju, lecz Amosowi nie dawała spokoju jedna sprawa.
-Kto właściwie jest ojcem Piotra i Mirandy? - powiedział głośno, zanim zdał sobie sprawę, że myśli na głos...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 19:46, 23 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Maria, razem z Kingą, pomogła Justynie wejść na powóz, który sprowadził Dorian, za pomocą magii. Królowa już miała wsiąść sama, gdy stanęła na ostatnim stopniu i powiodła wzrokiem po okolicy. Dookoła niej – drzewa. Przed nią – Kopiec Aslana. Za nią – las. Narnia. W końcu upragniona, ukochana Narnia. Maria stała tak przez chwilę, rozkoszując się chwilą i przyjemnym wietrzykiem, który rozwiewał jej jasne włosy. Po chwili odetchnęła głęboko czystym powietrzem, uśmiechając się lekko i wsiadła do zatłoczonego wozu.
Wnętrze nie sprawiało zbyt wielkiego, ale jednak dla każdego znalazło się dość miejsca, żeby swobodnie usiąść i odpocząć. Królowa popatrzyła na swoich towarzyszy. Justyna, choć zmęczona, szczęśliwa tuliła swoje dzieci. Kinga, Sonea i Actia, choć zamyślone i trochę zdezorientowane nagłym i szybkim przebiegiem akcji, pogodne i uradowane. Kingę tylko coś trapiło.
„Dla nas skończyła się wyprawa, dla niej rozpoczęła” – przeszło Marii przez myśl. – „My osiągnęliśmy cel, ona jeszcze nie…”
Rozmyślania królowej przerwała Aurora.
- Mamusiu, opowiedz mi, gdzie byliście i co robiliście, jak mnie z wami nie było – powiedziała radośnie.
Maria nie mogła powstrzymać uśmiechu. Jak zawsze, jej córeczka była ciekawa wszystkiego, co dzieje się dookoła albo tego, o czym jeszcze nie wie.
- Byliśmy na Samotnych Wyspach i w Taszbaanie… - zaczęła królowa, ale Aurora przerwała jej.
- Tak daleko? – zapytała, a jej oczy zrobiły się okrągłe, niczym spodki. – Zabierzesz mnie tam kiedyś?
- Na Samotne Wyspy prędzej, ale w Taszbaanie nie spodobało by ci się – odrzekła Maria. – Wiem jedno, najpiękniejsza na świecie jest Narnia i mamy wielkie szczęście, że mieszkamy właśnie w tej, a nie innej krainie.
Aurora uśmiechnęła się szeroko.
- Cieszę się, że wracamy do domu – powiedziała po chwili. – Nie wiem co działo się ze mną, jak były ze mną te złe panie, nie pamiętam, ale bardzo tęskniłam za tobą i tatą.
Maria nie mogła opanować rozbawienia, kiedy usłyszała o „dwóch złych paniach” i wkrótce wybuchła śmiechem.
- My też za tobą tęskniliśmy, perełko – powiedziała czule i przytuliła córeczkę.
Powóz jechał kamienistym traktem jak najszybciej się dało, czyli w istocie, wolno. Dorian dobrze oszacował czas przejazdu – trzy, cztery godziny. Wkrótce królowa straciła całkowicie rachubę, a czas umilały jej krótkie rozmowy z córką. Aurora od czasu do czasu spoglądała ciekawie na dzieci Justyny i podchodziła, żeby porozmawiać z Czarodziejką.
Amos zapytał przy okazji kto jest ojcem bliźniaków Justyny, a ona odpowiedziała:
- Pelwen. Jestem tego pewna.
Po jakimś czasie, Maria już tylko wyglądała przez okno, usiłując zgadnąć gdzie się teraz znajdują. Jechali przez las i napawali oczy widokiem mocno zielonych liści. Niektóre gatunki drzew zaczęły zmieniać ich kolory na żółte i lekko pomarańczowe, większość jednak była jeszcze zielona. Z powodu braku zimy, w Narnii rośliny przechodziły jesień, ale nie taką, jak w innych światach. Teoretycznie trwała tam wieczna wiosna…
Królowa była już mocno znużona podróżą i bardzo chciała rozprostować nogi, kiedy powóz wyjechał z leśnego gąszczu i tuż przed nimi wystrzelił w górę majestatyczny zamek, Ker - Paravel. Biała skała odbijała blask słońca tak mocno, że trzeba było mrużyć oczy, patrząc na niego wprost. Efekt był powalający. Nawet Maria, po tylu latach rządzenia Narnią nie mogła powstrzymać westchnienia podziwu. Nigdy wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że mieszka w tak pięknym miejscu.
„Robi wrażenie” – pomyślała, czując jak wzbiera w niej coraz większa radość.
A powóz, jak na złość, jechał tak wolno, że można go było wyprzedzić idąc pieszo. Królowa poczuła, że nie może tak dłużej siedzieć. Wychyliła się nieco i krzyknęła do maga, powożącego.
- Dorian, wybacz, ale ja chyba pójdę przodem.
Mag zdziwił się nieco, ale skinął głową na znak, że rozumie, a Maria teraz zwróciła się do Aurory.
- Chodź, kochanie – powiedziała radośnie. – Pójdziemy prędzej.
A do reszty powiedziała tylko:
- Wybaczcie, ale nie mogę dłużej czekać… Po prostu nie mogę.
Dorian zatrzymał na chwilę wóz, tak, aby mogły wyjść i już po chwili królowa i księżniczka szły w stronę zamku, a za nimi jechał z wolna wóz. Jeden koń chyba okulał, Maria nie wiedziała co się właściwie stało. Nie oglądała się już za siebie, tylko szła prosto, szybko. Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy po chwili chód zamienił się w trucht, a potem już tylko wzięła Aurorę na ręce i puściła się pędem w stronę Ker – Paravelu.
Nie minęło nawet pięć minut, gdy znalazły się na brukowanym dziedzińcu, a potem w jakże znanych korytarzach wielkiego zamku. Nirian musiał je zauważyć, gdyż zbiegł szybko ze schodów od królewskich komnat i już po chwili trzymał je w objęciach.
Maria płakała. Nie zdołała już dusić w sobie wszystkich emocji, które nagle zawładnęły jej umysłem.
- Bałem się, że już cię nigdy nie zobaczę… - usłyszała głos męża, w którym również pobrzmiewało wzruszenie.
Aurora śmiała się perliście i tuliła do obojgu rodziców. Nirian otarł łzy z policzków Marii, a królowa uśmiechnęła się.
- Tak się cieszę, że cię widzę! – powiedziała. – Ale teraz… Teraz… Chodźmy, powóz z resztą już dojeżdża do zamku, mamy ci tyle do opowiedzenia…!
- Widziałem wasz powóz z wieży – odpowiedział Nirian, wziął Aurorę na ręce i wszyscy razem, szczęśliwi, wyszli na spotkanie przyjaciół.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 16:48, 24 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Ellenai usłyszała pytanie Amosa, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, ubiegła ją Maria.
- Pelwen. Jestem pewna.
Ellenai pokiwała głowa, tuląc dzieci. Tak, Pelwen. To jego dzieci, to oczywiste. Oboje miały jego włosy i chyba uśmiech...
Czarodziejka pogrążyła się we wspomnieniach. Pelwen, pół- Tarkaan, pół- Archenlandczyk. Jedyny miły klient, jedyny, który potraktował ją jak człowieka, a nie jak przedmiot. Jedyny, któremu usłużyła bez przymusu, i jedyny, przy którym poczuła coś na kszłałt przyjemności... Jak to dobrze, że to właśnie on! "Dzięki ci, Aslanie, że to nie kto inny!"pomyślała Ellenai.
Po chwili od strony Ker - Paravelu nadeszła szczęśliwa królewska rodzina. Już z daleka słyszeli radosne paplanie Aurory, która przecież musiała opwiedzieć wszystko tatusiowi, który niósł ją na rękach. Król uśmiechał się uszczęśliwiony. Na pewno tęsknił za tym szczebiotem.
Dorian zeskoczył z z wozu i wyciągnął ręce po Ellenai, chcąc zdjąć ją z wozu.
- Oszalałeś? - broniła się ze śmiechem czarodziejka. - Nie uniesiesz nas trojga!
- Oj, nie marudź!- burknął mag, chwycił ją w pasie i postawił na ziemi.
Czarodziejka z uśmiechem na ustach i z dziećmi na rękach podeszła do Niriana. Mina króla była nie do opisania. Otworzył szeroko oczy i usta i nie mógł wykrztusić ani słowa. Nie mógł mieć żadnych wątpliwości, czyje dzieci jego mag nadworny trzyma w ramionach, bo z oczu czarodziejki bił blask, jakiego nie można było pomylić z jakimkolwiek innym. Taki sam blask w oczach miała Maria, gdy urodziła Aurorę. Nirian dobrze to pamiętał.
- Wtaj, Ellenai - powiedział do czarodziejki, gdy już wreszcie mógł przemówić. - Czy w czasie waszej wyprawy spotkałaś mężczyznę, za którego wyszłaś za mąż?
No tak, to było pierwsze skojarzenie, jakie mogło przyjść królowi na myśl!Czarodziejka zarumieniła się.
- Nie, panie - odrzekła. - Nie wyszłam za mąż.
- A... te maleństwa? - spytał król wskazując na niemowlęta.
Ellenai zarumieniła się jeszcze mocniej. Jak mu to wytłumaczyć?
- Wszystko ci opowiem - pośpieszyła na ratunek przyjaciółce Maria. -To nieciekawe sprawy.
Widać było, że król płonie z ciekawości, ale skinął głową i począł witać się z innymi. Gdy przywitał pozostałych, zapytał z niepokojem w głosie:
- A gdzie Ireth i Evanlyn?
Wszyscy spoważnieli, spuścili głowy. Po chwili ciszy cicho odezwała się Ellenai:
- Aslan zabrał je do siebie...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 20:10, 24 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Śro 20:22, 24 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
- Jednak nie godzi się wieczorem wspominać tych którzy odeszli - powiedział mag. - Na morzu, tak, ale na lądzie jedynie o wschodzie, gdy słońce wychodzi zza krańca świata i niesie radość z krainy Aslana.
- Masz rację - odpowiedział król. - Tradycji nie wolno lekceważyć. Już zmierzcha. Może wstąpmy do zamku.
Wszyscy twierdząco pokiwali głowami. Po prawie roku spędzonym na poszukiwaniach, miło było w końcu wkroczyć w gościnne progi Ker-Paravelu.
- Pojutrze gwiazdka - szepnął w którymś momencie mag. - Jak szybko to zleciało... - pogrążył się w zamyślaniach.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|