Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 18:25, 11 Mar 2010 Temat postu: Dokąd wiodą gościńce...? |
|
|
Ten tekst był przeznaczony na konkurs literacki na innym forum, który... wygrałam! Pragnę zadedykować to opowiadanie Oli (Filii), z okazji urodzin, które były już dawno i na pewno zdążyła przeczytać ten tekst na innym forum. :]
Że też mogłam o nim zapomnieć i nie wkleić go tutaj...! -.-
Dokąd wiodą gościńce...?
Zaszło słońce, umilkły ptaki. Drobna postać ściągnęła wodze równie drobnego konika i poczęła rozglądać się dyskretnie dookoła. Na niebie zaczęły pojawiać się pojedyncze gwiazdy…
Obca zsiadła z konia i cicho zagłębiła się w gąszcz pobliskiego lasu.
Między drzewami co jakiś czas przemykały nikłe cienie, które zapewne należały do małych zwierząt nocnych. Nad głową rozlegało się wyraziste pohukiwanie.
Gloria opadła ciężko na miękki mech i szczelniej otuliła się szarozielonym płaszczem. Było jej zimno, ale nie mogła sobie pozwolić na nawet najmniejsze ognisko – tak uczył ją mistrz. Mistrz, którego już nie ma… Dziewczyna zamknęła oczy. Nie chciała pamiętać, co wydarzyło się tamtej nocy, jednak przed jej oczami ciągle przesuwały się te same, bolesne wspomnienia – niedźwiedź, mistrz i krew… On mógł żyć, gdyby wypuściła strzałę ułamek sekundy wcześniej! Z tą świadomością Gloria zmagała się od kilku dni swojej wędrówki. Miała udać się do lenna Redmont, a była dopiero w okolicach Samotnej Równiny. Taka była ostatnia wola zmarłego – zanieść wiadomość o jego śmierci do zwiadowcy Halta. Tylko kto to jest? Jak go pozna? Jak wyróżnia się spośród pięćdziesięciu zwiadowców Araluenu? No tak, na pewno mieszka w Redmont, ale co dalej? Ma wypytywać każdego napotkanego przechodnia o tego Halta?
Dziewczyna często zadawała sobie pytanie, po co przystała do zwiadowców. Owszem, była chyba jedyną kobietą w tym królewskim korpusie, ale niekiedy po prostu sobie nie radziła. Dobrze wiedziała, że została przyjęta tylko dzięki jej umiejętnościom, dzięki temu, że tak świetnie strzela z łuku, walczy i rzuca nożami oraz dlatego, że doskonale jeździ konno, ale talent nie wystarczy.
Jednak w głębi serca Gloria cieszyła się z tego, co robi, bo zawsze porównywała jej obecne życie z tym, co mogłoby ją czekać, gdyby nie zgodziła się na wejście do grona zwiadowców, czyli z pracą na roli.
Dziewczyna lubiła rozmyślać. I marzyć. Kochała wszelkie przygody i swobodę. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że posmutniała, a dni spędzała tylko w siodle, chcąc jak najszybciej zakończyć bolesną podróż.
Nagle Gloria wyrwała się z drzemki.
„Zasnęłam!” – oskarżyła się w myślach. – „Nie mogę zasnąć, nie teraz.”
Chcąc się rozbudzić wstała i uwolniła swojego konika od ciężaru licznych juków. Nie dość, że straciła mistrza, to jeszcze jego konia, który teraz okazałby się tak przydatny!
- Nie mogę cię tak męczyć – szepnęła do kuca. – Wybacz…
Po jej policzku spłynęła łza. Jest do niczego, jest zupełnie do niczego! Ile jeszcze tak będzie jechać? Ile minie dni, tygodni, miesięcy…? Jak odnajdzie właściwą drogę?
- Dokąd wiodą gościńce…? – zapytała głucho nie wiadomo kogo, opierając się ciężko o pień brzozy.
Zasnęła.
***
Blady świt. Wszystko budziło się do życia. Ptaki, spłoszone jednostajnym dudnieniem końskich kopyt wzbiły się w powietrze i odleciały.
Gloria siedziała na grzbiecie swojego konika i próbowała oszacować kiedy wzejdzie słońce. Złote refleksy szybko rozlały się po niebie, a w sercu dziewczyny na nowo rozkwitła nadzieja.
Z wolna, lecz pewnie zaczęła śpiewać:
„Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
Ptaki powrotne umierają,
wśród pomarańczy na rozdrożach.
Na fioletowo szarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.”*
Urwała. Chciała śpiewać dalej, ale głos jej się załamał. Słońce zaszło za chmury. Świat umilkł.
***
Było jej zimno. Bardzo zimno.
Gloria siedziała, skulona i otulona szarozielonym płaszczem. Posunęła się o krok za daleko, ponieważ pozwoliła sobie na rozpalenie małego ogniska. W ten sposób narażała się na duże niebezpieczeństwo. I w istocie tak było.
Dziewczyna nie liczyła już tygodni, gdy tak wędrowała, całkowicie straciła rachubę czasu. Była wyczerpana. Noc w noc pozwalała sobie tylko na parę godzin snu, dalszy czas poświęcając na wędrowanie. Nie wiedziała, czy obrała dobrą trasę.
Gdyby była bardziej uważna i wyspana, na pewno zauważyłaby to, co działo się za jej plecami…
Po chwili silne uderzenie w głowę pozbawiło ją przytomności.
***
Glorię obudziło głuche dudnienie, które odbijało się echem w jej głowie. Przez chwilę nie mogła nic dojrzeć, bo obraz rozmywał jej się przed oczami, a głowa bolała niemiłosiernie.
W końcu zdała sobie sprawę, że leży pod jakimś drzewem, a jej ręce i nogi są bardzo mocno związane grubymi powrozami.
Po jakimś czasie doszły do niej głosy z obozowiska.
- No i co teraz z nią zrobimy, hę? – zapytał pierwszy.
- Połamać gnaty i wrzucić do jakiegoś rowu, mówię wam! – włączył się drugi. – Parę metrów dalej i odkryłaby naszą kryjówkę, a wtedy z pewnością od razu poleciałaby do Duncana i co? – bylibyśmy zgubieni! Zgubieni, powiadam wam!
„Duncan!” – wykrzyknęła w myślach dziewczyna. – „Król Duncan! A więc muszę być już blisko…”
Tymczasem odezwał się kolejny zbójca:
- Cisza! – warknął. – Zabić, czy okaleczyć moglibyśmy, gdyby nas odkryła. Nie wygląda na to, by cokolwiek o nas wiedziała, wiec nie ma po co z nią skończyć. Jednak zabrać jej ze sobą też nie możemy. Jest podejrzana, bo niby od kiedy dziewki noszą przy sobie nóż i łuk?
„Nóż… A nie noże…” – namyśliła się Gloria. – „Ach, więc nie wiedzą!”
- To co chcesz zrobić? Nie zabić, nie zostawić, wiec co? – niecierpliwił się pierwszy.
- Sprzedać – sprostował dowódca. – Najzwyczajniej w świecie sprzedać.
- No, no…! – odezwał się drugi opryszek. – Ty to masz łeb, Jack, ty to masz łeb!
Jednak pierwszy nadal nie chciał ustąpić:
- Będziemy musieli popłynąć do Gallii, w Araluenie nikt jej nie kupi, bo jeszcze Duncan się dowie…
Lecz tym razem dowódca nie był tak cierpliwy, jak wcześniej. Uderzył marudzącego bandytę mocno w twarz i rzekł oziębłym głosem:
- Mówię, że sprzedamy, to sprzedamy!
„O nie, nie uda wam się to tak łatwo!” – myślała kwaśno Gloria, leżąc sztywno tyłem do obozowiska.
***
Północ.
Zbójcy przygasili ognisko i posnęli. Włącznie z wartownikiem.
„Bo jak człowiek jest spętany, to nie może się oswobodzić” – drwiła w myślach Gloria.
Dziewczyna już długi czas próbowała dosięgnąć ręką krótszego noża, który ukryła w prawym bucie.
- No dalej! – jej wargi poruszyły się w bezgłośnym szepcie.
Jeden ze zbójców przewrócił się na bok, a wtedy Gloria zamarła w bezruchu. Odczekała parę minut i znów podjęła próby uwolnienia zesztywniałych kończyn z ucisku.
Odwróciła się jeszcze, żeby sprawdzić, czy jej koń nadal stoi tam, gdzie stał, a widząc, że tak jest powróciła do żmudnego zajęcia.
„Nie dam rady!” – pomyślała w pewnej chwili. – „Nigdy nie dosięgnę tego noża!”
Jednocześnie wiedziała, że nie może tak łatwo dać za wygraną. Postanowiła spróbować ostatni raz. Przechyliła się mocno do przodu, starając się to zrobić jak najciszej. Rozszerzyła palce, usiłując dosięgnąć zimnej rękojeści noża, połyskującej lekko w świetle księżyca.
„Mam!” – wykrzyknęła w myślach i tryumfująco zacisnęła w dłoni mały sztylet.
Teraz wystarczyło tylko przeciąć więzy i już była wolna.
Udało jej się! Teraz mogła uciec. Rozmasowała zdrętwiałe nadgarstki i kostki. Chciała tak leżeć całą wieczność, ciesząc się z tego, że znów może o sobie powiedzieć, jako o wolnym człowieku… Ale nie mogła. Musiała natychmiast wstać i udać się do lenna Redmont.
Spojrzała na księżyc i wywnioskowała, że jest już po północy.
„Teraz muszę odszukać mój łuk” – pomyślała, rozglądając się dookoła. W chwilę potem go dostrzegła. Leżał przy jednym z porywaczy. Gloria przygryzła wargę. Musiała go zabrać! Cicho podniosła długą gałąź i ostrożnie podeszła do zbójnika. Zręcznym ruchem wyjęła broń z objęć opryszka i podłożyła zamiast niej gałąź.
Miała łuk, miała sztylet… Brakowało jej tylko kołczanu i długiej saksy. Nie widziała ich nigdzie, a czasu było coraz mniej. Co będzie, jeśli któryś z nich się obudzi? Wtedy już nie uda jej się uciec!
W panice przyskoczyła do konia, który przywitał ją lekkim dotknięciem łba (te zwierzęta potrafiły milczeć, kiedy trzeba!) i… odetchnęła z ulgą. Kołczan ze strzałami i saksa były przy jukach.
„No to ruszamy” – pomyślała Gloria i błyskawicznym ruchem dosiadła swojego konia, galopem ruszając przed siebie.
Zbójnicy nie mieli żadnych szans, by ją dogonić.
***
Świsnęła strzała. Biały królik przebiegł jeszcze parę metrów i padł martwy.
Gloria opuściła długi łuk i z zadowoleniem spojrzała na swoją zdobycz. Dziewczyna nie jadła nic od dwóch dni, wciąż i wciąż skupiając się na podróży.
Podeszła do nieżywego królika, aby go podnieść. Miała zamiar poszukać jakiegoś osłoniętego miejsca, rozpalić niewielkie ognisko i sporządzić co nieco ze swojego puszystego przyjaciela…
Przedarła się przez leśny gąszcz, wychodząc na jakąś polanę. To, co zobaczyła, wywarło na niej niesamowite wrażenie.
Przed nią (co prawda w sporej odległości) wystrzelał w powietrze ogromny zamek z czerwonej skały, połyskującej w blasku zachodzącego słońca – warownia Redmont.
Do oczu Glorii cisnęły się łzy szczęścia. A wiec była tak blisko! Wystarczyło tylko dziesięć minut, a może nawet mniej, aby dotrzeć do olbrzymiego zamku.
Dziewczyna, zapominając o głodzie, wypuściła królika z ręki, wskoczyła na konia i pognała szukać tajemniczego Halta.
***
Will siedział na ganku małej chatki i ostrząc nóż przesuwał zmęczonym wzrokiem po bezkresnych łąkach, jakie rozciągały się przed warownią. Odkąd wrócił z Haltem z treningu nic szczególnego się nie wydarzyło. Teraz jednak na horyzoncie dostrzegł jakąś postać, jadącą konno pobliską drogą w jego stronę.
Ożywiony tym widokiem, młody zwiadowca pobiegł do swojego mistrza.
- Halt! – krzyknął stając w drzwiach izby. – Halt, ktoś się zbliża!
Ponury mężczyzna przerwał spożywanie posiłku, wstał i wyszedł na niewielką werandę.
Ów tajemnicza osoba zbliżyła się na tyle, że dało się zauważyć zielonoszary płaszcz, długi łuk i kołczan pełen strzał oraz przypiętą do pasa saksę. W końcu obca zatrzymała swojego konika tuż przed chatą.
- Kim jesteś i z czym przybywasz? – rzucił nieufnie Halt.
Bądź co bądź, ostrożności nigdy nie za wiele.
Na te słowa postać odrzuciła kaptur, ukazując długie, złote włosy, rumianą cerę i bystre, szaroniebieskie oczy.
„To dziewczyna!” – pomyślał Will z ogromnym zdumieniem. – „Dziewczyna… Zwiadowcą?”
Chłopak spojrzał pytająco na swojego mistrza, lecz z jego twarzy nie wyczytał zdumienia, tylko coś w rodzaju… zrozumienia?
- Pan Halt? – usłyszał po chwili melodyjny głos dziewczęcia.
***
Słońce mocno przygrzewało, powietrze było ciężkie, przeładowane południowym upałem. Wkoło rozlegało się tylko monotonne cykanie świerszczy. Gloria siedziała, oparta o belkę chatki zwiadowcy Halta.
Od dnia, kiedy przybyła do Redmont minął tydzień. Dziewczyna pamiętała dokładnie tamten dzień, kiedy po raz pierwszy spotkała tajemniczego zwiadowcę i jego ucznia. Will był mniej więcej w jej wieku, toteż szybko się z nim zaprzyjaźniła, a jego mistrza bardzo polubiła. Halt przyjął nowinę o śmierci jej mentora bardzo spokojnie, jednak rozumiała, że strata przyjaciela w pewien sposób (może nie taki, jak każdego zwykłego człowieka) dotknęła ponurego mężczyznę. Od tamtej pory życie toczyło się normalnie, jakby nic się nie stało.
„Ten człowiek ma stalowe nerwy” – myślała często, patrząc z podziwem na Halta. Ona do tej pory nie podniosła się ze wstrząsu, jaki przeżyła… Musiała jednak przyznać, że w tym miejscu jej stan psychiczny zaczął się poprawiać. Miała gdzie ćwiczyć, przebywała w miłym towarzystwie… Gdyby nie ciągły ciąg do przygód i wędrowania, gotowa była tam zamieszkać. Jednak postanowiła, że odejdzie. I to już następnego dnia. Nie chciała jechać, ale jednocześnie nie chciała zostawać.
„Tu mogę jeszcze wrócić, podejmując kolejną podróż” – pocieszała się w myślach.
Pogrążając się w coraz większych rozważaniach nie zauważyła, że Will wszedł na ganek i usiadł obok.
- Na ile zostaniesz? – zapytał.
Gloria wzdrygnęła się na dźwięk głosu chłopca.
- Jutro odjeżdżam… - odpowiedziała.
- Jutro? – w jego głosie zabrzmiała nutka rozczarowania. – Myślałem…
- Że zostanę na dłużej? – dopowiedziała dziewczyna z uśmiechem. – Tak, ja też o tym myślałam, ale… wiesz, muszę wrócić do domu mojego dawnego mistrza, żeby wszystko uporządkować, a potem udam się dalej, do zamku Araluen, żeby dowiedzieć się od króla gdzie mam się podziać.
- No tak – rzekł Will. – Pewnie przydzielą ci jakieś lenno…
- Czy ja wiem…? – zamyśliła się. – Prawdę mówiąc szczęśliwsza bym była, gdybym mogła swobodnie wędrować, odnajdywać zapomniane ścieżki i gościńce, poznawać miasta… Może nawet udać się do Gallii?
Will patrzył z podziwem na Glorię. Mieć tyle planów na przyszłość i to jeszcze po ucieczce zbójnikom…! Ta dziewczyna naprawdę mogła nazywać siebie zwiadowcą.
***
Gloria wyruszyła bladym świtem, kiedy jeszcze nie wstało słońce, a po łąkach snuły się białe mgły. Nigdy nie lubiła pożegnań, jednak wiedziała, że trzeba się pożegnać. Uścisnęła dłoń Halta, pożegnała się z Willem i dosiadła konia.
- Żegnajcie! – powiedziała jeszcze. – Mam nadzieję, że los złączy raz jeszcze nasze ścieżki i niebawem się spotkamy.
Z tymi słowami rozpoczęła kolejną podróż. Tym razem nie była to podróż przepełniona tęsknotą i cierpieniem, ale ciekawością. Co ją spotka? Jakie będą jej przygody?
Dziewczyna obejrzała się jeszcze. Słońce już zaczynało rozsiewać swój blask po niebie. Zamek zaiskrzył się na czerwono… Gloria obróciła się z powrotem i zaczęła nucić zakończenie swojej pieśni:
„A wieczorami, w prądach zatok,
noc liże morze słodką grzywą.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywą.
Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.”*
Gloria roześmiała się głośno. Właśnie wkroczyła na ścieżkę, która z pewnością prowadziła do kolejnej przygody.
*- Grzegorz Turnau, „Znów wędrujemy”
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Amos
Administrator
Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii
|
Wysłany: Pią 18:01, 12 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Śliczne i zachęcające do przeczytania Zwiadowców.
Tylko skąd dziewczyna ze świata zwiadowców zna pieśń barda z naszego świata? Jakieś magiczne przejścia między światami?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ellenai
Moderator
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 2986
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 19:05, 12 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Hej, Amos, a czytałeś "Zwiaodwców"? (sorry za off - top. ale ja dobrze znam ten tekst)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delimorn
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Dołączył: 07 Paź 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 20:43, 12 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Marysiu, świetny tekst! Czytałam go już na trzech forach i w szkole, jak pisałaś xD
I baardzo mi się podoba, ty to w ogóle umiesz pisać opowiadania! ;]
Ostatnio zmieniony przez Delimorn dnia Pią 20:44, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nienna
Osobisty Strażnik Króla
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 1305
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 15:24, 18 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo za komentarze. :] Amosie, to jest tekst na konkurs, a wymagany był dowolny cytat, no i TEN cytat wydał mi się najodpowiedniejszy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|