Forum Narnia.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
"Katharsis"
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Sob 19:16, 25 Lis 2006    Temat postu: "Katharsis"

Ekhm, ekhm... To cudeńko jest poniekąd oparte na forumowych "faktach"... Które ja i Harp ubraliśmy w formę opowiadania. Będziecie dostawać po kawałku Razz
Smacznego.
Atr - współautorka poniższego dzieła.
Ps. Zbierzność imion i charakterów absolutnie nieprzypadkowa. Razz


Katharsis

Była to wyjątkowo ciemna noc. Ponad dachami unosiła się gęsta mgła, zasłaniająca całe niebo. Księżyc w pełni widoczny był tylko jako słaba poświata. Ci bardziej przesądni pochowali się w domach, zapalili świece i zaczęli modlić się do sobie tylko znanych bogów. Reszta zachowywała się jak co dzień. Wszyscy jednak nieświadomi byli zagrożenia, jakie w każdej chwili może na nich spaść. W panującej obecnie ciemności żaden człowiek nie mógł dostrzec przemykającej między drzewami i budynkami czarnej mgły. Widziały ją tylko wilki i sowy, te jednak szybko uciekały na jej widok. Wiedziały, że nie niesie ona ze sobą nic dobrego. Wiedziały, że jest w rzeczywistości demonem, jednym z ostatnich żyjących na tym świecie. Demon ten, kierowany wielką nienawiścią, ale i nadzieją zmierzał teraz prosto do pewnego z pozoru nic nieznaczącego miasteczka. Wreszcie miał odzyskać swoją własność. A przy okazji raz na zawsze pozbyć się osoby, przez którą niepotrzebnie cierpiał przez ostatnie lata. Wnuczki tej, przez którą to wszystko się zaczęło. Doskonale pamiętał ten dzień. Jakby to zdarzyło się wczoraj a nie siedemnaście lat temu...

***

Ciąg dlaszy nastąpi wkrótce


Ostatnio zmieniony przez Atra dnia Czw 16:12, 30 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
James Nemesis
Obywatel Narnii
Obywatel Narnii


Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Czw 15:31, 30 Lis 2006    Temat postu:

oj zapowiada się ciekawie Smile czekam na dalsze części
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Czw 16:42, 30 Lis 2006    Temat postu:

Prosze bardzo.
Część druga jest dłuższa, więc może odczekam się obszerniejszych komentarzy? Wink


***

Vexais Czerley zszedł z leśnej drogi na niewielką polanę. Polana była pusta. Na pierwszy rzut oka. Bo jeśli ktoś wiedział, gdzie i jak patrzeć dostrzegał drewniany budynek o spadzistym dachu i kilku wieżyczkach. Była to gospoda. Bardzo szczególna gospoda. Żadnego z jej gości nie można było określić przymiotnikiem „zwyczajny”, czy „normalny”. Ale nikt nie pytał o specjalne zaproszenie, czy przynależność do arystokracji. Każdy mieszaniec, demon, upiór czy człowiek o nieprzeciętnych talentach mógł tam wejść. Jeśli wiedział jak. Vex podszedł do pomalowanych ciemnozieloną, już nieco zdartą farbą drzwi i zapukał.
- Kto? W jakim celu? Na jak długo? Z jaką…- głos dobiegający zza drzwi urwał się nagle, bo Vex wsadził rękę w drewno, złapał mówiącego za ubranie i szarpnął tak, że ten walnął nosem o drzwi.
- Daruj sobie te głupie pytania! - warknął nieuprzejmie.
- Auua! Dobra! Spokojnie Czerley, już otwieram!
Vex cofnął rękę. Zgrzytnęły łańcuchy i drzwi otworzył się z cichym skrzypnięciem. Niski, kościsty odźwierny trzymał się za nos.
- Nie trzeba było walić tak mocno! - wymamrotał obrażonym tonem.
- Jasne - rzucił Czerley wchodząc w głąb karczmy.
- Miło cię znów widzieć - odezwał się aksamitny głos. Biała twarz pojawiła się nagle kilkanaście centymetrów od jego twarzy.
- Gabriella - powiedział Vex zimnym szeptem. - Witaj.
Kobieta stała na suficie z niezachwianą równowagą, wisząc głową w dół, nieruchoma niczym rzeźba. Jej suknia nie podwinęła się ani odrobinę, czarne włosy spoczywały na ramionach.
- Spotkałem twoją cioteczkę w Czarnej Sali.
- Jak miło - Gabriella sfrunęła z sufitu i gracją stanęła na ziemi. - Co u niej? - zapytała obojętnie, wygładzając szaty.
- Jak zawsze doskonale - Vex skrzywił się lekko. - Bredziła coś o tajemnicy ogarniającej świat, czy coś w tym stylu…
- A tak, słyszałam - Gabriella weszła w głąb sali i usiadła przy barze, zakładając nogę na nogę.
- No i? Co o tym sądzisz? - Vex usiadł obok i niecierpliwie przebierał palcami po poręczy krzesła.
- A co niby mam sądzić?
- Gabriella, nie denerwuj mnie! - warknął Czerley uderzając pięścią w bar.
- Wybacz - mruknęła spokojnie, odrzucając kruczoczarne włosy na plecy. - Ale zupełnie nie rozumiem dlaczego tak się denerwujesz…
- Nie rozumiesz dlaczego… W co ty grasz?! - Vex ponownie uderzył pięścią o ladę.
- Ja? - Gabriella uśmiechnęła się niewinnie i zamrugała długimi rzęsami.
- Tak. Dokładnie wiesz o co w tym wszystkim chodzi. Wy coś knujecie, przeklęte wampirzyce!
Niewinny, iście anielski uśmiech nie schodził z twarzy Gabrielli. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ukazując długie kły.
- Może - stwierdziła oględnie. - Domyślaj się… i tak nie zgadniesz.
- Wiesz co? Mam cię szczerze dość i najchętniej wysłałbym cię w otchłań, gdzie twoje miejsce…
- Oczywiście - powiedziała słodko wampirzyca. - Jesteś naprawdę uroczy. Barman!
Barman był zielony i wilgotny. Wyszczerzył w uśmiechu pożółkłe zęby.
- To co zawsze - poprosiła Gabriella. - A Czerleyowi daj coś na uspokojenie bo chyba ma ochotę mnie zakołkować.
- A żebyś wiedziała. Ale nie potrzebuję niczego na uspokojenie.
Płyn, który piła Gabriella był czerwony i pachniał krwią.
Vexais przemilczał chwilę, pozbierał myśli i zaczął.
- Słuchaj, wiem, że coś knujecie.
- Możliwe - odpowiedziała spokojnie Gabriella.
- Możliwe?!?
- Tak. Coś ci nie pasuje?
- Żebyś wiedziała!!! - krzyknął Czerley.
- Uspokój się wreszcie i powiedz o co ci chodzi!
Mężczyzna wziął głęboki oddech i powiedział:
- Po raz kolejny wciągacie mnie w jakąś waszą gierkę.
- Przesadzasz.
- Wcale nie.
- No, może miałyśmy pewne plany, ale....
Vexais aż wstał.
- Wiedziałem!!!
- Nie wrzeszcz, gapią się na nas.
- Mam ich gdzieś! - usiadł.
- Wiesz co? Powiem ci coś. - Gabriella pochyliła się do przodu.
- Słucham.
- Szkoda.
- Szkoda?!
- Tak, szkoda, że nie potrafisz wykazać choć odrobiny dobrej woli...
- Mam już dosyć wykazywania dobrej woli! - mężczyzna znowu wrzasnął. - Dosyć tych waszych śmiesznych planów! Mam już dosyć ciebie! - Te ostatnie słowa wykrzyczał najmocniej. Vexais usiadł i kontynuował nieco syczącym głosem: - Ale teraz już koniec. Właśnie po to tu dzisiaj przyszedłem.
- Koniec czego? - w jej głosie była ledwo dostrzegalna nutka niepokoju.
- Koniec z wykorzystywaniem. Koniec z waszymi głupimi planami. Koniec z nami! Nie będę dłużej twoim niewolnikiem!
Wampirzyca uśmiechnęła się krzywo:
- Nawet jeśli nim byłeś, to chyba tylko i wyłącznie z własnej woli. Ja cię nigdy do niczego nie zmuszałam...
- Zamknij się już! Nic już nie zdziałasz... Odchodzę... - Po tych słowach Vexais wstał i zaczął iść w stronę drzwi.
- Proszę bardzo! Idź! Nie jesteś mi do niczego potrzebny! - Tym razem to Gabriella krzyczała.
Czerley tymczasem, nie zważając na jej słowa, szedł przed siebie niszcząc każdy stołek, który przed nim stał.
- I nie demoluj mi lokalu!!!
Mężczyzna odwrócił się na chwilę i powiedział spokojnie:
- Gdybym chciał, już dawno bym go zniszczył.
- Ty?!? Dobre - zaśmiała się wampirzyca.
Vexais wściekł się, podszedł do jakiegoś stołka, uderzył w niego pięścią i nagle wszyscy, oprócz niego i Gabrielli zaczęli się palić i wkrótce opadli martwi na ziemię. Kobieta zacisnęła pięści tak, żeby Czerley tego nie widział. Ten jednak nie miał wcale zamiaru na nią patrzeć. Podszedł do drzwi i opierając się o ścianę rzekł nie odwracając się:
- Zanim sobie pójdę... mam do Ciebie jedno pytanie.
Gabriella prychnęła:
- Tak? Co jeszcze?
- Przez cały czas zapewniałaś mnie, że nie jestem ci do niczego potrzebny. Dlaczego więc cały czas próbowałaś mnie zatrzymać?
Skrzywiła się:
- A próbowałam?
- Cały czas.
- Nieprawda! - krzyknęła z wyczuwalną nutką histerii w głosie. - Ja po prostu... - urwała, po czym dodała z wymuszoną stanowczością: - Nieważne!
Vexais odwrócił się.
- Słucham... - Po czym, nie usłyszawszy odpowiedzi, rzekł: - Wiesz co? Może jesteś stara, może jesteś potężna i tak dalej... Ale poza tym, pod otoczką tej całej swojej potężnej czarnej magii jesteś głupim rozpieszczonym dzieckiem! Niepotrafiącym przyznać się do żadnego błędu! Twoja własna arogancja tworzy tarczę, która odbija wszystko, czego boisz się dopuścić do myśli.
Gabrielli z coraz większym trudem przychodziło ukrywanie emocji.
- A czego niby boję się dopuścić do myśli?!?
- Tego, że swoją głupotą zniszczyłaś wszystko, co było między nami...
- A co było? - próbowała mu przerwać.
- ...I czy tego chcesz, czy nie, czy się do tego przyznajesz, czy nie, będziesz tego żałować do końca życia!
- Co było? To że czasami wpuszczałam cię do łóżka, naiwnie wierząc że coś dla Ciebie znaczę?!? - kontynuowała swoje wampirzyca. - Tak. Tego będę żałować!!!
- Widzisz?
- Nienawidzę Cię! - znowu mu przerwała.
- Jedyną prawdę, jaka Cię w życiu spotkała uznałaś za naiwne wierzenia... I wszystko zniszczyłaś!
- Nie było czego niszczyć!!! - wrzasnęła Gabriella, aby ukryć zwątpienie.
- I kogo teraz oszukujesz?
- Nikogo...
- Siebie! Ale i tak jesteś za głupia, żeby to pojąć. - Czerley odwrócił się ponownie w stronę wyjścia. - Ale na mnie już czas. I tak za dużo czasu tu zmarnowałem.
- Wynoś się!!! - krzyknęła Gabriella nie mogąc już ukryć emocji.
Vexais zrobił krok do przodu.
- I wiedz jedno... zniszczyłaś wszystko, co kiedykolwiek do ciebie czułem... I dalej to niszczysz.
- Czułeś?
- Kiedyś tego pożałujesz... - powiedział już spokojnie mężczyzna. - Żegnaj wiedźmo.
- Jesteś do tego zdolny?!?! - kontynuowała coraz bardziej drżącym głosem Gabriella. Nie dane jej było jednak usłyszeć odpowiedzi. Vexais Czerley odszedł. Na zawsze. Pochyliła się by po chwili opaść na ziemię.
- Dlaczego...... - powiedziała bardzo cicho.
Oddalając się od karczmy mężczyzna usłyszał nagle donośny krzyk, po czym odgłos łamanych stołów i krzeseł mieszający się z płaczem. Westchnął tylko i rzekł bardziej do siebie niż do znajdującej się w środku Gabrielli:
- Żegnaj...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jadis
Pasowany na Rycerza
Pasowany na Rycerza


Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Sprzed monitora.

PostWysłany: Czw 16:47, 30 Lis 2006    Temat postu:

Świetne!Bardzo mi się to podoba.Czyta się szybko.Bardzo mi się podoba Twój styl pisania. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Czw 16:49, 30 Lis 2006    Temat postu:

Bardzo dziękuję Jadis, ale to nie tylko mój styl i nie tylko moje dzieło...Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Nie 17:18, 03 Gru 2006    Temat postu:

No, to jedziemy dalej...
Miłej lektury...
Cool


***

Młoda wiedźma rozejrzała się dookoła. Mroczną salę rozświetlał ogień płonący na kominku i wiele długich, ciemnoczerwonych świec. Hebanowy kontuar zdobiły delikatne rzeźbienia i srebrne okucia, w środku miał kilka zamykanych na klucz szufladek. Stała na nim misa pełna krwistoczerwonych jabłek; obok niej leżał wielki, czarnoniebieski kocur. Stoliki, krzesła i ławy zrobione z ciemnego drewna, były czyste i starannie wypolerowane. Oprócz tego stała tam bogato zdobiona szafa, komoda i duża, czerwona kanapa, a na jednej ze ścian wisiało zwierciadło w srebrnej ramie, do którego wszyscy goście bali się zbliżać. Ściana na barem była zajęta przez zabudowane półki. W trzeciej ścianie było duże, gotyckie okno, za którym majaczyła ciemna sylwetka ogromnego drzewa; kawałek dalej dwoje drzwi i schody prowadzące na piętro.
Oberża była prawie pełna.
W zacienionym kącie, w pewnym oddaleniu od innych gości siedziała, z nogami na stole, bawiąc się niebezpiecznie ostrymi nożycami postać tajemnicza i groźna. Była owinięta długim, ciemnozielonym płaczem, na którym widniały niedoprane plamy krwi. Spod głębokiego kaptura złowrogo błyskały jej czujne, drapieżne, złe oczy. Obok jej spoczywających na blacie stołu buciorów na wysokich obcasach stała wysoka szklanka soku marchewkowego, po którą krwiożercza istota co chwila sięgała.
Wiedźma uśmiechnęła się lekko, po czym zawołała swojego pomocnika:
- Fred! Chodź tu!
Po chwili u jej boku ukazał się chudy, jak na swój gatunek, niziołek. Atra pochyliła się nad nim i szepnęła mu coś do ucha, po czym niski pomocnik skinął głową i zniknął za zapleczem. Dziewczyna odetchnęła. Wszystko już prawie gotowe. Wzięła do ręki kieliszek i pociągnęła mocny łyk krwistoczerwonego wina. Z trudem ukrywała zdenerwowanie.
Tymczasem hobbit wyszedł z oberży i skierował się w głąb miasta. Minął dwie ulice, po czym skręcił w prawo, a potem w lewo. Znalazł się na ogromnym, pełnym kupców i ich klientów placu. Nie miał jednak zamiaru niczego kupować. Jego celem był budynek stojący na wprost. Po kilku minutach przeciskiwania się przez tłum Fred dotarł wreszcie do celu - miejskiego budynku poczty. Wszedł przez wielkie dla niego, mosiężne drzwi i stając na palcach zwrócił się do kobiety stojącej za ladą.
- Przepraszam, przyszła dzisiaj jakaś paczka?
- A kto pyta? – odpowiedziała pytaniem kobieta.
- Przychodzę w imieniu Atry, kierowniczki oberży „Pod Zatrutym Jabłkiem”.
- Ach... - skrzywiła się recepcjonistka. Nie lubiła tego miejsca. - Proszę poczekać - dodała i zanurzyła się w katalogach. - Tak, dziś rano przyszła jakaś paczka, panie... - Właśnie przypomniała sobie, że nie spytała go o nazwisko.
- Fred Bunce.
- Tak... A więc chce pan odebrać ją osobiście, czy mamy ją wysłać na miejsce?
- Os... - przerwał, gdy wyobraził sobie siebie targającego przez całą drogę jakieś wielkie pudło. - A jak wielka jest ta paczka?
- Piszą, że niewielka.
- W takim razie zaniosę ją osobiście.
- Proszę tu poczekać, zaraz ją panu wręczymy - powiedziała kobieta i poszła na zaplecze. Po chwili wróciła z małą paczką w rękach. - Proszę tu podpisać - rzekła wskazując na niewielki papier na ladzie, a kiedy Fred dokonał już wszystkich formalności wręczyła mu paczkę.
- Dziękuję. Miłego dnia życzę - powiedział grzecznie hobbit i wyszedł.
Po kilkunastu minutach wrócił do Oberży.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi Atra od razu przywołała go do siebie. Kiedy podszedł zapytała cicho:
- Masz to?
- Tak, pani - odrzekł hobbit po czym podał dziewczynie paczkę.
Kiedy tylko Atra dostała ją w swoje ręce, dała mu znać gestem, że może już sobie iść, po czym zabrała się za rozpakowywanie przesyłki. Kiedy to zrobiła jej oczom ukazały się jakieś dwa dziwne, błyszczące przedmioty. Od razu wyczuła w nich czarną magię. Uśmiechnęła się do siebie i nie wiadomo skąd wyjęła średniej wielkości zdobioną złotem szkatułkę. Otworzyła ją i włożyła do środka te dziwne przedmioty. Następnie rozejrzała się dookoła, czy nikt na nią nie patrzy, po czym zamknęła szkatułkę i głęboko odetchnęła. "Teraz mam już całość" - pomyślała. - "Może jednak wszystko dobrze się ułoży…"
Rozsiadła się wygodniej i wzięła kolejny łyk wina, gdy nagle poczuła dotyk dobrze znanej jej dłoni na ramieniu.
- Co tam masz, skarbie?


Ostatnio zmieniony przez Atra dnia Pon 15:25, 04 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vivien
Administrator
Administrator


Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 1433
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 14:06, 04 Gru 2006    Temat postu:

Najlepsza część Wink pod względem "byków".

A przy tym fragmencie Rotfl 3 Laughing

Cytat:
W zacienionym kącie, w pewnym oddaleniu od innych gości siedziała, z nogami na stole, bawiąc się niebezpiecznie ostrymi nożycami postać tajemnicza i groźna. Była owinięta długim, ciemnozielonym płaczem, na którym widniały niedoprane plamy krwi. Spod głębokiego kaptura złowrogo błyskały jej czujne, drapieżne, złe oczy. Obok jej spoczywających na blacie stołu buciorów na wysokich obcasach stała wysoka szklanka soku marchewkowego, po którą krwiożercza istota co chwila sięgała.


omal nie umarłąm ze śmiechu rotfl

Nawet interpunkcja bez zarzutu (prawie, ale już się nie czepiam Wink ).

Dwa zdania:

Cytat:
Wzięła do ręki kieliszek i pociągnęła mocny łyk krwistoczerwonego wina.


Duży łyk... Czy przełykacie coś mocno? (można ewentualnie szybko łykać)

Cytat:
Wszedł przez wielkie dla niego, mosiężne drzwi i stając na palcach zwrócił się do kobiety stojącej za ladą.


Tutaj podkreślona część jest błędna. Drzwi mogą być dla kogoś za duże, bądź za wielkie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Czw 17:55, 14 Gru 2006    Temat postu:

Nie chce mi się dawać żadnego konstruktywnego wstępu. Razz
Enjoy.


***

Obudził się, ale miał wrażenie, że dalej tkwi w jakimś koszmarze. Czuł się okropnie… I dziwnie.
Jakby nie był sobą. Jakby był tylko chmurą dymu i kurzu…
Był chmurą dymu i kurzu.
„Co się, do diabła, dzieje?!” – pomyślał. Jego myśli też były dziwne. Jakby bardziej rzeczywiste. Niemalże materialne… Materia. Chciał przybrać jakiś bardziej materialny kształt. Ludzki kształt. Chciał. Musiał. Koniecznie.
I przybrał.
„Dopiero teraz się obudziłem?” – przyglądał się swoim rękom. Były inne. Wszystko było inne.
Co robił wczoraj?
Gabriella…
- Co ona mi zrobiła?! – krzyknął, przyglądając się ostrym, czarnym paznokciom. Szybko dotknął swojej twarzy, potem głowy. Poczuł pod dłonią coś twardego i gładkiego… Rogi?
- Co, do…
Powoli zaczynał rozumieć… Wyglądało na to że spełniła swoje groźby.
Siedział przez chwilę bez ruchu, próbując przyjąć to do wiadomości. A potem, żeby zyskać pewność, zmienił się w czarną panterę.
Ryk wściekłości rozdarł poranną ciszę. Pokój stanął w płomieniach.
W pewnym momencie kilku starców siedzących na ławce ujrzało wyskakującą, wśród dymu, przez okno na piętrze czarną panterę, by po chwili stać się świadkami zawalenia się całego budynku. Nie było im jednak dane nikomu o tym powiedzieć. Wkrótce ich głowy opadły na ziemię obok ciał odcięte ostrymi zwierzęcymi pazurami. Vexais zmierzał ile sił w stronę lokalu Gabrielli, z wściekłości zabijając każdego, kto nieświadomie stawał mu na drodze.
Po kilku minutach dotarł na miejsce. Przebił się przez drzwi gotowy zaatakować każdą napotkaną w środku postać. Nikogo tam jednak nie było. Wrócił więc do swojej postaci i podszedł do lady. Leżała tam przygnieciona butelką kartka.
"Ostrzegałam. Gabriella" - przeczytał.
Powietrze w promieniu kilkuset metrów znowu przeszył straszliwy krzyk i kolejny budynek zawalił się z jego powodu.
Nie czekając na reakcję mieszkańców Vexais przybrał postać czarnej mgły i odleciał w sobie tylko znanym kierunku.

***

- Nawet nie myśl, że pozwolę ci siedzieć w tym samej! - powiedział stanowczo mężczyzna.
- Ale ja muszę to zrobić sama.
- Nie ma szans!
- Ale on cię zabije! - mówiła drżącym głosem.
- Niech no tylko spróbuje! - mężczyzna zacisnął pięści.
Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Dobrze...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Pon 18:03, 18 Gru 2006    Temat postu:

No to dalej....

***

Minęło dziesięć lat odkąd Vexais przestał być człowiekiem. Ani trochę jednak nie przywykł do swojej obecnej postaci. Przez pięć lat włóczył się po świecie potęgując tylko swoją wściekłość na Gabriellę, która tak, jakby nagle zniknęła z powierzchni tego świata. W końcu jednak pojął, że już jej nie znajdzie i zaczął skupiać się próbach powrotu do swojego prawdziwego oblicza. Pięć lat zajęło mu odkrycie tej tajemnicy. Teraz prawie wszystko było już gotowe. Brakowało mu jeszcze tylko jednego elementu. Elementu, po który właśnie leciał. Najważniejszego elementu.
Demon, który w tej chwili przyjmował postać kruka w pewnym momencie ostro zapikował. Pod nim, nieświadoma zagrożenia siedziała na niewielkiej skałce trzynastoletnia dziewczyna. Wzrok zatopiony miała w grubej księdze.

- Duchy… Upiory… - mamrotała Atra, kartkując księgę. – Aa… Demony.
Dziewczynka uśmiechnęła się do siebie, zagłębiając się w lekturze.
Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał jej włosy, załopotały kartki.
- Co jest? – odgarnęła grzywkę z oczu i rozejrzała się. Ten wiatr miał w sobie coś niepokojącego.
Nad jej głową krążył kruk. Kruk który tak naprawdę wcale krukiem nie był… Więc czym był?
Poderwała się na nogi. Otaczała ją gęsta czarna mgła. Napierała na nią z każdej strony, dezorientując i przerażając. Atra okręciła się dookoła, próbując myśleć logicznie. „Nie bój się, głupia! Jesteś wiedźmą! – upomniała się w myślach. – Ten jakiś kruk śmie cię atakować, więc… więc… musisz… co…? „
Szumiało jej w uszach, przed oczami pojawiły się czarne plamy, trzęsły się ręce. Myśli zbaczały z obranego toru.
Książka wysunęła jej się z ręki.
Nie wiedziała co ze sobą zrobić, wszelkie próby zmuszenia się do działanie spełzły na niczym. Miała wrażenie że leci… Mgła, wszędzie ta czarna mgła…. I…
Nagłe uderzenie czegoś twardego sprawiło że oprzytomniała. Po kilku sekundach zrozumiała że tym co ją uderzyło była kamienna podłoga.
Nie zdążyła nawet w pełni dojść do siebie, gdy coś owinęło się jej wokół nadgarstków i kostek i pociągnęło do góry, by po chwili znów opuścić na jakimś kamieniu. Tym razem jednak w chwilę po tym w miejscach, gdzie to "coś" ją przed chwilą trzymało wylądowały mosiężne zaciski łańcuchów.
- Protestuję! – wrzasnęła półprzytomnie. To było pierwsze co przyszło jej na myśl. – Kimkolwiek jesteś nie możesz…
- Nie mogę? – odezwał się jakiś głos.
- Co ja ci zrobiłam? – szarpała się, oczywiście bezskutecznie.
- Na nic ci się ta wiedza już nie przyda.
Po chwili Atra już całkiem doszła do siebie i rozejrzała się dookoła. Z tego, co mogła dostrzec dowiedziała się, że leży przykuta do jakiegoś wielkiego, płaskiego kamienia. Po jej prawej leżały jakieś dziwne artefakty z dość dużym, zakrzywionym, czerwonym nożem z ostrzem zanurzonym we flakoniku z jakimś ciemnym płynem. Kiedy obróciła głowę w lewo dostrzegła coś na wzór czarnej, gęstej mgły, która zaczęła szybko skupiać się w sobie. Po chwili przeistoczyła się w postać mężczyzny z rogami.
„Tylko nie krzyczeć, nie krzyczeć…” – powtarzała w myślach, kiedy podszedł do niej.
- Czego chcesz? – zapytała nieco drżącym głosem.
„Głupie pytanie. Przecież widzę…Widzę że chce mnie zabić.”
- Tak… - uśmiechnął się okrutnie, biorąc nóż.
- Dlaczego?! – krzyknęła histerycznie. Zrobić wszystko, byleby go powstrzymać. Nie chciała umierać. – Co ja zrobiłam?
- Ty nic…Ale zostałem stworzony tym kim jestem…
- Co?! - dziewczynka zaczęła szarpać się ze wszystkich sił, lecz wkrótce łańcuchy się naprężyły skutecznie ją unieruchamiając. - Mam umierać, bo ktoś inny…
- Twoja babcia.
Atra zesztywniała. Babka. Wampirzyca, którą widziała tylko raz w życiu…
Nie, to się nie mogło dziać naprawdę…
- Przykro mi, mała – powiedział.
- Wcale nie – syknęła.
Demon uśmiechnął się szeroko i pochylił się nad nią nisko. Nie widziała teraz nic, prócz jego twarzy a na ustach wyraźnie czuła jego zimny oddech. Wpatrywała się w jego krwistoczerwone oczy. Przez chwilę widziała w nich tylko nienawiść. Zaraz jednak dostrzegła też iskierkę żalu. Już otworzyła usta, bo coś powiedzieć, lecz zamiast słów wyłonił się z nich piskliwy nieco krzyk. Ostrze noża przejechało lekko po jej przedramieniu i po chwili na zimny kamień zaczęła kapać krew.
Krew…
Zaczęło kręcić jej się w głowie. Poczuła straszliwy głód. Ciepła, świeża krew…
Głód i żądza krwi…
Zniknął paraliżujący strach, zaczęła myśleć rozsądniej.
Chciał ją skrzywdzić – musiała się bronić.
Zaczęła dogłębnie przeszukiwać pamięć w celu znalezienia jakiegoś zaklęcia mogącego wyciągnąć ją z tego koszmaru. Nagle, kiedy demon zebrał już trochę krwi z ręki do jakiegoś naczynia i zanurzył w niej nóż, olśniło ją.
Babcia. Zaklęcie. Bardzo potężne zaklęcie. Pomogłoby jej…
Nie wiedziała czy dobrze pamięta, ale skoro nie miała nic do stracenia….
Demon już uniósł do góry nóż i krople jej własnej krwi spadały jej prosto na twarz, kiedy w jednej chwili wszystko pociemniało. Całe pomieszczenie zatrzęsło się, powietrze zgęstniało. Vex zawahał się i ze zdziwieniem spojrzał na dziewczynkę. W jej twarzy było coś znajomego, nie miał jednak czasu, żeby się nad tym zastanowić, bo naglę coś mocno nim szarpnęło, powalając na posadzkę. Wypuścił z ręki nóż który nagle zrobił się bardzo gorący. Wszystko wirowało, w powietrzu strzelały iskry, podłoga zdawała się poruszać. Wszędzie wokół wiły się dziwne strzępy mroku i szkarłatnej mgły. Na ścianach pojawiły się długie rysy, podobnie na kamieniu na którym leżała Atra. Łańcuchy trzymające ją rozpadły się nagle i dziewczyna szybko wstała. Ciężkie metalowe drzwi rozpłynęły się jak lód, pozostawiając po sobie tylko kałużę. Artefakty z hukiem spadły na ziemię.
Atra, wyczerpana użyciem czaru będącego zdecydowanie ponad jej siły z niemałym trudem ześlizgnęła się z kamienia i opierając się o niego łokciami stanęła na nogach.
Teraz mam szansę! Muszę tylko zebrać się w sobie…
Spojrzała na demona. Vexais leżał i próbował sięgnąć noża, który rozpadał się, jakby nagle w przyspieszonym tempie odbywał się na nim proces korozji. Dziewczynka nie pozwoliła jednak, by ten widok zaprzątał jej myśli, więc szybko odwróciła od niego wzrok. Skupiła w sobie resztki sił i ciężko dysząc zaczęła biec w stronę drzwi.
Nie czekając aż nóż do końca się rozpadnie Vex zerwał się na nogi i szybko zagrodził drogę uciekającej dziewczynce.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
łola
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy
Mieszkaniec Zachodniej Puszczy


Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: ~Brokilion~

PostWysłany: Pon 18:53, 18 Gru 2006    Temat postu:

Świetne!!! Już czekam na ciąg dalszy...mam nadzieję tak samo wciągający
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amos
Administrator
Administrator


Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 1228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Z kraju dalekiego od Narnii

PostWysłany: Wto 16:20, 19 Gru 2006    Temat postu:

Straszne. Confused
Atro, naprawdę chciałbyś coś takiego przeżyć??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Wto 16:22, 19 Gru 2006    Temat postu:

Nie. Ja jestem biedna, wykorzystywana i maltretowana. Świat się na mnie uwziął. Sad

Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Harpoon
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Gar-deroba, Staraszafa

PostWysłany: Wto 14:59, 02 Sty 2007    Temat postu:

Niewielkie drewniane drzwi otworzyły się ze zgrzytem nieużywanych przez lata zawiasów i do środka wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Najpierw wewnątrz pojawiła się trzymana przez niego pochodnia, potem zaś sama postać. Niewielki ogień oświetlił nieco pomieszczenie. Była to jaskinia. Mężczyzna wszedł głębiej, po czym zamknął za sobą stare, spróchniałe drzwi. Miał ciemne, krótkie włosy i przymknięte ze względu na trzymaną pochodnię, brązowe oczy. Rozejrzał się dookoła. Jaskinia była prawie w stanie surowym. Jedynym śladem działalności człowieka były w niej, nie licząc drzwi wejściowych, otwory na pochodnie w ścianach. Z pomieszczenia, do którego właśnie wszedł (a które już znajdowało się kilkadziesiąt metrów w głąb ogromnej skały) odchodziły trzy inne przejścia. Po krótkim zastanowieniu Harpoon, bo tak nazywał się ów mężczyzna, wszedł do prawego.
Po kilkuminutowym, monotonnym spacerze wilgotnym, ciemnym tunelem Harpoon znalazł się w ogromnym pomieszczeniu z dużym stawem na środku. Mężczyzna podszedł do pierwszego sterczącego na wysokość dwóch metrów kamienia i włożył rękę w niewielki otwór. Po kilku minutach grzebania w kurzu i innych rzeczach, których nazwy i konsystencji wolał nie znać, natrafił w końcu na niewielką dźwignię. Chwycił ją mocno i pociągnął do siebie, po czym jak najszybciej wyciągnął rękę z obrzydliwej dziury. Wycierając ją o szmatę patrzył, jak z podziemnego stawu powoli uchodzi woda. Kiedy ręka była już czysta po stawie pozostała tylko dziura w skale. Przypatrując się jej dokładnie można było dostrzec po drugiej stronie niewielkie, krzywe schody. To właśnie po nich Harpoon zszedł na dół. Kiedy stał już na dnie dostrzegł niewielki tunel. Pochylił się i wczołgał do środka. Mniej więcej w połowie drogi natrafił na grube, stalowe drzwi, zupełnie jak od jakiegoś sejfu. Sięgnął za koszulę i wyciągnął niewielki, złoty klucz wiszący na łańcuszku. Włożył klucz do środka i od razu usłyszał dźwięk poruszających się trybów. Nie musiał nawet obracać kluczem w zamku. Wyjął go i mocno pociągnął za umocowanie. Po chwili mógł znów spokojnie stanąć na nogi. Wtedy, jego oczom ukazały się setki zbroi, ułożone kompletami w specjalnie wyrzeźbionych otworach w litej skale. Wszystko to tworzyło coś na wzór tunelu. Harpoon podszedł do starannie wykonanej, równej ściany i włożył pochodnię do małego otworu. Kiedy to zrobił, w jednej chwili naokoło tunelu, na każdej ścianie pojawiła się cienka linia ognia. Całe pomieszczenie zajaśniało i dokładnie można było dostrzec szczegóły każdej zbroi. Większość z nich była srebrna, starannie wykonana i tak odbijała światło, jakby świeciła własnym. Mężczyzna przyjrzał się przez chwilę najbliższym zbrojom, po czym poszedł na sam koniec tunelu. Leżała tam prostopadle do wszystkich zbroja złota, różniąca się od reszty. Na torsie znajdowały się dwa wyrzeźbione feniksy w płomieniach
a na naramiennikach wypisane były językiem runicznym jakieś słowa. Zbroja, w kilku miejscach przepasana była czerwonymi wstążkami, a wysoki kołnierz zdobiony był antycznymi wzorami. Obok zbroi leżał miecz w czarnej pochwie. Kiedy Harpoon go wyciągnął, miecz na chwilę zaczął świecić własnym światłem, o wiele silniejszym, niż to z podłużnej pochodni na ścianach. Szybko jednak przestał i wyraźnie widać było wyryte na ostrzu napisy w jakimś nieznanym języku. Mężczyzna zbadał ostrość miecza i kiedy z jego kciuka spłynęła niewielka strużka krwi schował broń z powrotem do pochwy.
- Świetnie - powiedział do siebie i szeroko się uśmiechnął. Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Dwie godziny później w pobliskiej wiosce mówiono, że widziano upiora , który przybrał kształt rycerza w złotej zbroi, pędzącego na koniu w stronę zachodzącego słońca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Wto 16:34, 02 Sty 2007    Temat postu:

Bo ja miałam akurat rączki zajęte Razz
Jakby się kto pytał to moje jest tylko ostatnie zdanie Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atra
Władca Archenlandii
Władca Archenlandii


Dołączył: 02 Sty 2006
Posty: 3948
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Szafa pełna wampyrów

PostWysłany: Nie 14:34, 07 Sty 2007    Temat postu:

Ekhm, ekhm.... Dalej.

***

Demon zawył niczym wilk. Miał wrażenie że coś rozrywa go na kawałki… I w pewnym sensie rozrywało. Wydzierało z niego moc i zamykało w martwych przedmiotach. Wyjątkowo nieprzyjemne uczucie…
A mag – ten cholerny drań, ten sadysta – uśmiechał się z zadowoleniem. Zarobi na nim.
Vexaisowi bardzo nie podobała się ta opcja, ale nie mógł nic zrobić.
Był zamknięty w lochu, z którego najwyraźniej nie było wyjścia. Ale cały czas myślał o ucieczce. Ech, gdyby tylko mógł dobrać się do tego maga…
Ale nie mógł. Przynajmniej na razie.
Koniec. Chwilowy spokój.
Kiedy mag wyszedł Vex zapadł w coś w rodzaju letargu.
Po jakimś czasie ocknął się i nienawistnie spojrzał na runy pokrywające ściany. Unosił się przez chwilę w powietrzu, starając się nie myśleć, gdy nagle martwą ciszę rozdarł przeciągły, bolesny krzyk. Niewątpliwie krzyk człowieka. Młodej ludzkiej kobiety. Innej ofiary maga… Ciekawe ile ich było? I ile jeszcze będzie…
Demon odczuwał dziką nienawiść. Jedyne, na czym mu teraz zależało to uciec i zabić prześladowcę.
Następnego dnia pojawiła się szansa. Od razu zauważył że mag jest wyraźnie zdenerwowany i rozkojarzony. Właściwie w ogóle się nim nie zajmował, wszedł tylko na chwilę a kiedy wychodził nie zabezpieczył celi tak dokładnie jak zwykle…
Teraz mam okazję...
Demon zaczął powoli i mozolnie przedzierać się przez zaklęcia pieczętujące drzwi.
Miał wrażenie że cały przewraca się na lewą stronę i z powrotem, a w między czasie jest zgniatany jak kartka papieru.
Cierpliwie znosił trwające długie minuty męczarnie. Gdy w końcu mu się udało czuł się źle jak nigdy. Gdyby był człowiekiem z pewnością zemdlałby, lub zwymiotował. Albo jedno i drugie.
Dojście do siebie zajęło mu jeszcze więcej czasu niż wyjście z lochu.
Ale, to nic… Wyjdę stąd… Wyjdę. Już niedługo.
Podniósł się. Po chwili, niewidzialny, przemykał korytarzami zamku, szukając maga.
Znalazł go w wielkiej, niemalże pustej sali, z kolumnami podpierającymi strop.
Stał, opierając się na różdżce, a niedaleko niego leżała na ziemi jakaś postać.
"Więc ktoś jeszcze skorzysta na mojej ucieczce" - pomyślał Vex, zbliżając się.
Nie były to jednak wszystkie obecne w sali postacie. Stało tam jeszcze czterech młodych mężczyzn, ubranych w kaptury i ukrytych w najciemniejszych kątach komnaty. Ubrani byli w granatowe płaszcze z kapturami zasłaniającymi pół twarzy. "Pewnie słudzy maga" - pomyślał Vexais, kiedy ich dostrzegł. I całe szczęście, że mag też tak myślał. Ci jednak, mieli na dzisiaj swoje własne zadanie...
Nagle demon zamarł, słysząc wypowiedziane ochrypłym głosem słowa maga.
- Doprawdy, myślałem że jesteś silniejsza. Wstawaj, Atro!
Demon podejrzliwie zerknął na leżącą dziewczynę. Uniosła głowę i spojrzała prosto na niego… Martwymi, mocno podkrążonymi, lecz znajomymi oczami.
Ale przecież nie mogła go widzieć… Nie mogła?
Vexais nie wiedział co zrobić… Zabić któreś z nich, przyglądać się, uciec?
Zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, dziewczyna zerwała się i rzuciła na maga.
Najwyraźniej zaskoczyła go, bo zanim zdążył zareagować przeorała mu twarz paznokciami, które właściwie bardziej przypominały szpony; wokół jej palców rozbłysło krwawoczerwone światło. Jednak zaraz powrotem powalił ją na ziemię. Zwinęła się w kłębek, dygocąc.
- Wstań!
"Wytrzymaj! Jeszcze tylko chwilę!" - powtarzał do dziewczyny w myślach jeden z zakapturzonych mężczyzn. Od początku patrzył, jak mag dręczy swoją młodą ofiarę. Musiała mieć tylko jakieś szesnaście lat.
Z każdą następną minutą czuł do niej coraz większy szacunek. I coraz większą nienawiść do i tak znienawidzonego już władającego magią starca. Z każdą chwilą coraz gorzej znosił też widok cierpiącej dziewczyny.
Ciekawe kim ona jest, kim chciałaby zostać w przyszłości? Ciekawe jak potoczyłyby się jej losy, gdyby na jej drodze nie pojawiłby się ten starzec? Mężczyzna spojrzał na nią, leżącą na posadzce i chociaż wiedział, że nic to nie pomoże, próbował przesłać jej trochę swojej siły.
Wytrzymaj!
Spojrzał na nią.
Nie wstała, skuliła się bardziej.
- Chyba że się poddajesz?
- Poddać się! - syknęła, unosząc się na łokciach. - Kusząca perspektywa… Ale nie skorzystam - zerwała się ponownie i skoczyła mu do gardła… I znowu uderzyła o ziemię, tuż pod jedną z kolumn.
- Chyba jednak nie masz szans - rzucił jakieś zaklęcie, dziewczyna krzyknęła.
Zaśmiał się sucho.
Atra powoli uniosła głowę, spojrzała na Vexaisa błagalnie - więc jednak go widziała - po czym ugodziła zaklęciem w podstawę kolumny. Kolumna zachwiała się lekko.
Demon podjął decyzję.
To jedyne wyjście.
Z zabójczą prędkością wchłonął w chwiejącą się kolumnę. W jednej chwili łączenia z sufitem zaczęły pękać, kolumna z hukiem uderzyła w następną. Zderzenie było tak silne, że tamta również oderwała się od sufitu. Wtedy jednak Vexa już tam nie było. Podfrunął do maga i silnym ciosem posłał go na najbliższą ścianę. Nie czekając na efekt uciekł rzucając spojrzenie na przewracające się kolumny.
"Nie ma chwili do stracenia" - pomyślał mężczyzna i dał znać trzem innym stojącym w różnych kątach pomieszczenia.
Wszyscy nagle zrzucili z siebie płaszcze i odsłonili złote, lekkie zbroje. Szybko też wyciągnęli trzymane na plecach miecze.
Ciemnowłosy mężczyzna zacisnął lewą rękę w pięść, co było znakiem dla reszty, że postępują według planu.
Dwóch znajdujących się po jego prawej podbiegło od boków do przyciśniętego do ściany maga i wyciągnęło ku niemu swoje miecze. Trzeci, będący po lewej szybko stanął przed zaskoczonym starcem.
Mag szeroko otworzył oczy i podniósł się na nogi.
- A więc to prawda. Wy na prawdę istniejecie! - mówił drżącym głosem.
Mag zrobił kilka kroków do przodu. W jednej chwili ze strachu wpadł w furię.
- Najwyższa pora skończyć z Łowcami Magów! - krzyknął i wysunął otwartą dłoń przed siebie. W niecałą sekundę potem zbroja stojącego naprzeciwko niego mężczyzny zajaśniała pod wpływem zetknięcia z magią. Był to jednak jedyny efekt potężnego czaru. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i cofnął się o kilka kroków.
Wokół wszędzie waliły się kolumny. Zostało ich tylko kilka a już sufit zaczął pękać.
Mag spojrzał w górę, po czym znów wysunął przed siebie dłoń. Efekt był taki sam, jak poprzednio.
- Jak...!?! - dziwił się.
- Byłeś już świadkiem zbyt wielu śmierci. Czas, żebyś stawił czoła jeszcze jednej - mówił stojący naprzeciwko niego mężczyzna. - Twojej! - Uniósł miecz do góry, lecz mag szybko zablokował go odpowiednim zaklęciem.
Wszystkie kolumny opadły już na ziemię i gdzieniegdzie ze stropu zaczęły już sypać się niewielkie fragmenty.
"Mamy mało czasu" - myślał ciemnowłosy mężczyzna.
Stojący na wprost maga Łowca zrobił ponowny zamach, lecz i ten został odparowany. Mag nabierał pewności siebie.
Nie na długo. W tej samej chwili ktoś chwycił go za głowę i po gardle przejechał mu mały sztylet.
Czwarty Łowca, ten, który wydawał rozkazy upuścił martwe ciało i kiwnął głową do swoich towarzyszy.
- Musimy uciekać. - powiedział.
- Nie gadaj - uciął drugi i wszyscy zaczęli biec w stronę wyjścia.
Gdy już byli w drzwiach dowódca Łowców zatrzymał się.
- Co ty robisz? - krzyknęli niemal równocześnie.
- Uciekajcie! - młody ciemnowłosy mężczyzna zawrócił i podbiegł do jednej z przewróconych kolumn. Po drodze omal nie przygniótł go urwany fragment sufitu. Kiedy dobiegł na miejsce pochylił się nad kolumną i wyciągnął spod niej młodą dziewczynę.
Tym razem nie zginiesz.
Pięć minut potem zlany potem i obsypany pyłem i kurzem, trzymając dziewczynę na rękach wybiegł na zewnątrz.
Udało się!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Narnia.pl Strona Główna -> Stara Szafa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island