Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 13:33, 26 Lip 2010 Temat postu: Czasem księżyc świeci jaśniej |
|
|
Tekst pojedynkowy, dedykowany Delimorn.
Czasem księżyc świeci jaśniej
Słońce powoli, bardzo powoli, chyliło się ku zachodowi. Wszystkie słowiańskie plemiona szykowały się do obchodów Święta Kupały. W każdym rejonie ich państwa już od tygodnia trwały wielkie przygotowania. Muzycy, dekoracje – wszystko było w należytym porządku.
Także Wiślanie niecierpliwie czekali na najdłuższą noc w roku. Wojowie ostrzyli broń i czyścili tarcze, białki cerowały suknie oraz plotły wianki… Magiczną atmosferę czuć było wszędzie.
Sława – ładna, młoda dziewczyna, o gęstych, bardzo jasnych włosach, siedziała właśnie nad rzeką i kończyła pleść wianek z leśnych kwiatów. W tym roku skończyła szesnaście lat, było to jej pierwsze dogłębnie obchodzone święto Nocy Świętojańskiej. Była z tego powodu bardzo podekscytowana. Od dawna chciała puścić wianek na wodę, by dryfował spokojnie, a potem został wyłowiony przez jakiegoś przystojnego mężczyznę, który potem zostałby jej mężem. Tak, Sława zdecydowanie należała do grona marzycieli. Kiedy była małą dziewczynką pragnęła za wszelką cenę wybrać się w tę najdłuższą noc w roku do lasu, o północy, aby szukać kwiatu paproci. W snach odnajdywała go i była niesamowicie szczęśliwa – teraz będzie mogła spełnić dziecięce marzenie.
Wkrótce skończyła swoją pracę nad wiankiem, po czym zerwała kilka ździebeł sitowia i związała go. Wstała, oddalając się w stronę lasu. Czuła, jak z każdą chwilą przepełnia ją coraz większa radość.
Obrzędy miały rozpocząć się lada chwila.
~*~
Czerwony płomień wystrzelił wysoko, rozsypując wokół siebie mnóstwo iskier. To wojowie zaczynali swoją zabawę. Już przepasali się ziołami i przeskakiwali przez ognisko.
- Sława ci, Sławo! – zawołał z rozbawieniem Lechosław, gdy zobaczył, że jasnowłosa dziewczyna nadbiegła właśnie do tymczasowego obozowiska.
Gdy usłyszała jego wołanie, roześmiała się serdecznie. Na co dzień drażniło ją, gdy ktoś żartował z jej imienia, ale teraz tylko i wyłącznie ją to bawiło.
- Sława! – zawołał otyły, brodaty mężczyzna o sympatycznych rysach, siedzący przy ognisku. – Przyłącz się do nas!
- Grzymisław! – krzyknęła radośnie dziewczyna i pobiegła, by uściskać przyjaciela. – Jak dobrze cię widzieć!
Rozmowom i śmiechom nie było końca. Pobrzmiewała skoczna i melodyjna muzyka, co chwila któryś z najowdażniejszych wojów przeskakiwał przez ognisko.
Sprawy przyjęły tragiczny obrót, gdy Lechosław – szczupły, zabawny i – już mocno spity – młodzieniec stwierdził, iż musi spróbować tej niebezpiecznej sztuki, jaką jest skok nad płomieniami…
- Nie! – wrzasnęła Sława, gdy chłopak potknął się tuż przed ogniskiem, zatoczył i wpadł prosto w żar.
- Na Swarożyca! – krzyknął Grzymisław.
Chwycił mocno wątłego Lechosława, któremu zajęła się tunika i uniósł w górę, przenosząc gdzie indziej.
Wszyscy rzucili się na ratunek. Sława w panice pognała do rzeki, z kuflem w ręku, nabrała wody i czym prędzej wróciła na miejsce.
Na Lechosława spadł zimny wodospad. Chłopak wrzasnął, jak gdyby go obdzierano ze skóry, jednak jego tunika przestała się palić, a on sam, choć trochę wytrzeźwiał.
- Co ty sobie myślisz?! – Sława wściekłym gestem rzuciła kufel na ziemię. – Mogłeś się zabić, idioto!
Słowa dziewczyny wywołały wesołość, jednak jej wcale nie było do śmiechu.
- Daj spokój, Sławo! – wykrztusił młodzian. – Upiłem się i tyle. Wiem, nie powinienem…
Dziewczyna tylko prychnęła gniewnie i oddaliła się od ogniska.
Muzycy znów zaczęli grać, po chwili dziewoje włączyły się ze śpiewem
- „Słońce na niebie gaśnie za rzeką, zmierzch ma zapach siana i snu…”* – zaczęły rozbrzmiewać ich głosy.
- „Pójdę przed siebie, pójdę daleko, za ostatni las białych brzóz…”* – dołączyła się Sława, której złość powoli mijała.
- „Pójdę daleko, pójdę na łąki, malowane złotem i rdzą. Zwierzę się wierzbom z naszej rozłąki, wierzby wierzą szeptom i łzom.”* – zaśpiewały zgodnie wszystkie razem.
Po chwili wojowie zaczęli podnosić się z miejsc i podchodzić do swoich wybranek, by z nimi zatańczyć.
Sława posmutniała. Z nią chyba nikt nie zechce tańcować… Spojrzała na Ziemowita – niesamowicie, jej zdaniem, przystojnego dowódzę drużyny wojów wiślańskich. Ach, gdyby to on wyłowił jej wianek…!
Dziewczyna szybko zwróciła swe myśli w zupełnie inną stronę, bo oto porwał ją do tańca uchachany Grzymisław. Nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu.
~*~
Jasnowłosa Słowianka opadła zdyszana na trawę.
- No, no, muszę ci powiedzieć, że nieźle sobie radzisz z tańcem! – powiedziała do otyłego woja.
Grzymisław zaśmiał się swoim tubalnym śmiechem. Tym razem do Sławy podszedł Lechosław.
- Zatańczysz ze mną? – zapytał melodyjnie.
- Miód i piwo zawróciły ci w głowie! – powiedziała z politowaniem. – Spójrz na siebie. Jesteś pijany w trupa!
Lechosław zrobił głupią minę, ale stał nadal tam, gdzie stał i nie zamierzał nigdzie się ruszać.
Nagle z miejsca poderwał się Radomir – również spity woj z drużyny Ziemowita.
- Ona zatańczy ze mną! – krzyknął i zaczął zmierzać w ich stronę.
Lechosław przybrał groźny wyraz twarzy.
- O, nie! – zaprotestował z zapałem.
Radomir zakipiał gniewem i dobył miecza. Młodzik poszedł w jego ślady.
- Nie! – krzyknęła Sława. – Stójcie!
Jednak oni nie zważali na protesty dziewczyny. Już po chwili rozgorzała walka. Radomir zaatakował pierwszy. Wszyscy zebrali się wokół i usiłowali załagodzić sytuację – na próżno. W końcu Radomir zranił Lechosława w ramię, a ten padł zemdlony na ziemię.
- Nie! Przestańcie! – krzyczała Sława ze łzami w oczach.
- Macie natychmiast skończyć tą walkę! – zarządził stanowczo Ziemowit.
Oni jednak walczyli dalej. Radomir atakował, Lechosław usiłował się bronić.
Sława nie wytrzymała dłużej. Po prostu zerwała się z miejsca i zaczęła uciekać. Biegła długo, przed siebie, oddalając się jak najszybciej od miejsca walki.
W końcu, kiedy już znalazła się w lesie, opadła bez sił na wilgotną ściółkę. Z trudem łapała spazmatyczny oddech. Bała się. Bała się, że z tej walki ktoś nie wyjdzie żywy. Jeszcze nigdy nie przydarzyło jej się nic takiego.
Usiadła. Otarła łzy, które spływały po policzkach, przetarła oczy.
Nie, nie wróci już do tymczasowego obozu drużyny Ziemowita. Zostanie tutaj, między drzewami i odczyta swój los. Tak, poszuka dziecięcych marzeń, zamkniętych w postaci jednego, jedynego kwiatu…
Wstała i otrzepała białą suknię z zeschłych liści buczyny, po czym poprawiła wianek na włosach. Była gotowa do drogi. Dookoła niej zaczęła powoli tworzyć się mgła. Ciemne pnie drzew wyłaniały się z niej tuż przed dziewczyną.
Sława poczuła, jak ciarki przechodzą jej po plecach. Gdyby była tu z przyjaciółmi nie bałaby się, ale przecież sprawy potoczyły się inaczej…
Szła powoli, starając się nie nadepnąć na jakąkolwiek suchą gałązkę, jakby to miało obudzić jakiegoś groźnego stwora… Jej wyobraźnia zaczęła momentalnie działać, podpowiadając jej, że gdzieś w zaroślach czai się coś, co nieustannie ją obserwuje.
Nagle usłyszała coś, jakieś szepty. Gwałtownie obróciła głowę w stronę, z której dochodziły, czując jak serce podskakuje jej do gardła. Może zapuszczanie się samotnie do ciemnego lasu nie było najlepszym pomysłem…?
Przez tabun gałęzi dostrzegła parę zakochanych. Stali na uboczu, trzymając się za ręce i patrząc sobie głęboko w oczy.
Sława odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się smutno, po czym oddaliła cicho w inną stronę. Nie będzie im przeszkadzać.
Po jakimś czasie, jasnowłosa dziewczyna całkowicie straciła rachubę czasu. Nie miała pojęcia, ile już tak błąka się po tym tajemniczym, mglistym lesie. Co jakiś czas oglądała się za siebie, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nikt nie podąża jej śladem i z każdą minutą zaczęła ponuro stwierdzać, iż pobłądziła.
Było ciemno, jednak księżyc świecił jasno na bezchmurnym niebie. Sława już bardzo długo przesuwała się od jednej kępy paproci, do drugiej, rozgarniała piękne liście i szukała kwiatu. Nic z tego…
Dziewczyna miała wrażenie, że obeszła już cały las i krąży w kółko. Zrezygnowana i zmęczona, opadła na ziemię. Oczy same zaczęły jej się zamykać.
Nagle usłyszała dźwięki muzyki i szmer wody. Poderwała się z miejsca, rozglądając się dookoła. W chwilę potem spostrzegła brzeg rzeki i Słowianki, nachylające się nad wodą, „oddając jej” swoje wianki. Na przeciwległym brzegu musieli stać wojowie, którzy owe wianki wyławiali.
Sława wybiegła spomiędzy rzadziej rosnących drzew, by dołączyć do dziewcząt. Zdjęła delikatnie swój własny, starannie upleciony wianek, podeszła nad brzeg i ułożyła go na falach, patrząc, jak dalej płynie sam. Dziewczyna zanurzyła ręce w chłodnej wodzie i umyła twarz. Orzeźwiło ją to.
Niektórzy, odważniejsi, wchodzili do wody, ona jednak wolała tylko symbolicznie zanurzyć dłoń i obmyć lico.
Kiedy już wszystkie wianki odpłynęły, dziewczęta skierowały się na łąkę. Stary, świętojański zwyczaj mówił, że gdy dziewczyna chce przekonać się, jak będzie wyglądał jej wybranek, musi ona udać się o północy na łąkę, wyciągnąć z ziemi jakąś roślinę, popatrzeć na jej korzeń i z niego wyczytać wygląd ukochanego.
Sława również poszła. Nie chciała teraz dowiadywać się, kto wyłowił jej wianek. Nie wiedziała nawet, czy chciała w ogóle…
Gdy znalazła się na miejscu, poczęła rozglądać się za odpowiednią rośliną. W końcu przyklękła i zerwała macierzankę. Jej korzeń był długi i bez żadnych bocznych odrostów, jednak cały oblepiony ziemią.
„Będzie wysoki i smukły” – pomyślała Sława. – „I zamożny, albo szanowany…” – dodała, patrząc na ziemię.
Na dodatek macierzanka pięknie pachniała, co sprawiło, że dziewczynie poprawił się humor.
- Przepraszam… Sława? – czyjś głos ozwał się niespodziewanie, za jej plecami.
Dziewczyna drgnęła lekko i odwróciła się. Przed nią stał wysoki i smukły mężczyzna o ciemnych włosach, których kosmyki opadały mu niesfornie na czoło. Był całkiem przystojny, ale w tym momencie wyglądał na strasznie zakłopotanego.
- Jeśli nie, przepraszam najmocniej… - powiedział pośpiesznie. – Gdybyś tylko mogła…
- Tak, to ja – przerwała mu Sława.
Jego twarz się rozpromieniła.
- A, to dobrze się składa – powiedział. – Byłem nad rzeką, spotkałem twoich przyjaciół i powiedzieli mi gdzie prawdopodobnie cię znajdę. Najpierw szukałem w lesie, bo ponoć w tamtą stronę… Och, przepraszam.
Przerwał, bo zauważył, że dziewczyna jest mocno podenerwowana i najwyraźniej nie chce wracać do niedawnych wydarzeń.
- O co chodzi? – zapytała w końcu.
Serce zabiło jej mocniej, gdy nieznajomy wyciągnął zza pleców ręce, w których trzymał… Jej wianek! Dziewczyna otworzyła usta ze zdumienia.
- Wyłowiłem wianek – zaczął. – Długo chodziłem w te i wewte, wypytując o to, która z białek jest jego właścicielką. W końcu trafiłem na grupkę wojów, którzy rozpoznali, że on należy do ciebie. Jeden, taki potężny, zwał się Grzymisław i drugi, niski, wątły, o imieniu… Zaraz, zaraz… Jakiś… Lesław, Lech…
- Lechosław! – wykrzyknęła Sława i odetchnęła z ulgą. – A więc nic mu nie jest.
- O, właśnie! – potwierdził chłopak. – No więc, oni byli pewni, że to twój wianek, powiedzieli mi, gdzie możesz się znajdować, ale nie znalazłem nikogo nad rzeką, więc pomyślałem, że musisz być na łące…
Umilkł, zaczął niepewnie przestępować z nogi na nogę.
- Jak ci na imię? – po chwili milczenia dziewczyna na nowo podjęła rozmowę.
- Falimir – odpowiedział. – Jestem bratem Wilkomira, dowódcy naszego skromnego pododdziału drużyny Wiślan.
Przerwał na chwilę, patrząc na jasnowłosą dziewczynę z sympatią.
- Masz bardzo piękne imię – powiedział i uśmiechnął się. – A to… Chyba jest twoje – to mówiąc, wyciągnął w jej stronę wianek.
Sława wywróciła oczyma, po czym zaśmiała się serdecznie. Ileż to jeszcze osób, które spotka, zwróci uwagę na jej oryginalne imię?
- Czy powiedziałem coś nie tak? – zapytał zakłopotany Falimir.
- Nie – uspokoiła go Sława. – Nic. A wianek zatrzymaj, jest twój.
- Dziękuję – powiedział po prostu i znów się uśmiechnął.
„Chyba wreszcie spotkałam prawdziwego przyjaciela” – pomyślała dziewczyna.
- Nie ma, za co – odrzekła.
I znów stali w miejscu, zakłopotani. I pewnie ta urywana rozmowa trwałaby w nieskończoność, gdyby nie chmara spitych wojów, która przetoczyła się z wybuchami śmiechu i głośnymi rozmowami przez łąkę, a z tej chmary wyłoniły się dwie postacie. Jedną z nich był bez wątpienia Grzymisław, druga przybliżyła się chwiejnym krokiem w ich stronę, wołając w kierunku dziewczyny:
- Sława ci, Sławo!
I już nie miała wątpliwości, kim jest, a był to oczywiście – Lechosław. Sława przybrała surową minę, wzięła się pod boki i rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
- Znowu się upiłeś! – wytknęła. – Podczas dzisiejszej nocy dwa razy mógłbyś się zabić, przez swoją nieostrożność!
- Nie, nie, nie – zaprzeczył żywo. – Nasz drogi dowódca już zadbał o to, by temu Radomirowi się dostało!
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
- Och, nie mów mi, że ty wcale nie dostałeś bury! – powiedziała kpiącym tonem.
Lechosław udał, że nie słyszał tego oskarżenia. W rzeczywistości, Sława ogromnie się cieszyła, że nic złego nie wynikło z tej głupiej walki. A teraz… Spojrzała na Falimira, którego już zdążyła bardzo polubić (sama nie wiedziała, z jakiego powodu dokładnie…) i na dwóch dzielnych wojów, jej jedynych przyjaciół od dziecięcych lat.
- Myślę, że powinnam wam kogoś przedstawić… - rzekła, zgrabnie zmieniając temat.
Grzymisław i Lechosław łypnęli na siebie ze zrozumieniem, a potem przenieśli wzrok na Falimira, który cały czas przypatrywał się jasnowłosej dziewczynie z niekrytą sympatią.
Ale ona, oczywiście, tego nie zauważyła, w ogóle zrobiło jej się tak jakoś przyjemnie. I księżyc zaświecił jaśniej, i na niebie pojawiło się, tak jakby, więcej gwiazd…
*- Anna Maria Jopek „Szepty i łzy”
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Atim
Gość
|
Wysłany: Pon 13:49, 26 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Wiedziałem, że to twój
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 14:01, 26 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
A skąd wiedziałeś? ;> Zaglądałeś na moje forum?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Pon 16:50, 26 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Wyczytał między wierszami.
Wspaniały tekst Marysiu. Czytając go czułem, jakbym tam był. Nad Wisłą, przed setkami lat, gdy świat był inny...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Wto 11:28, 27 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Ach, złote, słowiańskie czasy...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 19:19, 29 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Mam rozumieć, że się podoba? Dziękuję za komentarze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nat
Gość
|
Wysłany: Wto 9:57, 10 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
O, fajny tekst :) Bardzo sympatyczny. Czytało mi się go przyjemnie i płynnie, ale w żadnym momencie jakoś specjalnie mnie nie ruszył. I, niestety, niespecjalnie czułam ten klimat Nocy Świętojańskiej. Niektóre fragmenty podobały mi się bardziej - rozmowa Sławy z tym facetem od wianka, sam początek... Ale niektóre nieco mniej.
I ogóle wrażenie mam właśnie takie, że to całkiem sympatyczny tekst. I niestety nic więcej.
Ostatnio zmieniony przez Nat dnia Wto 9:58, 10 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|