Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 18:30, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Maria była nieprzytomna przez resztę dnia i całą noc. Dopiero nad ranem ocknęła się z bólu i nieprzytomnym wzrokiem popatrzyła na pomieszczenie, w którym się znajdowała.
To bez wątpienia był jej pokój, ale księżniczka potrzebowała paru minut, aby rozpoznać wnętrze. Jej umysł był otumaniony i przez długi czas nie mogła sobie przypomnieć, co się stało. Jednak uświadomiła sobie w końcu, że została porządnie wychłostana korbaczem i do tego... Na myśl o paskudnej substancji zapiekły ją rany.
"Lia za to zapłaci!"pomyślała z wściekłością.
Chciała wstać, ale nie mogła zrobić najmniejszego nawet ruchu, bo zranienia bolały tak, jakby wychłostano ją przed chwilą.
"To paskudztwo się nie goi!"przeszło jej przez myśl. "Dlatego Lia użyła kurcyny. Co za żmija!".
Nagle drzwi do pomieszczenia otwarły się z trzaskiem i Maria zobaczyła w nich jakiegoś sługę Tarkiiny, który trzymał w ręce mały kubek. Postawił go na ziemi (odpowiednio daleko od księżniczki, należałoby dodać) i wyszedł.
- Och, Aslanie! Zabierz mnie do siebie! - wyszeptała Maria, po czym znów straciła przytomność.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Czw 19:10, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
A Traq jednak nie pojechała ze swym panem na polowanie. Kiedy grupa centaurów i faunów porwała księcia (i zarazem niewolnika Oro), Tarkaan uznał, że obrazą byłoby pojawienie się na polowaniu na grzbiecie jednego z tych dziwolągów, barbarzyńców i do tego kryminalistów.
O tym, co się tam wydarzyło i co spotkało jej towarzyszy, Traq dowiedziała się od innych niewolników, którzy z przejęciem opowiadali sobie tę historię. Nie wiedziała, czy nie wyolbrzymiają przypadkiem zasądzonych kar, ale i tak straszno jej było tego słuchać. Gdyby jeszcze mogła coś zrobić! Ale łańcuch trzymał mocno, a wokół ciągle ktoś się kręcił.
- Ale przecież gwiazdy nie kłamią... - szeptała, wpatrując się w nocne niebo. - Ma się zdarzyć coś dobrego.
Ale w końcu Biała Czarownica długo niewoliła Narnię, dlaczego niby teraz Narnijczycy nie mieli pocierpieć kilkudziesięciu lat?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nat
Gość
|
Wysłany: Pią 13:19, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy zabrano ją z sali, Ireth początkowo próbowała się wyrwać, ale uderzenie w twarz ostudziło jej zapędy. Prowadzono ją długim i ciemnym korytarzem. Gdy wyszli, ujrzała wielu niewolników i ich panów; wyraźnie na coś czekali. Dziewczyna rozejrzała się jeszcze raz. Na środku znajdowało się podwyższenie, na którym stała Justyna, trzymana przez dwóch osiłków!
– O nie! – krzyknęła, gdy uświadomiła sobie, że będzie musiała oglądać chłostę czarodziejki.
Musiała patrzeć, jak Justynę obnażono i zakuto w łańcuchy, jak gruby mężczyzna bezlitośnie uderza batem po plecach czarodziejki. Musiała słuchać jej przejmujących krzyków bólu! Musiała oglądać uradowane tym twarze Tarkaanów! "O Aslanie..." W końcu kara przyjaciółki się skończyła; odciągnięto ją gdzieś na bok. Widownia jednak nie rozchodziła się, więc...
"Nie, teraz ja!" pomyślała z przerażeniem. Popchnięto ją na środek, podeszła tam na drżących nogach. Czekało ją to samo co Justynę, ale oglądanie nie było jednak tak okropne, jak przeżywanie tego.
Ktoś brutalnie zdarł z niej ubranie i zakuł jej ręce w łańcuchy. Było to tak upokarzające, że w oczach dziewczyny stanęły łzy. Gdy jej oprawca przygotowywał się do wymierzenia kary, rozejrzała się po widowni, szukając choć jednej przyjaznej twarzy. Nikogo jednak nie zobaczyła.
Pierwsze uderzenie nadeszło niespodziewanie. Krzyknęła, głośniej niż kiedykolwiek. Ból był tak okropny, że zdawało jej się, że umiera. Niestety, zamiast litościwej ciemności poczuła kolejne uderzenie, i kolejne, i kolejne... Teraz już nie krzyczała, tylko wyła z bólu. Malutkie kolczaste kuleczki, którymi zakończony był bat, wbijały się w skórę, a później wyrywały ją. To była chyba najgorsza kara, jaka mogła spotkać nieposłuszną niewolnicę. Ireth mówiła sobie, że jeśli przeżyje, zawsze będzie posłuszna swojemu panu, byle tylko nie musiała przechodzić przez to jeszcze raz. W pewnym momencie prawie zemdlała, ale uderzenie, jeszcze boleśniejsze od poprzednich, szybko ją otrzeźwiło. Już nie próbowała liczyć uderzeń, czekała tylko na koniec.
Ale koniec nie nadchodził, dziewczyna wyła, jęczała i płakała z bólu, wstydu i upokorzenia. W końcu kara się skończyła, dziewczynę odrzucono gdzieś na bok. Zwinęła się w kłębek i łkając, prosiła Aslana o śmierć. Szybko podeszło do niej dwóch pachołków jej pana, którzy zawlekli ją do jakiejś ciemnej celi, gdzie wreszcie zemdlała.
***
Gdy Ireth się ocknęła, ze zdziwieniem stwierdziła, że nic jej nie boli. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie jest również w celi, do której ją wrzucono. Leżała na polanie w jakimś lesie. Dookoła ćwierkały ptaki, gdzieś płynął strumyk; słychać było jego szum. Nie usłyszała jednak łap ogromnego lwa, który nagle stanął przed nią.
– Och, Aslan! – wykrzyknęła. Spojrzała na niego oczami pełnymi radości, ale i strachu. Lew uspokajająco polizał ją po twarzy.
– Nie bój się. Przeżyłaś. Już wkrótce skończy się twoja niewola – rzekł.
– Ale czy to wszystko było konieczne? Nawet to chłosta?
– Tak, moja droga. Tylko tu byliście bezpieczni, tylko tu mogliście ukryć się przed Jadis.
Ireth chciała coś powiedzieć, ale lew przerwał jej:
– Musisz już iść, ale jeszcze się spotkamy. Pamiętaj, że nie wolno ci się poddać!
– Aslanie, ale co z innymi? Czy żyją?
– Każdemu opowiadam tylko jego własną historię, moja droga. Żegnaj...
Wszystko zaczęło się rozmywać.
***
Po chwili Ireth obudziła się. Znów znajdowała się w celi. Z jej pleców promieniował ogromny ból. Plecy i klepisko dookoła były całe we krwi.
"Czy to moja krew?" spytała się w myślach. Rozejrzała się dookoła. Widziała drzwi, przez które sączyło się blade światło. Mogła w nim zobaczyć swoje pozlepiane krwią włosy i nagie ciało; nie dostała z powrotem ubrania, które zdarto z niej przed chłostą.
Zazgrzytał klucz w zamku. Ktoś, najprawdopodobniej nadzorca niewolników, stanął nad nią. Kopnął ją mocno, aby upewnić się, czy już się obudziła. Usłyszawszy jęk, postawił przed nią szklankę wody i wyszedł. Ireth z ogromnym wysiłkiem doczołgała się picia i z trudem wypiła. Po chwili znów zemdlała.
Ostatnio zmieniony przez Nat dnia Pią 13:40, 28 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Pią 15:48, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
A sen Estery był naprawdę słodki. Elfka leżała pod baldachimem szytym z liści drzew. Było przyjemnie chłodno. Promienie słońce przedzierały się przez listowie. Wiał przyjemny, lekki, kojący wietrzyk. Po twarzy muskały ją źdźbła trawy tak soczyście zielone, że mogła to być trawa tylko z Krainy Aslana. Esti obróciła się na plecy. Nie poczuła nawet najmniejszego bólu. Słońce ogrzewało jej twarz. Zamknęła oczy. Mogłaby tak przeleżeć całe dnie. Nagle słońce jakby zaszło za chmurę. Ester się tym nie przejęła. Lecz potem ktoś lub coś liznęło ją po czole. Elfka otworzyła oczy. Nad nią pochylał się najwspanialszy lew na całym świecie.
- Aslan! - krzyknęła i tak jak leżała, tak wtuliła się w jego grzywę. Lew zaśmiał się radośnie.
- Och, Aslanie! Twój głos jest najwspanialszą muzyką na świecie, a twój widok cenniejszy niż wszystkie skarby i cuda tego świata. Powiedz mi, proszę, że zostanę tutaj na zawsze. Proszę - powiedziała i popatrzyła mu prosto w oczy. Łzy szczęścia kręciły jej się w oczach.
- Droga córko. Tam masz wiele do zrobienia. Nie umarłaś, ponieważ jestem przy tobie - jego głos był aksamitny i głęboki.
- Ale ja nie chcę tam wracać. Niewola nie jest dla elfów. Niewola nie jest dla nikogo - powiedziała i spojrzała na niego smutnymi oczyma.
- Najmilsza. Musisz pomóc uratować Narnię. Niewola była niezbędna. Tu jesteście bezpieczni. Ale już niedługo... już niedługo będziecie wolni - powiedział.
- A... Aslanie. Czy to Ty mi to dałeś? Wtedy, po tamtej chłoście? - spytała i pokazała fioletową buteleczkę.
- Tak. To byłem ja.
- Do czego to służy? Czy to pomoże nam się uwolnić, czy zniszczyć Jadis, czy... czy jeszcze co innego? - nie mogła się powstrzymać. Musiała zapytać.
- To posłuży ci do tego, do czego tylko zechcesz. Twoje serce będzie wiedziało, do czego i kiedy. A teraz śpij, Córko Lasu - odrzekł spokojnie.
- Och, to wszystko jest takie dziwne i trudne- ziewnęła. - Pozwól mi zostać. Ja... - ale nie dokończyła, bo zapadła w głęboki sen. I śniła, że leżała pod baldachimem szytym z liści drzew. Promienie słońce przedzierają się przez listowie. Wieje przyjemny, lekki, kojący wietrzyk. A jej skórę delikatnie muskają soczystozielone źdźbła trawy...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Pią 18:17, 28 Sie 2009 Temat postu: Magia powraca... |
|
|
Mag obudził się, bardzo bolały go plecy. Przypomniał sobie wydarzenia, które jako ostatnie zapadły mu w pamięć. Wyrok, wymierzanie kary a potem... spotkanie z Wielkim Lwem. Rilian przypomniał sobie rozmowę z Aslanem, jego obietnicę niedalekiego końca niewoli i swój powrót do realnego świata. Wtedy znów dał znać o sobie ból, mag chciał ręką dotknąć pleców i uświadomił sobie, że w ręce trzyma kawałek skały. Gdy spadał, złapał się fragmentu urwiska i odłamał jego kawałek. Nagle w dole znów pojawił się wiatr, tym razem nie stało się nic szczególnego. Przynajmniej na początku, bo po chwili czerwony kamień zamienił się w pył, a powiew poderwał go do góry. Na Riliana spadł czerwony "deszczyk". I wtedy mag poczuł, że jakby złamał jakąś barierę, poczuł nagły przypływ pewności siebie i... uporczywy ból w plecach. Teraz jednak zdołał przytknąć rękę do jednej z ran, a gdy tylko to zrobił, poczuł tam ciepło i ustępowanie bólu.
- Czyżby to... - pomyślał głośno mag - była magia? Niemożliwe, przecież nie działa! - a jednak spod jego ręki wydobywało się czerwone światło. Pojawiało się, gdy tylko dotykał ręką którejś z ran. W końcu Rilian uleczył większość swoich ran i mógł już wstać.
- Jestem ciekaw, jak się stąd wydostanę? - zagiął rękawy, wyciągnął ręce przed siebie, wypowiedział dwa lub trzy słowa i na krótki czas czerwone światło rozjaśniło wnętrze dołu. Przypominał on studnię, a jednak była to wykuta w skale dziura. Ściany pokrywały różne stalagmity i stalaktyty, ostre jak brzytwa. Do klapy było jakieś pięć metrów.
- Nie dam rady się tam wspiąć. Muszę wymyślić coś innego - powiedział Rilian. Pochodził trochę w kółko i spróbował lewitacji, nie udało się. "Hmm, a gdyby tak uciec bez wychodzenia?" zadał pytanie sam sobie. Stanął prosto, wyciągnął ręce do przodu i zaczął recytować zaklęcie. Poczuł, jak jego duch unosi się w górę. Dotarł na powierzchnię. Najwyraźniej miejsce jego kary znajdowało się pod ogrodem. Rilian odwrócił się i zobaczył Traq. Podszedł do niej czym prędzej, a ta opowiedziała mu, co wie o reszcie. Mag poczuł, że siły zaczynają go opuszczać, więc pożegnał się z centaurem i po chwili obudził się na dnie dołu,
"Czyli, muszę czekać, aż magia całkowicie się zregeneruje" pomyślał. Po chwili klapa otworzyła się, a na dół spuszczono po linie wiadro wody. Mag wypił odrobinę i postawił resztę obok. Ta woda będzie mu musiała wystarczyć na parę dni...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 18:52, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Leżała na wąskim, twardym łóżku niewolnicy. Na brzuchu. W czeladnej izbie. Plecy paliły żywym ogniem.
Zagryzła wargi do krwi, aby nie jęczeć z bólu. By nieco o nim zapomnieć, zaczęła wspominać cudowne spotkanie z Aslanem. Wspomnienie jego spokojnego głosu i wspaniałego zapachu jego grzywy łagodziło nieco ból, choć i tak był potworny. Ale nie mogła nic poradzić, musiała go przeczekać, musiała leżeć bez ruchu. "Ciekawe, jak długo już tu leżę" przyszło jej do głowy. " I jak długo będę musiała leżeć, nim zabliźnią się rany?" Skupiła się, usiłując sobie przypomnieć, co było, zanim popadła w omdlenie. Pamiętała jak przez mgłę (bo była otumaniona bólem), że kat zepchnął ją z podwyższenia. "Pewnie prócz ran na plecach, będę miała kilka siniaków z przodu" pomyślała z wisielczym humorem. "Kto był na tyle troskliwy, że mnie stamtąd zabrał i przyniósł tutaj, nie rzucając po prostu na podłogę, ale układając na łożku i to na brzuchu, aby nie urazić pleców?" Wciąż była naga, ale do pasa przykryta była prześcieradłem. Dobre i to.
W tej chwili drzwi się otworzyły i do środka wtargnęła trójka jej przyjaciół - niewolników. Justyna nie mogła powstrzymać okrzyku radości. Tak dawno ich nie widziała! Zostali w Taszbaanie z żoną Korradina, bo ona nie chciała jechać do Archenlandii. A teraz widać przyjechała i oni razem z nią.
- Lila! Agathe! Ali! - wymówiła z trudem.
- Obudziła się! - zawołali wszyscy troje z widoczną ulgą.
Lila przysiadła przy niej na łóżku.
- Baliśmy się, że już się nie obudzisz - rzekła. - Od czasu, jak Ali cię tu przyniósł, minęły trzy dni, a ty nawet nie otworzyłaś oka!
"A więc to był Ali!"
- A... co z pozostałymi? - zapytała czarodziejka.
- Żyją - odparła Agathe. - Ledwo. Nie wiem, jakim cudem. Po czymś takim wszyscy powinniście nie żyć.
- Aslan nad nami czuwa - odrzekła czarodziejka. Lila pokiwała głową:
- Nawidoczniej - potwierdziła.
Ali podszedł bliżej.
- Zostawcie ją już - powiedział. - Musi odpocząć. Teraz powinna spać.
- Spała dosyć dotąd! - zaprotestowała Lila, najwidoczniej nie chcąc się rozstać z przyjaciółką.
- Była zemdlona, a nie spała - sprostował Ali. - Teraz jej potrzeba zdrowego, normalnego snu.
Tak więc obie dziewczyny ucałowały koleżankę, Ali uścisnął jej dłoń i cała trójka wyszła, a Justyna zapadła w zdrowy, leczniczy sen.
***
Gdy się obudziła, nie czuła się jednak silniejsza, jak można by się spodziewać, ale jednak czuła się jakoś inaczej. Wciąż nie mogła się ruszyć, plecy bolały koszmarnie, nikogo w pokoju nie było, a ona czuła straszne pragnienie.
- Och, ale mi się chce pić! - powiedziała do siebie. - Chcę wody!I wtedy ku jej największemu zdumieniu, tuż przy jej ustach pojawił się puchar, prawdopodobnie z wodą. Justyna, wciąż jeszcze półprzytomna, i z bólu, i z zamroczenia snem, nie rozumiała jeszcze, co się dzieje.
- Żebym mogła się jakoś napić tej wody... - znów powiedziała na głos, a wtedy nagle w pucharze pojawiła się powyginana słomka, która zsunęła się do jej ust. Justyna ujęła ją wargami i pociągnęła długi łyk ożywczej, słodkiej wody. Piła dotąd, aż wysuszyła cały kielich i dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, skąd on się właściwie tu wziął. "Aslan powiedział, że niewola wkrótce się skończy" pomyślała"a więc i może... Trzeba spróbować!"
- Agaage! - wyszeptała.
Na poduszce, na poziomie jej oczu pojawiły się dwa wspaniałe, czerwone jabłka.
- Och! - wyszeptała Justyna. Poczuła się tak, jak wtedy, gdy w czasie nauki magii udał jej się prawidłowo pierwszy czar. Była wtedy tak samo szczęśliwa jak teraz! Odzyskała swą moc magiczną! Znów jest prawdziwą czarodziejką, nie tylko z nazwy!
Ale czary, które wykonała, tak straszliwie ją zmęczyły, że znów usnęła.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 11:44, 13 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 20:08, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Maria była wyczerpana. Dni wlokły się długo, dziewczyna straciła rachubę czasu. Jej umysł paliła gorączka, a ona nie miała nawet siły, żeby chwycić kubek z wodą w rękę i wypić parę łyków. Gdyby nie to, co wydarzyło się tamtej nocy, księżniczka na pewno umarłaby.
Noc była chłodna, księżyc znów pojawił się na niebie. Maria była nieprzytomna, ale coś ją obudziło. Kiedy otwarła oczy, zobaczyła jakąś postać. Przez jakiś czas zastanawiała się kto to mógł być, chociaż odpowiedź była tak oczywista!... Książę musiał się odezwać, żeby dziewczyna mogła go rozpoznać.
- Nirian, co ty tu robisz? - zapytała niedosłyszalnie.
- Myślałem, że już się nie obudzisz - powiedział książę z niepokojem w głosie - i musiałem przyjść. Wiem, do czego zdolna jest Lia.
Po tych słowach podał jej coś do wypicia, a ona łapczywie opróżniła zawartość naczynia. Skądś znała ten smak, ale nie mogła sobie przypomnieć, skąd. Cudowny, łagodny i przyjemny. Od razu poczuła się lepiej, mogła nawet wstać o własnych siłach...
- Co to było, Nirian? - zapytała zaskoczona.
Książę uśmiechnął się zagadkowo, a ona już nie potrzebowała żadnych wyjaśnień. Teraz wszystkie obrazy zawirowały jej przed oczami; zatruta strzała, ból, ciemność i ten cudowny smak.
- Wyciąg z ogniokrzewu! - zawołała cicho. - Jak ci się udało?
- Gryfy - rzekł krótko Nirian. - Stwierdziliśmy z Narnijczykami, że musimy odzyskać podarki, więc wysłaliśmy gryfy na tamtą wyspę. Całe szczęście, handlarze niewolnikami nie zabrali ich stamtąd, podejrzewam, że nawet ich nie widzieli.
- Genialnie! – powiedziała księżniczka. - Ale teraz powiedz mi, jak wrócisz?
- Tak jak poprzednio - odparł Nirian i uśmiechnął się. - Jesteś wyczerpana, powinnaś odpoczywać.
Maria przytaknęła. Większość ran zasklepiła się, ale nie wróciły jej jeszcze siły i była bardzo słaba. Zwłaszcza, że od paru dni nic nie jadła. Ksiązę jakby czytał w jej myślach, bo po chwili wyjął spod płaszcza owoce i chleb, po czym podał je księżniczce.
- Jedz - powiedział - na pewno jesteś głodna.
Maria z przyjemnością posiliła się owocami i pieczywem. A potem poczuła, że jest niesamowicie wdzięczna Nirianowi.
- Dziękuję ci, nawet nie wiesz, jak bardzo! - powiedziała, patrząc mu prostu w oczy. - Życie mi ratujesz!
A książę uśmiechnął się tylko na znak, że rozumie.
- Muszę iść - ciszę przerwały jego słowa. - Zobaczymy się niedługo. Centaury przepowiadają coś niezwykłego.
- Miałam sen o Aslanie - powiedziała księżniczka. - To "coś" stanie się już wkrótce.
- Mam nadzieję - rzekł cicho Nirian, po czym podszedł do okna. Już miał wyślizgnąć się przez nie, tak, jak to robił wcześniej, gdy odwrócił się jeszcze do Marii i powiedział:
- Do zobaczenia, moja droga.
Po tym zniknął w ciemności i już po chwili księżniczka nie mogła śledzić niezauważalnej sylwetki, która znikła w gąszczu leśnym.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Pią 21:06, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Amos wciąż jeszcze spał nad rozlewiskiem potoku, gdy w jego głowie nagle rozbłysło wspaniałe światło, poczuł powiew słonego wiatru i usłyszał szum morza. I oto stał (stał!) na piaszczystej plaży, a przed nim...
A przed nim stał ON! Przesłaniał sobą horyzont, powiewy znad morza rozwiewały Mu grzywę, lecz oczy pełne były nieskończonej miłości.
Amos natychmiast opadł na piasek i skulił się w sobie, nie śmiąc podnieść wyżej oczu.
- Panie - zawołał. - Ja... ja nie jestem godzien. Ja zawiodłem przyjaciół. Nie obroniłem ich i trafiliśmy do niewoli. A potem ta walka w lesie i upadek ze skarpy. I teraz leżę bez sił i bezradny. Nawet nie wiem, co się z nimi dzieje. Ja nic nie jestem wart! Co Tobie i Narnii z kogoś takiego!...
Wielki Lew podszedł bliżej i dotknął głowy Amosa.
- Ależ moje dziecko - rozległ się głęboki i łagodny głos. -Jestem z ciebie dumny. Dobrze walczyłeś, a niewola i cierpienie były dla dobra ciebie i twych przyjaciół. Aby was czegoś nauczyć i wzmocnić. Już niedługo znowu się połączycie. Przed wami jeszcze długa droga. Tylko ufaj...
Po czym wszystko jakby zszarzało i znikło. A Amos obudził się nagle nad strumieniem. "Zatem to był tylko sen" pomyślał. Lecz ku swemu zdumieniu zauważył, że nie czuje już bólu i może swobodnie się poruszać. A więc to tak...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Sob 15:31, 29 Sie 2009 Temat postu: Ucieczka maga... |
|
|
Bum!
Mag kolejny raz spadł na ziemię, próbując wspiąć się na ściany dołu. Od powrotu magii minęło pięć dni, nie używał jej do tej pory. "Nic nie stracę, jeśli spróbuję" pomyślał. Wypowiedział zaklęcie lewitacji i udało się. Dostał się pod samą klapę, obrócił się głową w dół i potraktował klapę potężnym kopniakiem. Okazało się, że nie była nawet zamknięta.
Rilian znajdował się teraz w pomieszczeniu, w którym wymierzono mu karę. Na szczęście uzdrawiający dotyk powrócił i pomógł przezwyciężyć ból. Kolejne drzwi nie powstrzymały maga, wystarczył mały piorun i został z nich jedynie proch. "Jak dobrze znów używać magii"przemknęło mu przez myśl. Za pierwszym rogiem na długiej, drewnianej ławeczce siedziało dwóch strażników. Rilian rozpoznał dwóch swoich oprawców, teraz byli jednak uzbrojeni w miecze i włócznie.
- Arkan, dienf moscqw - wypowiedział po cichu zaklęcie. Strażnicy zaczęli ziewać i po chwili padli znużeni na kamienną posadzkę. Dzięki zaklęciu lewitacji, mag bez większego wysiłku umieścił obydwóch w dole pokutnym. Tak samo postąpił z siedmioma kolejnymi strażnikami. Gdy widział już ostatnie drzwi, które prowadziły na zewnątrz, drogę zaszedł mu nadzorca. Poznał go od razu.
- Bikes, zejdź mi z drogi! - odezwał się Rilian, mówił teraz surowym, pewnym siebie tonem.
- Oj, oj, mały powstaniec? Prześlicznie, zaraz twoja wola walki zniknie - nadzorca wyjął zza pleców bicz i już chciał smagnąć nim maga po plecach, ale ten odskoczył na bok.
- Sam tego chciałeś - Rilian wykonał ruch ręką, a Bikesa otoczyły płomienie. Bicz wypadł mu z rąk, którymi zakrył twarz, by ochronić ją przed ogniem. Po chwili żar zniknął, a nadzorca oberwał po głowie kawałkiem sufitu.
Mag otworzył drzwi i wybiegł w oślepiającą jasność dnia...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Sob 16:05, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Lecz w końcu piękny sen Estery się skończył. Obudziła się. Otworzyła oczy i zobaczyła szarą rzeczywistość. Leżała na pryczy w jakimś ciemnym, małym pomieszczeniu. Przez małe okienko wlewały się promienie popołudniowego słońca. Elfka nie wiedziała, ile dni minęło, odkąd straciła przytomność. Złapała się za uszy, by sprawdzić, czy to wszystko nie jest jakimś koszmarem. Gdy podniosła rękę, plecy zasyczały z bólu. Jednak nie śniła. Była pozbawiona połowy uszu. Już się zagoiły, więc Ester pomyślała, że musiały minąć jakieś cztery dni. Nagle poczuła, że ma sucho w ustach. Zobaczyła, że na podłodze przy drzwiach leży kubek z wodą i kromka chleba. Powoli wstała i podeszła, by się napić. Wysuszyła kubek do ostatniej kropli. Ku jej zdziwieniu chleb nie był czerstwy. Więc ktoś przyniósł go niedawno. A że głod zaczął się wzmagać, zjadła suchą pajdę. Usiadła na łóżku. Spostrzegła w kącie jakąś roślinę. Była wysuszona i zaniedbana. Podeszła do obumarłego kwiatu. Dotknęła go ręką i przejechała po łodydze. I ku jej zaskoczeniu roślina zaczęła odżywać. Nabrała soczyście zielonego koloru i zakwitła. Pojawiły się cudowne modre kwiatki. "To niemożliwe. Moja magia! Moja kochana magia wróciła! " pomyślała. Usiadła na ziemi i zaczęła śmiać się sama do siebie. Patrząc to na swoją rękę, to na błękitny kwiat. "Ja chyba oszalałam. To niemożliwe. A jadnak, stało się..." myślała. Już zapomniała, jak to jest.
- Dobrze. Spróbuję - powiedziała do siebie. - Glaucous pioggia caduta.
I nagle w pokoju ni stąd, ni zowąd, zaczął kropić deszczyk. Estera znów zaczęła się śmiać i powiedziała:
- Finito.
I deszcz jak się zaczął, tak się skończył. Elfka na chwilę zapomniała o bólu pleców. Wdrapała się na pryczę i zapadła w sen. Wiedziała, że jutro musi być wypoczęta i gotowa na wszystko.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 16:51, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Gdy Justyna kolejny raz się obudziła, w pierwszej chwili nie wiedziała, dlaczego mimo palącego bólu pleców, czuje się szczęśliwa. Zaraz jednak pamięć powróciła i wszystko już wiedziała. Znów jest czarodziejką, prawdziwą czarodziejką! Znów ma moc, znów może czarować! W pierwszej chwili, gdy pamięć powróciła, pomyślała: "Mam znów moc. Czemu by się nie wyleczyć? Po co mam tu leżeć i cierpieć? Muszę się dowiedzieć, co z innymi..." Wyszeptała więc uzdrawiajacą inkantację, a ból pleców znacznie zelżał. Mogła wstać. I postąpiła typowo po kobiecemu. Wypowiedziała zaklęcie:
- Berbhagra!
I natychmiast pojawiło się zwierciadło, wysokości dorosłego człowieka. Justyna owinięta do pasa prześcieradłem, obróciła się do lustra plecami, a następnie odwróciła głowę, aby zobaczyć, jak wyglądają jej plecy. Wygladały potwornie...
W pierwszej chwili chciała wypowiedzieć zaklęcie, które sprawiłoby, aby te blizny zniknęły, ale zrezygnowała. "Niech zostaną" zdecydowała. Będą mi przypominać o części mojego życia, której nigdy nie powinnam zapomnieć, tak samo, jak znamię..."
Sprawiła jednak, żeby rany już nie krwawiły, pozostał tylko lekki ból. "Reszta powinna dogoić się naturalnie..." pomyślała. Zastanowiła się przez chwilę i wypowiedziała następne zaklęcie:
- Adrthen mai!
Natychmiast na jej ciele pojawiła się lekka, biała szata, z krótkimi rękawami, opływająca jej ciało jak obłok. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie zdecydować się znów na taką jak wcześniej, niebieską suknię, ale pomyślała: "Nie jestem już taka jak przedtem. Jestem nowa, więc niech będzie i nowy strój."
Przejrzała się w lustrze i zadowolona odetchnęła. "Jak wspaniale móc znów używać magii!" stwierdziła. " Od razu wszystko staje się łatwiejsze..."
W tej chwili usłyszała krzyki bólu. Podeszła do okna i wyjrzała. Wychodziło ono na dziedziniec i gdy czarodziejka spojrzała, ze zgrozą dostrzegła, że wbito tam trzy słupy, a do każdego z nich był przywiązany jakiś nieszczęśnik. Justyna przyjrzała się bliżej i zobaczyła, że byli to jej przyjaciele! Ali, Agathe i Lila! Przy każdym z nich stał rzezimieszek z biczem i skrupulatnie wymierzał karę. Krzyki torturowanych niewolników rozdzierały powietrze. W duszy Justyny zapłonął bunt. Do dziś nic nie mogła zrobić, musiałaby na to bezradnie patrzeć, ale teraz... Zapomniawszy, że mimo wszystko wciąż jest niewolnicą, wybiegła na podwórzec i ze złością zawołała do bijących:
- Przestańcie! Co robicie? Za co?
Wszyscy odwrócili się i rozpoznali ją:
- O, krnąbrna niewolnica już się ocknęła? I znów jest wredna? Co, za mało dostałaś? Możemy ci dogodzić do woli! - zawołał jeden z nich. Pozostali zarechotali i zaczęli zbliżać się do niej. Jej przyjaciele wpatrywali się w nią ze zdumieniem i trwogą. W ich oczach można było wyraźnie wyczytać: "Co ona wyprawia? Chce śmierci?W takim stanie..."
- Ohe prwaian sea! - wymówiła Justyna przez zaciśnięte zęby. Bicze osiłków wyrwały im się z rąk i zaczęły okładać ich samych. Wszyscy trzej zaczęli wrzeszczeć i osłaniać się rękami, wreszcie rzucili się do ucieczki. Nic to jednak nie pomogło, bo bicze podążyły za nimi, wciąż bez litości ich okładając. Justyna i trójka jej przyjaciół, mimo bólu, jaki odczuwali, nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
Zaraz potem Justyna odwiązała przyjaciół od pali i uleczyła ich rany.
- Kim ty jesteś? - zapytał Ali, z niedowierzaniem oglądając, wydawałoby się, nietknięte, plecy Lili. - Jak to możliwe, że tak szybko wyzdrowiałaś?
- Jestem czarodziejką. Mówiłam wam. Wreszcie odzyskałam moc - odrzekła Justyna zajmując się plecami Agathe.
- Ale ich urządziłaś! - odezwała się z podziwem w głosie Lila.
- Niech poczują to, co dawali z taką ochotą innym - odparła Justyna z niezwykłą zaciętością w głosie.
- Ale... - wyjąkała Agathe - jak pani się dowie... zemści się na nas!
- A kto właściwie kazał was wychłostać? I za co?
- A któżby, jak nie ta mała żmijka Oro! Wiesz, że ona jest szybka do bicia! Przyłapała nas, jak chcieliśmy ci zanieść trochę wody i owoców i ....
- O Aslanie! - wysyczała Justyna. - Daj mi możliwość zemsty na niej!
- Co jej zrobisz? - zapytał Ali.
- Przychodzi mi do głowy z pięć sposobów zadania jej bardzo bolesnej śmierci, ale sama nie wiem, ktorą wybrać, żeby dorównywało temu, co ona wszystkim zawiniła... - odparła ponuro czarodziejka. - I nie bójcie się - dodała. - Nie będzie się na was mścić! Mam zamiar tego dopilnować!
Po chwli dorzuciła jeszcze:
- Wybaczcie! Muszę odszukać innych - i opuściła dziedziniec, aby poszukać swoich towarzyszy.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 15:31, 13 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Sob 17:35, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Muszę szybko odnaleźć resztę - pomyślał Rilian. Gdy biegł przez ogród, drogę zagradzali mu nadzorcy. Wystarczył jeden ruch ręki maga, a jeden uderzał o jakąś ścianę, a drugi zamarzał w bezruchu. Zanim zdążył wybiec z ogrodu ( w którym poszukiwał Traq, ale jej nie znalazł), spotkał Oriona.
- Więc to ty jesteś tym uciekającym niewolnikiem? - zapytał szybko chłopak.
- Tak, ja uciekłem z dołu pokutnego - odpowiedział mag. Opowiedział przyjacielowi o tym, że jego magia powróciła i jak wydostał się z więzienia.
- Magia, pfff. Nie wierzę, na maga mi nie wyglądasz - Rilian dopiero teraz zorientował się, że stoi przed Orionem tak, jak wyglądał, gdy wrzucono go do dołu.
- Rzeczywiście, może i nie wyglądam. Ale za chwilę otrzymasz dowód. Artche potrenso gungas - szare, zakrwawione spodnie zmieniły całkowicie swój wygląd.
Ich kolor stał się srebrny, pojawił się skórzany pas, zwieńczony złotą klamrą w kształcie liścia. Przy pasie pojawiła się pochwa, a w niej srebrny miecz ozdobiony przy rękojeści rubinem. Równo ze spodniami pojawiła się szkarłatna koszula, z rękawami kończącymi się przed łokciami. Na szyi maga pojawił się złoty medalion z wizerunkiem Aslana. A na plecach bladoczerwony, prawie przezroczysty, cienki i przewiewny płaszcz.
- No i co? - zapytał mag.
- No, teraz ci wierzę - odpowiedział Archenlandczyk.
- Posłuchaj. Mówiłeś, że mieszkasz nad północnym brzegiem morza, przy samej granicy z Narnią? Zaraz dam ci konia i sprawię, że będziesz wyglądać jak jakiś Tarkaan. Spokojnie, gdy wypowiesz imię wielkiego lwa, czar pryśnie. Tak mogę ci się odwdzięczyć. Więc, horse kajetnos, arawso madias lopquan - Orion siedział na koniu, miał długą, kalormeńską szatę i ciemną cerę. Pożegnali się uściskiem dłoni i ruszyli, każdy w swoim kierunku.
Mag wbiegł właśnie na jakiś plac, na którym nadzorcy okładali biczami trzech niewolników. Po chwili pojawiła się Justyna i... użyła magii. Ona również odzyskała moc. Już chciała opuścić dziedziniec, gdy mag złapał ją za ramię i serdecznie uścisnął.
- Odzyskałaś moc? Ja też, musimy odnaleźć resztę i to szybko - powiedział i odsuwając się o krok, czekał na odpowiedź.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Sob 19:05, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
- Żyjesz! - to były pierwsze słowa Justyny, na widok maga. Przyjrzała mu się z uznaniem.
- Widzę, że ty też odzyskałeś magię. Czy to nie cudowne?Wyglądasz jak jakiś książę. Właśnie miałam zamiar odszukać resztę. A jak już ich znajdę - tu głos czarodziejki stwardniał - zamierzam porachować się z Oro... Odpowie mi za wszystko!
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Czw 18:42, 01 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Risate
Pasowany na Rycerza
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 830
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Narnia - Samotne Wyspy
|
Wysłany: Sob 22:29, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Następnego dnia Esterę obudziły jakieś krzyki na dziedzińcu. Wyjrzała przez okienko w ścianie. Dostrzegła, że trójka niewolników odbywa karę chłosty. Potem zobaczyła Justynę i trzech oprawców uciekających przed własnymi batami. "Brawo Justyno! Dobrze im tak!" pomyślała elfka. Wkrótce potem nadbiegł Rilian. "Wygląda na to, że oni też odzyskali magię. Oj, będzie się działo!" przemknęło jej przez myśl.
- Trzeba działać - powiedziała do siebie. Odeszła od okna i stanęła dwa metry przed drzwiami. Wysunęła rękę na wysokość ramienia. Plecy nadal ją bolały, ale teraz nie zwracała na to uwagi. Pstryknęła.
- Frantumi di legno! - wypowiedziała zaklęcie i drewniane drzwi wyrwały się z zawiasów, przeleciały parę metrów i roztrzaskały się o ścianę. Zostały z nich tylko wykałaczki i metalowa klamka. Elfka uśmiechnęła się z satysfakcją i wybiegła na korytarz. Ku jej zadowoleniu, nie było tam strażników. "Pewnie mają zmianę warty, albo zrobili sobie przerwę.". Spostrzegła, że na podłodze, oparty o ścianę, leży łuk i kołczan ze strzałami. Więc go sobie wzięła. Pobiegła dalej. Nagle zza rogu wyszło dwóch strażników. Nie zdążyli wyciągnąć mieczy, a już jeden leżał martwy. Drugi świsnął bronią nad głową elfki. Estera zrobiła unik i wbiła mu strzałę międy żebra. Po drodzę napotkała jeszcze dwóch wartowników. Z nimi też poszło jej łatwo. Wybiegła na dziedziniec. Plecy ją paliły, a jej ubiór nie wyglądał najlepiej. Dobiegła do Justyny i Riliana.
- Przyjaciele! - zaczęła. - Dobrze was widzieć w pełni sił. Co z resztą? Pójdę poszukać Traq. Musi gdzieś tu być - powiedziała lekko zdyszana.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 10:37, 30 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Oboje odwrócili się zaskoczeni, ale twarze im się rozjaśniły na widok Ester.
- Jesteś! - rzekła Justyna. - Właśnie mielismy zamiar szukać reszty. Może się rozdzielimy? Będzie szybciej. Jeśli ty idziesz po Traq, to ja poszukam Marii - i pobiegła krużgankiem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|