Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Czw 17:28, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Dobrze. Jutro o tej samej porze. Do zobaczenia - powiedziała i stała się niewidzialna. Gdy dotarła do murów domu jej pana, wspięła się na niego i przeszła przez niego. Schowała się za pobliskim drzewiem i tam stała się widzialna. O dziwo, przy drzwiach nie było straży. Już wchodziła do kuchni, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Serce jej jakby przez chwilkę przestało bić. Odwróciła się ostrożnie i ten, kogo ujrzała nie zapowiadał nic dobrego. Był to Rampicante. Służący wyższy rangą, który podlizywał się Falsoni.
- Tu cię mam! Szukam cię, od kiedy skończył się odpoczynek, czyli od piętnastu minut. Pani chciała, abym cię do niej przyprowadził. He, he, he - rzekł i zaśmiał się szyderczo. Pociągnął ją za rękę. Zaprowadził do komnaty Fal. Zapukał. Po chwili rozległ się głos.
- Wejść! - to była ta żmija.
Więc Rampi otworzył drzwi i popchnął Ester, ale na tyle lekko, że utrzymała się na nogach.
- Na kolana, niewdzięcznico! - zagrzmiała Fal, a ona osunęła się na kolana i patrzyła na kobietę. - Jak śmiesz! Gdzieś ty była!? Spóźniłaś się piętnaście minut, ty głupi dziwolągu! - elfka chciała cośpowiedzieć, ale wrzask Fal zagłuszyłby nawet wybuch bomby. - I czeka cię za to sroga kara. Na początek trzydzieści... emm, nie. Sześćdziesiąt batów i miesiąc o chlebie i wodzie. Później się zastanowię, co jeszcze. A teraz zejdź mi z oczu, ty paskudna kreaturo! I nawet nie wstawaj z kolan, póki nie wyjdziesz! - wszeszczała Falsonia. I upokorzona Ester wyszła z komnaty, myśląc: "Ty żmijo! Ja dziwoląg? Kreatura? Lepiej spójrz na siebie, maszkaro! Jeszcze pożałujesz, że się urodziłaś i na swej drodze spotkałaś mnie."
Przy piętnastym bacie zadanym elfce przez Rampiego, do sali weszła przyszła żona Ahdara, aby nacieszyć oczy cierpieniem swej niewolnicy. Po skończeniu kary oprawca zawlekł ją do kuchni. Rire doskoczyła do nieprzytomnej koleżanki i z pomocą innej niewolnicy zaniosły ją do pokoju dla sług. Wszystkiemu, co się działo, przyglądał się Bianco, kot Oro, który pojawiał się nie wiadomo skąd. To było dosyć dziwne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 7:49, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Na szczęście Justyna zdążyła. Lasenne co prawda już się obudziła, ale jeszcze jej nie wzywała do siebie. Przyszła w samą porę, bo kilka minut później Lasenne wezwała ją, aby pomogła jej ubrać się do kolacji.
Następnego dnia, gdy Lasenne znów udała się na popołudniową drzemkę, czarodziejka znów pobiegła nad Krętą Strzałę, ciesząc się na spotkanie z przyjaciółką. Estera jednak się nie pojawiła. Dziewczyna czekała godzinę, dwie, przyjaciółka się jednak nie pokazywała. Czarodziejka zastanawiała się, co mogło się stać. "Może ją zatrzymali i nie mogła się wymknąć? A może zadali jakąś pilną pracę, której nie zdążyła skończyć? Och, w takich sytuacjach tak chciałabym znów mieć moją moc! Wtedy bym się szybko dowiedziała, dlaczego nie przyszła. Oby tylko nie stało się jej nic złego..." myślała w powrotnej drodze.
A nazajutrz Lasenne do niej przybiegła podekscytowana tak samo, jak ongiś w Kalormenie i wydyszała ciekawą wiadomość:
- Wiedziałaś, że w Archenlandii też mieszkają Tarkaanowie? Jeden z nich zaprosił nas do swojej posiadłości! Ojciec się zgodził, bo tamten zapewnił, że, mimo, iż nie jest w Kalormenie i tu czekają go różne ciekawe rozrywki. Pewnie chodzi o jeszcze jedno polowanie - roześmiała się - ale mam nadzieję, że nie zabraknie również i innych... Może będzie muzyka i tańce... - rozmarzyła się. - Spakuj szybko moje rzeczy, jeszcze dziś przed wieczorem udamy się do domu tego Tarkaana.
- A jak on się nazywa? - spytała zaciekawiona Justyna.
Lasenne zaczęła sobie przypominać:
- Ojciec mówił, ale... zaraz, zaraz... Agbar, Ardah czy jakoś tak. Nie pamiętam, ale to nieważne. Ważne jest to, że on ma córkę w moim wieku i może się zaprzyjaźnimy! Tak bym chciała mieć przyjaciółkę, która nie jest niewolnicą! - i wybiegła z pokoju.
Justyna zastanowiła się nad ostatnimi słowami Lasenne, tak niejednoznacznymi i przez chwilę ogarnął ją lęk o własny los. "Tak bym chciała mieć przyjaciółkę, która nie jest niewolnicą!" Różnie można było to zrozumieć. Na przykład tak, że Lasenne uważała, że Justyna była lub jest jeszcze jej przyjaciółką, ale ta przyjaźń już się Lasenne znudziła, albo też czarodziejka nie sprawdziła się jako przyjaciółka i teraz chce się zaprzyjaźnić z kimś innym. A ją może chce sprzedać? Albo może nagle zaczęła uważać, że takie spoufalanie się z niewolnicą, jak to ona zrobiła, jest niestosowne i zamierza to zmienić? A może po prostu chce zaprzyjaźnić się z dziewczyną równą sobie urodzeniem, pochodzeniem i majątkiem, no i bliższą też wiekiem? W końcu nie ma przecież w tym nic dziwnego. Dla swego własnego dobra czarodziejka wolała wierzyć, że to jest to trzecie...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:56, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Pią 18:06, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Tymczasem w siedzibie Durantesa, położonej na stoku ponad Fort Vegas, trwała wielka zabawa. Amos wygrał walki ze wszystkimi psami z bliższej i dalszej okolicy. Durantes wydał więc wielką ucztę dla swych przyjaciół. Również służba nie żałowała sobie w taki wieczór. Wino lało się strumieniami.
Gdy już dobrze szumiało w głowach, kilku parobków postanowiło zobaczyć sławnego wilka. Śmiejąc się i głośno gadając, poszli do klatki do pomieszczeń dla zwierząt. Amos zmęczony i poraniony po ostatniej walce, leżał w najdalszym kącie i drzemał. Wtem otwarły się drzwi baraku i do środka wtoczyli się pijani osobnicy. Przypadli do klatki, ale jakoś niewiele mogli dojrzeć, przepychali się i tłoczyli, aż w końcu przypadkiem odskoczył zatrzask zamykający i drzwiczki odchyliły się lekko.
Tego było trzeba Amosowi. Zwinął się jak sprężyna i skoczył. Rozerwał gardło najbliższemu, rozepchnął pozostałych i wypadł na zewnątrz. Po czym pobiegł w zbawcze ciemności. Ci, co przeżyli, natychmiast wytrzeźwieli i pobiegli donieść Durantesowi, co się stało. Ten wpadł we wściekłość, kazał ich ściąć i przygotować pościg.
Do pościgu wybrano specjalne psy, szybkie, wytrzymałe i o znakomitym węchu. Na czele nich postawiono wielkiego, czarnego brytana o złych oczach.
Pogoń się rozpoczęła. Zaś Amos zagłębiał się coraz bardziej w las i w góry. Biegł coraz wyżej i wyżej. Znalazł strumień, z którego napił się trochę i począł posuwać się wzdłuż niego. Biegł wytrwale, ale trudy ostatniej i poprzednich walk dały o sobie znać. Poczuł, że zaczyna słabnąć.
A z dołu następowała pogoń. Wielki brytan węszył i biegł w nieustępliwym, morderczym zapale. Prowadził go na smyczy główny nadzorca psów. Jednak w pewnym momencie potknął się o korzeń czy skałkę i wypuścił smycz z ręki. A brytan z głuchym charkotem pognał do przodu niczym wyrzucony z procy.
Amos dotarł do małej polanki. Z trzech stron otaczał ją las, a z czwartej strome zbocze opadało do burzliwie płynącego potoku. Przystanął na chwilę, powęszył i już miał ruszyć dalej, gdy z zarośli wypadł brytan.
Zatoczył krąg wokół Amosa, jeden, drugi. Bliżej i bliżej. W końcu byli od siebie już tylko o cztery kroki. Spojrzeli. Naprężyli mięśnie łap - sus - zderzenie barkami: obaj nieco zatoczyli się na trawie. Kolejne okrążenie: zbiegają się do siebie zwolna, doceniając walory przeciwnika, są tuż, napięcie wzrasta.
Druga runda okrwawiła pyski obu przeciwnikom: rozjuszenie ich rosło - widoczne to było z ruchów zwierząt: teraz już mniej zwracały uwagę na pobliskie urwisko: ponosiło ich, by jak najprędzej dogodzić przeciwnikowi.
W trzecim spotkaniu większy sukces odniósł brytan: powalił Amosa na ziemię, ale na tak krótko, wprost na mgnienie, że nie oznaczało to klęski: mało tego - wilk zdarł mu z żebra płat skóry.
Rozpoczęła się kolejna runda. Brytan pospieszał skrajem urwiska: krąg się zamknął, nie wiadomo, kto kogo ścigał. Wreszcie następuje zderzenie. Jest to zwarcie najgroźniejsze: po ataku barkami obaj wrogowie koziołkują, zrywają się, tną się kłami, słychać ostre oddechy, Amos ma już przeciętą łapę, kuleje, brytan odczuwa ostre touche za uchem, Amos zachwiał się - cios w brzuch, zajazgotał, zyskuje na czasie, znalazł się blisko krawędzi, czy zdąży przebyć mały łuk przestrzeni, by wskoczyć w chaszcze?
Brytan tnie mu drogę na skos: wtem - susem! śmiertelnym susem (bo, gdyby się potknął lub nie trafił przeciwnika, murowany upadek na dno strumienia!), dosięgnął Amosa.
W tym momencie na polanę wpadają ludzie i pozostałe psy, krzyczą, odwołują brytana, ale za późno. Pies uderzył piersią, łbem, lewym barkiem, zdawało się, taran bije w nieszczęsnego wilka, Amos stęknął, paszczęka jego pusto kłapnęła nad trawą, a on wyleciał w powietrze i zniknął za skarpą...
Cisza. Wszyscy zamarli. A potem przypadli do krawędzi, spojrzeli w dół. Straszny był tam widok. Obijając się o garby niemal pionowej ściany, spadał w dół Amos, mieszkaniec Narnii, srogi zabijaka, wilk niezwyciężony. Mógł teraz budzić jedynie litość. Twarde garby wybrzeża nie mogły mu posłużyć jako stacje ratunku. Dudniąc o nie żebrami, gruchocąc sobie łapy, wytrząsając resztę świadomości ze łba, już i tak zamroczonego walką z potężnym przeciwnikiem - nieuniknienie pędził ku zagładzie. Nigdzie już nie było dla żadnego ocalenia. Akurat pod miejscem jego upadku wrzał pośród skał nurt chyżego strumienia.
Raptem - na którymś tam odcinku swojej karkołomnej drogi Amos zahaczył się łapami o jakiś występ, widać pomógł mu krzak tarniny uczepiony zbocza, już - już błysnęło ocalenie, ale wyzbyte siły stawki nie utrzymały długo ciężaru ciała - pokonany wilk runął w dół, machnął w powietrzu kilka groźnych kozłów i z całym rozmachem buchnął do wody.
A na górze ludzie (stropieni, nie wiedząc, jak teraz wrócić do Durantesa), psy, stroma ściana, góry, bór odwieczny, głuchy i księżyc w milczeniu oddawali mu hołd...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 7:47, 08 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Rzeczywiście, już przed wieczorem cały orszak Korradina stanął w drzwiach domu archenlandzkiego Tarkaana. Gospodarz w drzwiach powitał rodaka i jego rodzinę, a następnie poprowadził ich do wnętrza domu. Służba Korradina i gościnnego Tarkaana natychmiast zaczęła rozpakowywać bagaże rodziny Korradina, a było ich tak wielu, że Justyna skorzystała ze sposobności i pobiegła nad Krętą Strzałę, aby zobaczyć, czy dziś przyjaciółka nie przyjdzie. Niestety, Estery tam nie było. Zasmucona, zastanawiając sie nad przyczyną, wróciła do pałacu.
Już tego wieczoru, z okazji goszczenia Korradina, Tarkaan wydał wielką ucztę. Lasenne zabrała ze sobą Justynę, aby jej usługiwała przy stole. Stała więc za jej łożem, będąc gotowa na każde życzenie, podobnie jak kiedyś u Tisroka. W pewnym momencie pan domu wstał, zaklaskał w ręce i zawołał:
- Mili goście! Zaplanowałem na dzisiejszy wieczór coś nadzwyczajnego! Oto zobaczycie walkę dwóch wojowników, którzy stoczą ją tu, na naszych oczach, specjalnie dla nas!
Przerwały mu oklaski, a gdy ucichły, pan domu nakazał:
- Wprowadzić zawodników!
Drzwi się otworzyły...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 16:01, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 14:10, 08 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Maria już od kilku dni nie miała nic w ustach prócz kilku kropel wody. Po rozmowie słyszanej przez przypadek, dziewczyna całkowicie straciła nadzieję. Była tak słaba, że jedyne, na co mogła się zdobyć, to od czasu do czasu podnieść głowę, aby sprawdzić, czy jest noc, czy dzień.
Nagle drzwi się otworzyły, a do zaniedbanej kajuty wszedł barczysty mężczyzna i rzucił na ziemię jakiegoś człowieka. Tuż za nim wszedł następny, tym razem bardzo chuderlawy i niski.
- No, Dokton, opłaciło się wrócić na tamtą wyspę! - powiedział po chwili ten chuderlawy.
- A jakże! - huknął Dokton. - Teraz możemy już płynąć do Narrovhawen.
- Właśnie! - przytaknął chudszy. - Dostaniemy za nich sporo krescentów!
Maria spojrzała na mężczyznę leżącego na ziemi. Zdawało jej się, że skądś go zna, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć skąd..
- Ooo, widzę, że nasz śpioszek się obudził - wysyczał chudy.
Księżniczka rzuciła mu szorstkie spojrzenie.
- Pewnie! - wychrypiała. - Macie szczęście, że w ogóle się obudziłam!
Chudy kopnął ją. Dziewczyna jęknęła.
- A teraz nie wiadomo, czy uda wam się mnie komuś wcisnąć - brnęła w swoim Maria.
Chuderlawy osobnik zamierzał się do kolejnego ciosu, kiedy Dokton powstrzymał go.
- Przestań! - wrzasnął. - Ona ma rację - jeśli ją skopiesz, nikt nie będzie jej chciał! Albo co gorsza, dostaniemy za nią tylko parę krescentów...
Potem zwrócił się w stronę księżniczki:
- A ciebie, panienko, jeśli nie będziesz posłuszna, ukarzemy cię w inny sposób.
Maria przeszyła go lodowatym spojrzeniem, ale nie odezwała się ani słowem. Handlarze wyszli zatrzaskując za sobą drzwi, a księżniczka resztkami sił przysunęła się do lężącego na podłodze mężczyzny. Dotknęła go skrępowanymi rękami, a ten poruszył się i jęknął cicho.
- Już dobrze - przemawiała do niego spokojnie - już poszli.
Mężczyzna spojrzał na nią spod opuchniętych powiek i właśnie wtedy Marię przeszył dreszcz - to był książę!
- Maria? - odezwał się słabym głosem. - To ty?
Księżniczka opanowała drżenie całego ciała i powiedziała kojącym głosem:
- Tak, to ja.
- Ciebie też złapali?
- Tak...
Książę zamknął oczy i przez chwilę wydawało jej się, że zasnął, ale po chwili poruszył się i powiedział:
- Byłem jeszcze na tej wyspie i chciałem jakoś za wami popłynąć, ale jak wyszedłem z ukrycia, to wtedy oni mnie złapali i... - urwał w pół słowa i zadrżał.
- Już dobrze - rzekła uspokajająco Maria. - Co oni ci zrobili! - w jej głosie zabrzmiał gniew i jednocześnie płaczliwy smutek.
- Jak ci na imię? - zapytała spokojnie kompletnie zapominając o wyrafinowanym "panie".
- Nirian - wyszeptał książę.
***
Parę dni później statek przybił do Narrovhawen. Przez te dni "gości" traktowano o wiele lepiej, aby "jakoś wyglądali na targu". Okazało się, że przez jednodniową zwłokę ominął ich wielki targ i że następny będzie wieczorem, na co Dokton klął niemiłosiernie. Niemniej jednak wieczorem mieli zostać sprzedani, a ich przyszły los bardzo niepokoił Marię.
W końcu wyprowadzono ją na podest, a Dokton zaczął przemawiać słodkim głosem i już po chwili znalazł się jakiś kupiec, który ofiarował za księżniczkę 40 000 krescentów. Kupiec ociągał się trochę.
"Chce poczekać do następnej licytacji' - pomyślała Maria. - "Och, oby kupił Niriana!"
Wkrótce na placu rozbrzmiały wykrzykiwania kupców i księcia kupił jakiś człowiek, z którym wcześniej rozmawiał nowy właściciel księżniczki.
Maria, zrezygnowana, spuściła wzrok. Wymieniła spojrzenia z Nirianem, sprowadzanym przez jakichś ludzi do swojego pana. Kupcy zauważyli to.
- Znacie się? - zapytał pan Marii.
- Tak, panie - rzekła księżniczka szczerze, nie starając się ukryć niczego.
Mężczyzna uśmiechnął się i odrzekł:
- To dobrze, bo będziecie się często widywać.
Oszołomiona Maria podniosła wzrok. Jak to? Co to miało oznaczać? Kupiec zauważył jej zdziwienie, jeszcze raz się uśmiechnął i wyjaśnił:
- Będziemy mieszkać w Archenlandii, a Minher - tu wskazał na nowego pana Niriana - jest moim sąsiadem.
Księżniczkę ogarnęła jednocześnie radość i niepokój.
- Panie...?
- Tak?
- Do czego mnie potrzebujesz?
- Do pracy rolnej i domowej - rzekł mężczyzna - zwracaj się do mnie Therhon.
- Tak, Therhonie.
Mężczyzna zawołał na jednego ze swoich parobków i już po chwili wszyscy ruszyli na statek.
Zdziwiona księżniczka zdołała tylko robić to, co jej mówiono. Spojrzała na Niriana - był równie zaskoczony jak ona.
- Pan... to znaczy, Therhonie? - odezwała się.
- Tak? - spytał mężczyzna.
- Jak duża jest twoja posiadłość?
- Moja? Pani, ja jestem tylko sługą mego pana!
Księżniczkę dopiero teraz przeszył lodowaty dreszcz. Co będzie, jeśli jej pan okaże się okrutny i apodyktyczny?...
Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Sob 14:20, 08 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Sob 21:58, 08 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Drzwi otworzyły się, a w nich ukazało się dwóch niewolników, ubranych w stroje jakie przystały wojownikom. Jednym z nich była Estera. Miała walczyć z Corpo. Był on bardzo wysoki, nie to, co elfka. Był też dobrze zbudowany, za dobrze. Estera wyglądała przy nim wręcz śmiesznie.
Obydwoje weszli na wyznaczone im pole. Ester zaczęła się rozglądać po gościach. Nie wiedziała, kim oni mają być. Ale oto ujrzała osobę, którą wręcz pragnęła zobaczyć. W końcu zawiodła ją i nie przyszła na umówione spotkanie. Musiała odbyć swoją karę w postaci posprzątania całej posiadłości i wypolerowania srebrnej zastawy. Do spania Fal wyznaczyła jej miejsce w kuchni na posadzce. Jak się domyślacie, Estera zobaczyła Justynę!
Ale nie było czasu, aby wymienić się spojrzeniami, bo oto wybił gong oznaczający rozpoczęcie walki. Ekwipunkiem elfki był łuk i kołczan pełen strzał. Corpo posługiwał się mieczem. Zaczęli się okrążać. Estera naciągnęła strzałę na łuk. Cor zadał pierwszy cios. Estera zdążyła się pochylić. I błyskawicznie zadała mu cios w brzuch końcem łuku. Corpo zgiął się wpół. Walka trwała dalej. Elfka to się schylała, to skakała, unikając ostrza miecza i uderzając, to łukiem, to ostrzem strzały. Gdy przykucnęła, na podłogę posypała się kępka jej ognistorudych włosów. Wśród gości dało się słyszeć pomruki i szepty, a nawet westchnienia typu "Och" lub "Ach". Nagle Ester poczuła przeszywający ból boku. Falsonia wykrzywiła twarz w uśmiechu zadowolenia. Z rany zaczęła się sączyć krew. Na szczęście miecz nie wbił się bardzo głęboko. Elfka postanowiła działać. Nie mogła w końcu dać się zabić. To była walka na śmierć i życie. Strzałą, którą miała opartą na łuku, poraniła twarz Corpo. Pewne było, że blizna ledwo wymijająca prawe oko długo się nie zagoi. To starło głupawy uśmieszek z twarzy Fal. Walka trwała jeszcze kilka minut, gdy Ester postanowiła zadać ostateczny cios. Nie mogła dłużej zwlekać... myśl o skutej lodem Narnii... napięła łuk i... brzdęk! Strzała trafiła prosto w serce Corpo. Elfka uroniła łzę, ale nie chciała, aby ktokolwiek to zobaczył, więc zaczęła wycierać pot z twarzy rękawami swojego stroju. Zapadła głęboka cisza...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 10:53, 09 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy Justyna zobaczyła Esterę, zabrakło jej tchu. Elfka miała na sobie tylko krótką tunikę, wiec wyraźnie zobaczyła jej ręce i nogi pokryte bliznami. Niedawno ją wychłostano! To pewnie dlatego nie przyszła... Łzy stanęły Justynie w oczach, gdy pomyślała, jak bardzo boli chłosta. Jej samej już dawno nie wychłostano, ale to się pamięta... A teraz jeszcze każą Esterze walczyć! To nieludzkie! I w dodatku z takim wojownikiem? Przecież to starcie Dawida z Goliatem! Choć z drugiej strony, wtedy wygrał Dawid... Może więc i Estera...
Czarodziejka nigdy nie lubiła walki. Aprobowała tylko walkę magią i tylko w ważnej sprawie. Inną bronią nie umiała posługiwać się bardziej, niż przeciętny człowiek. Gdyby była bogatą Tarkiiną, zrobiłaby coś, aby przerwać tę walkę. Trwała od kilku minut, ale szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną stronę. Czarodziejka już się pochylała, aby szepnąć w tej sprawie słówko swej pani, gdy usłyszała głuchy jęk Estery. Zauważyła, że ten drugi wojownik wbił miecz w bok elfki. Zagryzła wargi prawie do krwi a dłonie zacisnęła w pięści. "Żeby tylko Estera przeżyła! Błagam, Aslanie!" prosiła w myślach. I być może Aslan jej wysłuchał, gdyż elfce udało się w końcu pokonać wojownika. Justyna odetchnęła głęboko i rozluźniła pięści." Wielkie dzięki, Aslanie!" W tym właśnie momencie spojrzała na Fal. Na jej twarzy wyraźnie widać było rozczarowanie. Dziewczyna zrozumiała, że ta kobieta wyraźnie nienawidzi elfki i miała wielką nadzieję, że tamten wojownik ją zabije. Justyna poczuła satysfakcję na widok jej zawodu. "Dobrze ci tak!" pomyślała.
Lasenne pierwsza zaczęła bić brawo. Zaraz też przyłączyli się do niej inni. Po długiej chwili ciszy, sala napełniła się odgłosem oklasków i wiwatowania na cześć Estery. Justyna otarła z oczy łzy, które napłynęły jej z powodu ulgi, gdy Estera zwyciężyła i uśmiechnęła się do przyjaciółki. Nie ośmieliła się opuścić miejsca u boku swej pani, choć bardzo pragnęła podejść do elfki, ale Estera widziała ją i wiedziała o tym. Ten uśmiech oznaczał wiele rzeczy: dumę z niej, zapewnienie o przyjaźni, przebaczenie za zawód i trochę otuchy. Tyle, ile jedna niewolnica mogła dać drugiej niewolnicy.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 16:16, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nat
Gość
|
Wysłany: Nie 13:02, 09 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Targ niewolników... Te słowa brzmiały obrzydliwie. Jakby ludzi można było kupić, jak jedzenie czy sprzęty domowe!
Ireth z przerażeniem obserwowała, jak jej towarzysze są licytowani i wykupywani. Po pewnym czasie i ona została wypchnięta na podest. Kiedy spoczął na niej wzrok wszystkich obecnych, zbladła gwałtownie, a jej strach wzrósł jeszcze bardziej. Jak przez mgłę słyszała zachwalające ją słowa. Wyjątkowy towar... Młoda i silna... Krzyki towarzyszące negocjacjom nieco ją otrzeźwiły.
Sprzedano ją za osiem tysięcy krescentów.
Jej nowy pan był przystojnym Tarkaanem w średnim wieku, jego ciemne oczy patrzyły władczo i okrutnie. Ne lekkie skinienie ręki dwóch pachołów pobiegło i przyprowadziło słaniającą się na nogach Ireth. Mężczyzna otaksował ją spojrzeniem; w jego oczach pojawił się błysk zadowolenia. Dziewczyna szybko pochyliła głowę. "Jeśli się nie podporządkuję, już po mnie" pomyślała, choć miała wielką ochotę uciec, uderzyć kogoś i rozpłakać się jednocześnie.
Tarkaan przestał się nią interesować, kupił jeszcze kilku niewolników, potem wydał swoim sługom polecenia – mieli szykować się do drogi.
W drodze do portu, Ireth rozglądała się uważnie, ale nigdzie nie zobaczyła swoich przyjaciół. Dalszą drogę przebyli statkiem, jakiś czas wędrowali przez pustynię. Posiadłość, do której zdążali, znajdowała się na północy Kalormenu, w pobliżu miasta Nareil - Mare, niedaleko Krętej Strzały.
Po przybyciu Ireth dostała niewolniczy strój, pokazano jej, gdzie ma spać. Nikt jednak nie powiedział jej, czym będzie się zajmowała. Jej nowy pan (z usłyszanych rozmów wynikało, że nazywa się Harab) powiedział tylko, że dowie się jutro, i udał się na spoczynek. Ireth długo nie mogła zasnąć. Z przerażeniem rozmyślała o swoim przyszłym losie. W końcu zasnęła, ale męczyły ją złe sny...
Ostatnio zmieniony przez Nat dnia Pon 22:38, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Pon 14:16, 10 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Estera była zakłopotana. Stała tak na środku sali, obok niej leżał martwy Corpo, a wszyscy bili brawa i to dla niej!
- Wspaniała, nieprawdaż? - powiedział Ahdar.
- Och tak! To było widowiskowe! - odpowiedzieli chórem wszyscy, prócz Fal. Lecz nagle Estera zaczęła widzieć wszystko w półmroku, goście dwoili i troili się jej przed oczami. Zakręciło jej się w głowie i upadła. Teraz widziała tylko ciemność. Straciła dużo krwi. Gdy się ocknęła, ujrzała przed sobą dwie Justyny, które po chwili zlały się w jedną. Musiała być nieprzytomna kilka godzin. Miała opatrzoną ranę. Po pokoju, w którym znajdowała się elfka, chodziła w tę i z powrotem roztrzęsiona Rire.
- Co... Co się stało? Gdzie ja jestem? - spytała osłabionym głosem i usiadła na posłaniu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 15:02, 10 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Justyna łagodnie położyła ją z powrotem:
- Nie ruszaj się - powiedziała spokojnie, ale już po chwili jej spokój prysł i zarzuciła przyjaciółce ręce na szyję:
- Och, dzięki, dzieki, Aslanie - łkała. - Obudziłaś się na szczęście!
Rire szybko podeszła:
- Nareszcie! - wykrzyknęła ze łzami szczęścia w oczach i przysiadła na brzegu łóżka Estery.
Po jakiejś minucie Justyna uspokoiła się i otarła oczy, a widząc, że Estera znowu próbuje usiąść, powtórzyła:
- Mowiłam, żebyś się nie ruszała. Jesteś osłabiona. Straciłaś mnóstwo krwi, musisz odpocząć.
A widząc nic nie rozumiejące spojrzenie Estery, dodała:
- Nie pamiętasz? Zmusili cię (niech ich Tasz pochłonie!) do tego obrzydliwego pojedynku... - zadrżała. - Gdy zobaczyłam , jak walczysz o życie, modliłam się do Aslana, abyś przeżyła... i chyba mnie wysłuchał. Ale zostałaś ranna i teraz musisz odpocząć.
W tej chwili przypomniała sobie o czymś i zerwała się z miejsca:
- Ojej, już późno! Lasenne mnie zwymyśla! Pozwoliła mi przyjść tylko na chwilkę, żeby zobaczyć, jak się czujesz, a ja siedzę tu od co najmniej półgodziny. Muszę iść, ale jeszcze wrócę tu dzisiaj! Miej na nią oko, Rire i nie pozwól jej wstawać z łóżka! - i wybiegła z komnaty.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Nie 16:39, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Pon 15:36, 10 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Estera nie zdążyła nic powiedzieć. Dopiero teraz powróciło wszystko to, co zdarzyło się kilka godzin temu. Obrazy walki i wiwaty gości szumiały jej w głowie jak szalone.
- Musisz odpoczywać, moja droga. Słyszałaś, co mówi Justyna? Najlepiej będzie, jak położysz się i uśniesz. Ja muszę teraz wracać do pracy, ale obiecuję, że później do Ciebię zajrzę - powiedziała Rire, poprawiła Esterze koc i wyszła, nie robiąc najmniejszego hałasu. Elfka leżała i rozmyślała. "Co się stało z podarkami Wielkich Władców Narnii? Justyna miała łuk, Ril miał miecz i tarczę. Jak dobrze pamiętam, pozostały sztylet Łucji i róg Zuzanny. Ach, jeszcze kordiał! Tylko kto go miał? Będę musiała się tego dowiedzieć od Justyny."
Nagle pojawił się Bianco. Jak zwykle, ni z gruszki, ni z pietruszki . Usiadł obok niej i wbił w nią swój koci wzrok. Ester nie wiedziała, ile czasu minęło, gdy nagle kot przemówił
- Nie bój się, drogie dziecko - usłyszała jego aksamitny, kojący głos. - Już wkrótce wszystko będzie dobrze. Trzymaj - powiedział i wyciągnął łapkę ku elfce. Był tam fioletowy flakonik- wiszący na rzemyku - wielkości palca serdecznego, a szeroki na grubość dwóch kciuków.
- Co to jest ? Kim ty w ogóle jesteś? - spytała i wzięła buteleczkę do ręki.
- Dowiesz sie w odpowiednim czasie. I nie otwieraj teraz tej butelki - rzekł Bianco.
- To w takim razie, kiedy? - zadała kolejne pytanie.
- Bedziesz wiedziała, kiedy - powiedział i zniknął. Nagle coś spadło. Estera obudziła się. "To był tylko sen" pomyślała. Ale w ręce miała fioletowy flakonik, a po kocie nie było ani śladu. "Może to Aslan? Nie... głupstwa gadam. Czego by on ode mnie chciał? Ach... już sama nie wiem".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 18:23, 10 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Podróż ciągnęła się godzinami. Myśli Marii były całkowicie opanowane przez różnorodne obawy - co będzie, jeśli jej przyszły los będzie nie do zniesienia, co jeśli nie wytrzyma? A kiedy jej będzie się powodziło, a Nirian trafi na jakiegoś okrutnika bez serca? A może oboje będą poniewierani i zmuszani do upakarzających czynów? I przede wszystkim, co z Narnią? Czy kiedykolwiek zobaczy ukochaną ojczyznę?
Nagły dźwięk wdarł się do głowy Marii, aż podskoczyła. Rozejrzała się dookoła, zdziwiona i po chwili już wiedziała, skąd pochodzi ów odgłos. To był... róg. Pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło się księżniczce, to magiczny róg królowej Zuzanny i długo nie mogła zrozumieć, gdzie się znajduje, ale po chwili doszło do niej, że jest na statku, a dźwięk pokładowego rogu oznajmiał przybycie do Archenlandii. Na myśl o tym księżniczka drgnęła.
Dziewczyna pospiesznie wyszła na pokład. Statek stał już w porcie, a marynarze wyładowywali jego zawartość.
"Najwyraźniej bogaty Tarkaan kupił nie tylko nas"pomyślała kwaśno.
- Jesteśmy na miejscu - usłyszała głos Therhona - będziemy schodzić na ląd.
Maria skinęła głową i zapytała:
- A Minher i... - zawahała się, bo napotkała zacięty wzrok Niriana - ...jego nowy niewolnik... idą tam, gdzie my?
- Można tak powiedzieć - odparł Therhon - będą mieszkać w posiadłości obok.
***
Posiadłość. To nie było odpowiednie słowo dla tego, co Maria i Nirian zobaczyli w chwilę potem. Wyglądało to jak coś w rodzaju ogromnego pałacu, naokoło którego widniał piękny i dobrze utrzymany ogród. Piękne. Aż za piękne. Idąc przez labirynt z bordowego żywopłotu, Maria odczuwała lęk. Bała się, tak strasznie się bała tego, co może się wydarzyć tam, w domu jej nowego pana. Droga przez ogród wydała jej się wiecznością. W końcu doszli do pałacu. I znów podróż przez kręte i wijące się korytarze wielkiego domu, aż w końcu doszli do bogato zdobionej sali, w której, na dużym - i zapewne wygodnym - krześle, przypominającym tron siedział gruby człowiek, o czarnych włosach i gęstej brodzie.
"No nie, poczyna sobie, jako ten król, a NA PEWNO nim nie jest" - pomyślała Maria, w której odezwał się na sekundę władczy instynkt.
Na ich widok Tarkaan odwrócił wzrok od stojących obok niego służek i odezwał się głośnym i tubalnym głosem:
- A, Therhon! Czekałem na ciebie. To są ci nowi niewolnicy?
Na te słowa Therhon skłonił się.
- Tak, mój panie! Kobieta i mężczyzna, jak sobie życzyłeś. Minher będzie mieszkał w domu obok z tym mężczyzną, jak sobie życzyłeś.Tarkaan powiódł po nich wzrokiem.
- Mogą być - powiedział łaskawie. - Mam nadzieję, że podołają powierzonym zadaniom.
Maria spojrzała na Niriana. Mieli mieszkać osobno, ale byli pod władzą tego samego Tarkaana. To już było coś. Teraz można wspólnie pomyśleć o ucieczce..
- No dobrze, musimy wyjaśnić sobie parę spraw: żadnych ucieczek, ani nawet prób tego typu, żadnego znieważania waszego pana, żadnego ociągania podczas wykonywania zadań powierzonych wam przez pana - zwrócił się do nich Minher, jakby chciał odczytać ich myśli.
- Otóż to - zawtórował mu Tarkaan. - A teraz zróbcie coś z nimi! Wyglądają okropnie. A i nie pachną zbyt ładnie. W moim pałacu nie ma miejsca dla takich osób, więc pospieszcie się!
"Jakiż on łaskawy" - pomyślała Maria wpatrując się w niego z odrazą.
Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Wto 11:33, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 8:01, 11 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy Justyna wbiegła do komnaty, którą zajmowała wraz z Lasenne, zobaczyła, że Lasenne siedzi w towarzystwie Oro i obie gadają jak nakręcone. Najwyraźniej bardzo przypadły sobie do gustu. Gdy weszła czarodziejka, obie przerwały rozmowę, a Lasenne zwróciła się do niej surowo:
- Gdzieś tu się podziewała? Zwolniłam cię tylko na kilka minut, żebyś zobaczyła tą swoją znajomą. A ciebie nie było ponad pół godziny!
- Proszę o wybaczenie, pani - odparła Justyna mechanicznie. Jej głos był tak obojętny, że Oro natychmiast zareagowała:
- Jej wcale nie jest przykro, Lan - powiedziała. - Na twoim miejscu kazałabym ją wychłostać. Jest stanowczo zbyt bezczelna, jak na niewolnicę.
"Ty żmijo!" pomyślała Justyna, ale na głos oczywiście nie powiedziała nic.
Lasenne machnęła ręką.
- Daruję jej - powiedziała niedbale. - Gdybym kazała chłostać ją za każdym razem, kiedy zachowuje się w ten sposób...
- Jesteś zbyt miękka, Lan. Niewolników może przywołać do porządku tylko chłosta. Moi niewolnicy wiedzą, jak muszą się zachowywać - oświaczyła Oro pompatycznym tonem.
- Oruś - Lasenne uśmiechnęła się miło do nowej koleżanki. - Nie jest taka zła. Jest posłuszna, wierna i pracowita. Czasami tylko trochę się spóźnia... - tu uśmiechnęła się do czarodziejki, tym razem nieco złośliwie.
- Skoro już zdecydowałaś się pojawić - zwróciła się znów do niej - to zajmij się moimi ubraniami. Sporo z nich jest brudnych. Wypierz je, wyprasuj i porządnie poskładaj.
- Tak, pani - odparła pokornie Justyna i z pośpiechem ruszyła ku drzwiom garderoby, bo ta wzmianka o chłoście trochę ją zdenerwowała. Otwierając drzwi, słyszała jeszcze głos Lasenne:
- Widzisz, mówiłam ci. Wypełnia polecenia bez ociągania... - tutaj Justyna zamknęła drzwi za sobą.
"Zajmowanie się" ubraniami Lasenne zajęło jej całe popołudnie i wieczór, tak, że dopiero przed północą skończyła pracę. Miała ochotę wpaść jeszcze do Estery, ale była bardzo zmęczona i pomyślała, że elfka na pewno już śpi, więc przełożyła wizytę na jutro. O świcie, gdy Lasenne jeszcze spała, Justyna wstała i wymknęła się do Ester. Mimo, że świt dopiero bielił niebo, elfka już nie spała. Leżała spokojnie, w zamyśleniu obracając w palcach jakąś fioletową flaszeczkę.
- Witaj, Ester - czarodziejka przysiadła na brzegu jej łożka. - Jak się dziś czujesz?
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 20:09, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Wto 9:58, 11 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Amar Tarkaan nie był zadowolony z prezentu.
- Nie dość, że mieszkam na takim odludziu, w barbarzyńskim kraju, to jeszcze mi się ozdóbki przysyła - mruczał z irytacją. - Co mi po centaurze? Może dałoby się toto sprzedać, Sar? - zwrócił się do swojego osobistego niewolnika.
- Przykro mi, panie. Tutaj nikt nie ośmieli się kupić centaura.
- Wspaniale, wspaniale! - rozzłościł się na dobre Amar.
- To co robimy, panie? - spytał Sar.
- Nie wiem. Jakbym wiedział, to bym ci powiedział, prawda? Na Tasza, co ja tu muszę znosić! Dobrze, pomyślę jeszcze, co zrobić z tym prezentem. Może wyślę komuś innemu? A na razie weź go do kwater dla służby, może się tam do czegoś przyda.
I tak oto Traq przestała być ozdobą, a zaczęła się wreszcie do czegoś przydawać. Służba ucieszyła się niepomiernie, że nie muszą już sami dźwigać wody z rzeki, tylko mogą zaprząc "kopytnego dziwoląga" do wozu. Tym sposobem Traq pięć razy dziennie odbywała kurs do Krętej Strzały i z powrotem...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 10:51, 11 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Jeśli kiedykolwiek ktoś będzie w niewoli, niech stara się być cichym i pokornym, bo w przeciwnym razie najmniejsze nawet ociąganie, czy błysk buntu w oczach zniewolonego może doprowadzić do przykrych konsekwencji - Maria przekonała się o tym na własnej skórze. Została od razu porządnie wychłostana za rzekomy "niełaskawy wzrok", jak to określił Tarkaan. Nirian szalał ze wściekłości i co chwila rzucał przekleństwami w kierunku swojego pana, gdy bat sługi Tarkaana raz po raz uderzał w plecy księżniczki, więc i on musiał zostać dotkliwie wychłostany.
Tego ranka Maria nie czuła się dobrze. Można by powiedzieć, że nie nadawała się do żadnej pracy, ale gdy tylko usłyszała, że jeśli nie będzie posłuszna, znowu będzie czekała na nią chłosta, od razu posłusznie podniosła się z twardego i niewygodnego łóżka w ciasnym pokoiku, jaki jej przydzielono, włożyła roboczą sukienkę i bladym świtem stawiła się u swojego pana. Tarkaan znów zmierzył ich tym dziwnym spojrzeniem i powiedział:
- Mam nadzieję, że wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie będzie już tutaj takich incydentów. Musicie wiedzieć, że nie lubię chłostać swoich niewolników.
"Nie lubi? Wczoraj ten sługa smagał mnie batem, jakby miał w tym wielką wprawę, a on mówi, że nie lubi?" pomyślała gniewnie Maria, bo plecy jeszcze okrutnie ją piekły.
- Rozumiemy się? - zapytał Tarkaan.
- Tak, panie - odpowiedzieli zgodnie książę i księżniczka.
- To dobrze - rzekł znowu Tarkaan - a teraz opowiem wam trochę o waszej nowej pracy. Ty, panienko, będziesz pracować w ogrodzie, przycinając moje kwiaty i drzewa, będziesz również sprzątać, kiedy tak ci nakażę, a jeśli umiesz śpiewać, będziesz zabawiać mnie i gości podczas uczt. Czy wszystko jasne?
- Tak, panie - odpowiedziała pokornie Maria, pocieszając się w duchu, że mogło być o wiele gorzej.
- A ty, chłopcze - ciągnął dalej Tarkaan - będziesz stajennym w moim pałacu. Prace przy koniach, zajmowanie się nimi po polowaniach i różnych wyczerpujących wyprawach są również zlecone tobie. Minher pokaże ci twoje miejsce pracy.
- Tak, panie - powiedział Nirian.
- A więc teraz idźcie pracować i żadnego ociągania - rzekł Tarkaan i wszyscy wyszli z sali.
Ostatnio zmieniony przez Nienna dnia Wto 11:34, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|