Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Pon 17:51, 30 Paź 2006 Temat postu: Zama |
|
|
Tym razem zamieszczam coś zupełnie innego. Zamiast wymyślać nowe światy postanowiłem dać małą lekcję historii. A więc dla tych, którzy historię lubią (i dla tych co nie lubią też - może polubią) prezentuję moje najnowszew dzieło. Podzieliłem je na 6 części. Dzisiaj wstawiam pierwszą. Jesli się spodoba, wkleję kolejne.
ZAMA
Okolice Zamy, Kartagina, październik 202 p.n.e
W upalny dzień, pod piekącym słońcem ponad czterdzieści tysięcy ludzi maszerowało przez pustynię. Na ich czele jechał na koniu Publiusz Korneliusz Scipio, zwany potocznie Scipio Afrikanusem, jeden z najwybitniejszych rzysmkich dowódców. Prowadził on swoich ludzi do ostatecznej bitwy z jednym z największych wrógów wszystkich Rzymian - Hannibalem. Nikt jednak spośród obecnych tu ludzi tak nienawidził przeciwnika, jak Oppiusz Naewiusz, pierwszy centurion, najlepszy i najwaleczniejszy żołnierz w armii. Szedł teraz na czele przydzielonej mu, liczącej 500 osób manipulii. Jednak, pomimo niebezpiecznej wręcz nienawiści do przeciwnika, myślał on teraz tylko o tym, jak dobrze wykonać powierzone mu zadanie. Wkrótce będzie miał okazję wyładować swój gniew i pomścić brata, zabitego właśnie z ręki Kartagińczyków pod Cannae czternaście lat temu. Długo czekał na ten moment. Może też dlatego Scipio umieścił go w pierwszej linii. Tej, która miała rzucić się na przeciwnika i rozbić początkowe formacje armii Hannibala. A więc będzie on pierwszym, który dosięgnie wroga. Musi być pierwszym! I ostatnim, który zaprzestanie walki. Dzisiejeszy dzień należy do niego - Oppiusza Naewiusza, pierwszego centuriona armii Scipio Afrikanusa, armii, która miała raz na zawsze zhańbić imię Hannibala. I wsyzstkich Kartagińczyków...
W jednej chwili jego przemyślenia przerwane zostały przez gest ręki wodza, który rozkazał wszystkim stanąć. Na wprost właśnie pojawiła się ogromna chmura piasku a ziemia zaczęła lekko drżeć od równomiernych ludzkich kroków i mniej równomiernych, za to o wiele bardziej budzących grozę kroków ogromnych słoni bojowych.
- Ustawić formacje w szyku! - krzyknął donośnym, lekko ochrypniętym głosem Scipio.
W jednej chwili wszyscy centurionowie zaczeli wykrzykiwać swoim ludziom rozkazy. Po kilku minutach względnego zamieszania czterdzieści tysięcy ludzi utworzyło trzy przerywane linie. W przerwach między oddziałami stanęli, luźno rozstawieni welici, wyposażeni tylko w okrągłą tarczę i cztery włócznie. Każdy z nich miał na sobie, oprócz tuniki założoną na głowę skórę wilka. Mieli oni dzisiaj ważne zadanie do spełnienia. Tak samo, jak niepozorni z wyglądu trębacze. Lecz najważniejsza rola w bitwie przypadła kawalerii, a wśrón nich przeciągniętym w ostatniej chwili na stronę Rzymian Numidyjczyków pod wodzą Massinisa, ustawiona teraz po bokach rozciągającej się na setki metrów armii.
Kiedy wszyscy znajdowali się już na swoich miejscach Scipio rozkazał powolny marsz.
"Jeszcze tylko chwila" - myślał Oppiusz. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy przerażone twarze swoich ofiar. Na szczęście było to nieuniknione. Po chwili Kartagińczycy równierz ruszyli do przodu. Kilka minut później z wielkiej ciemnej mgły wyłoniły się pierwsze oddziały. Były to niesławne słonie bojowe. Za nimi szli, trzymający długie piki żołnierze pierwszej linii. Reszta była dla centuriona niewiadomą. Nie dbał jednak o to. Najważniejsze było przebić się przez przeciwnika.
Kiedy dwie ogromne armie zbliżyły się na odległość dwustu metrów obaj wielcy dowódcy dali rozkaz do wstrzymania marszu. Następnie Scipio odwrócił się przodem do swoich ludzi i krzyknął
- Rzymianie! Do broni!
W jednej chwili czterdzieści tysięcy ludzi ustawiło się w pozycji obronnej. Żołnierze (hastati i principes) wysunęli przed siebie wielkie, podłużne, wykonane z brązu owalne tarcze. Welici wyciągnęli po jednej włóczni, natomiast jeźdzcy ustwaili się w siodłach przygotowując się do szybkiej jazdy. Po tym Africanus przejechał przez linie i stanął na czele swojego, liczacego zaledwie dwudziesty najlojalniejszych jeźdzców oddziału. Wszystko było już gotowe.
Mniej więcej to samo działo się po drugiej stronie. Oppiusz słyszał tylko jak najbardziej znienawidzony przez wszystkich RZymian człowiek krzyczy coś do swoich ludzi, po czym znika za nimi. W niecałą minutę potem, stopniowo przyspieszajacdo przodu ruszyły kartagińskie słonie bojowe.
Zaczęło się!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Atra
Władca Archenlandii
Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Szafa pełna wampyrów
|
Wysłany: Pon 18:02, 30 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Histrii starożytnej to ja akurat nie lubię... ja ją koHam!
I chciaż wolę Egipt, to... xD
Na podstawie tak małego fragnemtu trudno dzieło oceniać. Ale z tego co jest - całkiem, całkiem. Chociaż początek coś mi "zgrzyta", potem jest dobrze. I mysle że dalej będzie jeszcze lepiej...
(chociaż i tak "Apocalipsis" nie pobije )
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 21:35, 30 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Ech... zapowiada się dobrze. Pomysł ciekawy... (gratuluję znajomości tych wszystkich oręży i szyków bojowych )
Atra napisał: | Chociaż początek coś mi "zgrzyta", potem jest dobrze. |
Nie tylko początek
Cytat: | Nikt jednak spośród obecnych tu ludzi tak nienawidził przeciwnika |
Zły szyk. "tak" w złym miejscu. Powinno być przed przecinkiem.
Cytat: | pomimo niebezpiecznej wręcz nienawiści do przeciwnika, |
No, nie wiem... Można bardziej dosadnie określić rodzaj nienawiści.
Cytat: | Po kilku minutach względnego zamieszania czterdzieści |
A jest jakieś bezwzględne?
Cytat: | luźno rozstawieni welici, wyposażeni tylko w okrągłą tarczę i cztery włócznie. |
Zła liczba. Z tego zdania wynika, że cały oddział miał tylko jedną tarczę i cztery włócznie...
Cytat: | w ostatniej chwili na stronę Rzymian Numidyjczyków pod wodzą Massinisa, ustawiona teraz po bokach rozciągającej się na setki metrów armii. |
Zły przypadek - Numidyjczykom. I ustawionej.
ż
Cytat: | W niecałą minutę potem, stopniowo przyspieszajac do przodu ruszyły |
Nie można inaczej przyśpieszyć, jak do przodu... przedobrzyłeś tutaj. To wygląda tak, jakby powiedzieć: Wyszedłem po schodach do góry...
I jeszcze parę literówek, 7 przecinków, 3 niezbyt dobre składnowo zdania, ale błędy w nich niewielkie, więc inni nie zauważą i jak na razie, to ode mnie tyle. znienawidzi mnie teraz : P[/quote]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atra
Władca Archenlandii
Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Szafa pełna wampyrów
|
Wysłany: Pon 21:44, 30 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Będzie trochę offtop, ale nie mogę nie powstrzymać.... : P
Viiiv... ja się Ciebie normalnie zaczynam bać...
No, dobra nie tylko początek. Ale początek najbardziej...
Wątpię. : P
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pon 21:57, 30 Paź 2006 Temat postu: |
|
|
Jeszcze jedno:
Cytat: | odwrócił się przodem do swoich ludzi i krzyknął
- Rzymianie! Do broni! |
Kto mi powie, co tutaj jest źle?
A raczej czego brakuje...
Tak... !
Cytat: | odwrócił się przodem do swoich ludzi i krzyknął:
- Rzymianie! Do broni! |
Każde zdanie musi być zakończone. Kropką, czy, jak tutaj przy wprowadzeniu dialogu, dwukropkiem. Nie można zostawić zdania urwanego i zawieszonego w próżni. Zapamiętajcie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Sob 17:30, 04 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
No, ta dokładność aż boli
No, ale masz Viv kolejny fragment do "obrobienia"
Słonie zbliżały się z coraz większą szybkością. Mniej więcej w połowie drogi siedzący w wieżyczkach umieszczonych na zwierzęcych grzbietach łucznicy zaczęli strzelać w stronę stojących przed nimi oddziałów. Pierwsze strzały nie były jednak zbyt celne. Łucznicy jednak strzelali dalej a im bliżej się znajdowali, tym więcej strzał dosięgało swoich celów. W końcu, w stronę centuriona poleciały trzy z nich. Widząc to, Oppiusz wysunął tarczę w górę, zasłaniając ją przypuszczalne miejsce uderzenia strzały. To samo zrobili żołnierze stojący w jego najbliższym sąsiedztwie. Pierwsza trafiła w tarczę stojącego obok niego żołnierza i opadła na ziemię, druga wbiła się w ziemię a trzecia przebiła jednemu żołnierzowi udo. Widząc to Oppiusz wziął do ust gwizdek i ranny żołnierz błyskawicznie cofnął się, a jego miejsce zastąpił ten stojący z tyłu. Tymczasem słonie znajdowały się coraz bliżej. Można już było dokładnie określić, w których miejscach potężne zwierzęta zderzą się z bezbronnymi wobec takiego ataku żołnierzami. W tym momencie jednak Oppiusz usłyszał donośny krzyk Afrikanusa i do przodu wysunęli się welici. Zbliżyli się do słoni na odległość skutecznego rzutu i rozpoczęli swój ostrzał. Był on jednak mało skuteczny. Jeźdźcy, widząc, gdzie leciało najwięcej dzid po prostu kierowali słonie gdzie indziej, co sprawiało, że roje dzid po prostu wbijały się w ziemię. W końcu, trzy dzidy rzucone z różnych kierunków trafiły jednego słonia, który z impetem zwalił się na ziemię. Biegnący za nim nagle się zatrzymał, przez co sam stał się łatwym celem. W następnej chwili i jego ciało wbiło się kilka ostrych grotów. Były to jednak jedyne zabite słonie. Reszta pędziła ile sił w nogach przed siebie. Zadowoleni jeźdźcy z dziką satysfakcją popędzali zwierzęta, aby jak najszybciej dosięgnąć przeciwnika. Nieświadomi swego losu...
Wbrew pozorom welici osiągnęli zamierzony cel. I nie było to zabicie jak największej liczby słoni, lecz skierowanie ich prosto na luki w Rzymskich liniach. Tak więc słonie biegły teraz z maksymalną prędkością wprost na... kilkudziesięciu luźno rozmieszczonych i już rozchodzących się żołnierzy. Kiedy znajdowały się już na prawdę blisko Skipio krzyknął ponownie. Tym razem był to rozkaz dla trębaczy. Na słowa generała wszyscy na raz zaczęli z całych sił dmuchać w swoje instrumenty. Hałas był ogromny. Dopiero teraz łucznicy i jeźdźcy w pełni zrozumieli plan Rzymskiego wodza. Pod wpływem tak ogromnego hałasu słonie zaczęły panikować. Większość z nich jeszcze bardziej przyspieszyła i biegła teraz na oślep, nie dając się prowadzić, do przodu mijając Rzymskie oddziały. Niektóre ogłupione zatrzymywały się w miejscu by za chwilę zostać stratowanym przez te biegnące z tyłu. Tak też stało się ze słoniem biegnącym obok oddziału Oppiusza. Na dźwięk trąb słoń błyskawicznie się zatrzymał. Łucznicy na wieży przestali już strzelać i krzyczeli tylko ze strachu patrząc, jak biegnący za nimi słoń dosłownie taranuje tego, na którym siedzą. Oba słonie ryknęły przy zderzeniu i runęły na ziemię. Łucznicy z reguły przeżywali upadek, więc Oppiusz szybko podbiegł do wijącego się jeszcze słonia i spostrzegawczy wstającego Kartagińczyka doskoczył do niego i wbił mu swój krótki miecz w plecy. Następnie odwrócił się do kolejnego i szybkim ruchem podciął mu gardło. Został mu już tylko jeden, który zdążył już wyciągnąć swój miecz z pochwy. Był on jednak szkolony do strzelania z łuku, nie walki w zwarciu. Patrzył więc przerażony, jak centurion rzucił się na niego i opierając na nim tarczę, a wraz z nią cały swój ciężar wykonał szybki ruch ręką i wbił miecz nad obojczykiem. Martwy Kartagińczyk błyskawicznie opadł na ziemię. Następnie Oppiusz podszedł po kolei do każdego słonia i wbijając miecz za głową uśmiercił ogromne zwierzęta. Gdy już to zrobił z satysfakcją wrócił do szeregu. Już był pierwszym Rzymianinem, który zabił dzisiaj Kartagińczyka. I był z tego faktu bardzo dumny.
Tymczasem, kilkadziesiąt metrów dalej, słoń, który dopiero co miał wbiec w Rzymskie linie tak się przestraszył hałasu, że zawrócił i w panice zaczął biec w stronę swoich własnych oddziałów. To samo stało się w trzech innych miejscach. Jednemu jeźdźcy udało się zabić zwierza, zanim ten dobiegł do Kartagińskiej armii, dwa inne jednak zaczęły deptać swoje własne oddziały, siejąc w nich panikę jeszcze zanim bitwa rozpoczęła się na dobre. "Hannibal musi być teraz wściekły" - pomyślał z satysfakcją Oppiusz, kiedy obserwował, jak słonie coraz głębiej wbijają się w linie przeciwnika. W końcu oba padły przez wbite w tył głowy noże, przygniatając tym samym kilkudziesięciu żołnierzy.
Kiedy już wszystkie słonie opuściły Rzymskie linie Skipio dał rozkaz do ataku. Rozkaz ten powtórzony został przez wszystkich centurionów i każda manipula ruszyła powoli do przodu. Tymczasem Kartagińczycy zajęci byli przegrupowywaniem się i ponownym ustawianiem włóczni w falanki. Tworzyli je jednak w pierwszych dwóch liniach najemnicy, świeżo co przeszkoleni w utrzymywaniu takiej formacji. Była ona więc mało efektywna i nie dorównywała w żadnym stopniu tym sławnym greckim falankom skutecznie powstrzymującym każdą szarżę. Wkrótce jednak najemnikom udało się przeformować i również ruszyli do przodu. W tym momencie do szarży ruszyła Rzymska kawaleria, na co błyskawicznie zareagował Hannibal posyłając na spotkanie swoją. Maszerując Oppiusz obserwował, jak po obu stronach dwa ogromne oddziały konnych w zastraszającym tempie zbliżały się do siebie. Wszyscy obserwowali, bowiem od tego starcia zależały w dużym stopniu losy całej bitwy. Po chwili jeźdźcy opuścili swe włócznie i doszło do starcia. Obie grupy jeźdźców na koniach zderzyły się ze sobą jak dwie, zmierzające w swoim kierunku fale. Pierwsze konie błyskawicznie zatrzymały się w miejscu, by po chwili paść pod naporem tych jadących z tyłu. Nikt nie chciał zatrzymywać szarży. Było to jednak nieuniknione. Wkrótce niemal wszystkie konie stanęły a siedzący na nich jeźdzcy porzucili spękane dzidy i rozpoczęli walkę na miecze. W następnej chwili jednak uderzyła kolejna fala ze strony Rzymian. Byli to Numidyjczycy. Wbili się oni głęboko wgłąb Kartagińskich oddziałów zmuszając ich do odwrotu. Szalejący czarnoskórzy jeźdźcy rzucili się w pościg a za nimi reszta Rzymskich konnych. Tak oto wyeliminowana została Kartagińska jazda. Ta sama jazda, która przypieczętowała Rzymski los pod Cannae.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Nie 16:11, 05 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Boli? Co boli?
No, to "obrabiam"
Cytat: | Mniej więcej w połowie drogi siedzący w wieżyczkach umieszczonych na zwierzęcych grzbietach łucznicy zaczęli strzelać w stronę stojących przed nimi oddziałów. |
Zdanie-powódź. 3 przecinków brakuje.
Cytat: | strzelać w stronę stojących przed nimi oddziałów. Pierwsze strzały nie były jednak zbyt celne. Łucznicy jednak strzelali dalej a im bliżej się znajdowali, tym więcej strzał dosięgało swoich celów. |
Troszkę za dużo powtórzeń.
Cytat: | zasłaniając ją przypuszczalne miejsce uderzenia strzały. |
Zasłaniając nią.
Cytat: | Widząc to Oppiusz wziął do ust gwizdek i ranny żołnierz błyskawicznie cofnął się, a jego miejsce zastąpił ten stojący z tyłu. |
Eee... Błąd rzeczowy, logiczny i językowy.
Ale co ten Oppiusz zrobił tym gwizdkiem? Przeniósł rannego?
I raczej z raną w udzie nikt się błyskawicznie nie przemieści
Nie "zastąpił" - zajął... Zastąpić można osobę, nie miejsce.
Cytat: | Oppiusz usłyszał donośny krzyk Afrikanusa |
"Okrzyk" tutaj lepiej zabrzmi. Afrikanus wydaje tutaj rozkaz, a nie krzyczy ze strachu, bólu, czy szaleństwa.
Cytat: | Jeźdźcy, widząc, gdzie leciało najwięcej dzid po prostu kierowali słonie gdzie indziej, co sprawiało, że roje dzid po prostu wbijały się w ziemię. W końcu, trzy dzidy rzucone z różnych kierunków trafiły jednego słonia, który z impetem zwalił się na ziemię. Biegnący za nim nagle się zatrzymał, przez co sam stał się łatwym celem. |
Za dużo powtórzeń. Za tą pokolorowaną mogłeś użyć zwrotu "z nich".
I nie wiem, co zrobić z tym "impetem". Mój słownik nic nie pisze o mozliwości zwalenia się w ten sposób na ziemię...
A ostatnie zdanie wygląda lepiej tak - Biegnące za nim inne zwierzę, nagle się zatrzymało, przez co samo stało się łatwym celem.
Cytat: | I nie było to zabicie jak największej liczby słoni, |
Nie "to", ale nim. Nie było tym celem zabicie słoni (kim, czym? - nim).
Razem!! Naprawdę. Osobno piszemy - na pewno. Zapamiętać to wszyscy do końca życia!
W tym wypadku piszemy razem.
Przymiotniki z małej litery.
Cytat: | Większość z nich jeszcze bardziej przyspieszyła i biegła teraz na oślep, nie dając się prowadzić, do przodu mijając Rzymskie oddziały. |
Zły szyk. "... i biegła teraz na oślep do przodu, nie dając się prowadzić, mając..."
I przymiotniki z małej litery.
Cytat: | Niektóre ogłupione zatrzymywały się w miejscu by za chwilę zostać stratowanym przez te biegnące z tyłu. |
Chyba "stratowanymi".
Cytat: | jak biegnący za nimi słoń dosłownie taranuje tego, |
Chyba nie można inaczej stratować, jak dosłownie. Niepotrzebny tutaj jest ten wyraz.
Cytat: | i spostrzegawczy wstającego Kartagińczyka |
"spostrzegłszy"
Cytat: | i szybkim ruchem podciął mu gardło. |
Szybkim ruchem czego?
Cytat: | Patrzył więc przerażony, jak centurion rzucił się na niego i opierając na nim tarczę, a wraz z nią cały swój ciężar wykonał szybki ruch ręką i wbił miecz nad obojczykiem. |
Odwieczny problem Harpa - czas. "jak centurion rzuca się na niego i (...) wykonuje szybki ruch ręką i wbija mu miecz nad obojczykiem."
Cytat: | Martwy Kartagińczyk błyskawicznie opadł na ziemię. |
"w jednej chwili"
Cytat: | Następnie Oppiusz podszedł po kolei do każdego słonia i wbijając miecz za głową uśmiercił ogromne zwierzęta. |
Za głowę. Chyba. Nie jestem pewna...
Cytat: | Jednemu jeźdźcy udało się zabić zwierza, |
Jeźdźcowi.
Cytat: | W końcu oba padły przez wbite w tył głowy noże, przygniatając tym samym kilkudziesięciu żołnierzy. |
Paść/umrzeć od czegoś można, nie przez coś. Czyli słonie padły od wbitych noży.
Cytat: | Tworzyli je jednak w pierwszych dwóch liniach najemnicy, świeżo co przeszkoleni w utrzymywaniu takiej formacji. |
Zły szyk. "W pierwszych dwóch liniach tworzyli je jednak najemnicy..."
Cytat: | Wszyscy obserwowali, bowiem od tego starcia zależały w dużym stopniu losy całej bitwy. Po chwili jeźdźcy opuścili swe włócznie i doszło do starcia. Obie grupy jeźdźców na koniach zderzyły się ze sobą jak dwie, zmierzające w swoim kierunku fale. Pierwsze konie błyskawicznie zatrzymały się w miejscu, by po chwili paść pod naporem tych jadących z tyłu. |
Za dużo powtórzeń.
Cytat: | Wbili się oni głęboko wgłąb |
To głęboko, czy w głąb?
Cytat: | Szalejący czarnoskórzy jeźdźcy rzucili się w pościg a za nimi reszta Rzymskich konnych. |
"... a wraz z nimi reszta..."
Brakujących przecinków - 20
Ten fragment jest jednak lepszy od tego wcześniejszego
Ostatnio zmieniony przez Vivien dnia Czw 17:54, 09 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Traquair
Moderator
Dołączył: 26 Gru 2005
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: ze Smoczej Stolicy
|
Wysłany: Śro 20:46, 08 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
O żem ja się głupia nie domyśliła, że tym razem historycznie będzie! [koniec lamentu Traq, co za dużo, to niezdrowo]
A przedsięwzięcie Viv popieram jak najbardziej, co spowodowane jest zapewne moim przywiązaniem do przecinków i innych takich
A, no i ja tak w sumie jeszcze nie przeczytałam , ale chyba wiem, czego się spodziewać. No to tyle w tej rubryce
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vivien
Administrator
Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
Wysłany: Pią 12:54, 17 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Gdzie dalszy ciąg? Viv się nudzi
No i przynajmniej Traq się ze mną zgadza...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Czw 18:22, 14 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Mówiąc krótko, macie. Tym razem dwa fragmenty:
Teraz jednak Oppiusz już o tym nie myślał. Skupiał się przede wszystkim na zbliżającej się coraz bardziej pierwszej linii przeciwnika, wśród której od razu rozpoznał najemników. "Świetnie" - pomyślał i krzyknął.
- Wyciągnąć pile!
Na te słowa maszerujący żołnierze z jego oddziału poodczepiali przymocowane do tarcz włócznie.
- Ognia! - krzyknął centurion i wszyscy na raz rzucili je przed siebie. Oppiusz nie czekał na efekty.
- Formować klin! - krzyczał. W jednej chwili żołnierze idący w pierwszych liniach jego oddziału zaczęli ustawiać się w szczelny klin, jednocześnie wyciągając miecze z pochew. On sam zrobił to samo. Najemnicy - jego dzisiejsze ofiary dla bogów - znajdowali się już bardzo blisko. W końcu centurion wydał ostateczny rozkaz
- Do ataku! - i z krzykiem na ustach, jak najszybciej pobiegł w stronę przeciwnika. W niecałą sekundę później to samo zrobiła reszta żołnierzy. Teraz liczył się tylko on i jego manipula. Reszta bitwy była innym światem.
Na widok tej szaleńczej, ale zorganizowanej szarży Kartagińscy najemnicy stanęli i umocnili niezdarne falanki. Wysunięte do przodu piki uderzyły jednak nie w ludzi tylko w trzymane przez nich tarcze. Niektóre połamały się pod naporem biegnących szybko Rzymian, inne po prostu odskoczyły w bok, lub do góry. Wkrótce biegnący na czele klinów wbili się między przerażonych brakiem własnej skuteczności najemników. Wkrótce jednak musieli się zatrzymać, żeby nie walczyć ze zbyt przeważającą siłą. Na ten atak wielu najemników puściło swoje piki i wyciągnęło miecze. Inni, stojący z tyłu próbowali dosięgnąć Rzymian swoimi. Na próżno. Po chwili do wroga dobiegł też Oppiusz. Ze swoją małą tarczą nie miał szans obronić się przed pchnięciem dwumetrowej piki, biegł więc lekko z tyłu. Kiedy jednak najemnicy skupieni byli na próbach dosięgnięcia swoją bronią żołnierzy tworzących klin, podbiegł on do jednej piki i uderzył w nią z całej siły tarczą opuszczając ją w dół. Następnie złamał ją mieczem. Biegł jednak dalej na przód. Jak najbliżej wroga. W następnej chwili dotarł do przeciwnika. Spojrzał przerażonemu najemnikowi prosto w oczy w oczy a następnie naparł na niego tarczą i zamachnął się mieczem. Ostrze tylko o centymetry minęło szyję. Centurion odepchnął więc przeciwnika i przyszykował się do kolejnego ataku. Wkrótce jednak ocknął się z zamieszania dowódca najemników i zaczął wykrzykiwać rozkazy. W jednej chwili wszyscy upuścili swoje dzidy i zasłaniając się tarczami wyciągnęli miecze. W tej chwili centurion ponownie zderzał się ze swoim przeciwnikiem. Tym razem, mimowolnie przyjrzał mu się uważniej. Z pewnością był to Iberyjczyk. Miał czarne włosy i duże niebieskie oczy. "Którymi już więcej na nic nie spojrzy" - pomyślał robiąc kolejny zamach. Tym razem celniej. Co prawda nie udało mu się wbić go w ciało przeciwnika, podciął mu jednak aortę. Z podciętej tętnicy błyskawicznie zaczęła tryskać krew. Spowodowało to małe zamieszanie, bowiem stojącym obok niego żołnierzom nagle krew zaczęła pryskać po twarzach. Sam Iberyjczyk natomiast puścił broń i tarcze i chwytając się za szyję próbował zatamować krwawienie. Na próżno. Po chwili bezwładnie zwalił się na ziemię. Oppiusz cofnął się nieco pozwalając mu upaść i tym samym odsuwając się na wypadek, gdyby któryś z najemników nie zechciał wykorzystać sytuacji. Rozejrzał się szybko po swych oddziałach. Żołnierze wykonywali swoje zadanie perfekcyjnie. Co prawda kilku już leżało martwych, wszystko jednak szło zgodnie z planem. Kliny skutecznie podzieliły linię wroga odseparowując od siebie tworzących nią żołnierzy. A ci, walczący samotnie przeciw dobrze wyszkolonym i zdyscyplinowanym Rzymianom ginęli dość szybko.
Następnie centurion pozwolił sobie spojrzeć w głąb bitwy, jak radzą sobie inne manipule. Z dumą spostrzegł, że każda wbiła się w linie wroga mniej więcej tak głęboko jak jego. Korzystając więc z tego, że nikt go nie atakuje i samemu powstrzymując się na chwilę przed atakiem wziął do ust gwizdek, dmuchnął w niego mocno i krzyknął
- Wyrównać do linii!
Na te słowa stojący w ostatnich rzędach żołnierze rozbiegli się na boki poszerzając tym samym pole walki. Wkrótce to samo zrobiły inne manipule tak, że Rzymianie utworzyli jednolitą linię. Ciągle też napierali na coraz słabszych najemników.
W tym momencie Oppiusz już obrał sobie kolejną ofiarę - bo tak nazywał tych, z którymi miał zamiar walczyć. Zdecydowanie podszedł do przeciwnika i korzystając z tego, że tamten zrobił zamach mieczem odsłaniając prawy bok, pchnął w niego swoim gladiusem. Ostrze wbiło się głęboko między zebra zabijając przeciwnika na miejscu. Centurion zdołał wyciągnąć miecz z martwego człowieka, zanim ten upadł na ziemię i szybko zasłonił się tarczą przed atakiem kolejnego. Kiedy tylko wrogi miecz zderzył się z brązem, Oppiusz uniósł tarczę wysoko w górę i pchnął mieczem na dole wbijając go w klatkę przeciwnika. "Ci najemnicy nie wiedzą chyba do czego służy tarcza" - skomentował w myślach. Nagle spostrzegł po lewej kilku przeciwników zbijających się w grupę i zasłaniających się tarczami. Wkrótce uderzyli mocno na ledwo co utworzony fragment Rzymskiej linii. Włożył więc ponownie gwizdek do ust.
- Tarcze do mnie! - krzyknął i kilkunastu stojących za nim żołnierzy zrównało się z nim tworząc szczelną ścianę skierowaną w stronę tamtej grupy. Oppiusz wyciągnął miecz do przodu i razem ruszyli na przeciwnika. Kiedy tylko to zrobili ich miejsce zajęli następni, stojący z tyłu żołnierze. Po chwili niewielka formacja utworzona przez Oppiusza uderzyła od boku w nieświadomych przeciwników, akurat w chwili, gdy tamci próbowali zepchnąć Rzymian do tyłu. Jako pierwsze do przodu poszły tarcze wyprowadzając przeciwnika z równowagi. Następnie żołnierze zamachnęli się mieczami. OD pierwszego uderzenia padło trzech najemników. Następnie ponownie do przodu wróciły tarcze. Przeciwnik, zaatakowany od boku nie zdążył nawet skontrować ataku. Kilku obróciło się przodem do Oppiusa i jego ludzi, szybko jednak padli od ciosów Rzymian, z którymi walczyli przedtem. Zagrożenie zostało zażegnane, więc Oppiusz rozkazał swoim ludziom skierować się z powrotem przodem do głównej linii wroga, co sam też zrobił. Po chwili znowu tworzyli oni ścianę z tarcz, z której co chwilę wyłaniały się miecze, aby zadać śmiertelny cios.
Stojący w obliczu wielkiego zagrożenia najemnicy próbowali wszystkiego. Kilku, zachęconych krzykami dowódcy postanowiło nawet rzucić się na Rzymian. Ci jednak szybko pochylili się, unosząc nieznacznie tarcze do góry i cięli napastników po nogach, po czym robili krok do przodu, pozostawiając rannych przeciwników żołnierzom stojącym w tylnych rzędach. Powoli, ale coraz szybciej Rzymianie spychali Kartagińską pierwszą linię do tyłu.
Oppiusz był jednak zbyt skupiony walką, by o tym teraz myśleć. Parował właśnie tarczą kolejny atak jakiegoś najemnika. Nie zdążył jednak zadać ciosu. Stojący obok niego żołnierz zamachnął się i zranił napastnika w rękę. Tamten natychmiast upuścił miecz i cofnął się, po czym zaczął uciekać. Zwrócił tym uwagę kilku stojących obok niego Iberyjczyków, którzy odruchowo obrócili głowy w jego stronę. Natychmiast wykorzystali to stojący najbliżej Rzymianie, w tym sam Oppius. Posunął się gwałtownie do przodu i unosząc miecz nad tarczą jednym ruchem podciął szyję pierwszemu i drugiemu a wracając zahaczył o polik trzeciego. Wciąż też pchał do przodu zmuszając stojących za nimi najemników do coraz szybszego cofania się. W końcu któryś z nich krzyknął głośno
- Nie mamy szans! - i zaczął uciekać. Widząc to, myśli o ucieczce szybko pojawiły się w głowach kolejnych przeciwników. Zaczęli się wahać, przez co mniej skupiać na walce, co jeszcze pogorszyło ich sytuację. Wkrótce, kiedy padły kolejne trupy wahania się skończyły. Przegrali. Muszą wycofać się do drugiej linii i razem z nią odpierać kolejny atak. Coraz większe grupy najemników zaczęły po prostu odwracać się i biec w kierunku drugiej linii krzycząc coś w sobie tylko znanych językach.
***
Stojący z tyłu Scipio zaczął wydawać rozkazy.
- Przeformować się! Utworzyć ciągłą linię i do przodu!
Centurioni zaczęli błyskawicznie wydawać polecenia i szybko utworzona została szeroko rozciągnięta ciągłą linia.
- Do przodu! - krzyknęli niemal równocześnie wszyscy dowódcy i biegnąc truchtem armia posuwała się w stronę drugiej linii. Tymczasem regularni żołnierze, tworzący tą linię widząc zbliżających się Rzymian opuścili swoje piki, popełniajac tym straszliwy błąd. Powpadali na nie bowiem nie Rzymianie, lecz uciekający najemnicy. Niektórzy z nich, widząc jak regularne oddziały Kartagińskie opuszczają na nich swoją broń zupełnie stracili rozum i myśląc, że to z powodu ich ucieczki rzucili się na swoich sprzymierzeńców. W kilku miejscach zapanował chaos, który nie mógł umknąć uwadze Hannibala. Kartagiński wódz, widząc co się dzieje krzyknął coś bardzo głośno i trzecia, dowodzona przez niego osobiście linia składająca się z weteranów z jego kampanii w Italii (obecnie najlepszych żołnierzy na świecie) ruszyła śmiało na przód. Nie zatrzymywali się nawet przed swoimi własnymi oddziałami, zmuszając je do rozejścia się na boki. Uciekający przed swoimi własnymi ludźmi żołnierze zaczęli zajmować pozycje po bokach, rozciągając tym samym Kartagińską linię daleko poza Rzymską. Widząc to Scipio rozkazał drugiej i trzeciej Rzymskiej linii, aby rozdzieliła się i zaatakowała znajdujące się po bokach oddziały regularnej armii i tych najemników, którzy przestali uciekać. Stojący z tyłu Principes, czyli żołnierze pochodzący z bogatszych rodzin, zdolni do kupienia sobie lepszego sprzętu oraz najbogatsi Triarii, rozdzielili się i szybko pobiegli na oba końce poruszającej się do przodu pierwszej linii.
- Wyciągnąć pile! - krzyknął po raz drugi podczas tej bitwy Oppiusz. Tak jak za pierwszym razem żołnierze odczepili włócznie i po kolejnym rozkazie rzucili je do przodu. Tym razem jednak piki leciały nie w stronę nieudolnych najemników, lecz elity kartagińskiej armii. Tnąc powietrze z ogromną prędkością dosięgły celu. Wiele z nich odbiło się jednak od idealnie wystawionych okrągłych tarcz i łamiąc się spadały na ziemię. Niektóre jednak trafiały, zmuszając żołnierzy do zmian szyku. Zwykle jednak zmiany te polegały na przesunięciu się jednego z żołnierzy o miejsce do przodu i opuszczenie piki.
Biegnąc w ich kierunku Oppiusz zdawał sobie sprawę, że teraz czeka go najgorsze. Jego własne oddziały, zmęczone walką z najemnikami miały zmierzyć się z najlepszymi. Jednak zamiast obawy, centurion czuł rosnące z każdą chwilą napięcie. W reszcie miał walczyć z prawdziwym przeciwnikiem. Z Kartagińczykami. I to w dodatku tymi towarzyszącymi Hannibalowi w Italii. A więc także w bitwie pod Cannae. Ta myśl z każdą sekundą wzbierała w nim nienawiść do zbliżającego się szybko przeciwnika. Kiedy pierwsze piki uderzyły o wysunięte Rzymskie tarcze nienawiść ta sięgnęła apogeum. Teraz jedyną rzeczą, jaka chodziła mu po głowie to zabić jak najwięcej tych barbarzyńców. Tym razem jednak nie udało się im przebić przez wysunięte daleko wprzód piki. Weterani jeszcze raz udowodnili swoje umiejętności. Mocno trzymali swoją broń przed sobą nie pozwalając by ześlizgiwała się z owalnych Rzymskich tarcz. Atak został zatrzymany i teraz bardziej przypominał przepychankę, niż zwyczajną bitwę.
- Napierać! - krzyczał z całych sił Oppiusz. - Mocniej!
Tymczasem część Kartagińczyków, tych stojących z tyłu zaczęła wyszukiwać w Rzymskiej ścianie z tarcz luki, w które mogliby wbić groty swoich pik. I udawało im się to coraz częściej ze względu na zmęczenie, jakie dosięgało walczących w pierwszej linii żołnierzy. Co chwile jakiś Rzymianin padał martwy na ziemię. Jedna pika omal nie zabiła Oppiusza, kiedy ten blokując tarczą inną nie zdołał zauważyć tej pchniętej dołem. Dostrzegł ją jednak stojący obok niego żołnierz i szybko zasłonił lukę swoją tarczą. Na jego nieszczęście zrobił tym samym kolejną, po swojej drugiej stronie, w którą błyskawicznie wbiła się inna. Trafiła go w ramię. Żołnierz jęknął i upuszczając tarczę odsłonił się na atak kolejnych. Po chwili z dwiema dziurami w klatce osunął się na ziemię. Szybko jednak na jego miejsce wskoczył następny. To samo działo się na całej długości, z wyjątkiem skrzydeł, gdzie Principes i Triarii walczyli z oddziałami regularnej armii stopniowo przejmując inicjatywę. Mimo to walki zatrzymały się w martwym punkcie i żadna ze stron nie mogła osiągnąć przewagi.
Nagle Oppiusz usłyszał jakieś krzyki z naprzeciwka i w centralnej części Kartagińskiej armii żołnierze zaczęli powoli przesuwać się do przodu, wbijając się nieco w Rzymskie linie, tam, gdzie żołnierze byli najbardziej wyczerpani. Błyskawicznie zareagował na to Scipio rozkazując tamtejszym żołnierzom z dalszych szeregów przecisnąć się do przodu i pomóc odeprzeć atak. Rzymianie zaczęli napierać z ogromną siłą, cofając Kartagińczyków do ich poprzedniej pozycji, lecz ani o krok dalej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Śro 14:45, 20 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Miłej lektury:
W tym momencie przyszedł Oppiuszowi do głowy pewien pomysł.
- Przechylić tarcze do tyłu i opuścić! - rozkazywał - Jak do obrony przed jazdą!!!
Na te słowa żołnierze stojący w pierwszym szeregu szybko opuścili swoje tarcze prawie dotykając ziemi i przechylili je do tyłu, natomiast ci stojący za nimi oparli o nie swoje, tworząc pochyloną ścianę. Oczywiście nie obyło się bez ofiar. Utworzenie takiej formacji stworzyło w kilku miejscach większe luki, w których błyskawicznie wylądowały Kartagińskie groty . Główny cel został jednak osiągnięty. Pojmując o co chodzi inni centurioni wkrótce wydali swoim ludziom podobne rozkazy.
- Do przodu! - krzyknął Oppiusz, gdy schował się za ścianą.
Jakby kierowani przez jeden umysł, Rzymianie napierając na piki zaczęli posuwać się do przodu. Na ten manewr żołnierze Hannibala nie byli przygotowani. Nie mając innej drogi ich piki po prostu przesuwały się w górę nie robiąc nikomu żadnej krzywdy. Z początku próbowali je wbijać w szpary między tarczami a ziemią; nie dawało to jednak żadnych efektów. W końcu dowódcy rozkazali im rzucić piki i wyciągnąć miecze. Po chwili weterani z krzykiem rzucili ścianę tarcz. Widząc to Oppiusz szybko chwycił za gwizdek.
- Rozluźnić formację! Do ataku!
Stojący z tyłu żołnierze zdjęli swoje tarcze odsłaniając gotowe do zadania ciosu miecze, natomiast ci stojący w pierwszym rzędzie wyprostowali się i przygotowali do walki. Zwykle jednak Kartagińczycy już przy nich byli. Naskakiwali na tarcze przewracając je i cięli niemal na oślep. Taktyka się powiodła. Wielu Rzymian padło przy pierwszym ataku. Inni zmuszeni zostali do cofnięcia się do drugiej linii, która nagle stała się pierwszą.
Oppiusz miał to szczęście, że ze względu na swoją małą tarczę stał pomiędzy rzędami. Tak więc, kiedy najbliższy Kartagińczyk naskoczył na tarczę i wbił swój miecz w ramię trzymającego ją Rzymianina centurion miał idealną okazję, którą zresztą szybko wykorzystał. Wyciągnął rękę z mieczem daleko do przodu i rozciął przeciwnikowi prawy polik. Następnie zrobił krok do przodu i uderzył rannego wroga tarczą. Kartagińczyk przewrócił się, więc Oppiusz z całej siły nadepnął mu piętą na szyję. Gdy już to zrobił błyskawicznie podniósł głowę chcąc jak najszybciej zorientować się w sytuacji. Od razu spostrzegł, że stoi teraz przed linią, więc odskoczył do tyłu zrównując się z żołnierzami. Szanse nieco się wyrównały, Kartagińscy weterani nadal mieli jednak przewagę nad wyczerpanymi, lecz bardziej zdyscyplinowanymi Rzymianami.
Wracając do linii centurion od razu dostrzegł idącego ostrożnie w jego kierunku Kartagińczyka. Wysunął więc tarczę do przodu szykując się do obrony cały czas obserwując przeciwnika. Tamten podchodził bardzo ostrożnie i zasłaniając się wielką okrągłą tarczą szukał u Oppiusza jakiegoś słabego punktu. W końcu zdecydował się na cios. Obrócił się lekko na bok i zamachnął się mieczem z prawej. Centurion tylko na to czekał. Uderzył więc tarczą w tarczę przeciwnika i podniósł wysoko drugą ,trzymającą miecz rękę. Równocześnie odchylił się nieco w lewo odsuwając się od wrogiego oręża. Udało się. Ostrze uderzyło przeciwnika w czoło, po czym robiąc głęboką ranę zsunęło się na oko. W tym momencie Oppiusz pchnął miecz mocno do przodu. "Kolejny zabity" - pomyślał i odepchnął nogą ciało przed siebie. Spojrzał przez chwilę na boki. Właśnie jakiś Kartagińczyk podciął nogi jednemu Rzymianinowi po czym uchylając się odciął mu tarczą głowę by następnie paść pod ciosem miecza stojącego obok legionisty. Tymczasem z drugiej strony dwóch Rzymian na zmianę próbowało zadać śmiertelny cios przeciwnikowi, który zadziwiająco sprawieni posługiwał się swoją tarczą. W końcu jednak popełnił błąd i odsłonił prawy bok. Nie dane jednak było Oppiuszowi ujrzeć ostatecznego ciosu, ponieważ już nacierał na niego kolejny. Odwracając się do niego przodem spostrzegł z tyłu ledwo widoczną chmurę kurzu. Nie miał jednak czasu by się w nią wpatrywać, ponieważ wróg już zbliżał się do niego z uniesionym mieczem. Oppiusz pochylił się nieco, zablokował cios tarczą i sam zamachnął swoim na dole. Miecz musnął tylko przeciwnika nie robiąc mu większej krzywdy, ten jednak błyskawicznie odskoczył do tyłu wpadając na innego. W tym momencie centurion i czterech ludzi stojących obok niego zrobili krok do przodu zajmując lukę w linii przeciwnika. Oppiusz zaczął ciąć nie spodziewających się tego typu manewru przeciwników, podczas gdy żołnierze osłaniali go swoimi tarczami. W jednej chwili padło kilku Kartagińczyków robiąc kolejne luki. W taki oto sposób w jednym miejscu Rzymianie posunęli się kilka kroków w głąb elitarnych, Kartagińskich oddziałów. Szybko jednak zostali zablokowani a weterani Hannibala z całych sił starali się zepchnąć ich w tył, do poprzednich pozycji. Nacierali więc na nich tarczami machając mieczami wszędzie tam, gdzie ich nie było. Reakcją na to był szybki gwizdek Oppiusza i błyskawiczna reakcja jego żołnierzy, którzy weszli ciaśniej w utworzony przez niego klin i uniemożliwili cofnięcie się. Ryzykowna taktyka, ale powiodło się. Kartagińczycy przestali pchać. Na chwilę. W następnym momencie kilku weteranów dosłownie wpadło na Oppiusza i innych nabijając się na ich wyciągnięte do przodu miecze. Rzymianie byli równie zaskoczeni jak ich przeciwnicy. Wszystko stało się jasne, gdy Oppiusz ujrzał między głowami zaskoczonych Kartagińczyków koński łeb a zaraz potem włócznię przebijającą pierś jednego z nich. "No jasne!" - powiedział do siebie w myślach, "Nasza kawaleria wróciła do bitwy i zaatakowała walczących Kartagińczyków od tyłu!".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Harpoon
Władca Archenlandii
Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gar-deroba, Staraszafa
|
Wysłany: Sob 17:09, 23 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Ostatnia część. Miłego...
Oppiusz miał rację. Kiedy on i inni żołnierze zajęci byli walką z oddziałami nieprzyjaciela, Rzymska i Numidyjska kawaleria przerwała w końcu pościg za niedobitkami jazdy Hannibala i z ogromnym impetem uderzyła na elitarne oddziały od tyłu rozbijając poszczególne formacje i ogólnie rzecz biorąc siejąc ogromne zamieszanie.
Zamieszanie, które Oppiusz miał zamiar natychmiast wykorzystać.
- Do ataku! - krzyknął i opuściwszy tarczę rzucił się na najbliższego Kartagińczyka. Ten, atakowany z dwóch stron nie wiedział co zrobić. Zasłonił się więc nieudolnie tarczą, którą miecz centuriona obszedł z naiwną wręcz łatwością, po czym wbił się prosto w serce. Centurion szybko wyciągnął broń z martwego ciała i skierował ją w stronę kolejnej ofiary. Był nią kartagiński oficer bezskutecznie wydający swoim ludziom rozkazy. Zanim spostrzegł, co go czeka było już za późno. Miecz Oppiusza już wbijał mu się pod szyję. Zauważył to stojący obok niego żołnierz, który z furią rzucił się na centuriona. Oppius zdołał obronić się przed pierwszym ciosem, był on jednak tak silny i tak nagły, że przewrócił się na plecy. Kartagińczyk już podnosił rękę do kolejnego ataku, kiedy po plecach przejechał mu ostry Nubijski miecz.
Centurion wstał i rozejrzał się wokół siebie. Bitwa była już wygrana. Dumni do niedawna weterani Hannibala rozpierzchli się we wszystkie strony uciekając to przed mieczami żołnierzy, to przed mieczami jeźdźców.
Kilka minut później było już po wszystkim. Żołnierze stali ciężko dysząc, i opierali się na swoich tarczach, kawaleria pogoniła za uciekającymi niedobitkami licznej jeszcze wczoraj armii.
Oppiusz Naewiusz starł ręką krew z twarzy i przypatrzył się uważnie polu bitwy. Na ziemi leżały stosy ludzi. Rzymian i Kartagińczyków. Niektórzy jeszcze żyli i zwijali się teraz z bólu jęcząc. Jakiś żołnierz szedł między ciałami i dobijał tych Kartagińczyków, którzy mieli na sobie coś cennego. "Od dzisiaj będzie go stać na wstąpienie w szeregi Principes" - pomyślał sobie centurion. "Zasłużył sobie na to". Następnie wyprostował się, odwrócił przodem do swoich ludzi, uniósł wysoko w górę zakrwawiony miecz (z jego czubka na ziemię wciąż jeszcze kapała krew) i krzyknął donośnie.
A w krzyku tym zawarta była cała jego nienawiść dla wroga, cały żal za utratę jedynego syna, cały gniew za wszystkich zabitych tu Rzymian. Mieściła się w nim radość i dzika satysfakcja z pokonania największego wroga i wreszcie, duma, godność swojego narodu. Narodu, który kiedyś podbije cały znany świat.
- Zwycięstwo!!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|