Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Pon 13:38, 22 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Już blisko.
Cień wyłonił się z lasu i skierował się prosto na znajdujące się w oddali nikłe światła. Były to światła z okien domów niczego niespodziewających się mieszkańców. To nie do nich jednak pędził. Jego celem był niewielki budynek na drugim końcu miasta. Czuł już obecność znajdującej się w nim kobiety. Wiedźmy. Już wkrótce wszystko miało się skończyć.
Kilka sów wzleciało w powietrze na jego widok. Vexais, mimo, że nie miał teraz twarzy uśmiechnął się.
Tak, uciekajcie. Mógłbym was zabić, gdybym chciał. Jak tych wszystkich żałosnych mieszkańców.
Przez chwilę demon zastanawiał się, czy rzeczywiście tak nie zrobić. Ostatecznie jednak postanowił ich oszczędzić.
Znów się uśmiechnął.
Ci nędznicy nie zdają sobie nawet sprawy, że ich los jest teraz w rękach jednego demona.
Już sama ta myśl dawała mu satysfakcję.
A w dodatku raz na zawsze pozbędzie się jej. Zerwie ostatnią nić łączącą go z Gabriellą.
Taak... Zapowiada się bardzo owocna noc.
Demon przeleciał przez najbliższe drzewo zrzucając z niego wszystkie liście.
Już naprawdę blisko.
Vex spojrzał w prawo. W powietrzu wisiał duży, czarny kruk.
Jedyny ptak, który nie uciekł na jego widok. Krążył tylko nad ziemią przyglądając się wszystkiemu.
"Gdzieś już widziałem takiego kruka" - zastanowił się, i przyjrzał mu się uważniej.
Ptak miał czerwone oczy i był prawie dwa razy większy od innych z jego gatunku.
A może on pochodził z innego?
Kruk zatoczył kolejne koło, po czym podleciał nad Vexa i zaczął szybować równo z nim.
Dokładnie tak, jak...
***
Czarny kruk z czerwonymi oczami.
Gdzie on mnie prowadzi?
Wokół tylko pola. I księżyc. A za mną ruiny.
Muszę stąd uciec. Jak najdalej. Jak najszybciej.
Szlag. Trzeba było uciekać od razu. A nie… Dlaczego tam tkwiłem? Trzeba było zabić od razu…
Zabić? Tylko kogo? Naprawdę nie mogłem się zastanowić kogo z nich bardziej nienawidzę…
Czy tego starego sadysty który robił ze mnie artefakty, czy tej smarkatej wiedźmy przez którą… wciąż jestem…
Kruk zakrakał.
Jestem… demonem. Jestem… jestem… Do diabła, przecież żyję dlatego, że jestem demonem…
Gdyby nie to już dawno bym zginął. Chociaż... z drugiej strony gdybym nim nie był, mag w ogóle by się mną nie zainteresował.
Nie wiem...
Zaraz! Gdzie jest kruk?
Nie ma go. Za to jest jakiś budynek.
No właśnie... co by było, gdybym nie był demonem?
Co by było, gdyby tamta rozmowa z Gabriellą się nie odbyła?
Co by było... Cholera! Muszę przestać tak myśleć!
Ważne, co teraz.
Tylko co teraz?
Mam się dalej użalać nad sobą?
Z pewnością Gabriella tego właśnie by chciała.
Chciałaby żeby wykończyły mnie własne myśli. O, nie… Nie dam jej tej przyjemności.
Krzak który mijam staje w płomieniach.
Podlecę do budynku.
Ludzka postać... Kaptur.
Cholerny kaptur! Muszę ukryć rogi.
Dobrze, knajpka. Pokój zamówiony.
Łóżko... ludzkie łóżko. Nie moje. Ale dzisiaj śpię jak człowiek.
Śpię jak kiedyś...
Chcę spać. Ale nie muszę. Demony nie potrzebują snu... Ja nie potrzebuję snu.
Czego ja właściwie potrzebuję? Niczego. Nie mam żadnej z ludzkich słabości.
Jestem demonem. Istotą wyższą. Potężniejszą.
Nie potrzebuję czarów… Ja je tworzę. W każdej sam mogę się nimi stać. Mogę stać się każdym. Człowiek tego nie potrafi. Nawet najpotężniejszy mag nie ma takiej mocy.
A mimo wszystko dałem się mu złapać. Dałem mu się wykorzystać.
Dlaczego?
Bo byłem głupi. Bo myślałem jak człowiek.
Cały czas myślałem jak człowiek. A przecież już nie jestem człowiekiem.
Byłem głupi...
Ale mimo wszystko pozbawił mnie… Właściwie czego? Części mojej istoty…
Brakuje mi tego co zabrał. Tak jak człowiekowi brakowałoby uciętej ręki… Nie. To coś głębszego…
Jestem słabszy…
Muszę odzyskać to co zabrał.
...Odzyskać swoją moc.
Ha! Już drugi raz chcę coś odzyskać.
Tym razem nie jest to jednak ludzka postać. Ludzie są słabi... nędzni.
A ja nie chcę taki być. Nie chcę już być człowiekiem.
Nie chcę spać.
Muszę odzyskać moją własność.
Ściany... Czym dla demona są ściany? Czym dla mnie są ściany? Niczym!
Odlatuję stąd.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
James Nemesis
Obywatel Narnii
Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 0:30, 09 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
czekam na dalszą część
|
|
Powrót do góry |
|
|
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Pią 12:49, 09 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Atry nie ma, więc znowu ja wklejam
Tym razem to już ostatnia część
PS. James, dzięki, bo już chyba o tym zapomnieliśmy
Czarny kruk.
"Pewnie prowadzi mnie do Atry" - myślał Vexais. "I dobrze". Czarna chmura minęła pierwsze budynki.
Po kilku minutach krążenia po mieście kruk poprowadził Vexa prosto w stronę lasu. Było tam jednak jeszcze coś.
Budynek... Knajpa.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł ciemnowłosy mężczyzna w złotej zbroi. Rozejrzał się dookoła. W środku nie było pełno osób. Tylko kilka stałych bywalców.
"Dobrze" - pomyślał i powiedział do stojącej przy barze młodej kobiety.
- Zapowiada się ciężki dzień.
Ubrana w czarną, długą suknię barmanka stała i wpatrywała się w zawartość trzymanej w rękach skrzynki. Wyglądała na zmartwioną.
- Coś nie tak? - przeskoczył na drugą stronę blatu i zbliżył się do kobiety.
- Jeszcze nie. Ale... - powiedziała cicho drżącym głosem.
Mężczyzna objął ją w pasie.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
- Próbuję w to uwierzyć... - odpowiedziała równie cicho, jak poprzednio.
- Nie martw się - uśmiechnął się mężczyzna i przytulił ją mocniej.
Nagle firany na oknach podniosły się do góry i zaczął wiać zimny wiatr.
Kobieta skuliła się lekko i spojrzała Harpoonowi w oczy.
- Myślisz o tym samym, co ja? - spytał.
- Chyba tak... - odrzekła.
Mężczyzna puścił Atrę i odwrócił się przodem do siedzących na stołkach osób.
- Uwaga wszyscy! - powiedział głośno - Opuśćcie to miejsce. Najlepiej będzie, jak wyjdziecie teraz tylnymi drzwiami. Fred! - zwrócił się do niziołka - Zaprowadź tych ludzi do wyjścia.
Kilku klientów zaczęło się buntować, szybko jednak spokornieli, kiedy Harpoon uderzył pięścią o blat.
- Już!
Wszyscy posłusznie opuścili pomieszczenie. Wszyscy, oprócz jednej osoby. Korzystając z ogólnego zamieszania jedna młoda dziewczyna oderwała się po cichu od grupy i schowała się pod schodami.
Tymczasem Harpoon przeskoczył przez ladę i ukrył się w kącie za sięgającą do ziemi zasłoną.
Atra natomiast stanęła na środku pomieszczenia.
Wszystko było już gotowe.
Po kilku pełnych milczenia i ciągnących się w nieskończoność minutach okno uchyliło się i do środka wleciała smuga czarnego, iskrzącego się dymu, który zaczął krążyć w powietrzu.
Atra spojrzała na dym.
- Witaj Vexais. Mógłbyś przybrać bardziej materialną formę? Bo ta jest... rozpraszająca...
Dym krążył tak jeszcze przez chwilę, po czym przybrał ludzką postać. Z głowy jednak wystawały mu dwa krótkie rogi.
- Od razu lepiej.
Vexais podszedł do wiedźmy i z wściekłością uderzył ją w twarz. Stojący w kącie Harpoon zacisnął pięści.
Atra upadła na ziemię i przycisnęła dłoń do policzka.
- Też się cieszę, że cię widzę. Tęskniłem. A teraz wstawaj, dziewczynko i oddaj mi moją własność... Chyba że chcesz się pożegnać z życiem... - powiedział demon
Młoda kobieta wstała.
- Tak... Zabij mnie, a nigdy tego nie odzyskasz...
- Tak sądzisz? Myślisz że nie będę w stanie tego znaleźć? Mylisz się...
- Nie sądzę, tylko wiem... Znam swoje możliwości. Nikt poza mną tego nie znajdzie. Nawet ty....
Demon zacisnął pięści.
- Nie wierzę. Oddaj mi to, wiedźmo, a będziesz żyć...
Stojący najbliżej stolik nagle stanął w płomieniach, Vexais natomiast zmierzył całe pomieszczenie wzrokiem po czym uśmiechnął się złowieszczo.
"Wie o mnie" - pomyślał Harpoon i chwycił mocno za rękojeść schowanego jeszcze miecza.
- Wiesz, że zrobię wszystko żeby to odzyskać... Dojdę to tego choćby po trupach...
- Nie znasz mnie? Mogłam to ukryć... Jeśli zginę nie odzyskasz tego - odpowiedziała Atra starając się, aby zabrzmiało to najpewniej, jak może.
- Więc czemu po prostu mi tego nie dasz? Będziesz miała spokój, będziesz żyła... - odrzekł Vexais.
Tymczasem ogień ze stolika przeniósł się na kolejny - stojący dość blisko ukrytego za zasłoną Harpoona.
Widząc to Atra pstryknęła palcami o ogień zniknął.
- Myślę że jak ci to dam, to i tak mnie zabijesz... A tak mam zabezpieczenie...
- Więc cię zmuszę... - rzekł przez zęby demon i zbliżył się niebezpiecznie do Atry.
Młoda wiedźma zrobiła krok do tyłu.
Widząc, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli Harpoon ścisnął mocniej swój miecz i wymawiając cicho jakieś nieznane słowa wyskoczył z ukrycia i szybko stanął między Atrą a demonem. Zrobił to z takim impetem, że stojąca z tyłu wiedźma musiała potknęła się i omal nie upadła. W międzyczasie mężczyzna wyciągnął swój miecz, który teraz zaczął jasno świecić i wycelował nim w Vexaisa.
- Tylko spróbuj! - wrzasnął.
Demon uśmiechnął się złowieszczo.
- A co mi zrobisz człowieku?
- Więcej, niż może ci się wydawać.
W tym samym czasie niespodziewanie zza schodów wyskoczyła też młoda dziewczyna. Stanęła odważnie przed demonem i wyciągnęła małą różdżkę. Widząc to demon uśmiechnął się złowieszczo i powiedział do stojącej z tyłu Atry.
- Poczekaj chwilę, wiedźmo... Najpierw musze usunąć przeszkodę...
Wiedźma zrobiła odruchowo krok do tyłu opierając się o barek.
Tymczasem Harpoon podniósł do góry miecz i przyszykował się do obrony krzycząc:
- Jadis, uciekaj! Nie jesteś w stanie nic zrobić!
Jadis natomiast, niepomna na jego słowa wyciągnęła różdżkę przed siebie. Zakręciła nią kilka razy. Nic się jednak nie stało. Zakręciła drugi raz i na końcu różdżki zapaliło się nieznaczne światełko.
Widząc to Harpoon przełożył miecz do jednej ręki, drugą natomiast chwycił młodą Jadis za ramię i wypchnął przez otwarte drzwi mówiąc:
- Wybacz.
Vexais tymczasem patrzył na to wszystko stojąc spokojnie i uśmiechając się bardzo demonicznie.
Harpoon wykorzystał to aby odwrócić się przodem do przeciwnika i ponownie chwycić miecz w obie ręce.
- No dalej! - krzyknął do niego wyzywająco.
Demon postanowił zaatakować i rzucił się z impetem na Harpoona. Wokół zapaliły się wszystkie stoły i krzesła. Gdy był już naprawdę blisko z jego palców wysunęły się długie, czarne, ostre jak brzytwa pazury. Vexais uniósł do góry ręce i zamachnął się nad głową mężczyzny. Ten jednak szybko zrobił unik i odskoczył na bok.
W tym czasie Atra wyciągnęła na wierzch swój medalion w kształcie półksiężyca.
Harpoon natomiast szybko odwrócił się przodem do demona od razu robiąc zamach wielkim mieczem.
Vexais cofnął nieco rękę unikając zderzenia pazurów z ostrzem i podskoczył wznosząc się wysoko w górę. Drugą rękę natomiast znów wymierzył w twarz mężczyzny. Ten jednak zdążył w porę zasłonić się ręką.
Czarne szpony przejechały po naramienniku. W tym momencie Vexais po raz pierwszy od wielu lat ujrzał coś, w co nie mógł uwierzyć. Ostre jak brzytwa pazury, tnące dosłownie wszystko nie przebiły się przez cienki z pozoru pancerz, pozostawiając na nim tylko świecące się ślady, które po chwili zanikły. Vex nie stracił jednak przytomności umysłu. Przeskoczył za Harpoona i kopnął go w plecy.
Mężczyzna bezwładnie poleciał do przodu, wprost na palący się stołek. Ten jednak zgasł tuż zanim Harpoon opadł na niego kompletnie go rozbijając. Szybko jednak się podniósł odwracając się przodem do przeciwnika.
Ten jednak, zamiast ponownie się na niego rzucić zaczął biec w stronę Atry.
Widząc to mężczyzna puścił miecz i sięgnął po wiszącą mu na plecach kuszę. Wycelował i wystrzelił jednym z dwóch bełtów. Pocisk pokonał dzielącą go od Vexa odległość z zabójczą prędkością i wbił się mu w plecy, między łopatkami.
Demon zawył i zwalił się na ziemię.
"Bełty spełniły swoje zadanie" - stwierdził z satysfakcją mężczyzna, kiedy z powrotem chwytał miecz.
Atra tymczasem rzuciła na demona zaklęcie i na jego ramieniu pojawił się szereg głębokich ran.
Postać Vexa zaczęła się rozmazywać, by po chwili stać się czarną chmurą, która szybko przekształciła się w panterę. Ogromny zwierz spoglądał to na Harpoona to na Atrę, jakby nie wiedząc, kogo zaatakować.
Nie musiał się długo zastanawiać, ponieważ Harpoon już biegł w jego stronę z uniesioną bronią. Po chwili opuścił ją nad zwierzem, które unikając ciosu przejechało pazurami po torsie mężczyzny. Efekt był taki sam, jak poprzednio. Pantera wylądowała na ziemię parę metrów dalej, błyskawicznie odwracając się przodem do Harpoona. Otworzyła paszczę pokazując wielkie kły.
Tymczasem mężczyzna uniósł miecz i wycelował nim w wielkiego zwierza, który właśnie szykował się do skoku. Po chwili odbił się od ziemi i poszybował w stronę mężczyzny wymachując łapami. Harpoon uniósł miecz do góry nadal celując w niego ostrzem.
Pantera znajdowała się już coraz bliżej. W końcu nabiła się na wystawione prosto na nią ostrze. Jedna łapa sięgnęła jednak twarzy Harpoona i pozostawiła na czole trzy długie, lecz dość płytkie rany. Było jednak już za późno. Martwy zwierz z impetem uderzył w mężczyznę przewracając go na plecy.
Szybko jednak zmienił się w czarną chmurę, która uniosła się do góry i wchłonęła w sufit. Podstawy stropu zaczęły pękać by po chwili opaść na nadal leżącego Harpoona.
- Nie ma mowy! - krzyknęła na ten widok Atra. Rzuciła odpowiednie zaklęcie i fragmenty sufitu znów wróciły na swoje miejsce.
- Bądź łaskaw nie rozwalać budynku, Vex... - rzuciła.
Tymczasem Harpoon wstał i dotknął dłonią czoła. Na palcach pozostała krew. Szybko sięgnął po miecz i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu chmury. Ta wyłoniła się z sufitu i wchłonęła w stojący na przeciwko mężczyzny płonący stół, który od razu uniósł się w powietrze i poleciał na Harpoona uderzając go w ramię. Płomienie jednak znikły, zanim doleciał do celu.
Samo uderzenie było jednak wystarczające, aby przewrócić już zmęczonego walką mężczyznę i rzucić nim o ścianę. Ten szybko jednak wstał i oparł się o nią plecami unosząc do góry miecz. Chmura natomiast wchłonęła w kolejny stolik, który, tak jak poprzedni poleciał w stronę mężczyzny. Tym razem jednak spotkał się z jego mieczem. Odłamki z trzaskiem opadły na ziemię. Za nim jednak poleciał następny. A potem następny. W taki sposób Vex wykorzystał wszystkie meble w lokalu. Większość z nich została przez Harpoona powstrzymana, kilka jednak uderzyło w niego z różnych kierunków. Zmęczony i obolały mężczyzna stał jednak nadal opierając się plecami o ścianę trzymając przed sobą miecz.
Kiedy już wszystko, czym można było rzucić zostało zniszczone czarna chmura zatrzymała się na środku sali by po chwili zamienić się w wielką, człekokształtną postać. Miała ponad trzy metry i w dodatku cała stała w płomieniach. Olbrzym zaczął powoli iść w stronę Harpoona a wszędzie tam, gdzie stawiał stopy zapalała się podłoga.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się w strachu. Pierwszy raz podczas tego pojedynku nie wiedział co robić.
Jak pokonać chodzący ogień?
Odległość między nim a Vexem powoli, acz nieuchronnie zmniejszała się.
"Po drugiej stronie jest bar. Może uda mi się ugasić go wodą" - myślał Harpoon.
"Nie mam wyjścia".
Ruszył prosto na ognistą postać skacząc w międzyczasie. Mężczyzna wyciągnął w locie miecz przed siebie licząc, że uda mu się zwyczajnie przelecieć przez chodzący płomień.
Miecz przeleciał.
On nie. Gdy tylko miecz znalazł się w połowie drogi Vexais utwardził swoją strukturę i Harpoon, mimowolnie puszczając rękojeść uderzył w niego opadając na ziemię.
Spojrzał w górę. Z ognia rozległ się wyraźny odgłos szyderczego śmiechu, po czym lewa ręka olbrzyma chwyciła Harpoona za pancerny kołnierz na szyi i uniosła mężczyznę do góry.
Druga natomiast zacisnęła się w pięść. Vex wycelował prosto w twarz. Zanim jednak ognista pięść zderzyła się z twarzą, co niewątpliwie skończyłoby się śmiercią mężczyzny, została zablokowana przez jego ramiona. Naramienniki zaświeciły się na chwilę.
Vexais wściekł się. Spod rąk wyłoniły się kolejne. Dwie z nich chwyciły Harpoona za ramiona odsłaniając twarz, trzecia cofnęła się, szykując się do zadania ostatecznego ciosu.
W tym momencie twarz Atry zmieniła się dziwnie.
Jej oczy zaczęły jej świecić, odbijać światło jak oczy kota a źrenice zwęziły się w szparki o wrzecionowatym kształcie.
- Już po tobie, demonie! - wrzasnęła i wyczarowała zielonkawy płyn, którym oblała ognistego olbrzyma.
Wszystkie płomienie nagle zgasły i demon ponownie stał się czarną mgłą.
- Przybierz materialną postać, tchórzu! I chodź do mnie! - krzyczała.
Harpoon tymczasem opadł bezwładnie na podłogę i wziął głęboki oddech. Piekły go niemal całe ręce, krew, która wypływała z ran na czole niemal gotowała się od płomieni Vexaisa. W dodatku był już mocno wyczerpany. Mimo wszystko złapał miecz i korzystając z tego, że demon nie przybrał jeszcze żadnej postaci wstał opierając się o swój oręż. Kiedy to zrobił Vex przestał się już nim zajmować. Czarny pył skupił się przed Atrą i przybrał postać... Harpoona.
Ubrany w złotą zbroję i trzymający świecący miecz Vexais-Harpoon, którego od tego prawdziwego odróżniały jedynie rogi na głowie szedł szybkimi krokami w kierunku Atry.
Mężczyzna widząc to uśmiechnął się lekko i zbierając w sobie resztki sił rzucił się na demona unosząc do góry swój miecz. Ten jednak, zamiast przyszykować się do walki wyciągnął kuszę i nie odwracając się wystrzelił. Pocisk z wielką siłą wbił się Harpoonowi w tors, dokładnie tam, gdzie jest serce.
Mężczyzna opadł na ziemię.
Vex uśmiechnął się, wyrzucił kuszę i trzymając miecz zbliżał się do Atry. Już chciał się odezwać, kiedy nagle coś go zatrzymało. Wydał z siebie tylko pełen bólu krzyk i opadł najpierw na kolana, potem na tors. Z pleców wystawała mu końcówka bełtu. Za nim natomiast leżał Harpoon z uniesioną do góry pustą kuszą. Jego zbroja zdołała zatrzymać wystrzelony przez Vexa pocisk na tyle, żeby nie doszedł nawet do płuc.
Atra nie czekała aż demon zmieni postać. Przyklęknęła nad Vexem w postaci Harpoona i wyciągnęła przed siebie dłoń, otoczoną purpurowym światłem.
Demon podniósł głowę i spojrzał na nią z nienawiścią.
Wiedźma pochyliła się nad nim i powiedziała mu coś w niezrozumiałym języku.
Vex wysłuchał w miarę spokojnie, po czym z powrotem przybrał swoją postać.
Harpoon nadal leżał na ziemi opuszczając głowę. Rzucił tylko w stronę Atry swój miecz - jedyną broń mogącą zabić demona.
Ta tymczasem delikatnie dotknęła policzka demona "święcącą" dłonią. W miejscu tym od razu pojawiła się dziura.
- Dojdziemy do porozumienia? - spytała
Vexais odpowiedział zrezygnowanym tonem:
- Masz jakieś propozycje?
- Wiesz, Vex - zaczęła - Właściwie możemy cię zabić... Ale mam wobec ciebie dług, więc nie chcę tego robić... Może zgodzisz się na to co proponuję...?
- Niech was nicość pochłonie! Czego chcesz, wiedźmo?
- Chcę żebyś dał mi spokój. Żebyś nigdy nie tknął ani mnie, a żadnej osoby, czy rzeczy która ma dla mnie jakieś znaczenie...
- A co ja będę z tego mieć? Oddasz mi resztę mojej istoty?
- Oddam. Ale nie uwierzę tak łatwo w Twoje dobre intencje i zabezpieczę się...
Mam sposób. - szepnęła mu coś na ucho.
- Jesteś okrutna, Atro. A do tego genialna. Masz to po mnie? - Powiedział spokojnie demon.
- Nie. Po babci - wróciła do tematu - A więc? Stoi czy nie?
- Oczywiście… - uśmiechnął się krzywo demon. - Stoi.
Na te słowa wiedźma wstała, sięgnęła po skrzynkę, otworzyła ją i podała Demonowi.
- Bierz co twoje.
Demon wstał, podszedł, zaczął wyciągać przedmioty że szkatułki po jednym a one zlewały się w jedno z jego ręką.
- A to dla ciebie... - podał Atrze gładki, czarny kamień. - Zadowolona?
- Zadowolona. Mam nadzieję że ty też... A teraz wynoś się stad. I pamiętaj o umowie.
Vexais uśmiechnął się i rzekł łagodnie:
- Taak... Jesteś do niej bardzo podobna...
Podszedł do drzwi.
- Żegnaj - rzuciła Atra
- Żegnaj, wiedźmo - odpowiedział i wyszedł. Nie używając drzwi.
Atra obróciła się i zbadała wzrokiem całą oberżę. Wszystko było w ruinie. Nic się nie uchowało. Gdzieniegdzie dopalały się jeszcze resztki stołów i krzeseł. Wszędzie zaś pełno było dymu. Mimo wszystko była zadowolona. W końcu, raz na zawsze pozbyła się ze swojego życia tego demona. A to był powód do radości.
Westchnęła przeciągle.
Jeszcze jedno zostało jej dzisiaj do zrobienia.
Spojrzała na leżącego na środku Harpoona.
Nie odzywał się. Leżał tylko na brzuchu z głową schowaną w ramionach. Pod czołem i torsem tworzyły się dwie, małe plamy krwi. Leżał w bezruchu już od jakiegoś czasu. Ale żył. Widać było po równomiernych oddechach.
Atra podeszłą do niego, przyklęknęła, dotknęła dłonią głowy i zaczęła cicho wymawiać jakieś zaklęcia.
Tymczasem Vexais Czerley leciał na wschód. Był zadowolony. Dzisiaj, po siedemnastu latach tułaczki wreszcie zerwał z przeszłością. Teraz jest już prawdziwym demonem. I nikt nie jest w stanie w niczym mu przeszkodzić.
Jest wolny.
|
|
Powrót do góry |
|
|
James Nemesis
Obywatel Narnii
Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 21:39, 09 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
szkoda że ostatnia, fajnie było
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|