Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Wto 17:19, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
A jednak dzieci. Ta Honoratka, jaka ona słodziutka, jejku!!
No, chyba że to jakiś podstęp...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 11:47, 28 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Ten tunel nie był tak ciemny jak poprzedni. Właściwie ta sala, gdzie spotkałam Damę Światła i pozostałe miejsca też nie były takie bardzo ciemne. Dopiero teraz zauważyłam, że ściany wygladały jakby zostały zrobione z czarnego kryształu, czy też z jakiegoś rodzaju czarnego lustra, jeśli coś takiego w ogóle istnieje. Tunel był zrobiony z podobnego materiału. Nie było tu żadnego światła, ale lśnienie, jakie rzucały ściany rozjaśniało trochę ciemności.
Tunel właśnie się skończył i zobaczyłam przed sobą salę, nieco mniejszą od poprzedniej, za to pełną ludzi. Instynktownie skoczyłam pod ścianę i przywarłam do niej. Po chwili ostrożnie wychyliłam głowę. Pod jedną ze ścian tej sali stał tron, a na nim siedziała kobieta, piękna, ale o śmiertelnie obojętnych oczach. Właściwie można by powiedzieć, że miała martwe oczy. Przyszło mi do głowy określenie "zombie". Ale ona nie była zombie. Miała długie, proste, czarne jak noc włosy, a była ubrana w delikatną jak mgła, długą suknię i płaszcz barwny jak tęcza. Na głowie miała złoty diadem, w uszach kolczyki z pereł a na szyi naszyjnik ze szmaragdów.
"To pewnie ta królowa" pomyślałam. Obok jej tronu spostrzegłam rudowłosą kobietę, tę, która szturchała dziewczynkę. Wyglądała na zaufaną królowej, jej "szarą eminencję". A pozostałe osoby w pomieszczeniu to zapewne jej poddani. Tuż przed obliczem królowej stał ten przystojniak, którego już raz widziałam. Stał i wyglądał jak zbity pies, głowę miał spuszczoną, oczy wbite w podłogę. Królowa mówiła:
- ...a ty po prostu uciekłeś! Nawet nie podjąłeś walki! Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie miałabym cię ukarać!
Przystojniak milczał. Najwyraźniej nie miał nic na swoją obronę.
- Wojowniczka cię pokonała - ciągnęła królowa. A więc chodziło o mnie!
- Na razie cię nie ukarzę, bo wierzę, że tak jak mówisz zostałeś zaskoczony jej siłą. Ale zostaniesz zdegradowany. Przestajesz być dowódcą, a stajesz się zwykłym żołnierzem. Ale jeśli jeszcze raz zawiedziesz, czeka cię śmierć!
Ton, jakim zostały wypowiedziane te słowa, zmroził mi krew w żyłach. Och, nie chciałabym być na miejscu tego Adonisa! On sam skłonił się sztywno i odszedł. Całe szczęście, że nie w moim kierunku! Skierował się do jakiegoś innego wyjścia.
- A teraz - ciągnęła królowa - zajmijmy się przyjemniejszymi sprawami -dała znak, kiwając ręką ku ludziom, którzy stali w wyjściu na prawo ode mnie. Czterech strażników podążyło przed tron królowej prowadząc między sobą coś... nie, kogoś. Człowiek ten przypominał jednak bardziej coś, bo wyglądał na strzęp człowieka. Strażnicy go otaczali, więc dostrzegałam tylko złote włosy. Takie same jak dziewczynki... To musi być jej brat! O zwyrodnialcy! Żeby tak potraktować małego chłopca! Podprowadzono go bliżej tronu królowej. Ta milczała chwilę, a potem odezwała się:
- I cóż, Panie Światła? Czy wreszcie okażesz się rozsądny i oddasz mi swą władzę?
Chłopiec podniósł głowę. Ujrzałam jego twarz i... zaczerpnęłam tchu. Była cała w ranach, ale nie była to twarz dziecka! To był dorosły człowiek!Młody, na pewno nie miał ponad 30 lat, niemniej jednak dorosły. A ja myślałam, że będzie w wieku tej małej! Te myśli przemknęły mi przez głowę w ciągu sekundy, a Pan Światła wykrzyknął z żarem w głosie:
- Nigdy! Przenigdy! Doskonale wiesz, królowo, że choćbyś nie wiem co robiła, nie wiem, jakie tortury mi zadawała, ngdy ci się nie poddam!Gdybym ci oddał moją moc, skazałbym świat na zagładę, a tego nie chcę i nie wolno mi uczynić! Wolę umrzeć!
- Stanie się według woli twojej! Zobaczymy, na ile jest silna! - wykrzyknęła królowa i na dany przez nią znak Pan Światła został podniesiony z powierzchni ziemi, oblepiony czymś... nie wiem, co to było, ale wyglądało jak wyjatkowo gruba pajęczyna i tą pajęczyną został przytwierdzony do sufitu, w nienaturalnej pozie, głową w dół, z wyprężonymi nogami i rękami. Z trudem zdławiłam jęk, widząc, jak jego i tak już porządnie poraniona twarz wykrzykwia się w paroksyzmie bólu. Jakże musiał cierpieć!
- Zobaczymy, jak długo wytrzymasz! - zawołała królowa i wybuchnęła śmiechem. Cóż to był za straszny śmiech! Braknie mi słow, aby opisać okrucieństwo, jakie było w nim słychać!
- Nie będziemy tu czekać, aż ten nędznik wreszcie zdecyduje, co jest dla niego najlepsze - rzekła królowa. - Zbierzemy się tu znowu tutaj jutro, o tej samej porze. Teraz zostawimy go samego. Może ten stan przemówi mu do rozumu, a wy wracajcie do swoich obowiązków. Podwójcie straże! Może się okazać, że przyślą kogoś, aby go uwolnić. Strzeżcie także wejścia ewakuacyjnego! Ktoś może się dostać również tamtędy, choć mało kto o nim wie. Jazda!
Z szumem i świstem poddani królowej zniknęli z komnaty, podążając do różnych wejść. Pozostała tylko ona, uwięziony Pan Światła i ja, ukryta w tunelu.
- Do zobaczenia, słodki książę - rzekła z obleżywym usmiechem. - Spotkamy się jutro - dodała jeszcze i zniknęła. Naprawdę zniknęła! Jakaś teleportacja czy co? Nie powinnam się jednak dziwić. Skoro była królową miała zapewne wielką moc magiczną! A jeśli tak, to co ja tu, u diabła, robię? No co ja się porywam? Uratować Pana Światła? To przecież mission imposibble, ja nie posiadam żadnej mocy magicznej, w życiu nie pokonam tej królowej. Te kilka zaklęć, którymi się posługiwałam w walce, nic nie znaczą w porównaniu z jej! Nigdy nie dam jej rady, mowy nie ma!A gdybym nawet wiedziała, jakim cudem ją pokonać, nie wiedziałabym jak uwolnić Pana Światła! A jej podwładni? Czy z nimi też musiałabym walczyć? Kto wie? I co ja teraz zrobię?
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 12:48, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 11:59, 03 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Rozglądając się uważnie zlustrowałam całą salę. Przekonawszy się, że nikogo nie ma, (choć mogłam tylko mieć nadzieję, że królowej rzeczywiście tu nie ma, a nie, że jest niewidzialna) weszłam do środka. Podeszłam na miejsce, gdzie zawieszony pod sufitem wisiał Pan Światła. Patrzyłam na jego poranioną twarz i tak bardzo było mi go żal!
Pan Światła miał zamknięte oczy, ale, jakby wyczuwszy, że ktoś na niego patrzy, otworzył je i spojrzał na mnie. Miał takie same niebieskie oczy jak jego siostra. W jego wzroku pojawiło się pytanie.
- Nie lękaj się - powiedziałam. - Nie należę do twoich wrogów.
- Kim jesteś? - dobiegło mnie szeptem wypowiedziane pytanie.
- Jestem wojowniczką z ziemi - odparłam. - Przysłano mnie tu, abym uwolniła ciebie i twoją siostrę, choć doprawdy nie mam pojęcia, jak to zrobić.
Na twarzy Pana Światła pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
- Przybyłaś tu bez planu?
- Miałam plan, ale on dotyczył dwojga dzieci, a nie dziecka i dorosłego!
Pan Światła zaśmiał się cicho.
- Wybacz, że się śmieję - zwrócił się do mnie. - Sytuacja bynajmniej nie nastraja do śmiechu, ale jestem taki szczęśliwy, że nie jestem już sam, że cała odpowiedzialność nie spoczywa już tylko na mnie, że mam przyjaciela! Nie masz pojęcia, jaka to dla mnie ulga!
- Jak mam cię uwolnić, Panie Światła? - zapytałam.
- Musisz najpierw uwolnić mnie z tej sieci.
- Ale jak?
- Chyba znasz jakieś zaklęcia? Przypomnij sobie jakieś. Dobrze, że przyszłaś teraz, mamy trochę czasu. Nikt tu nie przyjdzie aż do jutra...
- Chyba, że się dowiedzą, iż ja tu jestem - mruknęłam, zastanawiając się, jakie wybrać zaklęcie. Zwykle w czasie walki pojawiało się same z siebie, automatycznie, ale teraz... Skupiłam się. Starałam się otworzyć umysł. I rzeczywiście, wkrótce nabrałam pewności, co robić. Złożyłam ręce jak do modlitwy, uniosłam je do góry i wykrzyknęłam:
- Miecz światła!
W jednej chwili w mojej dłoni pojawił się wspaniały miecz. Machnęłam nim, a wtedy oderwał się od niego strumień światła, który poszybował do góry i uwolnił z więzów Pana Światła. Następnie otoczył go i lekko postawił na ziemi. Gdy Pan Światła dotknął stopami ziemi, miecz zniknął.
- Dziękuję ci - rzekł Pan Światła. - Teraz odszukajmy moją siostrę i uciekajmy. Znasz drogę powrotną, prawda?
Zawahałam się. Jasne, mogę ich poprowadzić do wyjścia, ale jak wydostaniemy się z tej studni, szybu, czy co to jest, to, w co wskoczyłam? Jest przecież to takie wysokie, tyle czasu spadałam... Jak my dostaniemy się na górę? Jeszcze nie skończyłam sie nad tym zastanawiać, kiedy nagle rozległ się głos:
- Stać! - i przed nami nieoczekiwanie pojawiła się królowa. Pan Światła instynktownie stanął przede mną, jakby zamierzał mnie bronić. On mnie!Co za rycerskość!
- A dokąd się to wybieracie? - spytała królowa.
Oboje milczeliśmy.
- Pewnie chcieliście uciec?
Odpowiedziało jej milczenie.
- No co, uważacie, że rozmowa ze mną jest poniżej waszej godności? - krzyknęła królowa, najwyraźniej zniecierpliwiona.
Spojrzałam na nią uważnie.
- Właśnie - potwierdziłam, choć wcześniej by mi to do głowy nie przyszło.
Królowa uśmiechnęła się półgębkiem.
- Tupetu ci nie brakuje - odrzekła. - Sprytu, jak widzę, też, skoro tu dotarłaś. Jak się tu dostałaś?
No, jeśli myślała, że jej to powiem, to się grubo myliła! Odpowiedziałam jej milczeniem.
- Ktoś ci pomógł?
"Ani słowa!" napomniałam się w myślach.
- Po co tu przybyłaś?
Cisza. Królowa zmarszczyła brwi:
- Powiesz mi coś w końcu, czy nie?
Przechyliłam głowę:
- Pewnie mogłabyś mnie zmusić - odpowiedziałam. - Ale dobrowolnie nic ci nie powiem!
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Wto 12:51, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 12:26, 17 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Widziałam, że królowa trzyma gniew na wodzy i nie powinnam jej drażnić, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
Królowa nagle roześmiała się. Nie był to wesoły śmiech, ale złośliwy, a zarazem tryumfalny.
- Wiem, po co tu przybyłaś! - powiedziała ze śmiechem. - Aby uwolnić Dzieci Światła! No cóż, może się dogadamy... Zawrzyjmy umowę. Wypuszczę Dzieci Światła, ale w zamian za to ty tu zostaniesz!
- W niewoli? - zapytałam pewna odpowiedzi.
- Oczywiście! W niewoli, a jakżeby inaczej?
Zamilkłam. Nie uśmiechało mi się to, ale co mogłam zrobić? W inny sposób Dzieci Światła się stąd nie wydostaną, a przecież to właśnie było moim celem. Miałam zwrócić im wolność. W jaki sposób - to już moja sprawa. No tak, mogłam się tego spodziewać. Szło mi za łatwo! Ale nie było innego wyjścia.
- Zgoda - odrzekłam.
- Nie! - zawołał Pan Światła. - Ja się nie zgadzam! Nie mogę pozwolić na taką wymianę! To zbyt duże poświęcenie!
- Myśl rozsądnie, Panie Światła - odpowiedziałam spokojnie. - Od ciebie i twej siostry zależy światłość. Ja tylko strzegę ziemi, ale nie jestem jedyna. Jest nas wielu, więc jedna mniej, jedna więcej, cóż to za różnica... Poza tym, nie jestem niezastąpiona...
Powtarzałam niemal wiernie słowa Faustyna i nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy!
- Ale ja nie mogę się na to zgodzić - nie ustępował Pan Światła. Naprawdę był niesamowicie szlachetny i rycerski. - Nie zostawię tutaj bezbronnej dziewicy, aby obronić własną skórę!
Uśmiechnęłam się lekko:
- Może i jestem dziewicą, ale na pewno nie jestem bezbronna! I pomyśl o swojej siostrze!
Zauważyłam, że zaczął się wahać, więc poszłam za ciosem:
- Postanowiłam już. Zostaję tu, a ty uciekaj.
Pan Światła nagle chwycił moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Jeszcze jeden szarmancki gest.
- Dziękuję ci - rzekł. - Nigdy ci tego nie zapomnę! Otrzymasz nagrodę za swoje zasługi!
"Jeżeli dożyję" przemknęło mi przez głowę. Pan Światła wybiegł, a ja spojrzałam na królową. Zauważyłam, że zmieniła suknię. Teraz miała na sobie inną z jedwabnego brokatu. Też bym chciała mieć podobną! Być może królowa zauważyła moje tęskne spojrzenie i postanowiła spełnić może moje ostatnie życzenie, gdyż skinęła ręką i mój uniform znikł, a na jego miejscu pojawiła się długa suknia ozdobiona koronkami przy szyi i rękawach, z mnóstwem halek pod spodem a na stopach miałam eleganckie buciki. Teraz wyglądałam jak księżniczka, ale księżniczka w niewoli, bo moje nadgarstki były ujęte w złote obrączki spięte łańcuchem, czyli po prostu kajdanki.
- Wojowniczka w mojej władzy - rzekła królowa szczerząc zęby. - Kto by pomyślał? Wasza szlachetność, wojownicy Dobra, wreszcie was zgubi.
Milczałam. Bo co mogłam odpowiedzieć?
W tej właśnie chwili do sali wpadł ten przystojniak, który walczył dla królowej. Padł przed nią na kolana i pochylił głowę:
- Wybacz, pani, ale wymyśliłem, jak pokonać wojowni... - i tu podniósł głowę i dostrzegł mnie.
- A to kto? - spytał.
Nie poznał mnie!
- Głupcze, nie poznałeś swojej przeciwniczki? - odrzekła królowa. Przystojniak przyjrzał mi się i po chwili wykrzyknął:
- Ależ tak, to ona! Jak ją ujęłaś, pani?
- To nie twoja sprawa! Coż z ciebie za wojownik, skoro sama muszę zajmować się sprawami należącymi do twojego rewiru! Niepotrzebni mi tacy niewolnicy! Mam wojowniczkę w swojej mocy, a twoje usługi nie są już potrzebne! - dodała i jednym ruchem ręki zmieniła go w kamień. Następny gest spowodował, że kamień rozsypał się w pył.
- Śmieci należy usunąć - rzekła królowa zwracając się do mnie.
- Takie śmieci jak ja? - spytałam drżąc pod wpływem demonstracji jej siły.
- O nie, moja droga, ty nie jesteś śmieciem, lecz diamentem, zbyt wiele wartym, aby go wyrzucić - odparła królowa.
Potraktowałam to jako komplement. Poczułam się nawet pochlebiona.
- Co zamierzasz ze mną zrobić? - zapytałam.
Królowa nagle uderzyła mnie w twarz. Cios był niezwykle mocny, jak na kobietę.
- Powinnaś zapytać:" Co wasza królewska wysokość zamierza ze mną zrobić?" - upomniała mnie.
- No więc co? - zapytałam, postanawiając jak najrzadziej ją tytułować.
Mięśnie na twarzy królowej zadrgały, a ja pomyślałam, że chyba wreszcie udało mi się ją rozdrażnić. Na szczęście tylko mi się wydawało, bo po chwili królowa odezwała się spokojnym tonem:
- Jeszcze nie wiem. Muszę pomyśleć. Może wyślę wiadomość do twoich przyjaciół i zażądam za ciebie okupu... też jeszcze nie wiem jakiego, może informacji... - blefowała, przecież nic nie wiedziała o moich przyjaciołach, więc nie mogłaby się z nimi porozumieć... ale może myślała, że ich w końcu zdradzę.
- Albo może - ciagnęła królowa - zatrzymam cię tutaj jako mojego więźnia... Ty również możesz być źródłem cennych wiadomości... Pamiętaj jednak, abyś mnie nie drażniła. Jeśli się zdenerwuję, mogę być bardzo niemiła.
"A kiedy ona jest miła?" - przebiegło mi przez głowę.
- A co mi zrobisz? - rzuciłam zuchwale.
Zauważyłam gest jej ręki i szybko się poprawiłam:
- A co wasza wysokość mi zrobi? - nie miałam ochoty na następne uderzenie.
- Wasza królewska wysokość - poprawiła mnie machinalnie królowa. - Co ci zrobię? Mogę wiele. Na przykład poddać cię okrutnym torturom. Uwielbiam krzyki bólu. Albo mogę cię oddać do zabawy moim wojownikom... Oni uwielbiają igraszki z ludźmi.
Zadrżałam. Przypomniała mi scena z czwartej części "Harrego Pottera", kiedy po światowych mistrzostwach quditticha śmierciożercy też "zabawiali się" z ludźmi... Jeśli to miałoby być coś podobnego... A ci jej wojownicy to najpewniej jakieś demony i straszydła! O nie! Wszystko, tylko nie to!
- A teraz mam do ciebie kilka pytań - odezwała się królowa. - Po pierwsze: kim jesteś? Wiem, oczywiście, że wojowniczką, ale kim jesteś jako zwyczajny człowiek, twoje imię, nazwisko, przydomek, imona rodziców, adres?
Czy ona naprawdę myślała, że jej to powiem? Przecież gdybym się zdradziła, nie pożyłabym długo... Milczałam więc.
- Milczysz? Wiec może odpowiesz na inne pytanie: kto cię tu przysłał? Pomyślałam o Emmie i Faustynie. Może nie byli fantastyczni, ale zdradzić ich nie mogłam. Milczałam.
- Nadal nie chcesz nic powiedzieć? A więc odpowiedz chociaż, skąd wiedziałaś, że Dzieci Światła są tutaj?
Akurat na to pytanie mogłam bezpiecznie odpowiedzieć.
- Powiedziano mi - odparłam.
- Kto ci powiedział?
Tym razem nic nie odpowiedziałam.
- Znowu nic nie mówisz? Pamiętaj, że potrafię cię do tego zmusić! Umiem poddawać torturom... Zrobimy to jutro. A przez noc posiedzisz sobie w więzieniu i pomyślisz sobie, co cię czeka. Może nabierzesz rozumu.
Królowa pstryknęła palcami i w jednej chwili znalazłam się w lochu. Moje ręce wciąż były skute kajdankami, ale teraz ich łańcuch przeciągnięty był przez kółko umocowane wysko w ścianie, tak, że cały czas ręce musiałam mieć uniesione, bo gdy opadały, obrączki wokół nadgarstków ocierały mnie do krwi. Wkrótce ręce mi omdlały i nie mogłam trzymać ich nadal uniesionych. Opadły mi i obrączki zaczęły mnie ranić. Aby zapomnieć o bólu, zaczęłam myśleć o moim położeniu. Niestety, nie było o wiele lepsze od obecnej sytuacji. Prawdę mówiąc, było gorsze. Ogarnął mnie wisielczy humor. Pomyślałam, że nie mam co się martwić bólem nadgarstków, bo jest niczym w porównaniu z tym, co czeka mnie jutro... Bałam się i to bardzo. Widziałam poranioną twarz Pana Światła i na myśl o tym, że mogłąbym mieć taką samą, zrobiło mi się niedobrze... Dla mnie to byłoby nawet gorsze, bo jestem kobietą...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 14:15, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 16 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Wto 18:32, 17 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Teraz znacznie lepiej. Dzięki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 19:02, 17 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Przepraszam bardzo
To zwykłe nabijanie postów - wystarczyło wyedytować poprzednią wiadomość, Justyno.
A ty, Amos, się wstydź. Powinienieś od razu zareagować.
Co do Twojego tekstu, Justyno. Podoba mi się, chociaż w kilku fragmentach mi coś zgrzytnęło, ale nie mam teraz czasu wymieniać.
Pisz dalej, będę czytać na bieżąco
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 9:48, 18 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Nie, Vivien, Amos miał rację. Na moje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że wtedy się spieszyłam... Może któreś z was usunie jedną z tych wiadomości, bo ja jakoś nie mogę...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 14:19, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Śro 10:22, 18 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Służę uprzejmie...
Nie potrzebne posty już usunięte.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 8:41, 23 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Dzięki Amosie...
A teraz dalsza część.
Wyczerpanie ogarnęło mnie wielką falą i, mimo bólu, zasnęłam. Ocknęłam się, gdy usłyszałam otwierane drzwi. A więc wyjść stąd miałam zwyczajnym sposobem, nie magicznym! Może to głupie, ale na tę myśl poczułam się lepiej. Może i sen trochę mnie wzmocnił... W każdym razie nie byłam tak przygnębiona jak wczoraj... Bo skoro po mnie przyszli miałam prawo przypuszczać, że przespałam całą noc... No, no, niezły wyczyn... Z tymi kajdankami...
Weszło kilku wojowników. Czyżby królowa specjalnie ich wybrała, aby mnie wystraszyć? Bo były to najokropniejsze stwory, jakie można sobie wyobrazić! Nie, w ogóle nie można ich sobie wyobrazić! Te, z którymi walczyłam, nawet się do nich nie umywały! Nie odezwali sie do mnie - i Bogu za to dziękowałam - dali mi tylko znak, abym z nimi szła. Wyglądali tak przerażająco, że nie śmiałam się sprzeciwić...
Wojownicy poprowadzili mnie do komnaty, gdzie byłam wczoraj. Królowa już tam na mnie czekała, siedząc na tronie, jak zwykle przepięknie ubrana, tym razem w suknię z błękitnej organdyny, zwiewnej i delikatnej niczym pianka... Wiele można było jej zarzucić, ale ubrać to się umiała!
- No i cóż? - odezwała się do mnie. - Wypoczęłaś?
Milczałam. Nie było co odpowiadać na taką jawną prowokację!
Królowa zresztą też wcale odpowiedzi nie oczekiwała.
- Doszłaś wreszcie do rozumu? - spytała, zerkając na moje nadgarstki. - Odpowiesz w końcu na moje pytania?
Sama też spojrzałam na swoje ręce i ogarnęło mnie przerażenie na ich widok. Skórę miałam otartą do kości i dopiero teraz poczułam, że pieką jak diabli! Ale nie mogłam tego pokazać królowej.
- Nic waszej królewskiej wysokości nie powiem - oznajmiłam, z trudem nazywając ją tym tytułem.
- Nic? - zaciekawiła się królowa. - Będziesz milczeć?
- W każdym razie nie będą to słowa, które, królowo, chciałabyś usłyszeć - odparłam, świadoma, że jeśli zechce mnie poddać torturom, raczej nie zdołam zachować milczenia.
- Zobaczymy - stwierdziła królowa i klasnęła w ręce. Wojownicy, którzy mnie przyprowadzili, błyskawicznie chwycili mnie za ramiona. Szarpnęłam się wściekle, ale oni byli przecież ode mnie znacznie silniejsi - w każdym razie fizycznie. Pociągnęli mnie na tył sali, gdzie znajdowały się... narzędzia tortur! Gdy tylko je ujrzałam, przyszła mi na myśl hiszpańska inkwizycja. Moje wisielcze poczucie humoru znów dało o sobie znać, bo wyobraziłam sobie skrzyżowanie królowej z Torqemadą i parsknęłam śmiechem. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Pewnie spodziewali się, że raczej zacznę płakać...
- Nic takiego - zapewniłam ich. - Po prostu o czymś sobie pomyślałam...
Gdy spojrzałam na królową, wargi znowu mi zadrgały. Uśmiech jednak zamarł mi na ustach, gdy ujrzałam wyraz jej twarzy. Była wściekła, bo była pewna, że śmiałam się z niej. I właściwie... wcale się nie myliła.
(Uważajcie teraz, w tym fragmencie jest nawiązanie do "Opowieści". Jestem pewna, że je rozpoznacie. )
Królowa pstryknęła palcami i w jednej chwili zostałam przywiązana do jednej z tych maszyn tortur. Moje ręce i nogi były mocno przytwierdzone do kołków na czterech końcach, a ciało musiałam utrzymywać sztywno, bo gdy je opuszczałam, w moje plecy wbijały się różne ostrza, ponieważ pode mną było coś w rodzaju Madejowego łoża. No cóż... jakiś czas zdołam utrzymywać ciało sztywno, ale w końcu sił mi zabraknie, a te noże i szpikulce przeszyją mi ciało na wylot! Lecz to nie było wszystko. Bo po chwili zobaczyłam, że jeden z wojowników zbliża się do mnie z pochodnią w ręku. Nie miałam pojęcia, po co mu, u licha, ta pochodnia, w sali było wystarczająco jasno, dopóki nie zbliżył jej do moich nagich stóp. Poczułam płomień liżący podeszwy moich stóp, przeszył mnie piekący ból, wrzasnęłam i zapadłam w ciemność.
Nie wiem, jak długo mnie torturowano, bo na przemian traciłam przytomność i ją odzyskiwałam, nieskończenie wiele razy, czułam tylko ból i marzyłam, żeby już wreszcie to się skończyło, więc nie było mi w głowie liczenie czasu. Przypuszczalnie jednak trwało to kilka godzin. Nie przysięgłabym, że w trakcie tortur królowa nic ze mnie nie wydusiła, ale chyba jednak nie, bo inaczej nie uciekłaby się do tego, co stało się później.
Mianowicie zostałam unieruchomiona na maszynie trochę podobnej do krzyża św. Andrzeja. Królowa stanęła naprzeciw mnie, uniosła ręce, a następnie skierowała je ku mnie i zaczęła wypowiadać jakieś dziwne słowa, których nawet nie umiałabym powtórzyć, a które sprawiały, że mój umysł zaczęła ograniać jakaś dziwna mgła, przestawałam nad nim panować. Ogarniało mnie uczucie podobne do tego , jakie przeżywali ludzie poddani działaniu zaklęcia "Imperius" z "Harrego Pottera". Ostatkiem świadomości zrozumiałam, że królowa chce przeciągnąć mnie na swoją stronę, stronę zła. Nie chciałam tego, ale nic nie mogłam poradzić, zło wydawało mi się coraz bardziej pociągające, pragnęłam tylko tego, aby móc mu służyć. Wydawało mi się to zaszczytem. Królowa przestała zaklinać, opuściła ręce i rzekła:
- Jesteś teraz moja. Należysz do mnie, prawda?
Bez udziału mojej woli i świadomości, moje usta odpowiedziały:
- Tak, pani - bo po prostu nie mogły odpowiedzieć inaczej.
- Odtąd będziesz mi służyć?
- Tak, pani.
- Będziesz mi posłuszna?
- Tak, pani.
- I zostaniesz tu na zawsze, nigdy nie powrócisz do tamtego świata?
- Tak... - zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo stało się coś dziwnego; czy czary królowej nie były zbyt silne, czy zadziałały jakieś inne czynniki, w każdym razie ośmieliłam się jej sprzeciwić:
- Ale ja chcę - rzekłam. - Błagam, pani, pozwól mi wrócić do mego świata. Pozwól mi wrócić, a ja stamtąd będę ci służyć.
Tego jednak w planach królowej nie było. Nie wiem, czemu nie chciała mieć na swoich usługach kogoś w naszym świecie, ale to nieistotne. W każdym razie, widząc, że zaczynam się lekko wymykać spod jej kontroli, skierowała w moją stronę jakiś promień z dłoni, a mnie na nowo zaczęła ogarniać ta dziwna mgła.
- Ależ gdzie chcesz wracać? - spytała królowa miekkim, hipnotyzująco łagodnym głosem. - Przecież nie ma żadnego innego świata prócz mojego. Tylko to, co tu istnieje, jest prawdziwe, poza tym nie ma nic. Więc gdzie chcesz iść? Nie ma i nigdy nie było żadnego innego świata prócz mojego, rozumiesz?
- Nie ma i nigdy nie było żadnego innego świata prócz twojego -powtórzyłam posłusznie, zmuszona do tego przez jej hipnozę. Naprawdę była w tym niezła. - Nigdy nie widziałaś słońca ani niczego oświetlonego nim, prawda? - pytała dalej królowa tym samym tonem. Teraz jednak popełniła błąd. Gdyby nie wypowiedziała tego pytania, prawdopodobnie pozostałabym pod jej władzą. Ale, gdy wypowiedziała "słońce" przed moimi oczami rozbłysła jego jasność i to sprawiło, że wyzwoliłam się spod jego czaru. A może sprawiła to Światłość, reprezentowana przez Dzieci?Nie wiem, w każdym razie nie byłam już w mocy królowej.
- Nie! - wykrzyknęłam, aż królowa się cofnęła. - Za daleko się posunęłaś, królowo! Właśnie, że widziałam słońce! Widziałam je w południe tak jasne, że nie mogłam na nie patrzeć! Wiedziałam jak jego zachody i wschody malowały niebo na cudowne kolory, widziałam też księżyc i gwiazdy wskazujące drogę w nocy zbłąkanym wędrowcom! Widziałam tęcze i mgły, widziałam deszcze, śniegi i grady! Widziałam, jak wiosną ziemia budziła się do życia. Widziałam, jak na lato stroiła się w kolorową szatę, widziałam, jak jesienią na jej powitanie przywdziewała purpurowo - złotą suknię i widziałam, jak zimą spała pod śniegową kołdrą! Widziałam i słyszałam to wszystko i wiem, że istnieje! Nigdy o tym nie zapomnę i w żaden sposób nie uda ci się sprawić, abym o tym zapomniała! Nigdy!
Królowa zmieszała się. Jej oczy stały się zimne jak stal. Wyciagnęła ku mnie rękę w jednoznacznie groźnym geście:
- A wiec giń, niegodziwa dziewczyno! - wykrzyknęła, z jej dłoni pomknęły ku mnie niebieskie płomienie i wbiły się w moje ciało. Poczułam niesamowity ból i zemdlałam.
Gdy się obudziłam, byłam pewna, że umarłam. Nic mnie nie bolało, było mi dobrze, ciepło i jasno. Znajdowałam się w pięknym, pomalowanym na biało pokoju, leżałam w miękkim łóżku z cudownie pachnącą pościelą... czułam się po prostu cudownie. A przecież ostatnie co pamiętałam, to sala tortur i ten przeszywający ból... Pewnie te ostrza pode mną i ogień, a zwłaszcza zaklęcie królowej w końcu przyprawiły mnie o śmierć... I znalazłam się w raju. Naprawdę zasłużyłam?
Usiadłam na łóżku i zauważyłam, że mam na sobie śliczną, białą, lekką koszulkę a nadgarstki owinięte bandażem. Zgięłam jedną nogę w kolanie i oparłam ją stopą o łóżko, a wtedy poczułam taki ból, że o mało nie krzyknęłam. "Jeśli mnie boli, to znaczy, że nie jestem w niebie - pomyślałam. - Ja chyba żyję. To gdzie, w takim razie, u licha, jestem?"
Odsunęłam kołdrę, którą byłam przykryta i spojrzałam na swoje stopy. Też były ownięte bandażem. "Pochodnia" - przypomniałam sobie i skrzywiłam się na samo wspomnienie.
Dopiero teraz rozejrzałam się uważniej po pokoju. Po obu stronach łóżka były duże okna przysłonięte koronkowymi firankami, przez które wlewał się blask słońca. Na podłodze leżał piękny dywan (z chęcią określiłabym go jako perski, ale chyba nie był perski, choć miał podobny wzór). Samo łóżko miało baldachim, nie miało jednak zasłon, a obok niego stał mały stolik, a na nim patera z z owocami. Na ich widok poczułam okropny głód. Nic dziwnego, na pamiętałam kiedy ostatnio jadłam... chyba kilka dni temu, ale ile dokładnie? Sięgnęłam po jabłko i zatopiłam zęby w soczystym miąższu. Przepyszne!
Jedząc, rozgladałam się dalej. Naprzeciwko łóżka były drzwi. ("Ciekawe, czy są zamknięte na klucz?" - pomyślałam), na prawo od nich stała szafa, a na lewo biblioteczka z książkami. Na lewo od łóżka, na tej samej ścianie, przy której stała biblioteczka, było jeszcze jedno małe okno, a przy nim stała sofa. I to już wszystko... A, nie! Obok szafy, po prawej stronie stała mała harfa. I to było całe umeblowanie. Nawet ładne, ze smakiem, tylko że to na pewno nie jest mój pokój! Gdzie ja jestem?!
Chętnie bym wstała z łóżka, ale nie mogłam chodzić, więc pewnie jeszcze się wstrzymam. No cóż, jedno jest pewne: jeśli jestem opatrzona, mam jedzenie i wygody, to na pewno nie jestem w rękach moich wrogów. To miejsce na pewno należy do kogoś, kto jest moim przyjacielem, jeśli otoczył mnie opieką! Ale kto to mógł być? Jaki przyjaciel? Czyżby to Faustyn i Emma?
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju weszła młoda kobieta. Miała na sobie niebieską sukienkę, biały fartuszek i biały czepeczek na głowie. Niosła tacę przykrytą ściereczką. Gdy zobaczyła, że się obudziłam, uśmiechnęła się szeroko, postawiła tacę na stoliku przy łóżku i klasnęła w dłonie.
- Och, co za szczęście! - wykrzyknęła. - Wreszcie się panienka obudziła! Jakże się wszyscy ucieszą!
A widząc, że trzymam w dłoniach nie dojedzone jabłko, dodała:
- Widzę, że jest panienka głodna. Wspaniale, bo to oznacza, że panienka zdrowieje, a ja przyniosłam śniadanie!
Zdjęła ściereczkę z tacy i moim oczom ukazały się świeże, chrupiące bułeczki, talerzyki z masłem, miodem i dżemem, malutkie ogóreczki, 4 ugotowane jajka i dzbanek z gorącą herbatą. Na widok tych wspaniałości mój głód wzmógł się jeszcze bardziej.
- Zje panienka w łóżku, czy usiądzie przy stoliku? - spytała pokojówka, bo, jak się domyśliłam, musiała ona być pokojówką.
- Chyba nie mogę wstać... - rzekłam niepewnie.
Dziewczyna skinęła głową:
- Ach tak, stopy... No i nadgarstki... Przepraszam, zapomniałam. Nic nie szkodzi, podam panience śniadanko do łóżka...
- Przepraszam, ale gdzie ja jestem?
Pokojówka zaśmiała się:
- Proszę się nie niepokoić, panienko, jest panienka wśród przyjaciół. Jak panienka wydobrzeje, wróci panienka do domu...
Nie dowiedziałam się wiele nowego, ale jej słowa mnie uspokoiły. Byłam strasznie głodna, wzięłam się więc za śniadanie i nie zostawiłam ani okruszka czy kropelki. Pokojówka była zadowolona.
- No, a teraz panienko, proszę spać. Sen jest najlepszym lekarzem.
Po jedzeniu rzeczywiście poczułam się senna, więc usłuchałam jej. Gdy już wychodziałam, spytałam ją jeszcze:
- Jak masz na imię?
- Izolda. Jestem pokojówką - odparła, zgodnie z moimi przewidywaniami.
- A ja mam na imię Gabriela - dodałam.- Proszę, mów do mnie po imieniu, nie zwracaj się do mnie per "panienko". Czuję się dziwnie.
- Dobrze... panienko - uśmiechnęła się pokojówka i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
A ja zapadłam w sen.
Gdy się obudziłam, czułam się silniejsza. Postanowiłam, że sprawdzę, czy mogę chodzić. Wstałam z łożka i stanęłam na podłodze. Nogi lekko pulsowały, ale był to niewielki ból, więc mogłam to wytrzymać. Nadgarstki w ogóle mnie nie bolały.
Byłam ciekawa, jaki też widok rozciąga się z okna. Podeszłam więc do jednego z nich i... zamarłam z zachwytu.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 14:30, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 12:03, 21 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
"Przecież to Arkadia!" to była pierwsza myśl, jak przyszła mi do głowy. Przede mną rozciągały się łaki, zielone jak trawa na wiosnę. Na gałęziach będących gnieniegdzie drzew, wisiały jednocześnie kwiaty i owoce, a między trawą łąki było tyle kwiatów, że aż w oczach się mieniło i wydawało mi się, że powietrze musi być aż przesycone ich zapachem. Nieco dalej pasło się stado owiec, którego nikt nie pilnował. Widocznie mnie potrzebowano pasterza. Ledwie dotknęłam okna, ono od razu się otworzyło. Wciągnęłam głęboko powietrze w płuca i przekonałam się, że się nie myliłam, przeczuwając, że powietrze będzie przesycone zapachem kwiatów. Dziwna jednak rzecz! Powietrze nie było cieżkie, jak można by się spodziewać, ale dziwnie rześkie i świeże. Piękno tej okolicy i jej atmosfera napełniły moją duszę taką rzewnością, że nie mogłam się opanować i wybuchnęłam płaczem. Ten kraj był zbyt piękny, by istnieć naprawdę. To na pewno tylko sen. Piękny, niezwykle piękny, to prawda, ale jednak tylko sen!
Płakałam i nie usłyszałam, kiedy otworzyły się drzwi. O tym, że ktoś jest w pokoju, przekonałam się dopiero, kiedy objęły mnie czyjeś ramiona. To był Pan Światła. Przytulił mnie do siebie, a ja w jego objęciach poczułam się tak cudownie, że szybko się uspokoiłam. Wtedy dopiero zapytał:
- Czemu płaczesz? Bolą cię rany? A może bardzo tęsknisz do domu?
- Nie, nie - odparłam. - To piękno tej okolicy wycisnęło łzy z moich oczu...
- Ale mnie przestraszyłaś! - uśmiechnął się Pan Światła. - Uleczyłem twoje rany, jednak zgodnie uznaliśmy, że lepiej będzie, gdy nadgarstki i stopy bądą się goić naturalnym sposobem... Zmniejszyłem ból, ale...
- Nie martw się, stopy już mnie prawie nie bolą - odparłam. - Mogę chodzić, przecież widzisz. Nie wiedziałam, że potrafisz leczyć! Nie wygladasz na lekarza!
- Nie nadaję się na lekarza- zaśmiał się Pan Światła. - Gdy cię zobaczyłem, po torturach, o mało nie zemdlałem. Musiałem zebrać całą siłę woli, aby się opanować i cię opatrzyć.
- A jak mnie znalazłeś? I gdzie ja w ogóle jestem?I skąd się tu wzięłam? - posypały się pytania. - W ogóle to opowiedz mi wszystko, bo nic nie wiem o tym, co się stało od chwili, gdy zemdlałam, przywiązana do tego krzyża św. Andrzeja!
- Krzyża świętego...? - nie zrozumiał Pan Światła i po chwili się zorientował. - Aha, chodzi ci o te dwie skrzyżowne deski? Posłuchaj więc. Gdy się rozstaliśmy, pobiegłem do siostry i zaczęliśmy uciekać. Takim tunelem. Chyba ty też nim dotarłaś? No właśnie. Gdy tunel się skończył, znaleźliśmy się w jakimś szybie i popadłem w ropacz, bo nie wiedziałem, co robić dalej. Wtedy dopiero przypomniałem sobie o mojej mocy. Prawie o niej zapomniałem! Na szczęście powróciła mi pamięć... Przytuliłem do siebie mocno siostrę i skoncentrowałem się. Moja moc przeniosła nas do domu prosto z szybu. Na szczęście nie musieliśmy przechodzić przez twój świat! Nie masz pojęcia, jak szczęśliwa była nasza matka, gdy nas zobaczyła! Popłakała się z radości. Wyleczyła moje rany i kazała sobie wszystko opowiedzieć. A potem jak na mnie nie krzyknie: "Jak mogłeś ją tam zostawić?" - krzyczała. To o tobie. - "Czy niczego cię nie nauczyłam?! Mężczyzna powinien bronić kobiety, a nie odwrotnie!" "Ależ, matko - odparłem. - "Ona sama tego chciała, a ja byłem zbyt zmęczony, by się spierać. Ale teraz, gdy odzyskałem siły, wiem, że muszę ją uwolnić. "Jak to zrobisz"? - zapytała matka. "Mam moją moc" - odparłem. "Starczy ci siły?". "Musi "- odparłem i wiedziałem, że dam sobie radę. I udało mi się wyciągnąć cię stamtąd, choć nie było to łatwe.
- Jak to zrobiłeś? - zapytałam zdumiona.
- Wysłałem ku tobie Światłość - odpowiedział. - Najpierw musiała cię ona oswobodzić z jakichś czarów, którym zostałaś poddana...
- To prawda! - przerwałam. - Królowa usiłowała mnie przeciągnąć na swoją stronę i chciała wyprać mi mózg!
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 15:51, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 9:38, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Pan Światła pokiwał głową i ciągnął dalej:
- Potem Światłość cię otoczyła i przetransportowała tutaj. Byłem przerażony, gdy cię zobaczyłem i znów pożałowałem, że ciebie tam zostawiłem... Przebaczysz mi to?
- Nie mam ci nic do przebaczenia - odparłam. - Przecież to ja nalegałam. Ty się zgodziłeś i jestem ci wdzięczna za to. Nigdy nie uważałam, że to twoja wina! I tak nie chciałeś zgodzić się na wymianę... Nie mogę pozwolić, aby twoja matka uważała cię za tchórza... Pójdę do niej i powiem jej prawdę! - ruszyłam ku drzwiom.
Ale Pan Światła zatrzymał mnie:
- Nie śpiesz się tak! - zawołał. - Nie wolno ci się forsować! Jesteś jeszcze słaba...
- Czuję się świetnie! - zapewniłam.
- W takim razie przebierz się. Chcesz się mojej matce pokazać w nocnej koszuli?
- Tobie to jakoś nie przeszkadza!- miałam ochotę z nim poflirtować, a biedak aż się zaczerwienił. Boże, o czym ja myślę? Kogo podrywam?
Po chwili Pan Światła zdołał się opanować:
- Moja matka to straszna dama! - powiedział takim tonem, jakby sensem życia jego matki były konwenanse i ceremoniał. Czyżby Zorza naprawdę taka była? No cóż, on ją lepiej znał.
- Dobrze - powiedziałam.- Ubiorę się.
- Zaczekam na ciebie pod drzwiami i zaprowadzę cię do matki - obiecał Pan Światła i wyszedł.
A ja rozglądnęłam się dookoła i mój wzrok padł na szafę. Domyśliłam się, że pewnie tam jest moje ubranie. Otworzyłam ją i aż zamarłam ze zdumienia. Wewnątrz było pełno pięknych ubrań, kolorowych, że aż oczy bolały. Ale mojego uniformu nie było. Musiałam więc wybrać jakieś inne odzienie. Wyciągnęłam zatem pierwszą sukienkę, jaka wpadła mi w ręce. Była to bladoniebieska, długa do ziemi suknia, ciasno opinająca talię, a od bioder układała się na sztywnych halkach. Zauważyłam jeszcze parasolkę o identycznym odcieniu jak suknia i również ją wzięłam. "Przyda mi się, jak będzie deszcz albo słońce"- pomyślałam.
Wyszłam. Pan Światła rzeczywiście stał pod drzwiami, a gdy jego spojrzenie padło na mnie, ujrzałam w wjego oczach blask podziwu. Naprawdę nie myliłam się! Podał mi ramię rycerskim gestem i poprowadził do wielkiej sali, gdzie miała być jego matka. Była to cudowna komnata. Naprzeciwko drzwi były dwa okna, a między nimi stała otomana. Przed jednym z okien stał klawikord, a przed drugim fotele, krzesła i kanapa. Na kanapie siedziała matka Pana Światła. Od razu wiedziałam, że to ona, Zorza. Nikt nie mógłby bardziej na nią wyglądać. Miała złote (naprawdę złote, a nie jasne) włosy, sięgające jej do stóp, rozpuszczone na ramiona, mieniące się purpurowozłote oczy, a na sobie szkarłatną szatę z głębokim dekoltem i szerokim, suto marszczonym dołem. Pan Światła miał rację, mówiąc, że jego matka to wielka dama!Powiedziałabym nawet: królowa. Była o wiele bardziej królewska niż tamta królowa w Ciemnym Królestwie! W dodatku ta była o wiele sympatyczniejsza.
Siedziała dumnie wyprostowana, ale na ustach miała serdeczny, ujmujący uśmiech. Widać było, że był to najszczerszy uśmiech, nie żaden sztywny, ceremonialny. Wyglądało na to, że ucieszył ją mój widok. Nie miałam pojęcia, dlaczego.
Wstała i wyciągnęła ręce do mnie:
- Drogie dziecko - rzekła niezwykle melodyjnym głosem. - Jakże ja ci się odwdzięczę? Uratowałaś moje dzieci!
Skłoniłam się głęboko:
- Nie oczekuję wdzięczności, pani - zapewniłam. - Wypełniłam tylko mój obowiązek.
- Ależ ja muszę ci się odwdzięczyć! Nie mogę pozwolić, by to, co zrobiłaś, całe twoje poświęcenie, pozostało bez nagrody!
- To naprawdę niepotrzebne! Właściwie... to otrzymałam już nagrodę! Ja uratowałam Dzieci Światła, a Pan Światła mnie!
- Rzeczywiście - odparła Zorza. - Ten chłopak to szaleniec... Podobnie jak ty, ryzykował życiem.
- Naprawdę? - zdziwiłam się.
- Tak - skinęła głową Zorza. - Wykorzystał wiele swojej mocy. Wszyscy mamy jej wiele, ale nie nieskończenie wiele. Jeżeli wykorzystamy całą, wszystkie jej rezerwy, możemy nawet umrzeć. Mój syn wykorzystał ją prawie całkowicie. Gdy cię sprowadził, upadł nieprzytomny i kilka dni musiał leżeć w łóżku.
Zwróciłam twarz w stronę Pana Światła.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytałam z wyrzutem.
- Przecież mówiłem - zaoponował.
- Nie mówiłeś, że aż tak się poświęciłeś..
- Matka nie powinna ci o tym mówić...
- Groziła ci śmierć...
- Tobie również... Jesteśmy kwita.
- Dziękuję ci. Nigdy tego nie zapomnę...
- A ja nie zapomnę twoich zasług...
Zorza klasnęła w ręce:
- Dość już tego, dzieci! - zawołała. - Jesteście sobie nawzajem wdzięczni i niech to wystarczy! Nie musicie się o tym bez końca zapewniać!
Wszyscy się roześmialiśmy.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 15:58, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 10:25, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Nagle drzwi pokoju się otworzyły i wbiegła przez nie... no tak, któżby inny! Oczywiście Dama Światła - Honoratka! Ta śliczna dziewczynka, którą spotkałam jako pierwszą w Królestwie Ciemności! Ale jakże zmienioną! Wtedy była zapłakana, w brudnej i podartej sukience, z potarganymi włosami. Teraz miała na sobie sukienkę z różowego, błyszczącego jedwabiu, z mnóstwem falbanek, a jej włosy były pięknie ufryzowane. Gdy ją usłyszałam, odwróciłam się ku niej, a ona, ujrzawszy moją twarz, najpierw stanęła jak wryta, a potem rzuciła się ku mnie i mocno objęła mnie w pasie ramionami.
- Nareszcie, nareszcie jesteś! - wołała. - Jak to dobrze! Jak się czujesz? - pytała, podnosząc ku mnie twarzyczkę.
- Świetnie, kochanie - odparłam, głaszcząc ją po głowie.
- To dobrze! Ja też się czuję dobrze, wiesz?
- Teraz już tak - roześmiałam się. - Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Dzięki tobie - zauważyła dziewczynka. - To ty mnie uratowałaś! Bardzo ci dziękuję!
- Chodż tu do mnie, dziecino - rzekła Zorza i wyciągnęła do mnie rękę. Honorata podeszła do brata i przytuliła się do niego, a on objął ją ramieniem. Ja podeszłam do Zorzy, a ona pociągnęła mnie za rękę zmuszając, abym usiadła obok niej.
- Jak już powiedziałam, zasługujesz na nagrodę. Powiedz, czego pragniesz? Dam ci wszystko.
- Ja naprawdę nie zrobiłam niczego dla nagrody.
- Wiesz, że ci się należy. Wyjaw mi swoje pragnienia.
Spojrzałam jej w oczy:
- Tego, czego pragnę, chyba nie jesteś w stanie mi dać, pani.
- Jesteś pewna? Wypróbuj mnie. Mogę naprawdę wiele.
- Z pewnością, ale tego raczej nie mogłabyś mi dać.
- Dlaczego? Czego pragniesz?
- Chciałabym, aby mój świat był taki piękny, jak ten.
Zorza popatrzyła na mnie chwilę bez słowa, a potem odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła śmiechem:
- Ależ, dziecko - zawołała. - Przecież ten świat to tylko nędzna namiastka twojego! Stworzono go, wzorując na twoim. Twój swiat jest dwa razy piękniejszy, nie zauważyłaś tego?
Pomyślałam chwilę. Przypomniałam sobie przede wszystkim obskurne fabryki, szare blokowiska i trujące dymy z kominów, ale... są na nim też przecież jeszcze piękne łąki, skąpane w słonecznym świetle, gdzie tańczą motyle i brzęczą pszczoły... Są piękne lasy, dające ochłodę w skwarne dni i odetchnienie po trudzie... Są piękne, szemrzące strumienie, są ogrody, które dają radość oczom i innym zmysłom. Rzeczywiście mój świat jest piękny!
- Wybacz, pani - powiedziałam. - Dopiero teraz to sobie uprzytomniłam.
Zorza uśmiechnęła się:
- Więc czego jeszcze pragniesz?
- Wrócić do domu - odparłam bez wahania.
- To życzenie zostanie spełnione i bez prośby - oświadczyła Zorza. - Musisz tylko do końca wydobrzeć. Czego jeszcze chcesz?
- Czy ja wiem? - zastanawiałam się. - Chyba chciałabym spotkać mężczyznę, którego pokocham i który mnie pokocha i z którym bedę mogła założyć rodzinę.
- Coś mi się wydaje, że i to życzenie już się spełniło - odparła tajemniczo Zorza, przekrzywiając głowę na bok. - Wkrótce sama się o tym przekonasz.
Spojrzałam na nią zdumiona, a potem machinalnie przeniosłam wzrok na Pana Światła. Czyżby...? Na samą myśl o tym rumieniec oblał mi nie tylko twarz, ale i szyję. Zorza roześmiała się:
- No więc? - zapytała. - Czego jeszcze pragniesz?
- Niczego wiecej - odparłam, wciaż nie mogąc oderwać wzroku od Pana Światła. - Chyba, żeby...
- No? - ośmieliła mnie Zorza.
- Spokoju i pokoju na świecie - dodałam. - Żeby już nie było na nim wojen i nienawiści.
Twarz Zorzy spoważniała:
- Mogę wiele, ale nie jestem wszechmocna. Poza tym nie wolno mi manipulować wolną wolą was, ludzi. Pokój na świecie zależy tylko od was. Czy naprawdę nie chcesz niczego dla siebie? Niczego zwyczajnego? Bogactwa, władzy, sławy?
- A na co mi to? - wzruszyłam ramionami. - Pieniądze szczęścia nie dają, władza wiąże się z ogromną odpowiedzialnością , a jeśli będzie mi zależało na sławie, bedę mogła sama się o nią postarać...
- W takim razie - Zorza położyła mi ręce na ramionach - dam ci coś, czego nie można kupić za pieniądze, ani zdobyć w inny sposób. Oto przywracam równowagę hormonalną w twoim ciele - rzekła innym tonem - . Daję ci zdrowie. Od tej chwili już nigdy na nic nie zachorujesz.
Poczułam się dziwnie, ale jednocześnie znakomicie. W życiu nie czułam się lepiej! Byłam po prostu całkowicie zdrowa! Nawet stopy już mnie nie bolały.
- Twoje stopy są wyleczone - upewniła mnie Zorza, uśmiechając się wyrozumiale.
- Dziękuję, pani - skłoniłam się. - To najwspanialszy dar, jaki mogłaś mi dać.
- To prawda - dodał Pan Światła, zbliżając się do nas i trzymając siostrzyczkę za rękę. - Zdrowie to najcenniejszy dar.
- "Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz... Bo dobre mienie, perły, kamienie, dobre są, ale gdy zdrowie w cale" - zacytowałam i uśmiechnęłam się.
- Czy mogę teraz wrócić do domu? - spytałam. Zaraz potem zaśmiałam się i dodałam:
- Przepraszam, zachowuję się jak małe dziecko. Do domu, do mamy...
- Wcale nie - opowiedziała Zorza. - To naturalne, że tęsknisz do domu. Oczywiście, że możesz wrócić. Mój drogi - rzekła, zwracając się do Pana Światła - bierz się do roboty.
Pan Światła objął mnie, a ja poczułam gorąco rozlewające się po całym ciele. Boże, dlaczego tak reaguję na jego bliskość? Pan Światła na szczęście nic nie zauważył, bo skoncentrował się, a ja zobaczyłam otaczające nas złote kręgi jego mocy. Przed moimi oczami zaczęły się zacierać kontury pokoju, Zorzy i małej Honoraty, aż wreszcie całkowicie zniknęły. Potem znów pojawiły się przed moimi oczami, ale były już inne... Byliśmy bowiem w naszym świecie, w tym samym miejscu, gdzie widziałam go po raz ostatni, przed ziejącą czernią dziurą. A obok stali Emma i Faustyn. Pan Światła puścił mnie a oni głęboko się przed nim skłonili:
- Witaj, Panie Światła - rzekli z czcią.
- Witajcie - on odparł. - Domyślam się, że mam przed sobą opiekunów Gabrieli.
- Tak, panie, to my - odparł Faustyn.
- A więc to wy ją przysłaliście, aby uwolniła mnie i moją siostrę?
- Tak, to my - odparła Emma.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Śro 16:12, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Śro 10:24, 06 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
- Dziękuję wam. Udało jej się wypełnić swoje zadanie, choć drogo za to zapłaciła. Na szczęście już po wszystkim.
- Cieszymy się, że was widzimy - całych i zdrowych - rzekł Faustyn. - Teraz musimy zablokować to przejście, aby złe moce nie mogły już atakować tego świata.
- Będą to robić - rzekłam. - Przecież to tylko jedno z przejść. Ale przynajmniej będzie ich o jedno mniej. Poza tym świat ma swoich obrońców. Na szczęście.
- Masz rację - poparł mnie Pan Światła. - Ale do zamknięcia otworu potrzeba wiele energii.
- Wydaje mi się jednak, że jeśli wszyscy połączymy nasze siły, uda nam się go zamknąć - odparłam.
Rzeczywiście nam się udało. Czarna jama robiła się coraz mniejsza, gdy działaliśmy na nią swoją mocą, aż w końcu całkiem zniknęła.
Pan Światła głęboko odetchnął:
- Muszę wracać do siebie - rzekł, zwracając się do mnie. - Ale tak trudno mi się z tobą rozstać...
- Nie odchodź - wyszeptałam, przytulając się do niego mocno. Wydawał mi się bezpieczną opoką i czułam, że jeśli go zabraknie, nie dam sobie rady. A na samą myśl o tym, że miałby odejść i już nigdy bym go nie zobaczyła, poczułam taki ból, że zrozumiałam, że go pokochałam. Nie umiałabym bez niego żyć! Podniosłam wzrok na niego i zatopiłam spojrzenie w jego wzroku. To co tam zobaczyłam, napełniło mnie błogością. On również mnie kochał!
- Najdroższa - wykrztusił, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że Faustyn i Emma wciąż stoją obok nas i wszystko słyszą. - Tak chciałbym tu zostać... z tobą. Ale nie mogę. Nie przeżyję w tym świecie. Lecz ty mogłabyś żyć w moim. Powiedz słowo, a zabiorę cię z powrotem.
Pomyślałam o pięknej Arkadii i o tym, że mogłabym tam żyć i mieszkać, razem z Panem Światła. Czy mogłoby istnieć większe szczęście? Ale... czy mogę zostawić rodzinę, przyjaciół, cały świat? Jak mogłabym opuścić Emmę i Faustyna? Jak mogę zdradzić swoją misję?
- Nie - odparłam z bólem serca. - Nie mogę. Tutaj jest moje miejsce.
- Dlaczego tak się stało? - zawołał z rozpaczą w głosie Pan Światła. -Dlaczego spotkaliśmy się i pokochaliśmy, jeśli nie możemy być razem? Dlaczego tak okrutnie nas potraktowano? Dlaczego los jest taki niesprawiedliwy?
Położyłam mu ręce na piersi:
- Tak już jest - odparłam. - Widać tak musiało być.
Pan Światła objął mnie mocno i powiedział:
- Wiem. Nie wolno nam być razem. Ale tej chwili i tego przeżycia nikt nie ma prawa nam odebrać i nikt nie odbierze! - i przyłożył swe usta do moich ust. Ogarnęła mnie cudowna słabość, nogi się pode mną ugięły... Gdyby mnie nie podtrzymywał, pewnie bym upadła na ziemię. To doznanie było tak oszałamiające, że dopiero po dobrej chwili po ustaniu pocałunku zorientowałam się, że oderwał usta od moich warg.
- Och - szepnęłam, podnosząc rękę i dotykając palcami warg. - Nigdy tego nie zapomnę...
- Ani ja - odparł Pan Światła, nie wypuszczając mnie z objeć. Widziałam, że chce mnie puścić, ale ramiona nie chcą go słuchać. - Boże, nie, nie mogę cię opuścić! - zawołał z rozpaczą.
A czy ja chciałam go opuścić? Przecież stał się dla mnie sensem życia!
Wtedy usłyszliśmy głos Emmy:
- Nie mieliśmy pojęcia, że tak to się rozwinie... prawda, Faustynie?
- Tak - odparł mężczyzna. - I co teraz? Dwie osoby z obcych sobie światów pokochały sie nawzajem... Skoro tak się stało...
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Czw 11:06, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 8:55, 11 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Emma podeszła do mnie i położyła mi ręce na ramionach:
- Nie turbuj się o świat, dziecko - rzekła do mnie. - Wiesz przecież, że ma wielu innych obrońców... Idź za głosem serca. Idź za swym ukochanym.
- Zwalniacie mnie z danego słowa? Przecież złożyłam przysięgę...
- Wypełniłaś swe zadanie. Możesz odejść.
- A moja moc? Stracę ją?
- Nie, pozostanie w tobie. Może się zdarzyć, że jeszcze kiedyś będzie ci potrzebna. Zresztą nie można się jej pozbyć, już ci mówiłam.
Zamyśliłam się. Najważniejsza przyczyna, dla której powinnam tu zostać, znikła. Ale inne?
- A moi rodzice? - zapytałam. - A przyjaciele?
- Cóż, rodziców mógłbym zabrać razem z tobą - rzekł Pan Światła. - Ale z przyjaciółmi będziesz musiała się pożegnać.
- Trudno - odparłam. - To będzie tak, jakbym na zawsze wyjeżdżała za granicę... Ale to nieważne. Ważne jest to, abym mogła być z tobą.
Moi rodzice ze zdumieniem wysłuchali mojej opowieści. Była tak niewiarygodna, że gdyby Pan Światła jej nie potwierdził, pewnie by uznali, że zwariowałam. Ale gdy się dowiedzieli, że odchodzę, zgodzili się pojść razem ze mną.
Cała nasza czwórka wróciła więc do pięknej Arkadii. Tak naprawdę kraina ta nazywała się Krajem Barw Zachodzącego Słońca, ale ja zawsze nazywałam ją Arkadią, tak mi ta nazwa do niej pasowała. I choć Zorza uważała, że to tylko nędzna namiastka mojego świata, ja sądziłam, że jest równie piękna, a nawet wydawała mi się piękniejsza... Moi rodzice świetnie się tam poczuli i bardzo zaprzyjaźnili się z Zorzą, a dla małej Honoraty byli jak dziadkowie...
A ja oczywiście poślubiłam Pana Światła i uzyskałam tytuł Pani Światła, w odróżnieniu od Damy Światła czyli Honoraty. A gdy tylko stałam się żoną Pana Światła, mój wygląd zmienił się. Włosy urosły mi nagle do stóp, a moja ślubna, biała suknia ze srebrno - niebieskim szalem, zmieniła się we wspaniałą bladosrebrną szatę, a we włosach pojawiły mi się srebrne pompony spływające na koniec ucha.
- Nie lękaj się - przemówił mój świeżo upieczony mąż, zauważywszy moje zdumienie, uśmiechając się do mnie z miłością. - To strój odpowiedni do twojej nowej pozycji.
Bać się? Z nim niczego się nie bałam!
Nigdy więcej nie zobaczyłam Emmy i Faustyna, ale wiem, że znaleźli sobie inną podopieczną. Mogłam tylko mieć nadzieję, że jej nie wyznaczą tak trudnego zadania jak mnie...
Ja, po wielu perypetaich, byłam wreszcie szczęśliwa.
I tak, jak widzicie, moja opowieść wreszcie dobiegła końca. Jeśli ktoś miał cierpliwość, aby doczytać ją do końca, niech napisze, co o niej sądzi.
Ostatnio zmieniony przez Ellenai dnia Czw 11:09, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atra
Władca Archenlandii
Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Szafa pełna wampyrów
|
Wysłany: Pią 17:59, 15 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Cóż... mam mieszane uczucia...
Opowiastka całkiem zgrabna, ładnie napisana, stopniowo wciągająca i ciekawa...
Ale pozostawia po sobie pewien niedosyt. Mogła by być dłuższa... Zwłaszcza środkowa cześć - początek i koniec wydają się zbyt długie. Przydało by się kilka wątków pobocznych, może jakichś niejasności.
A koniec wydaje mi się zbyt szczęśliwy... - owszem, lubię hepiendy, ale z umiarem... (I to nie prawda, że mam uprzedzenia do wątków romantycznych! )
Nie, przejmuj się moim narzekaniem, bo ogólnie rzecz biorąc mi się podobało
Czekam na kolejne Twoje dzieło - bo będzie następne, prawda?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|