Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Elladan
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 18:57, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Evral zobaczył, jak wloką Kingę.
- Co jej zrobiliście? Dokąd ją zabieracie? - krzyknął.
- Nie twoja sprawa, niewolniku! - odkrzyknął strażnik. Wtedy Evral podbiegł, złapał go za ramię i wysyczał mu w twarz:
- Jeszcze raz odezwiesz się do mnie w taki sposób, to naprawdę tego pożałujesz...
Odszedł do kuchni. Zobaczył przerażoną Kadme. Spojrzał na nią, wzruszył ramionami, i zwinął się w swoim kącie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 20:02, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
I Ellenai musiała to zrobić. Miała nadzieję, że zadowoli go lekkim muśnięciem warg, ale tak się nie stało. Ledwo dotknęła jego warg swoimi, on natychmiast pogłębił pocałunek. Unieruchomił jej twarz, nie pozwalając go przerwać. Jego pocałunek nie był nieprzyjemny, choć bardzo zaborczy i drapieżny, ale był do wytrzymania. Maolai całował ją i całował, wydawało się, że nigdy nie przestanie. Wreszcie przerwał na chwilę. Popatrzył na nią pałającym wzrokiem, potem błyskawicznie odnalazł właściwą pozycję i… pchnął. Czarodziejka poczuła okropny ból, który wstrząsnął całym jej jestestwem. Miała wrażenie, jakby została rozerwana na pół. Krzyknęła.
- To boli! - jęknęła, usiłując się wyrwać z jego mocnego uścisku. - Błagam, panie, miej litość! Łaski! Łaski dla twej nędznej niewolnicy!
Tarkaan jednak zachowywał się tak, jakby tego nie słyszał. A może go to nie obchodziło? Poruszał się nad nią mocno i rytmicznie, każdym ruchem zadając jej coraz większy ból. Ellenai płakała. Łzy płynęły jej ciurkiem po twarzy, jęczała z bólu, prosząc w myślach o tylko jedno: żeby już skończył, żeby to wszystko dobiegło już końca, żeby mogła schronić się w zaciszu swej sypialni i tam w spokoju lizać rany... I wreszcie nadszedł koniec. Dla Ellenai trwało to godziny. Godziny bólu, poniżenia, upokorzenia i cierpienia… Poczuła, jak Tarkaan wypełnia ją swoją życiodajną mocą i… było po wszystkim. Maolai legł obok niej i oboje próbowali uspokoić oddechy…
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 19:23, 09 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Wto 22:19, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Nastał wieczór.
Dorian zajechał w lektyce na statek, jednak jeden z mężczyzn, którzy pozostawieni byli na straży okrętu powiedział:
- Królowa, wraz z eee... faunem udali się do jakiegoś miejsca noclegowego. Mi kazali przekazać, że masz się udać do Domu Spokoju w pobliżu fontanny Tasza.
-Aha, dzięki, Rinisie - odpowiedział elf.
"Fontanna Tasza? Hmmm, gdzieś to już słyszałem... Tylko gdzie?" Dorian zastanawiał się nad tym całą drogę, ze statku do miejsca noclegu.
Gdy dotarł do Fontanny Tasza, odsunął kotarę i zaczepił jednego z przechodniów.
- Przepraszam, gdzie...
- Litościwy panie. Oszczędź mnie! - kobieta, która dotąd szła z pochyloną głową, upadła na twarz.
Dorian przypomniał sobie, że wygląda jak Tarkaan i zapytał udawanym, surowym tonem.
- Możesz mi wskazać drogę do Domu Spokoju?
- Tak, Wielmożny Panie. Zaraz cię tam zaprowadzę. Proszę ruszać za mną.
Kobieta poprowadziła ich jedną z alejek. Okazało się, że to tylko minuta drogi.
- Dziękuję. Te budynki są takie same, trudno je odróżnić- powiedział Dorian pobłażliwie.
- Ach, Panie, przy Fontannie Tasza, wybudowanej dziesięć lat temu z rozkazu Tisroka (oby żył wiecznie!), znajdują się tylko trzy budynki. Jeden to sklep z narzędziami dla nadzorców, drugi to Dom Spokoju należący do Tarkinny Lassene, a trzeci, to Dom Uciech należący do pani Sefony.
- No, no. Dałaś nam dużo informacji - elf potakiwał głową - dajcie jej ze dwie monety
Jeden z mężczyzn wyjął z sakwy w lektyce pieniądze i dał je kobiecie.
Ta w obawie, że Tarkaan się rozmyśli, oddaliła się w pośpiechu.
Gdy Dorian wszedł do Domu Spokoju, zobaczył jak wiele niewolników, na paluszkach usługuje Kalormeńczykom. Wszystko się w nim zagotowało. Miał chęć wszystkich smagnąć jakimś zaklęciem, ale nie mógł. Zostałby zdemaskowany.
W jednym z foteli siedziała Maria, a w drugim obok niej Amos. Ciężko było ich poznać.
- Witajcie, jak tam poszukiwania?
- Nic. Żadnych poszlak - odpowiedziała królowa.
- Przybyliśmy tutaj, bo jak widzisz, usługują tu sami "biali" niewolnicy. Mieliśmy nadzieję na odnalezienie dziewczyn - dodał Amos.
- Jednak, jak na razie, ani śladu - skwitowała Maria.
To prawda. Cały dzień podszywania się pod wielmożów i podróżowania po Taszbaanie, minął bezowocnie. Czy uda im się kiedykolwiek odnaleźć przyjaciółki?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 19:40, 13 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Gdy dziewczyna mogła już w miarę spokojnie oddychać, pomyślała, że to już nareszcie koniec. Najgorsze za nią. Teraz będzie mogła odpocząć... Nie zważając na wciąż lejące się ciurkiem łzy, odrzuciła narzutę i usiadła na łóżku, chcąc wstać. Niemal natychmiast poczuła ból, który dokładnie przypomniał jej, co się stało kilka minut temu. Ale i tak miała zamiar wstać. Pójdzie do siebie, położy się na swoim łóżku, wypłacze się… Może jej ulży… Może łzy zmyją to obrzydzenie, które czuje do siebie… Czuła się tak, jakby jej ciało już do niej nie należało… Stanowiła własność mężczyzny… obcego mężczyzny… Tarkaana… wroga! Czy może być gorsza hańba?
Nie zdążyła jednak wstać, gdy ręka mężczyzny z powrotem pociągnęła ją na poduszki.
- A dokąd to się wybierasz?
- Ja, panie – jęknęła wystraszona dziewczyna. - Ja… zamierzałam odejść. Przecież już po wszystkim…
- Zapłaciłem za noc z tobą, nie za jedną godzinę - oznajmił Tarkaan. – Nie pozwoliłem ci jeszcze odejść. A skoro mam przy sobie należące do mnie ciało, z którym mogę zrobić, co zechcę… to zamierzam z niego skorzystać jeszcze kilka razy…
Ellenai znów jęknęła. Cała gehenna miałaby zacząć się od nowa?
- Błagam, panie - poprosiła. - Nie! Mam dość!
- Ale ja nie mam dość - odparł Maolai - i czuję, że znów ogarnia mnie na ciebie ochota… Ellenai. Wcale się tobą jeszcze nie nasyciłem, musiałem tylko trochę wytchnąć… Ale już odpocząłem i możemy nasze igraszki zacząć od nowa.
Po twarzy czarodziejki znów popłynęły łzy. „Niech będzie jak chcesz, Aslanie” pomyślała, z pokorą poddając się woli Lwa. -„Na pewno to wszystko jest po coś potrzebne… Kiedyś się dowiem, po co…”
A Maolai używał sobie na niej. Do świtu brał Ellenai w posiadanie jeszcze kilka razy. Czarodziejka leżała pod nim, zgadzając się na wszystko, posłusznie i bez słowa wykonując każde jego polecenie. Po tym, tak „nieprzyjemnym” pierwszym razie, cała reszta nocy wydawała jej się snem, tak była nierealna. Na jakiś czas zobojętniała na wszystko. Wykonywała to, co rozkazywał jej „pan”, bez szemrania, bo to było tak, jakby to nie ona robiła, a ktoś inny. Miała wrażenie, że patrzy na siebie z boku, jakby opuściła swe ciało. I tylko w chwili, gdy Tarkaan po raz kolejny napełniał ją swym nasieniem, powracała jej pełna świadomość. To były jedyne chwile, gdy Ellenai żyła w pełni… W pozostałych minutach była zimna i obojętna… Aż do chwili, gdy w okno zajrzał świt, a niebo na wschodzie zrobiło się różowe…Wtedy Maolai wreszcie przyzwolił:
- Wdziej szaty. Możesz iść. Ale wpierw… jeszcze raz mi podziękuj, za to, ze wybrałem cię na dzisiejszą noc.
Ellenai bez słowa sprzeciwu spełniła jego polecenie. Wciąż naga, uklękła przed nim i znów ucałowała jego stopy. Trwała tak, czekając, aż Tarkaan pozwoli jej odejść.
- Odejdź - przyzwolił w końcu.
Ellenai wciąż tak samo obojętna, wstała, zarzuciła na siebie suknię i - starając się zignorować piekący ból między nogami i zaschniętą krew na udach - wyszła z pokoju.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 19:30, 09 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Pią 16:34, 15 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Sonea stała przygarbiona z niezadowoloną miną. Patrzyła bykiem, wzrokiem mrożącym krew w żyłach. Sala powoli pustoszała. Widocznie nikt nie miał zamiaru się do niej zbliżać po wczorajszym przedstawieniu. W jej stronę zaczął iść jakiś Tarkaan. Wpatrywał się dokładnie w nią. Elfka, gdyby mogła, zabiłaby go wzrokiem. Gdy już był dość blisko, Sonea wydała z siebie coś pomiędzy sykiem a charkotem i włożyła w to tyle jadu, że pewność siebie tego mężczyzny wyparowała w jednej chwili. Stanął, odwrócił wzrok i po chwili umknął gdzieś w bok. " Cholerni idioci... ja im pokażę. Szybko się im odechce. "
Minuty mijały. Ludzi było coraz mniej. Sonea odwróciła się w stronę wyjścia z zamiarem ulotnienia się do pokoju. Zrobiła krok, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię. Czerwona lampka. Jej łokieć wbił się w czyjeś żebra. Krzyk bólu. Po tym elfka błyskawicznie się obróciła i szybkim ruchem dłoni złamała "napastnikowi" nos. Agonia. Był to ten sam Tarkaan co ostatnio. Andar La Vici . "Tfu... Veni, vidi, ale vici to już niekoniecznie. Jaki delikatny." pomyślała. "Zdychaj psie!" z wielką chęcią by go zabiła, ale się powstrzymała. Pobity mężczyzna był teraz na kolanach, trzymał się za nos i żebra. Pomiędzy palcami ściekała krew. Oczywiście zaraz na miejscu zdarzenia pojawiła się Sefona, robiąc z tego wielką aferę. Jaby nie wiadomo co się stało.
- Na Tasza! Panie miłościwy, przebacz, przebacz, za to niewychowane dziewuszysko. Już ja zadbam, żeby spotkała ją kara. I to solidna. Panie, czy nic ci nie jest ?
Tarkaan wydał z siebie tylko jęk bólu.
- Ojeju, jak mi przykro - głos elfki aż ociekał ironią. Na jej ustach pojawił się uśmiech.
- Jak śmiesz! Na kolana i błagaj o wybaczenie
- Pff. Chcielibyście.
- Na kolana, ale już! - Sefona złapała elfkę za włosy i próbowała ją sprowadzić do parteru. Ale średnio jej to szło. Wielce obrażony Andar wyszedł bez słowa, nie zwracając już uwagi na coraz to lepsze oferty "Pani Domu".
- Pięćset batów kulą kolczastą i ze 250 hakiem! I nie żałować jej! Miesiąc o chlebie i wodzie! To był jeden z naszych najlepszych klientów! - rozpaczała. - Jak wieść się rozejdzie, stracimy kolejnych! Uh, ty! - zwróciła sie do Sonei. - Nie nadajesz się do tej pracy. Same z tobą kłopoty. Od jutra będziesz latać ze ścierą i zmywać w kuchni! A teraz zabierzcie mi tę niewdzięcznicę z oczu! - krzyczała rozdrażniona Sefona. "O tak, i to mi się podoba. Tylko szkoda, że nadal nie mam jak pomóc reszcie, a może...?"
Na tortury zaciągnął ją ten sam strażnik, co ostatnio. Był wyraźnie zadowolony. Schodzili już na dół po schodach, robiło się coraz ciemniej i tylko pochodnia trzymana przez mężczyznę oświetlała drogę. Zaraz miało zacząć się piekło... "Kochane piekiełko."
Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Pią 16:43, 15 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 17:24, 15 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Maria wsiadła do lektyki, przysłoniętej delikatnie błękitnymi zasłonami. Położyła się lekko w jej wnętrzu, starając się przypomnieć sobie, jak wyglądały Tarkiiny, które widziała, kiedy była w niewoli. Tak, położone na boku, z władczym wyrazem na twarzy i egoizmem w oczach...
Królowa przysłoniła twarz woalką, również błękitną, ale bardziej przejrzystą niż zasłony, które opadały ze wszystkich stron lektyki. Spojrzała na swoją szatę. Była utkana z szafirowego jedwabiu, w niewielkie, białe wzory. A potem wzrok Marii padł na jej skórę. Była ciemna i wyglądała, jakby ktoś nałożył na nią oliwę. Tak samo jej włosy - zaklęcie Doriana sprawiło, że znacznie pociemniały, ale nadal przebijał się przez nie jakby jasny błysk. Teraz dziewczyna spojrzała na przyozdobioną, skórzaną torbę, którą zabrała za sobą. Tak, tylko w ten sposób mogła mieć pewność, że nikt nie odnajdzie magicznego Rogu.
Jednak potem jej myśli znów powróciły do nowej postaci, w którą się wcielała. Prawda, nie zmieniła się jej twarz, ani sylwetka - po prostu miała ciemniejszą skórę i była przystrojona starannie w strój prawdziwej Tarkiiny, ale jednak była to dla niej w pewnym sensie ujma na honorze.
"O, Aslanie, dlaczego?" - myślała królowa żałośnie. - "Dlaczego muszę udawać jakąś Tarkiinę? Nie czuję się sobą, nie czuję..."
Tymczasem czas wlókł się nieubłaganie. Błękitna lektyka mijała następne domy i umorusanych ludzi, którzy skłaniali czoła, kiedy tylko ją zobaczyli. Gdzieniegdzie widać było jakiegoś Tarkaana, który jawnie odwracał wzrok, aby spojrzeć na niebiańską piękność, otoczoną błękitem. Gdy tylko usłyszał te słowa... Słowa, które wznosiły się leniwie, zastygały w upalnym powietrzu i miały potem powracać do Marii, jak echo:
- Tarkiina Nimrodel z Kalormenu!
***
Złoty sufit, obszerne stoły, przy nich łoża, na których siedziały Tarkiiny - wszystko przypominało bliźniaczy obrazek tego, który Maria widziała na własne oczy, kilka lat temu, jeszcze jako niewolnica. Razem z Nirianem, tak...
Jej pijane towarzyszki, którymi były wszystkie Tarkiiny, zaproszone na przyjęcie nie ukrywały zazdrości, jeśli chodziło o jej urodę. Ale ona nie zwracała na to uwagi. Jej myśli zaprzątnięte były wertowaniem wzrokiem wszystkich białych niewolnic, jakie przewijały się co chwila przed jej oczami. Niestety żadna z nich nie okazała się którąś z jej przyjaciółek.
Królowa westchnęła zrezygnowanie i upiła łyk wina ze złotej czary. Natychmiast się skrzywiła.
Nie lubiła tego miejsca i coraz gorzej zaczynała znosić to, że prawie każdy Tarkaan w tym pomieszczeniu wpatrywał się w nią cielęcym wzrokiem.
"Jak zaraz nie przestaną, to strzelę pierwszego lepszego w pysk!" myślała poirytowana. "Gdyby Nirian tu był...!"
Lecz w tym momencie nadeszła niespodziewana "pomoc". Otóż właśnie w tej chwili, w drzwiach sali stanął Amos. Maria poznała go od razu, mimo tego, że zmienił się bardzo. Królowa chciała wstać i przywitać się z nim, ale po chwili zrozumiała, że jest Tarkiiną i powinna siedzieć na miejscu.
Amos po chwili ją wypatrzył i podszedł, aby usiąść obok. Maria skinęła głową na znak powitania.
- I co? - zapytała spokojnie.
- Nic a nic - odparł smutno Tarkaan - faun. - Nie ma ich nigdzie...
- Kogo nie ma? - zapytała ciekawska Tarkiina siedząca najbliżej.
Królowa odetchnęła głęboko, starając się uspokoić.
- Nie twój interes - wycedziła opryskliwie, po czym powiedziała do Amosa, teraz już szeptem:
- Trzeba będzie dalej szukać. Może Dorian coś znajdzie...
W tej właśnie chwili w drzwiach sali stanął mag.
Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Pią 17:30, 15 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 18:42, 15 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Sama nie pamiętała, jak dotarła do ich pokoju. Wciąż wszystko wydawało jej się nierealne... Gdy wreszcie otworzyła drzwi do pokoju, sama się zdziwiła, że jakoś jednak tu się dostała... Myślała tylko o tym, żeby się położyć. Była tak otumaniona i pełna wstrętu do samej siebie z powodu tego, co zaszło, że nawet nie zauważyła, czy ktoś jest w pokoju. I prawdę mówiąc, nie obchodziło jej to. Widziała tylko łóżko... Łóżko obiecujące przytulne schronienie, wypoczynek i miejsce, w którym będzie można wylać łzy... Łóżko, które może pozwoli zapomnieć o tamtym łożu... Łożu hańby... Dotarła do łożka i położyła się. Przykryła się kołdrą po sam nos, a pod przykryciem zwinęła się w kłębuszek. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękami.... i znów zapadła w odrętwienie. Nie myślała o bólu, który wciąż czuła, o swym pohańbieniu, w ogóle o niczym... Miała nadzieję, że szybko przyjdzie sen... I miała nadzieję, że będzie spać i spać, dopóki się nie obudzi i nie stwierdzi, że cała dzisiejsza noc była tylko koszmarnym snem... Z jej gardła wydostało się łkanie....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Sob 2:44, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Maryś, aby zakończyć twoją mękę, napisałem posta o tym. Ale tu nie ma nic, co zada ci ujmę na honorze!
D.
- Słyszałaś?
- A jakże! To się nikomu nie śniło!
- Właśnie. Podział na męskie i żeńskie przyjęcie?
- Tisrok (oby żył wiecznie!) chyba przez swoje 57 urodziny zwariował...
Dorian, niezbyt szlachetnym zwyczajem, leżąc w fotelu podsłuchał rozmowę dwóch Tarkinn. Gdy tylko domyślił się, o co chodzi i przypomniał mu się epizod z przeszłości, powiedział do przyjaciół.
- Słuchajcie! Musimy również znaleźć się na tym przyjęciu urodzinowym.
- Jakim przyjęciu?
- Tisrok obchodzi urodziny. Pamiętacie, tak jak kiedyś... W tamtej niewoli udało mi się spotkać Justynę właśnie przed przyjęciem...
- Ale czy Aslan zechce dać nam możliwość spotkania?
- Tego nigdy nie wiadomo. Trzeba liczyć na łut szczęścia.
- No, to postanowione! Idziemy na przyjęcie. To już jutro.
***
Noc i poranek przyjaciele spędzili w miejscu noclegu. Każdy miał własny, luksusowy pokój oraz niewolników do dyspozycji.
- Jak myślisz, możemy udać się w tych strojach na przyjęcie? - zapytała Maria podczas śniadania, w jednej z luksusowych jadalni.
- Ciuchy są nowe, wczoraj wyczarowane. Jednak większość wielmożów dodaje do ubrań przesyt ozdób, szczególnie na przyjęcia... Jeśli my tak nie zrobimy, to będziemy się wyróżniać.
Wyruszyli więc do miasta, aby przy okazji poszukiwań, dokupić elementy ubioru.
Gdy nastał wieczór, we troje spotkali się przy bramie pałacu Tisroka.
- Tu jest wejście dla mężczyzn, a tu dla kobiet... - zauważył elf.
- Rzeczywiście, Tisrok zrobił dwa przyjęcia - dodał Amos.
- Nie martwcie się, dam sobie radę. Może wśród Tarkinn będą tylko białe kobiety - niewolnice?
- Możliwe, uważaj na siebie!
Królowa weszła przez jedne z drzwi.
- To co, Amosie, wchodzimy?
Faun Tarkaan przytaknął głową.
Gdy przeszli przez korytarz i zbliżyli się do zasłon pokoju, zza których dobiegała muzyka, śmiechy oraz okrzyki, w ich nosy uderzyło wiele słodkich, odurzających zapachów naraz.
- Tego nie wytrzymam! - rzekł elf łapiąc się za nos. Jednak wciągnął powietrze ustami i obydwaj z Amosem weszli do komnaty.
Była pełna ludzi. Wśród Tarkaanów leżących na łożach, kręciło się mnóstwo niewolnic. Jednak po strojach można było rozpoznać, że są to niewolnice - nałożnice.
Dorian powiódł oczyma po twarzach gości. Nagle wybałuszył szeroko oczy. Na drugim krańcu pokoju zobaczył Justynę! Jednak zanim zdążył dobiec do niej, podszedł do czarodziejki jakiś Tarkaan, ona klękła przed nim, a potem posłusznie udała się z nim, za kotarę i zniknęła elfowi z oczu...
Ostatnio zmieniony przez Atim dnia Sob 2:50, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elladan
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 9:37, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Evral przestawał myśleć. Nosił tylko tace, przynosił przekąski, podawał kielichy z winem. Niewolnice, które poznał, zostały już ''wynajęte''. Teraz pewnie leżały w swoich pokojach i lizały rany. Na umyśle. I na ciele. To coś strasznego zmusić kobiety do takiej... takiej... ''pracy''.
Westchnął. Znów go wołał jakiś Taarkan. Zwrócił się w stronę, z której dobiegał głos i przystanął z zaskoczenia. To był ten sam człowiek, którego trzasnął po twarzy. Mimo zdziwienia, podszedł do niego raźno.
- Witam, czym mogę służyć? - zapytał udając uprzejmość.
- To ty, panienko?
No nie! Ten Taarkan cały czas uważał go za kobietę!
- To ty, człowieku? - zapytał Evral ironicznie.
- Tak. To ja - odpowiedział Taarkan.
- Nie, to nie ty - powiedział Evral.
- To ja! - krzyknął Taarkan.
- Nie, to jednak nie ty - powiedział Evral.
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
I taka wymiana zdań trwała w kółko. Evral zobaczył zbliżającą się Sefonę. Nie odszedł i to był błąd.
- Co tu się dzieje?
- Och, naprawdę nic, próbuję udowodnić temu panu, że to nie on - powiedział Evral.
- Jak śmiesz naśmiewać się z naszych klientów? - zapytała Sefona
- Śmiem. Jak widzę kogoś tak tępego, to mnie krew zalewa - powiedział Evral patrząc na Taarkana.
- Dostajesz 50 batów na dobranoc - powiedziała Sefona.
Po Evrala przyszło dwóch strażników i zabrali go do sali tortur.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Sob 10:35, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Znów to samo. Nadgarstki Sonei były przypięte do żelaznych okuć. Z początku krzyczała. Niezagojone rany po wczorajszej chłoście wzmożyły ból, który i tak już był nie do wytrzymania. Przy jakimś 50 bacie, elfka przestała krzyczeć. Za każdym razem, gdy kolce raniły jej plecy, wydawała z siebie tylko cichy jęk. Przy 80 bacie do sali tortur zaciągnięto kogoś jeszcze. "Meżczyzna... nie, nie mężczyzna. To pachnie jak... jak elf." Sonea przekręciła głowę w bok. Jednak obraz rozmazywał jej się przed oczami.
- Evral ? - szepnęła.
Przypięty już do żelaznych okuć, elf odwrócił głowę w jej stronę.
- Co... co znów... przeskrobałeś ? - na jej twarzy pojawiło się coś na kształ uśmiechu.
Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Sob 10:35, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elladan
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 11:30, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
- Jaaa? - zapytał udając zdziwienie elf. - Hmm... Można powiedzieć, że naśmiewałem się z mojego adoratora, tego Taarkana. Spokojnie go prowokowałem, ale on nic. Jest taki tępy, że nie zauważyłby, gdyby żona go zostawiła, zabrała wszystkie dzieci, a liścik pożegnalny wepchnęła mu w... do nosa - powiedział Evral. - Sefona mnie przyłapała i tyle. Ale wolę chłostę, niż to co miałem robić.
-No już! Koniec pogaduszek! - zakrzyknął jeden ze strażników. -Nie płacą nam za wysłuchiwanie zwierzeń!
I rozpoczęła się kolejna chłosta.
Ostatnio zmieniony przez Elladan dnia Sob 14:50, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Sob 11:50, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
- No, no. Nieźle - zaczęła Sonea, nie zwracając uwagi na słowa strażnika. - Ja złamałam nos jednemu z Tarkaanów. Kto wie, czy i z jego żebrami wszystko w porządku. No to Sefona zrobiła awanturę i teraz bedę pracować na zmywaku - odpowiedziała i znów spuściła głowę. Kolejne baty. To było piekło. Z tego, co jeszcze usłyszała Sonea, Evral wyszedł po 50. A ją jeszcze czekała męka.
Strażnik szeptał do siebie.
- 198, 199, 200, 201, 202, 203, 204, 205... - przy 300 elfka odpłynęła, zemdlała. Czekało ją jeszcze 250 batów kolczatką i 200 hakiem. Ale teraz już nic nie czuła. Morfeusz wziął ją w swe ramiona i opatulił słodkim snem.
Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Sob 11:51, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nat
Gość
|
Wysłany: Sob 16:51, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Ireth nie była w stanie uwierzyć, że znowu musi to robić. Nie, nie, nie! Nie potrafiła wstać i udać się do komnaty, jak poleciła jej Sefona; została w pokoju, obojętnie czekając na coś, co wyrwie ją z otępienia.
Już po niecałym kwadransie do pokoju dziewcząt wpadła rozzłoszczona Sefona.
- Co ty wyrabiasz?! - wrzasnęła. - Tracę przez ciebie najlepszego klienta!
Podeszła do dziewczyny i siłą podniosła ją na nogi. Ireth nie odzywała się. Kobieta znowu zaczęła się pieklić, ale przerwał jej Tarkaan.
- Spokojnie, spokojnie. Jest przecież o wiele lepszy sposób... Wystarczy porządnie ją wychłostać, aby spokorniała. Wiem, że macie tutaj coś, co leczy rany po takiej karze... Jeśli chodzi o pieniądze, to możemy to omówić później...
- Jak sobie życzysz, panie - odrzekła Sefona, zadowolona z takiego obrotu sprawy. Znając jego "preferencje", dodała:
- Jeśli chciałby pan sam ją ukarać, to ja nie mam nic przeciwko.
Mężczyzna spojrzał na Ireth, stojącą cicho w kącie.
- Chodź za mną - rzucił, wychodząc. Sefona popchnęła dziewczynę w kierunku drzwi, więc Ireth musiała udać się za Tarkaanem.
Po chwili dotarli do końca korytarza i weszli do znajdującego się tam pomieszczenia. Ireth głośno przełknęła ślinę. To była sala tortur, pełna przeróżnych narzędzi do zadawania bólu. Tarkaan chwilę porozmawiał z osiłkami pracującymi tutaj; mężczyźni wskazali mu drzwi do pokoju obok. Zdarzało się, że przychodzący do Domu Uciech Tarkaanowie chcieli również poznęcać się nad swoimi niewolnicami; tam mogli to zrobić, nie przeszkadzając jednocześnie katom w ich pracy. Dziewczyna posłusznie podążyła tam za Tarkaanem. Pomieszczenie było mniejsze od "sali tortur", ale i tak przerażało ilością "sprzętów"...
Pan Ireth podszedł do niej i poprowadził w inne miejsce, do jednego ze "sprzętów". Dziewczyna pozwoliła zdjąć z siebie suknię, potem musiała uklęknąć, a następnie pozwolić przywiązać ręce i nogi do wbitych w ziemię palików; teraz klęczała na ziemi z odsłoniętymi plecami i pośladkami. Tarkaan szybko wybrał odpowiedni bat i podszedł do dziewczyny.
- Tak... - rzekł. - Ten będzie idealny - pokazał Ireth "narzędzie". - Nie pozostawia zbyt wielu śladów, więc jutro będę mógł cię posiąść. Za to ból będzie wystarczająco duży, aby pokazać ci moje niezadowolenie... Dwieście uderzeń. Masz liczyć. Głośno.
- Panie, błagam... - wyszeptała Ireth ze łzami w oczach. - Zlituj się...
Mężczyzna nie zwracał uwagi na jej prośby. Zamierzył się - i pierwsze uderzenie spadło na plecy dziewczyny. Krzyknęła z bólu, ze ściśniętego strachem gardła wydobyło się coś na kształt: "Jeden". Uderzenia co chwilę spadały na ciało dziewczyny, nie dając jej ani chwili wytchnienia. Ireth krzyczała przez cały czas. Później, gdy doliczyła mniej więcej do stu, przestała. Teraz tylko łkała cicho, a z oczu kapały jej łzy. Nie wiedziała, jak może przeżyć coś takiego! Chciała nawet umrzeć, byle tylko mogła odpocząć! Ale uderzenia raz po raz spadały na jej plecy, nie pozwalając ani na chwilę zapomnieć. Z każdą chwilą utwierdzało się w niej przekonanie, że zrobi teraz wszystko, byle tylko nikt jej tak nie karał. W końcu chłosta zakończyła się, a Tarkaan podszedł do Ireth i uwolnił ją z więzów. Dziewczyna padła przed nim na kolana.
- Będziesz już posłuszną niewolnicą, prawda? I tak powinnaś mi dziękować, że już cie zostawiam, choć mam ochotę powtórzyć wczorajszą noc...
- Dzięki ci, panie - wyszeptała z trudem Ireth.
- Wstań - polecił mężczyzna - i ubierz się.
Wcisnął jej w ręce pomiętą suknię. Gdy dziewczyna włożyła ją, zaciskając zęby przy każdym ruchu, dokończył:
- Odejdź i pamiętaj: jutro także będziesz należeć do Hakima Tarkaana!
Dziewczyna wybiegła z płaczem, gdy tylko usłyszała zgodę. Mimo bólu, starała się jak najszybciej dotrzeć do pokoju. A na łóżku leżała Ellenai, zwinięta w kłębek i płacząca...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 17:12, 16 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
To była straszne. Ellenai chciała zasnąć, zapomnieć o tym wszystkim, ale nie mogła! Wciąż do niej powracała każda chwila ostatniej nocy, każdy moment pełen bólu, upokorzenia i łez... Wiedziała, że się sama torturuje, rozpamiętując to wszystko, ale nie potrafiła nad tym zapanować. Wspomnienia same napływały jej przed oczy... "Dlaczego te wspomnienia tak bolą? Dlaczego nie dadzą się zapomnieć?" pytała sama siebie. "Bo są zbyt dramatyczne, oto dlaczego!" odpowiedziała sobie.
Całe ciało ją bolało, zapewne wszędzie miała sińce i ślady, ale stokroć gorsza była męka duszy. Czuła do siebie wstręt i obrzydzenie. I ten wstyd! Okropny, piękący wstyd, po tym, co zrobiła.
Z jej ust wydostawało się łkanie, ale oczy zostawały suche. Wcześniej wylała już chyba wszystkie łzy... Płacz bez łez... Łkanie przemieniało się w szlochanie, ale łzy nadal nie chciały płynąć. I w tym momencie ktoś cicho otworzył drzwi do pokoju. Ellenai była w takim stanie, że nawet tego nie usłyszała, a jeśli usłyszała, nie zwróciła na to uwagi....
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Czw 15:06, 11 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Evanlyn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 22 Wrz 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 16:36, 17 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Evanlyn wybiegła na korytarz. Zaczęła uciekać w kierunku pokoju. Nagle potknęła się i wylądowała tuż przed Sefoną.
- Już? - zapytała kobieta ze zdziwieniem. Po chwili zobaczyła Tarkaana biegnącego korytarzem, więc dodała:
- Uciekłaś?
Sefona chwyciła niewolnicę za nadgarstek i ruszyła w kierunku Tarkaana. Prosiła go o coś, ale Evanlyn już nie słuchała. Po chwili kobieta poszła dalej, ciągnąc niewolnicę za sobą. Podeszła do jednego ze strażników.
- 150 batów, tym zwykłym. I żeby było jak najmniej śladów - powiedziała, przekazując mu dziewczynę.
Evanlyn ruszyła za strażnikiem do sali tortur. Nigdy tu jeszcze nie była. Wzdrygnęła się na widok posegregowanych batów. Strażnik wziął jeden z nich, przypiął ją do słupa i zsunął suknię z ramion. Chwilę później Evanlyn poczuła na plecach pierwsze uderzenie. Na początku próbowała liczyć, ale ciągle się gubiła.
W końcu była wolna. Dotknęła swoich pleców. Były opuchnięte.
- Nie martw się, jak zejdzie opuchlizna, to nawet ślad po tym nie zostanie. Nie będziesz musiała używać nawet kremu - strażnik uśmiechnął się fałszywie.
Evanlyn spojrzała na niego ponuro i ruszyła do pokoju. Wślizgnęła się cicho. W pokoju była tylko Ellenai. Nie musiała o nic pytać, ciche szlochanie pozwalało się domyślić, jaki los spotkał dziewczynę.
Evanlyn podeszła do łóżka i usiadła obok Ellenai. Położyła jej rękę na ramieniu. Dziewczyna nie zareagowała.
-Ellenai... - szepnęła Evanlyn, nie bardzo wiedząc, jak pocieszyć przyjaciółkę. Po chwili spróbowała jeszcze raz.
- Tak mi przykro, ja... - zaczęła jeszcze raz. Nigdy nie była zbyt dobra w pocieszaniu.
W końcu zrezygnowała. Wolała nie mówić nic, niż mówić jak jej przykro, mogło to przypominać o tym, co się stało, a o czym Ellenai na pewno chciała zapomnieć...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|